Jagoda Grondecka , 4 maja 2021

Fin de siècle pod Hindukuszem

Kabul, Afganistan, bazar na starym mieście, 19 sierpnia 2020 r., 123ducu, Getty Images

W przededniu wycofania wojsk USA pół Afganistanu jest w rękach talibów. Kto może i chce – wyjeżdża. Kto nie może, stara się przeżyć kolejny dzień. Kabul liczy zamachy bombowe i się boi. A najbardziej boją się kobiety – pisze dla Magazynu WP laureatka Złotego Pióra Amnesty International.

Oto #HIT2021. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.

Słoneczny dzień listopada. Czekam w nowo wynajętym domu w Kabulu. Inżynier Amin z firmy Afghan Telecom ma sprawdzić, czy da się w nim podłączyć internet, czyli połączyć korespondentkę ze światem. Z Aminem rozmawiał wcześniej mój chłopak. Mam zapytać przez drzwi, kto przyszedł, nie wpuszczać nikogo poza nim, zadzwonić, jak będzie w środku. Wreszcie gość się zjawia. Karnie odpytuję go przez bramę i wpuszczam. Staje na patio, rozgląda się teatralnie dookoła, po czym z trwogą woła:

A dlaczego tu nikogo nie ma?!”

Po chwili konsternacji i egzystencjalnej zadumy - przecież, do cholery, jestem - dociera do mnie prosta prawda: odtąd, jako kobieta, często będę cieszyć się statusem dziecka. Lub żadnym. A to i tak – w porównaniu z tym, co było do 2001 roku i co może wrócić – nieźle.

A był czas, kiedy w Afganistanie być kobietą to znaczyło mieć nadzieję.

LEPIEJ JUŻ BYŁO

Koniec XIX wieku. Afganki cieszą się swobodami, o których nasze polskie prababki mogą pomarzyć. "Żelazny emir" Abdur Rahman Khan jednoczy kraj po latach plemiennych walk, Polityczny bezwzględny despota podwyższa wiek zamążpójścia kobiet, znosi prawo nakazujące wdowie poślubienie najbliższego męskiego krewnego męża, opowiada się za prawem kobiet do rozwodu (w niektórych przypadkach) i dziedziczenia.

Linię polityczną ojca kontynuuje od 1901 r. jego syn Habibullah. Do Afganistanu docierają reformatorskie i nacjonalistyczne prądy, święcące w pierwszych dekadach XX wieku triumfy w Turcji, Iranie czy Egipcie. Do Kabulu z wygnania w osmańskiej Turcji wraca Mahmud Tarzi, intelektualista i reformator. Zakłada pismo Seradż al-Akhbar "Lampa wiadomości". Dwutygodnik ma całą rubrykę poświęconą kobietom, wspiera ich edukację i rozwój.

Królowa Afganistanu Soraya Tarzi - po lewej w oficjalnym stroju, po prawej - podczas wizyty w Berlinie

Źródło: Wikimedia Commons, Bundesarchiv, public domain

Swoje ideały Tarzi zaszczepia córkom. Jedna z nich, Soraya, zakochuje się z wzajemnością w następcy tronu, Amanullahu. który przejął tron po zamordowanym ojcu. Tak została królową Afganistanu i zagorzałą działaczką na rzecz praw kobiet. Nieformalny wpływ, jaki wywierała na męża, nie wystarcza. Soraya przekonuje męża, by powierzył jej stanowisko ministra edukacji i otwiera pierwszą w Kabulu szkołę dla dziewcząt. Nakłada obowiązek szkolny na wszystkich Afgańczyków, niezależnie od płci. Królowa we współpracy z magazynem Seradż al-Akhbar zakłada także pierwszą organizację Andżaman-e Himajat-e Niswan, działającą na rzecz praw kobiet.

Choć reformy Amanullaha spotkały się z oporem podburzonego przez Brytyjczyków kleru, a sam król zmuszony był abdykować i udać się na emigrację, w następnych dziesięcioleciach sytuacja kobiet wciąż miała się nieźle. Pod rządami Zahira Szacha aktywizowały się zawodowo, a w 1964 roku - a więc siedem lat przed Szwajcarkami - zyskały prawa wyborcze.

W latach 60. czy 70. po ulicach Kabulu przechadzają się w towarzystwie mężczyzn kobiety w strojach, jakich nie powstydziłyby się ich europejskie rówieśniczki. Afganistan jest liberalnym krajem.

Kobiety nosiły spódniczki mini czy bluzki bez rękawów. Noszenie hidżabu nie było obowiązkowe, moja matka nigdy nie nosiła chusty. Wszystko zaczęło zmieniać się na gorsze po rosyjskiej interwencji

- opowiada Horia Mosadiq, afgańska analityczka i działaczka na rzecz praw człowieka.

15 lutego 1989 r., po trwającej 10 lat wojnie, generał Borys Gromow jako ostatni radziecki żołnierz przekracza granicę z ZSRR na "Moście Przyjaźni" na granicznej rzece Amu-darii. Wspierani przez USA mudżahedini ruszają w bój o władzę. "Miłujący wolność bojownicy" - jak dowódca Sojuszu Północnego Ahmad Szach Masud - dokonują rzezi na tysiącach cywili, w tym kobietach i dzieciach, kolejne tysiące zmuszając do ucieczki z domów.

- Dyplomaci z ONZ czy Wielkiej Brytanii zachęcali mudżahedinów do walki z sowietami, mówiąc, że muszą walczyć, bo islam jest w niebezpieczeństwie. Promowali radykalizm w Afganistanie i Pakistanie, który wcześniej również był stosunkowo liberalnym państwem. A później, gdy wojna z ZSRR się skończyła, mudżahedini, mając pieniądze i wsparcie od zachodnich państw, szczególnie USA, zaczęli odbierać Afgankom ich prawa i wolności - opowiada Horia Mosadiq.

KABUL

Mieszkam w Kabulu od września 2020. Jako cudzoziemka cieszę się o wiele większą swobodą oraz - nie ma co ukrywać - większym szacunkiem mężczyzn niż Afganki. Ale na własnej skórze poczułam, jak trudno być kobietą w tutejszym społeczeństwie.

Gdy wynajmowałam dom, żaden agent nieruchomości ani właściciel nie chciał umawiać się z samotną kobietą. Gdy się to wreszcie udało, właściciel nalegał, bym zatrudniła strażnika. Nieco spanikowana wyjaśniłam na boku mojemu chłopakowi, że nie stać mnie na tego rodzaju ekstrawagancję, którą przy okazji uważam za głupią, więc to w ogóle nie wchodzi w grę. Cudem udało się przekonać właściciela argumentem “to jest dziennikarka, odważna kobieta, ciągle jest w niebezpieczeństwie”. Był jednak niezadowolony, że jego dom przechodzi w damskie ręce.

Pięcioletnie rządy talibów w latach 1996-2001 są gwoździem do trumny praw Afganek. Nie mogą uczyć się, pracować, zostały uwięzione w domach, pozbawione dostępu nawet do opieki medycznej czy prawa do czystej wody. Symbolem płciowego apartheidu staje się błękitna burka, więzienie Afganek. Oglądam na zdjęciach mojego przyjaciela jego matkę w kolejnych dekadach. Zmienia się szokująco. Jego ojciec z brodą – za talibów każdy mężczyzna musiał ją nosić – wygląda bardziej surowo i ponuro.

7 października 2001 r., dzień amerykańskiej interwencji w Afganistanie, miał być dla mieszkanek Kabulu, Heratu i Kandaharu, afgańskich miast i prowincji dniem wolności. "Nie będzie w Afganistanie pokoju bez przywrócenia praw kobietom" - mówił ówczesny sekretarz stanu USA Colin Powell. "Nie odejdziemy, tak jak świat zewnętrzny wielokrotnie wcześniej" – podbijał stawkę deklaracji brytyjski premier Tony Blair.

W 2003 roku do szkół chodzi mniej niż 10 proc. afgańskich dziewczynek. W 2017 ta liczba urosła do 33 proc. Oczekiwana długość życia kobiet wzrosła z 56 lat w 2001 roku do 66 lat w 2017 r., do czego bezpośrednio przyczyniło się zapewnienie wielu z nich dostępu do opieki zdrowotnej. W 2020 r. 21 proc. pracowników afgańskiej służby cywilnej stanowiły kobiety - w porównaniu do praktycznie zera w czasach reżimu talibów. Afganki stanowią też 27 proc. członków parlamentu (w tym miejscu warto odnotować, że w Polsce odsetek ten wynosi 28 proc.).

Kabul, Afganistan, 08.11.2020 r. 12-letnia Zamzama i inne dzieci z sierocińca \

Autor: Marcus Yam / Los Angeles Times

Źródło: Getty Images

Ale zmiany tracą impet. Maleje presja i szczodrość międzynarodowych donorów, bezpieczeństwo spada, rośnie liczba uchodźców wewnętrznych. Te zjawiska zawsze mocniej uderzają w kobiety i dziewczynki. Konflikt trwa, a talibowie odzyskują siłę.

- Spójrzmy prawdzie w oczy - prawa kobiet były dla Busha przykrywką dla interwencji militarnej i zdobyciem dla niej poparcia. Ta wojna nigdy nie miała z kobietami nic wspólnego. 10 września 2001 nikt nie był zaniepokojony sytuacją Afganek. Obrazek kobiet w burce został wykorzystany, żeby sprzedać podatnikom inwazję - komentuje Heather Barr z Human Rights Watch, która przez prawie 20 lat zajmowała się prawami kobiet w Afganistanie.

Tam, gdzie rządzą talibowie, sytuacja praw kobiet cofnęła się do stanu, który zastaliśmy na początku inwazji (Heather Barr, Human Rights Watch)

Kobiety na obszarach wiejskich zamiast poprawy sytuacji społecznej, ekonomicznej i politycznej od lat doświadczają skutków krwawych starć pomiędzy siłami bezpieczeństwa, talibami i lokalnymi milicjami. Bezpieczne nie są jednak także mieszkanki miast. Solą w oku radykałów i terrorystów są Afganki, które prowadzą karierę zawodową, często w stereotypowo "męskich" zawodach. Lub też takich, które wiążą się z publicznym pokazywaniem twarzy, a nawet użyczaniem swojego głosu, czyli pracą dziennikarki telewizyjnej czy radiowej.

W marcu w Dżalalabadzie na wschodzie kraju zginęły Mursal Wahidi, Sadia Sadat i Szahnaz Raofi, dziennikarki lokalnej stacji Enikass TV. W styczniu w Kabulu dokonano egzekucji Zakii Herawi i Qadrii Yasidi, sędzi Sądu Najwyższego. Życie straciła także aktywistka na rzecz praw kobiet Fereszteh Kohestani. Enikass TV zdecydowała się nie zatrudniać więcej kobiet. One same i ich rodziny coraz bardziej boją się wykonywania swojej pracy.

W 2020 r. w Afganistanie zginęło pięcioro dziennikarzy. W pierwszych dwóch miesiącach 2021 - również pięcioro.

Dżalalabad, Afganistan, 10.12.2020 r. Pogrzeb Malalai Maiwand, dziennikarki Enikass Radio & TV, zamordowanej w zamachu

Autor: Wali Sabawoon/Anadolu Agency

Źródło: Getty Images

- Chciałabym, żeby przemoc wobec kobiet w Afganistanie i to, co spotyka nas jako dziennikarki zostało nagłośnione, ale w związku z obecną sytuacją rodzina nie pozwala mi na kontaktowanie się z mediami - mówi dziennikarka Enikass TV, która pragnie zachować anonimowość (nazwisko do wiadomości redakcji).

- Żyję z traumą, odkąd podczas ataku na placu Zarbak (zamach w dyplomatycznej dzielnicy Kabulu w 2017 - przyp. JG) doświadczyłam pierwszego ataku paniki - mówi Nasrin Nawa, dziennikarka BBC Farsi. - Od tamtej pory każdego dnia mam natrętne myśli i strach przed kolejną eksplozją. Ale do tej pory obawiałam się zamachu, z którego można ujść z życiem. Planowane morderstwa to co innego. Jeśli cię wybiorą, to cię zabiją. To znacząco wpłynęło na moją pracę. Nie wychodzę już na zewnątrz, żeby nagrywać materiały o bieżących wydarzeniach. Przestałam nawet używać Twittera, żeby usunąć się z pola widzenia ekstremistów.

Zmieniło się nawet moje życie prywatne. Nie spotykam się już z przyjaciółmi tak często, jak kiedyś, a kiedy już wychodzę z domu, ciągle mam poczucie, że każda chwila może być moją ostatnią, że ktoś mnie śledzi, żeby móc zaplanować moje zabójstwo (Nasrin Nawa, BBC Farsi)

Sama większość czasu, kiedy nie wychodzę w celach zawodowych, spędzam w domu. Zagrożenie nie tylko zamachami terrorystycznymi, ale i tzw. pospolitą przestępczością jest zbyt wysokie, żeby chociażby spokojnie spacerować. Niewiele restauracji czy kawiarni może poszczycić się ochroną, która zapewni choć względne bezpieczeństwo. Jakiekolwiek podróże drogą lądową pomiędzy prowincjami są praktycznie niemożliwe, a co najmniej bardzo ryzykowne - większość głównych dróg kontrolują talibowie. W domu także trudno czuć się bezpiecznie, niemalże co noc słysząc strzały.

Mój dom należy do starych i takich, w których co tydzień coś się sypie. Na pierwszy ogień poszła instalacja elektryczna. Choć prąd kopał mnie m.in. gdy odkręcałam wodę lub próbowałam otworzyć bramę, koledzy uwierzyli mi na tyle, aby wezwać elektryka, gdy ściany pokopały malarzy. Jako kobieta muszę mieć bowiem wrodzone skłonności do przesady.

Pomoc nadchodzi, jest pan elektryk. Bardzo zrozumiałą perszczyzną wykładam mu, na czym moim zdaniem rzecz polega. Pan cierpliwie słucha mojej przemowy o kablach zero, kablach plus i przepięciach. Po czym bez słowa zwraca się do towarzyszących mi kolegów. Kiedy orientuje się, że niczego od nich nie wyciągnie… wychodzi na ulicę szukać sąsiada. Czyli jakiegokolwiek mężczyzny, który powie mu to samo, co ja. W istocie, po chwili sąsiad z domu obok już gmerał z nim przy bezpiecznikach. Oczywiście okazało się, że moja diagnoza była słuszna - tylko wypowiedziana przez nieodpowiednią osobę.

- Oczywiście, miałam myśli o wyjeździe z kraju, przynajmniej na parę miesięcy. Ale tu mam swoją pracę, źródło dochodu - Nasrin Nawa z BBC Farsi nie planuje emigrować. Poprosiła swoją redakcję o dodatkowe środki bezpieczeństwa i umożliwienie pracowania więcej z domu. Jej rodzina bardzo się martwi, ciągle ją przekonuje, by została w domu – i przeżyła.

Nasrin obserwuje negocjacje między rządem w Kabulu a talibami. Nie ma licznej reprezentacji - w skład delegacji wchodzą zaledwie trzy kobiety. Podczas ostatniego spotkania obecna była jedna. - Niestety wsparcie afgańskiego rządu dla praw kobiet zawsze było do pewnego stopnia fasadowe i interesowne, uzależnione przede wszystkim od donorów - komentuje Heather Barr. - W składzie każdej delegacji powinno ich być przynajmniej 50 proc. Zamiast nich jest tam jednak wielu mężczyzn, których poglądy na prawa kobiet nie odbiegają za bardzo od poglądów talibów.

Afganki odczuwają to na własnej skórze każdego dnia, kobiety przyjezdne też. Mimo cywilizacyjnych zmian, jakie zaszły w kraju przez ostatnie dwie dekady, afgańskie społeczeństwo pozostaje bardzo konserwatywne, a wobec kobiet - często zwyczajnie opresyjne.

"O, TY NAPRAWDĘ WIESZ RÓŻNE RZECZY"

Początek mojego pobytu w Kabulu. Mam dom, mam w nim prąd, czas na internet. W punkcie obsługi mojej firmy internetowej pan instruuje mnie, że router musi być podłączony do gniazdka, żeby działać.

Czasem nawet mężczyźni, którzy powinni mieć świadomość pewnych zjawisk, wykazują się podobną, zaprawioną uprzedzeniami ignorancją. - O, ty naprawdę wiesz rzeczy - ucieszył się - ale i wyraźnie zdziwił - pewnego wieczora znajomy, z którym przy piwie dyskutowałam o podobieństwach między szyizmem a chrześcijaństwem. Z dziecka awansowałam do niegroźnego dziwadła.

Przysłuchując się rozmowom młodych Afgańczyków słyszę, ile się jednak zmieniło – nie traci nadziei Heather Barr. – Młodzi dyskutują na tematy, które w 2007 czy 2010 roku nigdy nie pojawiłyby się w rozmowie, jak gender, molestowanie seksualne, molestowanie w sieci. Nadzieję dają mi te wszystkie niesamowite rzeczy, które Afganki zrobiły w ciągu ostatnich 25 lat - jak podziemne szkoły, które organizowały w czasach talibów.

- Dziś Afganistan jest podłączony do świata,łodzi ludzie mają smartfony z dostępem do internetu, widzą, jak wygląda życie w innych krajach. Są dynamiczni, wyedukowani, chcą władzy innej niż potomków warlordów, po którzy odziedziczyli mentalność swoich ojców - podkreśla Barr.

Moskwa, Rosja, 18.03.2021 r. Mułła Abdul Ghani Baradar (drugi od lewej, współzałożyciel ruchu talibów, podczas spotkania Rosji, Pakistanu, Chin, USA i Kataru ws. afgańskich rozmów pokojowych

Autor: Russian Foreign Ministry\TASS

Źródło: Getty Images

A propos ojców. Moja koleżanka, młoda prawniczka z Kabulu, regularnie kłóci się ze swoim ojcem o… pozwolenie na chodzenie na siłownię. Rzeczony ojciec upiera się, że siłownia to nie jest miejsce dla porządnych dziewczyn. Koleżanka dała sobie spokój z przekonywaniem go, że ludzie chodzą tam, żeby poprawić zdrowie i samopoczucie, a nie cudzołożyć. Nadal ćwiczy, ale już nie mówi o tym rodzicom, jedynie bratu - tak, żeby ktoś w rodzinie wiedział, gdzie jest, gdyby coś wydarzyło się w okolicy.

To nie przesadna ostrożność.

Na ulicach żebrzą dzieci. Jest ich tak dużo, że nawet najwrażliwsza osoba po kilku tygodniach się na to uodporni, choć dzieci żebrzące na ulicach to coś, z czym nie powinniśmy się pogodzić nigdy. Jeśli są nadmiernie natarczywe, budzi to uzasadniony niepokój. Jedna z taktyk zamachowców to wysłanie dziecka, które wali piąstkami w szybę i odwraca uwagę kierowcy i pasażerów, kiedy dorosły przyczepia do podwozia samochodu tzw. sticky bomb. [...] Paradoks bezpieczeństwa to sama kamizelka i hełm z napisem PRESS. Kiedy jadę w miejsce ataku, wiem, że jeśli nie założę kamizelki i coś niedaleko mnie wybuchnie (a częstą i znaną taktyką terrorystów jest odpalanie drugiego większego ładunku po pierwszym, gdy zjadą się już służby etc), jest duża szansa, że zginę od obrażeń. Z drugiej strony wiem też, że mieć PRESS na czole to jak narysować na nim tarczę strzelniczą. Pod tym względem czasy - i wojny - zmieniły się bardzo na niekorzyść dziennikrzy, jak zresztą wszystkich cywili. [...] Obcokrajowcy, których po 2001 roku przyjechało do Afganistanu wielu, wyjechali, a ci, którzy zostali, siedzą pozamykani w compoundach i ze względów bezpieczeństwa praktycznie ich nie opuszczają. Nawet wielu znanych mi freelancerów, którzy nie mają odgórnych restrykcji, nie opuszcza domu bez pilnej potrzeby (z bloga Jagody Grondeckiej).

Heather Barr: - Afgańskie społeczeństwo zmieniło się fundamentalnie w ciągu ostatnich 25 lat. Młodzi ludzie mają inne oczekiwania, a starsi inne poglądy, szczególnie na edukację. Kiedy w 2016 roku tworzyliśmy raport o edukacji dziewczynek, spodziewałam się usłyszeć, dlaczego ludzie nie popierają edukacji kobiet. Zamiast tego słyszałam głównie, czemu chcą posłać córki do szkoły, ale nie mogą.

Najpoważniejszą barierą w dostępie dziewcząt edukacji pozostaje oczywiście bezpieczeństwo. Rodzice nie są skorzy posyłać córek do odległych szkół, obawiając się, że mogą zostać napadnięte lub porwane po drodze, podobnie ze szkołami, które nie mają nawet własnego budynku (zamiast tego mieszczą się np. w namiotach), nie wspominając o solidnym ogrodzeniu.

[Dziś] do ataku doszło w centrum miasta, w godzinach szczytu. słyszę, że zaatakowana została m.in. szkoła dla dziewczynek. Przypomniało mi się, jak wiele osób powtarzało mi: zobaczysz, w tym mieście nie ma bezpieczeństwa, nigdzie. mama napisała: Jagoda, najlepiej to wracaj, widzisz, co się dzieje. znowu poczułam przywilej mojego paszportu, na który przecież nie zapracowałam, a który przecież pozwala mi uciec w każdej chwili, z dowolnego miejsca na świecie, do bezpiecznego domu (z bloga Jagody Grondeckiej).

- Społeczność międzynarodowa musi naciskać na rząd w Kabulu, żeby prawa kobiet zostały zabezpieczone, by kobiety miały większą reprezentację. By było ich więcej w ekipie negocjacyjnej, żeby pojawiły się tam ekspertki zajmujące się np. edukacją. Musimy nadal finansować kluczowe programy, jak opieka zdrowotna, edukacja. Budować schroniska dla kobiet. Nie możemy się teraz wycofać – mówi Heather Barr. I podsumowuje:

- Wiele rzeczy zrobiliśmy źle. Wchodzenie w sojusze z warlordami i opresyjnymi rządami, marnowanie pieniędzy na wielką skalę, stworzenie pola do korupcji. Przymykanie oczu na takie praktyki, jak tortury. Joe Biden został zapytany niedawno w wywiadzie, czy będzie czuł się odpowiedzialny, jeśli po wycofaniu się amerykańskich wojsk Afganistan się rozpadnie i odpowiedział, że nie. Elementarnie się myli. On jest za to odpowiedzialny, ja jestem i pani jest, bo to nasze rządy to zrobiły.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl