Fot. Jacek Domiński, East News
To nawet było dość mocne widowisko. Z odpowiednio gorącą dramaturgią, z przełomami akcji, z urozmaiconym castingiem (chociaż jednopłciowym).
Aktorzy też dwoili się i troili. Nawet na trzecim planie. Całkiem zdrowi politycznie ludzie w czasie wolnym pytali: "Czy będą wybory?", "Czy rząd upadł?", "Czy się dogadali?". W erze triumfujących seriali o taki efekt niełatwo. A Prezes dał radę przy pomocy Zbigniewa Ziobry z kolegami.
Spektakl się skończy, czas wrócić na ziemię
Nie rozumiem, dlaczego tylu ludzi dało się w to widowisko tak wkręcić, podobnie jak nie rozumiem, czemu sto razy więcej ludzi daje się wkręcić w oglądanie krykieta, nie mówiąc o Eurowizji.
Ale coś musi być w widowiskach, które nas nijak nie dotyczą, na które nie mamy wpływu i których wpływ na nas jest niezauważalny lub trudny do zobaczenia bez kosmicznej lunety. A tak było w przypadku tak zwanego kryzysu koalicji.
Nie dam się w to wkręcić. Nie wierzę w ani jedno słowo z niezliczonych podszeptów polityków próbujących wcisnąć nam objaśnienie, o co się pokłócili i jak się dogadali pod stołem.
Czy Zjednoczona Prawica podjęła już decyzję, jak podzielić dwa miliony szczepionek na grypę, które trafią do Polski. To pytanie wymaga odpowiedzi, bez względu na to, czy Jarosław Kaczyński będzie teraz wicepremierem, szarym posłem czy królem albo emerytem
Wiadomo, że żaden nam prawdy nie powie. A jak któryś coś mówi, to nie po to, żeby nas informować, tylko po to, żeby coś sobie załatwić. Nie warto tego słuchać ani tym bardziej powtarzać, bo to tylko ułatwia manipulowanie nami w nie naszym interesie.
Nie nasz cyrk i nie nasze małpy. Ale skoro już spektakl się skończył, to chciałbym przypomnieć, że rzeczywistość nie znikła i od ludzi, którzy na siebie wzięli ciężar odpowiedzialności za Polskę, w zamian za limuzyny, splendory i pensje oczekuję nie tylko barwnego spektaklu, ale też rozwiązywania problemów.
Czas zebrać się na odwagę
Po pierwsze chciałbym się dowiedzieć, czy Zjednoczona Prawica podjęła już decyzję, jak podzielić dwa miliony szczepionek na grypę, które trafią do Polski. To pytanie wymaga odpowiedzi, bez względu na to, czy Jarosław Kaczyński będzie teraz wicepremierem, szarym posłem czy królem albo emerytem.
Generalnie możliwości są dwie.
Albo władza umyje w tej sprawie ręce, będzie dalej trwała w bezczynności i szczepionki trafią do najsilniejszych (obrotnych, ustosunkowanych, bogatych), a dla najbardziej potrzebujących zabraknie, więc część z nich tej zimy umrze, bo nie przeżyją połączenia grypy i COVID-u.
Albo rząd zrobi to, co do niego należy, ustali kryteria, wedle których różne grupy osób potrzebujących będą kolejno miały prawo się zaszczepić, co pozwoli uniknąć jakiejś liczby niepotrzebnych śmierci lub bardzo ciężkich przebiegów choroby, która trwale okaleczy pacjentów.
Bezczynność jest oczywiście kusząca. Bo każda decyzja będzie kontrowersyjna i jakoś arbitralna.
Nawet jeżeli władza tym razem skorzysta z pomocy ekspertów, dużo więcej osób będzie niezadowolonych, niż wdzięcznych. Szczepionek jest bowiem kilkakrotnie mniej niż potrzebujących i chętnych. Uczciwość wymaga jednak, by życie i zdrowie współobywateli władza stawiała przed swoją popularnością.
Ale nie tylko doraźna odpowiedzialność przemawia zdecydowanie za tym, by Zjednoczona Prawica zebrała się na odwagę i przestała udawać, że problem nie istnieje.
Rzecz w tym, że problem szczepionek na grypę, które trzeba podzielić już teraz, to ważny poligon problemu szczepionek na COVID, z którym trzeba będzie się zmierzyć za kilka lub paręnaście miesięcy.
Wtedy stawka będzie jeszcze wyższa. Bo ryzyko śmierci na COVID jest w wielu grupach zdecydowanie większe od ryzyka śmierci w przypadku statystycznie nieporównanie rzadszego (choć teoretycznie dotyczącego większej grupy osób) ryzyka jednoczesnego złapania wirusów grypy i SARS, przed którym zabezpiecza szczepienie na grypę.
Nie trzeba szklanej kuli, żeby zdać sobie sprawę, że kiedy pojawi się szczepionka na "koronę", problem dostępu będzie jeszcze gorętszy. Bo epidemia narasta i dla wielu osób szczepienie będzie przepustką do życia albo przynajmniej do wyjścia z izolacji.
Teraz trzeba zebrać się na odwagę i politycznie, czyli w otwartej debacie, uzgodnić bardziej sprawiedliwe sposoby radzenia sobie z długiem
Trudno wyobrazić sobie, żeby i wtedy jakakolwiek władza mogła się odważyć na beztroskie lub tchórzliwe powierzenie losu milionów ludzi brutalnemu rynkowi. Zwłaszcza trudno jest sobie wyobrazić, by mogła to zrobić władza, która tyle mówi o sprawiedliwości społecznej, wspieraniu słabszych itp. A oczywiście nieporównanie łatwiej wtedy będzie wprowadzić moralnie i społecznie właściwe kryteria, jeśli się je stworzy i przetestuje teraz, czyli w zdecydowanie łatwiejszej sytuacji.
Jeśli jesienią władza nie poradzi sobie ze sprawiedliwym podziałem szczepionek na grypę, których brakuje, bo w kwietniu zabrakło jej wyobraźni, to tym bardziej wiosną nie będzie umiała sprawiedliwie podzielić szczepionki (lub szczepionek) na SARS.
Skoro więc władza, jak sama twierdzi, się poukładała, możemy oczekiwać, że zajmie się ratowaniem ludzi, a nie tylko ratowaniem posad, swoimi stołkami, obsesjami i fanaberiami.
A kto za to wszystko zapłaci?
Drugi dramatyczny problem, którym ta władza musi się teraz bardzo szybko zająć, dotyczy budżetu. Zieje z niego dziura nie do wytrzymania, o którą trudno kogokolwiek winić. Mogła być odrobinę mniejsza albo większa, ale to są detale.
Pod tym względem pandemia jest jak wojna światowa. Wszystkich dotyka i wszystkim rujnuje finanse. Na to nie ma rady. Ale potem trzeba zdecydować, kto za to zapłaci, a raczej, kto, w jakim stopniu zapłaci. A to - podobnie jak podział deficytowych szczepionek - wymaga politycznych decyzji podejmowanych przez władzę. Te decyzje też wymagają odwagi.
Na razie rząd robi wszystko, co może, by tego tematu unikać. Mówi o nowelizacji budżetu, udając, że chodzi o jakieś techniczno-księgowe korekty i że robi to, co wiele rządów przed nim. Chociaż powinien otworzyć publiczną debatę o tym, jak rozłożyć wielomiliardowe koszty kryzysu sanitarnego. Bo one nie znikną i podobnie jak wirus, jeśli rząd nic nie zrobi, mogą być mordercze dla słabszych.
To też jest trudna rozmowa, bo każdy chce, by inni za ten kryzys płacili - podobnie jak każdy chce by to dla innych zabrakło szczepionki. Ale bez czytelnych kryteriów - również jak w przypadku szczepionek - najwięcej zapłacą najsłabsi. I na razie płacą, bo to ich najbardziej dotyka inflacja, której PiS używa, by zmniejszyć zadłużenie budżetu i zwiększyć dochody.
Skoro rząd jakoś uporał się z sobą, to może znajdzie czas, by z nami o tym poważnie porozmawiać.
Inflacja jest podatkiem nałożonym przede wszystkim na biednych - czyli najbardziej niesprawiedliwym z możliwych, ale politycznie łatwym, bo go nie trzeba uchwalać, wystarczy drukować pieniądze i wpuszczać je na rynek.
Żarty się kończą. Bal minął. Władza musi zająć się rzeczywistością. Jeśli teraz nie weźmie się do uczciwej pracy, żadna bezkarnościowa ustawa i żadna abolicja nie uchroni tej władzy przed odpowiedzialnością i karą
Podobnie przerzucanie kosztów na samorządy i cięcie ich dochodów plasterek po plasterku. Tu też płacą słabsi, bo to samorządy finansują opiekę społeczną, a w dużym stopniu również oświatę, komunikację publiczną, lokalną kulturę i ochronę zdrowia. Korzystają z nich przede wszystkim słabsi i oni głównie tracą, gdy rząd zmusza samorządy do gwałtownego ograniczania wydatków.
W kryzysowej panice to było jakoś usprawiedliwione. Teraz trzeba zebrać się na odwagę i politycznie, czyli w otwartej debacie, uzgodnić bardziej sprawiedliwe sposoby radzenia sobie z długiem.
To oczywiście oznacza, nie tylko ograniczenie rozmaitych wydatków, ale też wyższe i nowe podatki. Dla niektórych zdecydowanie wyższe. A dla innych nieznacznie albo nawet niższe. Nie koniecznie od razu, ale w perspektywie miesięcy lub lat.
To będzie bolało. Innego wyjścia nie ma. Ale trzeba ten ból rozłożyć, na ile się da sprawiedliwie i zgodnie - czyli w wyniku otwartej dyskusji i czytelnych kryteriów. To jest odpowiedzialność władzy - czyli teraz ponownie zjednoczonej Zjednoczonej Prawicy. Dopóki ona rządzi, nikt z niej tego ciężaru nie zdejmie. To jej sumienie obciążają nie tylko decyzje działania, ale też zaniechania.
Z miesiąca na miesiąc i z tygodnia na tydzień, każda śmierć i każde cierpienie coraz bardziej obciąża Kaczyńskiego, Morawieckiego, Ziobrę, Dudę, Gowina, bo coraz bardziej wynika z tego, co oni zrobili lub czego nie zrobili.
Nie uchylą się przed tą odpowiedzialnością, zwalając na poprzedników lub los ani nie zasłonią się przed nią, urządzając spektakle, wyszukując wrogów i wywołując kolejne kryzysy.
Żarty się kończą. Bal minął. Władza musi zająć się rzeczywistością. Jeśli teraz nie weźmie się do uczciwej pracy, żadna bezkarnościowa ustawa i żadna abolicja nie uchroni tej władzy przed odpowiedzialnością i karą.
Władza, która zajmuje się tylko walką o władzę, zawsze kończy marnie.