Kornik drukarz. Ten malutki owad potrafi wyrządzić wiele szkód w lasach - i w polityce państwa, Photo Ambor/ullstein bild, Getty Images
Michał Książek: Czy masowy pojaw kornika drukarza w Puszczy, czyli tzw. "gradację", można było zwalczyć poprzez wycinanie zaatakowanych świerków?
Prof. Jerzy M. Gutowski: To zupełnie niemożliwe. Niezależnie od tego, co mówią leśnicy i jak zaklinają rzeczywistość. Splot warunków meteorologicznych był taki, że ona musiała przyjść. I nie ma na świecie dowodu na to, że można było ją zwalczyć wycinką. Są jedynie badania, które mówią, że w przypadku wycięcia 80% zajętych przez kornika świerków - i to w początkach gradacji - można jakoś wpłynąć na jej przebieg. W Puszczy to niemożliwe.
Jak to? Znajomy leśniczy mówi, że opanował kornika przez wycinkę drzew trocinkowych, czyli tych zaatakowanych.
Jeżeli nie ma w lesie rezerwatów i starych świerczyn, to mogę sobie to wyobrazić. Natomiast w Puszczy Białowieskiej wycięcie wszystkich trocinkowych świerków jest niemożliwe, ponieważ rezerwatów mamy tysiące hektarów, a do tego Białowieski Park Narodowy – a w tych miejscach się nie wycina. I stamtąd chrząszcz migruje do lasów gospodarczych Puszczy. Również z jej białoruskiej części, gdzie na tysiącach hektarów także nie usuwa się drzew trocinkowych. Poza tym w tych gospodarczych też nie da się ich wszystkich znaleźć.
Zaraz, zaraz - leśnicy mówią, że poprzednie gradacje kończyły się właśnie dlatego, że cięto!
Przykro mi, ale to nieprawda.
Słucham?
Nieprawda. I zaklinanie rzeczywistości.
Czyli gradacja jest jak katar, który leczony czy nie, trwa sobie ile chce?
Tak można powiedzieć, jeżeli chodzi o tak zróżnicowany obszar jak Puszcza. Jedyny argument za cięciem jest taki, żeby w jakimś stopniu wykorzystać surowiec, np. na potrzeby lokalnej społeczności. Drugi argument to miejsca pracy. Ale bezrobocia raczej tu nie ma, skoro trudno znaleźć pracowników. Jednak najbardziej absurdalny jest argument, jakoby cięcia służyły ochronie przyrody (śmiech). To jest właśnie niszczenie przyrody!
To kornik niszczy – mówią leśnicy. I telewizja. Jak pan to wytłumaczy telewidzom?
Pamiętajmy, że to Puszcza Białowieska, jedyny obiekt w strefie lasów liściastych i mieszanych na półkuli północnej tak dobrze zachowany i zbliżony do naturalnego. A miejscami naturalny. W takim lesie to nie ochrona świerka, pospolitego gatunku, nie ochrona surowca czy nawet bioróżnorodności jest najważniejsza, a procesów. Jedyne takie miejsce, gdzie możemy te procesy obserwować, chronić i uczyć się prawidłowości, jakie występują w przyrodzie w nowych warunkach klimatycznych. A potem wykorzystywać tę wiedzę w praktyce gospodarki leśnej.
Procesy zamiast desek? A co to za procesy?
Wiele, nieobecnych już w większości lasów Europy. Na przykład powtarzające się cyklicznie masowe pojawy motyli miernikowców, w ślad za nimi chrząszczy, które je zjadają, a dalej ptaków, które dzięki obfitości gąsienic mają sukces lęgowy i drapieżników, które polują na owe ptaki. Zasiedlanie osłabionych świerków przez kornika i kolejne po nim gatunki bezkręgowców, to inny przykład ważnego procesu. W takim drzewie po korniku samych tylko rzadkich i bardzo rzadkich chrząszczy naliczyłem około stu gatunków. W tym rzadkości, które w Polsce występują tylko tutaj.
Takie rzeczy telewidzów nie obchodzą. Proszę o dowód, że wycinka nie działa.
Chociażby to, że gradacje wracają, coraz częściej. I fakt, że niezależnie od wycinania, trwają mniej więcej tyle samo: 4-6 lat. Co ciekawe, kończą się mniej więcej w tym samym okresie, co gradacje w obszarach chronionych, gdzie nikt nie tnie. Ostatnia gradacja trwa dłużej z powodu suszy, której nikt nie mógł przewidzieć. Nie bez znaczenia są huragany, których mieliśmy dużo w ostatnich czasach. Takie wywrócone czy osłabione drzewa chętnie zasiedla kornik.
Można oglądać je na obrazach Iwana Szyszkina, XIX-wiecznego rosyjskiego malarza-pejzażysty.
Szyszkin przyjechał do Białowieży na życzenie cara Aleksandra III. Malował Puszczę. Jeden z jego obrazów przedstawia właśnie uszkodzoną starą świerczynę, z omszonymi, rozkładającymi się pniami, które wcześniej zapewne były domem kornika drukarza i całej rzeszy innych owadów.
Ale fakt, że Szyszkin malował drzewa trocinkowe, to nie powód, by nie ciąć.
Nawet ortodoksyjni leśnicy, jak ś.p. prof. Zenon Capecki, zgodziliby się z tym, że cięcia nie zatrzymają gradacji. Capecki pisał, że wycinanie drzew nie skróci gradacji, co najwyżej może zmniejszyć tempo wydzielania się drzew.
Wydzielania?
Zamierania tych drzew, które i tak miały umrzeć. W rzadkich sytuacjach, jak ta u pańskiego kolegi, można to w pewnym stopniu opanować. W Puszczy to niemożliwe.
A ponoć w Puszczy Augustowskiej udało się opanować kornika.
Kto tak powiedział?
Znajomy handlarz harvesterów.
(Śmiech) Ja mam inne źródła, np. publikację dra Jacka Łozińskiego. W Wigierskim Parku Narodowym w czasie gradacji w jednym z rezerwatów nie robiono nic, by zapobiec kornikowi, zaś w sąsiednim lesie walczono klasycznie: wycinka drzew trocinkowych, wywózka bądź ich korowanie czyli po prostu usuwanie kory, wykładanie pułapek. Po latach rezerwat wyglądał z pozoru niekorzystnie: dużo powalonych i martwych drzew, rude kępy koron. Zaś las gospodarczy był zielony, bo uprzątnięty. Co się okazało, gdy porównano pomiary? Z lasu gospodarczego wywieziono więcej drewna, niż zamarło w rezerwacie. Czyli walka z kornikiem nic nie dała. Jeśli byłaby skuteczna, wywieziono by mniej.
Czyli jak wytną las, to ogłaszają, że jest już zdrowy.
Kornik to szkodnik wtórny. Żeby mógł zająć większe obszary, musi wystąpić splot czynników - brak wody, susza glebowa. Wówczas osłabione świerki nie mają sił się przed nim bronić. W normalnych warunkach zalewają wgryzające się korniki żywicą. Szkoda, że mało uwagi poświęcamy małej retencji, która mogłaby choć lokalnie poprawić warunki wodne w Puszczy.
Harvester nie podniesie poziomu wody? W Polsce pracuje ich już około 500.
(śmiech) Na zrębie zupełnym, po wycięciu drzew, może dojść do zabagnienia, ale nie o to chodzi. W puszczy Białowieskiej kornika trzeba po prostu przeczekać.
Chce pan, żeby świerk wyginął?!
Nie wyginie! Kornik drukarz atakuje przede wszystkim starsze drzewa, o grubości kory minimum 2,5 mm. Zupełnie młodych nie atakuje. Wskutek ocieplenia klimatu świerk wycofa się na stanowiska bardziej wilgotne i uboższe, na tych żyźniejszych będą dominować lasy liściaste. Obecny, nadmierny udział świerka w Puszczy wynika w znacznym stopniu z winy człowieka. Przewiduje się, że zaledwie około 10% jego udziału to naturalny stan dla Puszczy Białowieskiej, zgodny z siedliskami i aktualnym klimatem.
Maszyny cięły głównie drzewa suche, bez kornika.
To kolejny dowód, że nie chodziło o walkę z kornikiem, tylko o surowiec. Przy okazji wycięto stanowiska życia naturalnych wrogów drukarza. Kusakowatych, przekrasków, nicieni, muchówek, błonkówek, które są jego drapieżcami i pasożytami, a rozwijają się właśnie w drzewach, które on zabił. Ich rozwój następuje w następnym roku czy latach po jego pojawie. Dlatego zazwyczaj, kiedy nie ma suszy, mamy tak duże namnażanie się naturalnych wrogów, że poprzez wewnętrzny opór gradacja załamuje się.
Czyli czynniki oporu środowiska, które mogły powstrzymać gradację, zostały wycięte i wywiezione?
Tak. Przy okazji wywieziono też wyjątkowo rzadkie gatunki, które w większości lasów Europy i Polski wyginęły lub giną, a w Puszczy znalazły ostatnie schronienie.
Dlaczego rzadkie owady wyginęły w polskich lasach?
Wskutek intensywnej gospodarki leśnej w przeszłości. Większość naszych lasów to lasy wtórne, wycinane już w wieku 80-100 lat, i czyszczone z martwego drewna. Nie zachowała się ciągłość występowania zamierających drzew i martwego drewna, przez co owadzie rzadkości nie mogły się rozmnażać. W większości wyginęły.
Ile gatunków straciliśmy?
Myślę, że nawet setki. Nikt tego nie badał. Nie można już sprawdzić, co wyginęło w przypadku tak małych organizmów jak owady. Nie wiemy.
Jak przykładowo gospodarka leśna może szkodzić przyrodzie?
Wraz ze świerkami wywożono np. zgniotka cynobrowego, który w Europie jest skrajnie rzadki, podobnie jak w zachodniej i centralnej Polsce. Jeszcze rzadszy jest ponurek Schneidera, również zagrożony wywózką świerków (choć preferuje sosnę). Ostał się na Pogórzu Przemyskim, w Puszczy Augustowskiej, w Knyszyńskiej. W Świętokrzyskiej niewidziany od lat. Ale są i dużo rzadsze gatunki jak Bius thoracicus, który w Puszczy Białowieskiej ma jedyne miejsce występowania w Polsce. Mógł być w każdym z tych wywiezionych świerków.
Nie ma polskiej nazwy?
A po co mnożyć byty?
Łatwiej byłoby go chronić. Gdyby go nazwać np. "Obóz dla Puszczy".
(Śmiech) Są inne rzadkości, jak rozmiazg kolweński, konarek tajgowy, zagłębek bruzdkowany czy pilnicznik fiołkowy. Choć ten ostatni już chyba wyginął. Ich obecność świadczy o ciągłości Puszczy od czasów przedhistorycznych. To tak zwane relikty puszczańskie, czyli gatunki, które niegdyś występowały szeroko, ale wskutek gospodarki ich areał zmniejszał się, aż zostały na kilku, czasem jednej wyspie. Jak w Puszczy właśnie. Takie miejsce nazywa się refugium. Jest przechowalnią gatunków, do czasu aż zaczniemy je chronić i będą mogły się rozprzestrzeniać.
Czy można na tym zarobić?
Ależ już się to dzieje. Niedawno Szwedzi kupili od nas 90 koziorogów dęboszy, na potrzeby wzmocnienia własnej populacji i naturalizacji dąbrów zmienionych przez gospodarkę. Zapłacili około 90 tys. złotych. Oczywiście odłów trwał przez kilka lat, z bogatej populacji rogalińskiej, za pozwoleniem ministerstwa.
Jeden robak może kosztować 1000 zł?
Może więcej, zapłacili pierwszą wymienioną sumę. Ale nie handel powinien być powodem ochrony przyrody.
A co?
Świadomość, że udało nam się zachować coś niezwykle cennego i zagrożonego. Ja mówię o tym na przykładzie owadów, botanik czy ornitolog podałby inne argumenty. Zatem pilnicznik żyje, czy raczej żył, w dziuplach dębów, ale nie byle jakich. Muszą być umieszczone u podstawy pnia, koniecznie z podsiąkiem wody od dołu. A jednocześnie nasłonecznione. Takich miejsc jest mało w lasach, dlatego wymarł.
Drzewa dziuplaste leśnicy wycinają.
Powinniśmy się tym chlubić, nie wywozić. Te rzadkości to są skarby polskiej nauki i kultury. Ale mogą też przynosić pieniądze, ponieważ są na świecie naukowcy i studenci gotowi płacić za wycieczkę entomologiczną, w ramach której zobaczą rozmiazga czy ponurka. To mogą być kolejne atrakcyjne gatunki po żubrze, wilkach, dzięciołach. Są już nawet projekty takich tras entomologicznych.
Dzięki tej opowieści widzimy, jak wyglądał polski las historyczny. Był rudy, połamany i gnił. Miał różne rodzaje dziupli. Jak mówić ludziom, że las to nie zielony ogródek?
Martwe drewno w różnych fazach rozkładu to miejsce życia licznych gatunków bezkręgowców i innych organizmów. Nie wiemy jaki element takiego lasu może się przydać ludzkości. Pewnym obrazem może być penicylina, poznana dzięki pleśni, czyli zgniliźnie. Badane są substancje czynne zawarte w hubach. Niektóre z nich mogą być skuteczne w leczeniu nowotworów. Można też mówić o owadach, jak majka lekarska, która zawiera kantarydynę, wykorzystywanych w przemyśle farmaceutycznym. Nie zapominajmy też o jedwabnikach, pszczołach, czerwcu polskim etc.
Czyli puszcza jako bank substancji biochemicznych i genotypów.
Ale też jako las modelowy, wprost "z przeszłości". Bo o tym, co straciliśmy w pozostałych naszych lasach, możemy dowiadywać się właśnie tutaj. W ostatnich latach odkryłem tu trzy nowe dla Polski gatunki chrząszczy.
A czym pan się teraz zajmuje?
Kiedyś badałem ekologię kornika drukarza i jego znaczenie dla lasu. Teraz zajmuję się monitoringiem owadów. Badam też wpływ przyziemnych pożarów w lesie na chrząszcze i zjawisko forezy – przenoszenie roztoczy przez niektóre gatunki chrząszczy. No i testuję różne rodzaje pułapek na gatunki mogące być szkodnikami inwazyjnymi.
Badania wymagają niemałych środków.
Finansowanie części badań zależy od decydentów, którym moje poglądy na funkcjonowanie ekosystemów leśnych, a zwłaszcza Puszczy Białowieskiej, nie odpowiadają. Od lat mam ograniczone możliwości w zdobywaniu grantów. Ale daję radę, bo to pasja.
Niektórzy wolą pensję od pasji.
Jeśli mamy zapewnione podstawowe potrzeby, liczy się tylko pasja.
Prof. Jerzy M. Gutowski. Od 40 lat bada owady Puszczy Białowieskiej jako pracownik Instytutu Badawczego Leśnictwa w Białowieży. Znawca owadów związanych z lasami naturalnymi, koordynował też badania nad kornikiem drukarzem. Zajmuje się entomologią, ekologią lasu i ochroną przyrody.
Michał Książek (ur. 1978) pochodzi z Oraczewa koło Sieradza. Absolwent leśnictwa na SGGW w Warszawie, autor czterech książek. Publikował m.in. w "Polityce", "Lesie Polskim" i w "Twórczości".