iStock.com
Klaudia Stabach: Widząc cię w pierwszej chwili, można pomyśleć, że jesteś chorym, nieszczęśliwym człowiekiem.
Łukasz Kaznowski: Tak, bo ludzie z góry zakładają, że jak jest jakiś paraliż (w moim przypadku wiotkie mięśnie), to powinno się leżeć przykutym do łóżka i oglądać telewizję. Ja jestem przykładem tego, że bariery i ograniczenia są jedynie w naszych głowach. Często jestem przerzucany jak worek kartofli, ale nie przejmuję się tym.
Od dawna jesteś na wózku?
Od 7. miesiąca życia cierpię na rdzeniowy zanik mięśni, przez co jestem wyjątkowo słaby i zdany na pomoc innych. Jedynie prawą rękę mam na tyle silną, że potrafię napić się ze szklanki czy operować telefonem.
Widok niepełnosprawnego w kawiarni czy na uczelni nikogo nie dziwi, ale już na parkiecie w klubie to niecodzienność. Jak ludzie reagują?
Raz czy dwa razy spotkałem w klubie osobę, która też była na wózku, więc zdaję sobie sprawę z tego, że mój widok przyciąga uwagę. Ludzie są zaskoczeni, ale jednocześnie mówią mi, że są pod wrażeniem. Praktycznie na każdej imprezie ktoś podchodzi do mnie, przybija piątkę i chce chwilę pogadać. Raczej nie spotkały mnie nieprzyjemne sytuacje.
Ochrona bez problemu wpuszcza cię do środka? Przecież większość z tych miejsc nie jest dostosowana do potrzeb niepełnosprawnych.
Ochroniarze przecierają oczy ze zdumienia, ale z reguły nie dosyć, że wpuszczają, to jeszcze oferują swoją pomoc. Niejeden raz któryś z nich brał mnie na ręce i wnosił po schodach. Poza tym jestem w towarzystwie znajomych, którzy wiedzą, jak się ze mną obchodzić, i kombinują co zrobić, żeby udało mi się wejść do środka.
Na imprezach nie jest spokojnie, dzieją się różne sytuacje. Zawsze bezpiecznie kończysz zabawę?
Podczas techno imprezy w Sopocie jakiś zakręcony facet, prawdopodobnie pod wpływem narkotyków, złapał mnie za ręce i prawie ściągnął z wózka. Już wisiałem nad ziemią i czułem, że zaraz wyląduję na parkiecie, ale koledzy w ostatniej chwili podbiegli i mnie złapali.
Ciekawi mnie, czy sam też brałeś.
Tak, przez pewien okres nie wyobrażałem sobie imprezy bez łyknięcia ekstazy. W moim przypadku chodziło nie tylko o to, żeby mieć odlot, ale żeby nie musieć martwić się potrzebą skorzystania co pięć minut z toalety. Pijąc alkohol wiadomo, że częściej trzeba się wypróżnić. To takie szczegóły, o których nie do końca chce się opowiadać, ale one wiele wyjaśniają.
Podrywasz dziewczyny na parkiecie?
Może zabrzmię jak jakiś Casanova, ale ja nigdy pierwszy nie zagaduję. To one do mnie podchodzą. Myślę, że to dla nich niecodziennie zjawisko, więc pewnie dlatego chcą chwilę potańczyć obok mnie i sprawić mi przyjemność.
Prowadzisz bardzo bujne życie towarzyskie. Seks też zalicza się do tego?
Tak. Uwielbiam seks i nie wyobrażam sobie życia bez tego. Co prawda nie jestem w stałym związku, ale od 10 lat regularnie współżyję, co najmniej dwa razy w miesiącu. Mój pierwszy raz był z prostytutką w Amsterdamie. Po powrocie do Polski stwierdziłem, że wybiorę się do jakiejś agencji towarzyskiej, no i tak to się zaczęło.
Jak te wypady do agencji wyglądają od strony technicznej? Ktoś ci pomaga?
Zawsze wożą mnie koledzy, którzy pomagają mi wjechać do środka, a później przerzucają mnie na łóżko i wychodzą zaczekać na zewnątrz. Po wszystkim dzwonię po nich, żeby przyszli mnie ubrać i wyprowadzić.
Jak prostytutki reagują na twój widok?
Dla wielu z nich jest to stresowa sytuacja, bo jednak jestem dosyć nietypowym klientem. W pierwszej chwili nie wiedzą, na ile jestem sprawny, jeżeli chodzi o współżycie, więc obawiają się, żeby np. nie wyrządzić mi krzywdy.
Ile było tych kobiet?
Szczerze? Nie mam pojęcia. Po kilkudziesięciu przestałem liczyć.
Nie odmówiła ci żadna?
To były jakieś pojedyncze przypadki. Biorąc pod uwagę to, jak wiele razy już skorzystałem z tego rodzaju usług, sytuacje, w których mi odmówiono, stanową niewielki odsetek.
Jak ty je postrzegasz?
Nie mogę powiedzieć, że cała ta branża jest super, jednak poznałem w tym środowisku wiele kobiet, które uważam za wspaniałe. Traktowały mnie jak zdrowego faceta i dzięki temu sprawiały, że zapominałem o swojej niepełnosprawności. W Polsce prostytucja to temat tabu, który jest uważany za jedno wielkie zło, ale ja to inaczej postrzegam. Dla mnie to są kobiety, które mi pomagają i sprawiają, że pomimo mojej niepełnosprawności, w kwestii seksu też mogę być szczęśliwy.
Cały czas korzystasz z jednej agencji?
Nie, kilka razy zmieniłem miejsca i to z różnych powodów. W pierwszej agencji, do której jeździłem, spotkałem wiele fajnych dziewczyn, ale wejście do środka było tragiczne. Mieściła się w starej kamienicy bez windy i koledzy za każdym razem musieli wnosić mnie na rękach. Z kolei np. w innej trafiłem na dziewczyny, które mi nie odpowiadały. Zresztą po kilku latach przerzuciłem się na tzw. prywatne ustawki. Obecnie umawiam się z dziewczynami za pośrednictwem forum internetowego i przyjeżdżam do ich mieszkania. To taka trochę pseudorandka, bo nie idę w miejsce, gdzie cały czas przewijają się różni ludzie – właściciele, ochrona, inne dziewczyny, tylko jestem sam na sam z tą kobietą. Jest lepsza atmosfera. Reszta zasad jest taka sama jak w agencjach, przychodzę i mam swój czas, za który płacę.
Zakochałeś się w którejś z nich?
Zakochać to raczej nie, ale była taka jedna, do której silnie mnie ciągnęło i zaczynało iskrzyć z mojej strony. Aczkolwiek od początku wiedziałem, że z jej strony nie ma szans na coś więcej, więc uznałem, że dla własnego dobra trzeba zakończyć wizyty. To było kilka lat temu i teraz zdaję sobie sprawę, że uczestnicząc w tego typu świecie należy wyznaczać sobie granice i kontrolować emocje, żeby się nie przywiązać. Dzisiaj potrafię korzystać z ich usług i jednocześnie utrzymywać kumpelskie relacje. Z wieloma mam stały kontakt telefoniczny, zwierzamy się sobie. Z jedną czasem spotykam się u siebie w domu, a nawet wychodzimy gdzieś w miasto. Doceniam to, że nie tylko biorą ode mnie pieniądze za seks, ale też zupełnie bezinteresownie i dobrowolnie poświęcają mi swój czas poza godzinami pracy.
Zacząłeś chodzić do agencji już jako 18-latek. Rodzice o tym wiedzieli?
Na początku nie byłem tak bardzo otwarty w tym temacie i nie rozgłaszałem tego na prawo i lewo, ale rodzice na pewno domyślali się, że jeżdżę na dziewczyny. Po pewnym czasie przeprowadziliśmy kilka rozmów na ten temat i obecnie oni doskonale wiedzą, że to robię. Moi rodzice są bardzo wyrozumiali, chcą dla mnie jak najlepiej i cieszą się, że mogę tak samo jaki inni korzystać z życia.
Imprezy, koncerty i dziewczyny to spora część twojego życia. Jest coś poza tym?
No pewnie! Dobrze, że o to pytasz, bo jak na razie to rozmawiamy tylko o rozrywkach, a ja wbrew pozorom poważnie podchodzę do swojego życia. Będąc w szkole podstawowej, nauka niekoniecznie była moją pasją i często wykorzystywałem swoją niepełnosprawność, żeby dostać lepszą ocenę. Chodziłem, bo nie miałem wyboru. Jednak w liceum zrozumiałem, że bez matury będę nikim w życiu, szczególnie w mojej sytuacji. Zabrałem się do roboty, zdałem egzamin dojrzałości i poszedłem na studia. Mój wybór padł na dziennikarstwo internetowe. Jeszcze w liceum nawiązałem współpracę z portalem poświęconym koszykówce, która jest moją ogromną pasją, dlatego stwierdziłem, że ten kierunek będzie najlepszy dla mnie. Na uczelni łatwo nie było, ale wtedy już tak ostro nie imprezowałem i potrafiłem skupić się na nauce. Skończyłem ją i obroniłem tytuł magistra. Co więcej, uważam, że te studia naprawdę dobrze mnie przygotowały, czego najlepszym przykładem jest moja biografia "Luzak na kółkach". Ostatni rok poświęciłem na pisanie tej książki.
Wiele osób, będąc na twoim miejscu, narzekałoby na los i odizolowało się od społeczeństwa. Nie miałeś takiego okresu w swoim życiu?
Na pewno były takie momenty, gdy byłem zdołowany, ale to były krótkie epizody. Nie mam powodów, żeby się smucić, w moim życiu cały czas coś się dzieje. Cały czas jestem otoczony ludźmi, mam wspaniałych znajomych i kochającą rodzinę. Byłbym nie w porządku wobec nich, gdybym narzekał, bo oni starają się, żebym miał jak najlepiej w życiu. W Polsce osoby niepełnosprawne często są odseparowywane od społeczeństwa i przez to później tak ciężko się im żyje. Robi się z nich ofiary losu i oni automatycznie sami siebie tak postrzegają. Moi rodzice od samego początku zapisywali mnie do szkół, gdzie chodziły zdrowie dzieci, i dzięki temu ja dorastałem w takim samym środowisku jak one.
Rówieśnicy byli tak samo otwarci wobec ciebie, jak ty wobec nich?
Na początku zagadywali z czystej ciekawości, żeby zobaczyć jaki jestem, a że ja zawsze chętnie z każdym pogadam i pożartuję, no to szybko przekonywali się do mnie. Czułem się jak jeden z nich, spędzaliśmy czas na przerwach i wspólnie się wygłupialiśmy czy nawet graliśmy w koszykówkę.
Ćwiczyłeś na WF-ie? Jak to jest możliwe?
Wszystko jest możliwe. Wiadomo, że nie rzucałem do kosza, ale wjeżdżałem na boisko i przeszkadzałem drużynie przeciwnej. Zajeżdżałem im drogę albo popychałem wózkiem. Całkiem dobrze mi to szło, więc po pierwsze ludzie chcieli ze mną grać, a po drugie zawsze był niezły ubaw podczas meczów. Nieraz zdarzyło mi się oberwać piłką, ale dzięki temu czułem, że nic mnie nie omija i jestem taki sam jak oni.
Czy dla ciebie są jakieś rzeczy niemożliwe do zrobienia?
Nie zastanawiam się nad tym, bo zawsze podchodzę do wyzwań z nastawieniem, że wszystko się uda. Albo życie bawi się tobą, albo ty bawisz się nim.