Joanna Kocik , 22 marca 2019

Mamusię wzięli w łapki

123rf, 123RF

Kochana mamo. Wiem, że po tym, co się stało, już nigdy nie pójdziesz do szpitala. Że jeśli jeszcze raz zachorujesz na zapalenie płuc, to umrzesz.

Był 7 lipca, sobota, upalne łódzkie lato, w powietrzu kurz i zapowiedź deszczu. Poczułaś się źle, bolało tam, gdzie bije serce. Poprosiłaś o stetoskop, przyłożyłam ci go do piersi. Tak jak ty setki razy przykładałaś go do piersi swoich pacjentów. Powiedziałaś: córeńko, mam zapalenie płuc.

Przez weekend się pogorszyło, w poniedziałek zadzwoniłam po pogotowie. Pojechaliśmy do szpitala, zabrali cię na oddział neurologiczny, nie płucny. Pewnie dlatego, że siedem lat temu przeszłaś udar, a teraz wrócił niedowład. Zapalenia płuc początkowo nie rozpoznano. Pomyślałam: dobrze, niech będzie neurologia, byle dobrze się tobą zajęli.

Obserwacje pielęgniarskie, poniedziałek 9 lipca: Pacjentka przyjęta z powodu zaburzeń mowy i ogólnego osłabienia. Przy przyjęciu w kontakcie słownym i logicznym. Na kończynach dolnych widoczne obrzęki, występują przykurcze kończyn dolnych. Wymaga całkowitej pielęgnacji od strony personelu. Pacjentka niepokojących objawów nie zgłaszała, w nocy spała z niewielkimi przerwami. Zalecenia lekarskie wykonano. Pacjentka spokojna.

Podpisano: Jadwiga S.

Przebieg choroby: chora w stanie ogólnym dobrym.

Podpisano: Barbara L.

Gołąbek

Następnego dnia rentgen potwierdził zapalenie płuc, podali ci antybiotyk. Leżałaś w pościeli spokojnie jak gołąbek. Przychodziliśmy do ciebie rano i po południu, pomóc ci zjeść, umyć się. Zobaczyłam wtedy na sali staruszka, kruchego jak ptaszek, z rękami w skórzanych bransoletkach.

Pomyślałam, że może to normalne. Że lekarz kazał. Że to, co lekarz powie – to święte. Nie wiedziałam, mamusiu, że wkrótce zobaczę ciebie w tych bransoletkach. Nie wiedziałam, bo we wtorek, po wizycie w szpitalu, poszliśmy do kina. Na islandzki film "W cieniu drzew". W tej cichej, ciemnej sali kinowej nie miałam, kochana mamo, żadnych złych przeczuć. Żadnego lęku, że coś może być nie tak.

Obserwacje pielęgniarskie, noc z 10 na 11 lipca: Stan ogólny chorej bez zmian, czynności pielęgnacyjne wykonano. Spała do godziny 01.25. Chora zaczęła wychodzić z łóżka, na uwagi nie reagowała. Nielogiczna, zdezorientowana. Podano ½ ampułki relanium. Chora nadal niespokojna, chciała iść do domu, o godzinie 2.00 na zlecenie lekarza dostała ponowne wstrzyknięcie relanium. Chora wzywała policję, obrażała pielęgniarki. O godzinie 3.00 chorą zabezpieczono w "łapki". Chora nie spała do rana.

Podpisano: Agnieszka M.

Przebieg choroby: w nocy pacjentka pobudzona psychoruchowo, agresywna wobec personelu, z głośnymi wypowiedziami. Podano relanium z miernym efektem, wobec chorej o godz. 3.00 zastosowano unieruchomienie w postaci "łapek" na 4 kończynach. Poproszono o konsultację psychiatryczną.

Podpisano: Iwona S.

Uzasadnienie zastosowania przymusu bezpośredniego

Uzasadnienie zastosowania przymusu bezpośredniego

Źródło: WP.PL

Krab

W środę rano miała zajrzeć do ciebie Zosia, twoja jedyna wnuczka i twój mąż. Zastali cię przywiązaną do łóżka skórzanymi paskami, które tu nazywają "łapkami". Tak jak myśliwi mówią "farba", a nie krew. Pytali po co to, dlaczego, bez skutku. Odpięli łapki.

Ja przyszłam po południu, o łapkach już wiedziałam. Chciałam zrobić awanturę, jak można 85-letnią ptaszynę przywiązać jak psa do budy. Ale nie miałam na awanturę siły. Bo zobaczyłam obraz, który rozdarł mi, kochana mamo, serce. I który zostanie ze mną do końca życia.

Leżałaś, mamo, na łóżku, ale już nie jak gołąbek. Jak krab leżałaś, z ugiętymi nogami, znów ciasno przypięta za ręce i kostki skórzanymi paskami. Bez kołdry, która spadła gdzieś na podłogę. Bez kołdry z zapaleniem płuc. A obok siedziała inna pacjentka, twoja sąsiadka. I rozwiązywała krzyżówkę.

Obserwacje pielęgniarskie, środa 11 lipca: pacjentka nadal niespokojna, pobudzona, niezorientowana co do miejsca, czasu i własnej osoby. W godzinach południowych u pacjentki był mąż i wnuczka, zwolnili unieruchomienie, po czym oddalili się z oddziału nie informując o tym personelu. Około godziny 18.00 u pacjentki pojawiła się rodzina, która była bardzo oburzona, że pacjentka jest unieruchomiona. Krzyczeli na personel, rozmawiali z lekarzem.

Podpisano: Elżbieta N.

Przebieg choroby: zgłosił się mąż pacjentki z żądaniem odbezpieczenia chorej. Nie przyjmował do wiadomości powodu, dla którego chora została zabezpieczona w łóżku.

Podpisano: Grzegorz N.

CZYTAJ WIĘCEJ: Pacjent spłonął w szpitalnym łóżku

Nieśmiałek

Mamo, mamusiu. Zawsze byłaś nieśmiałkiem, do pielęgniarki nigdy nie powiedziałabyś "kochana". Nie powiedziałabyś, że cię boli. Że ci niewygodnie. Największym przekleństwem było dla ciebie słowo "gówno", ja przez wiele lat nawet "dupa" wstydziłam się mówić.

Lekarz uspokajał. Powiedział, że "łapki" były dla twojego bezpieczeństwa. Potem zajrzał w papiery i zmienił zdanie. Mówił, że ty, 85-latka, chciałaś pobić pielęgniarkę. Mówił, że walczyłaś, bo byłaś przypięta. Powiedziałam mu, mamo, że gdyby mnie ktoś tak przypiął, to też bym walczyła. Walczyłabym, aż bym umarła.

Powiedziałam mu, mamo, że zostaniemy przy tobie, choćby nas dźwigiem mieli wyciągać z tego szpitala. A jeśli nam nie pozwolą, to natychmiast zabieramy cię do domu.

Obserwacje pielęgniarskie, 11 lipca, ciąg dalszy: Rodzina pacjentki o godz. 18.45 była niegrzeczna, głośna w zachowaniu w stosunku do rodziny pacjentki J., na którą wcześniej naskoczyli słownie, bo potwierdzała zachowanie pacjentki R.

Podpisano: Elżbieta N.

Przebieg choroby: Córka chorej oceniła sytuację, że "to jest XIX wiek" i niedopuszczalny jest przymus wobec chorej. Deklarowała zabranie chorej z oddziału na własne żądanie. Zabezpieczenie odstawiono o godz. 18.00. Chora oczekuje na konsultację psychiatryczną.

Podpisano: Grzegorz N.

Otarcia na nadgarstkach Teresy R.

Otarcia na nadgarstkach Teresy R.

Źródło: WP.PL

Łapki

Ta twoja sąsiadka mamo, jak cię zaczęłam z "łapek" odpinać, nie mogła się powstrzymać. Powtarzała tylko: ojej, jaki ja miałam problem, co tu się działo w nocy. Powiedziałam jej, że nic mnie jej żale nie obchodzą, bo sama przyczyniła się do tego, że ty, mamo, przez 15 godzin leżałaś skuta jak zwierzę.

Bałaś się tam zostać, mamo, widziałam. Bałaś się, że znowu cię przywiążą. Spojrzałaś na mnie i wtedy serce pękło mi po raz drugi, bo powiedziałaś: "oszukaliście mnie". Chciałam cię, mamo, stamtąd zabrać, ale postraszyli nas, że zapalenie płuc jest w ciężkim stadium i że możesz bez szpitala umrzeć.

Byłam potem jeszcze u pani ordynator. Powiedziała mi, że kiedy jej matka miała udar, sama dała ją przypiąć. Sprawdziłam, mamo. W ustawie napisano, że "przymus bezpośredni może trwać tylko do czasu ustania przyczyn". Ciebie trzymali w "łapkach" od 3 w nocy do 18.00 następnego dnia. Powiedziałam tej pani doktor, że życzę jej, by też ją tak kiedyś przywiązali. A pielęgniarki błagałam, by cię dobrze traktowały.

Obserwacje pielęgniarskie, 12 lipca: pacjentka spokojna. Przy chorej rodzina. Około 20.30 chora decyzją lekarza dyżurnego przewieziona na salę zbiorową. Monitorowana, przytomna, momentami nielogiczna. Próbowała wstawać z łóżka, łóżko zabezpieczone drabinką.

Podpisano: Joanna O.

Przebieg choroby: Stan chorej stabilny. Nie gorączkuje. W związku z pieniaczym zachowaniem rodziny pacjentki i brakiem zgody na podejmowanie niektórych działań medycznych, odwołano konsultację psychiatryczną.

Podpisano: Barbara L.

CZYTAJ TAKŻE: Tak się zdarza. Że umiera

Bóbr

Nie odpuściłam, mamo. Od razu, 12 lipca, wysłałam pismo z prośbą o wyjaśnienie bezmyślnego okrucieństwa, którego lekarze i pielęgniarki dopuścili się wobec ciebie. Wobec emerytowanej internistki, która wiele lat ciężko pracowała, ratując ludzkie życie i zdrowie.

Odpisano mi, mamo. Odpisano okrągłymi formułkami, nie wyjaśniając, dlaczego 85-letnia staruszka zamiast otrzymać opiekę, przeżyła horror. Dlaczego przez wiele godzin nikt nie zapytał, czy może czegoś potrzebujesz, może chcesz pić albo jest ci za zimno, a może niewygodnie. Dlaczego uznano cię za niespełna rozumu, choć umysł masz nadal jak brzytwa.

Zażądałam dokumentacji, a potem czytałam ją i płakałam. Płakałam mamo, jak bóbr, wyłam jak ranne zwierzę. Bo musiałam, mamo przeczytać, że przez trzy godziny krzyczałaś i szarpałaś się. Że w twojej karcie oceny chorego przez kilka godzin, od 3 w nocy do 6 rano, wpisywano cyfry 1 i 2, gdzie 1 oznacza "pacjent szarpie się", a 2 "wykrzykuje".

Napisałam, mamo, kolejne pismo. I jeszcze kolejne. Chciałam poznać powód, dla którego przypięto cię pasami za ręce i nogi i dlaczego przez cały czas patrzyła na to twoja sąsiadka, ta od krzyżówki. Zażądałam, by pracownicy szpitala, którzy zgotowali ci ten koszmar, ponieśli odpowiedzialność. Zażądałam tego, mamo, by podobna sytuacja nikogo więcej już nie spotkała.

Oto, co mi odpisano:

Odpowiedź nr 1, podpisana przez kierownik Oddziału Neurologii Danutę G. 18 lipca.:

"Przymus zastosowano po uprzedniej próbie farmakologicznego uspokojenia pacjentki, która była pobudzona psychoruchowo. Bez skutku. Unieruchomienie odbyło się zgodnie z procedurą i po upływie ok. 15 godzin zabezpieczenie odstawiono. Pani prośba o wyciagnięcie konsekwencji wobec personelu jest niezasadna, ponieważ nie zostało popełnione wykroczenie".

Odpowiedź nr 2, podpisana przez p.o. dyrektora szpitala, Waldemara K., 4 września:

"Przedstawiona przez panią skarga została wszechstronnie rozpoznana. Przeprowadzona została kontrola, w ramach której pod ocenę poddano czynności podjęte w związku z leczeniem i pobytem pani matki. Wyniki kontroli wskazują, że leczenie pani Teresy R. odbyło się w zgodzie ze standardami obowiązującymi w naszym szpitalu. Wobec tego brak jest podstaw do pociągania do odpowiedzialności dyscyplinarnej lekarzy i personelu medycznego, którzy sprawowali opiekę nad pacjentką. Dyrekcja dziękuje za wszelkie uwagi zgłoszone przez panią w skierowanych do szpitala pismach".

Odpowiedź nr 3, podpisana przez p.o. dyrektora szpitala Waldemara K., 8 października:

"Przy wyborze metod leczenia lekarze szpitala, wspierani przez pozostały personel medyczny, kierują się przede wszystkim dobrem pacjenta i stanem jego zdrowia, co nierzadko zmusza ich do podjęcia pewnych działań, które dla pacjenta mogą wydać się niewłaściwe bądź niepożądane. Odnosząc się do sytuacji pani Teresy R., należy zauważyć, że i w tym przypadku decyzja o zastosowaniu zabezpieczenia została podjęta po uprzednio przeprowadzonej analizie stanu zdrowia pacjentki. Wobec powyższego, dyrekcja podtrzymuje stanowisko, że zastosowanie zabezpieczenia wobec pani Teresy R., było uzasadnione i odbyło się zgodnie z obowiązującymi standardami".

Miłość

W zawiadomieniu o "zastosowaniu przymusu bezpośredniego" szpital napisał, że podstawą jest rozporządzenie ministra zdrowia z 28 czerwca 2012 roku. A potem na ustawę o ochronie zdrowia psychicznego z dn. 19.08.1994 r. Przeczytałam, co tam jest napisane.

Napisano tam m.in. tak:

"Przymus bezpośredni może trwać tylko do czasu ustania przyczyn jego zastosowania. Przymus bezpośredni w formie unieruchomienia jest stosowany w pomieszczeniu jednoosobowym".

I jeszcze tak:

Jeśli nie ma takiej możliwości, przymus bezpośredni w formie unieruchomienia jest stosowany w sposób zapewniający poszanowanie godności i intymności osoby unieruchomionej. Zastosowanie przymusu bezpośredniego w formie unieruchomienia lub izolacji lekarz zleca na czas nie dłuższy niż 4 godziny.

I tak:

Lekarz po osobistym badaniu osoby z zaburzeniami psychicznymi może przedłużyć stosowanie przymusu na następne dwa okresy, z których każdy nie może trwać dłużej niż 6 godzin.

I na koniec tak:

Po dwukrotnym przedłużeniu przez lekarza stosowania przymusu bezpośredniego (…) dalsze przedłużenie jest dopuszczalne wyłącznie po osobistym badaniu osoby z zaburzeniami przez lekarza psychiatrę.

Bardzo cię kocham, mamo.

Motto ze strony internetowej szpitala:

"Walczymy o zdrowie, życie i uśmiech Pacjenta".

Autor: 123rf

Źródło: 123RF