WP.PL

Przyznaje, że gdyby miał wybierać między teatrem a filmem wolałby się zatrudnić w spawalni. Chciałby grać z przyjemności, a nie z konieczności. Wie, że nie będzie grał zawsze. Dlatego zajął się biznesem.

Jeden z najpopularniejszych aktorów młodego pokolenia. Ma 33 lata. I wielki bagaż doświadczeń. Wyprowadził się z rodzinnego domu w wieku 15 lat. Pracował, chodził do szkoły, sam mieszkał we Wrocławiu. Kamili Biedrzyckiej-Osicy opowiada, że najtrudniejszy etap w życiu musiał jednak pokonać tuż po skończeniu szkoły aktorskiej. Pełen ideałów, przekonywany przez innych o własnym talencie czekał na propozycje ról, które w ogóle nie przychodziły. Żeby się utrzymać w Warszawie, odśnieżał, pracował w gastronomii, rozdawał ulotki.

Mikołaj Roznerski chętnie opowiada o tym, że przy debiucie na wielkim ekranie bardzo pomógł mu Marian Dziędziel. Był wobec niego surowy, a po zakończeniu zdjęć do filmu po prostu go przytulił i poczęstował papierosem. Później zaciągnął przed monitor i kazał siebie oglądać. A on oglądać się nie lubi, bo zawsze widzi na ekranie kogoś dziwnego i obcego.

Kliknij, aby zobaczyć pełną rozmowę z Mikołajem Roznerskim

Są granice, których nigdy by w sztuce nie przekroczył, nie chce nikogo obrażać, nie chce naruszać wartości religijnych, nie chce prowokować. Ale unika odpowiedzi na pytanie czy zagrałby w osławionej "Klątwie". Mówi, że na swój sposób jest religijny, że wierzy w Boga i w to, że mu pomaga.

Kiedy jego rodzice się rozstali był nastolatkiem. Przyznaje, że czuł wtedy ogromne rozczarowanie, bo nie umiał tego zrozumieć. Dziś już rozumie, bo na podstawie własnych doświadczeń wie, że czasem lepiej się rozstać niż robić sobie krzywdę.

Najbardziej boi się w życiu śmierci. Nie tego co jest po niej, ale samego momentu. Bo nie wie czego się spodziewać. I czy boli.

Dlaczego nie zawsze było różowo, po co skakał po mostach, czy interesuje się polityką i dlaczego lubi Monikę Brodkę - to i wiele więcej w kolejnej odsłonie „Mówią mi”.