Przemysław Bociąga , 22 listopada 2018

Musimy odśnieżyć święta Bożego Narodzenia

Dorośli bardziej od dzieci potrzebują wiary w św. Mikołaja, Kino Świat, Materiały prasowe

24 grudnia w Polsce noc trwa przez ponad dwie trzecie doby. Nic więc dziwnego, że nasz sposób na świętowanie tego szczególnego dnia składa się z wieczerzy, czyli kolacji. Żeby przeżyć ją w spokoju ducha, potrzebujemy przyswoić sobie jedno ważne słowo.

Wanda nie może znaleźć miłości. Nawet kiedy siostra – jedyna bliska osoba, jaką ma – przekonuje ją, że byłoby to dla niej dobre: poznać kogoś, pójść z kimś do łóżka – dziewczyna ma dla wszystkich jedną odpowiedź: "odwal się". Ma ją też dla przystojniaka, który smali do niej cholewki. Gość okazuje się nie byle kim: najbardziej znanym polskim piłkarzem, a zatem atletą, celebrytą, milionerem i filantropem w jednym. Ta optymalna mieszanka z początku zdaje się nie robić na niej wrażenia. Jemu też odpowiada: "odwal się".

Film, który o tym opowiada, ma tytuł "Miłość jest wszystkim". Wandę gra w nim Aleksandra Adamska, piłkarza Zbyszka Grunwalda - Mateusz Damięcki. Obraz opowiada historię dwóch dni przed Bożym Narodzeniem, kiedy w Gdańsku dzieją się cuda. Związane, oczywiście, z miłością.

I nie jest to bynajmniej pierwszy taki film, w którym to najgorętsze z ludzkich uczuć powiązane zostało z atmosferą zimowych świąt. Miłość w takich filmach rzadko jest jednak podobna do tytułowej bohaterki hymnu świętego Pawła. Tej, co to "nie unosi się gniewem", "nie szuka swego", "wszystko przetrzyma" i "współweseli się z prawdą". Nie, miłość w takich filmach jest tą, której potrzebujemy najbardziej w tym przedświątecznym okresie. Taką, która mówi światu to, co trzeba powiedzieć, żeby zawalczyć o swoje:

"Odwal się".

Wszyscy oczywiście wiemy, że słowo "odwal się" zostało tu użyte w roli eufemizmu. Choć nie jest najgrzeczniejsze, nie jest przynajmniej wulgarne ani nieparlamentarne. A zatem nie jest tym słowem na "s", którego niejeden chętnie użyłby w jego miejsce. Cóż, takie słodkie kłamstewka są świętym prawem rodzinnych komedii. Ale słowo to pasuje tu w tym miejscu również dlatego, że kojarzy się z odwalaniem czegoś. Kiedy słyszę "odwal się", myślę o mozole odśnieżania wielką łopatą, odwalania śniegu albo błota na piętrzące się wzdłuż ścieżki pryzmy. I myślę, że właśnie takiego odwalenia na święta nam trzeba.

Kadr z filmu "Miłość jest wszystkim"

Kadr z filmu "Miłość jest wszystkim"

Autor: Kino Świat

Źródło: Materiały dystrybutora

Jak przeżyć święta?

Wpisałem w wyszukiwarkę frazę „jak przeżyć święta Bożego Narodzenia”. Wyniki nie napawają optymizmem. Poważne porady o tym, żeby umyć okna i kupić prezenty wcześniej, mieszają się na liście wyników wyszukiwania z niepoważnymi, w obowiązkowo kpiarskim tonie, sugestiami, by okna umyć już w kwietniu, a zamiast prezentów narysować wszystkim laurki, co obowiązkowo miałoby skutkować zerwaniem kontaktów przez rozczarowanych bliskich. I, w efekcie, wygospodarować czas na wyjazd do ciepłych krajów, o którym tak naprawdę marzymy, ale wstyd się przyznać przed ciociami i wujkami.

Trudno zaprzeczyć: jest to jakiś pomysł. Ale nie chodzi nawet o to, że grudniowe ferie na Malediwach to wylewanie dziecka z kąpielą. Filmy z miłością w tytule, których akcja dzieje się w okolicach Bożego Narodzenia, a rozwiązanie obowiązkowo zawiera element wigilijnego cudu, pokazują – serio! – głębszą prawdę o nas samych. Taką mianowicie, że większości z nas na co dzień brakuje ciepłych uczuć i niezwykła atmosfera świąt jest powszechnie, na przekór ironicznemu podejściu internetowych śmieszków, postrzegana jako okazja, by ten deficyt zapełnić.

Trzeba tylko święta odśnieżyć. To znaczy odwalić. Wydobyć je spod grubej warstwy tego, co zaległo przez cały rok na naszych uczuciach. Wtedy z łatwością okaże się, że to nie tradycje są szkodliwe, ale nasze myślowe nawyki, które na nich narosły.

Przyznaję: sam jestem świątecznym cynikiem. Pierwszy przyklasnąłem, kiedy moja matka pewnego razu obwieściła mi odstąpienie od organizacji pierwszego dnia świąt. – Niech sobie młodzi jadą do teściów na obiad – stwierdziła Rada Starszych. Uznałem to za bardzo rozsądny pomysł. – Kto by się po nich takiego spodziewał – dodałem oczywiście, jak na cynika przystało.

W kolejnym roku, zaobserwowawszy, że każdy – od pięciolatki po jej prababcię – pod choinkę dostał jakiś elektroniczny złom RTV-AGD, proklamowałem następne święta Świętami Bez Prezentów. Święty Mikołaj wysłuchał tego życzenia i obdarzył mnie Rokiem Bez Zleceń, dzięki któremu zarobiłem dostatecznie mało, by z łatwością spełnić zapowiedź.

Będąc cynikiem nie zapominam też jednak, że jestem antropologiem kultury i jako adept tej dyscypliny naukowej zobowiązany jestem dążyć do prawdy. A prawda jest dla cyników miażdżąca: Boże Narodzenie i ta różowa, przesłodzona atmosfera miłości to coś, czego wszyscy potrzebujemy.

Kadr z filmu "Miłość jest wszystkim"

Kadr z filmu "Miłość jest wszystkim"

Autor: Kino Świat

Źródło: Materiały dystrybutora

Święta Bożego Narodzenia to radosny czas między innymi dla moich kolegów po fachu. Na co dzień ukryci przed światem w ciasnych kanciapach muzeów etnograficznych i uniwersyteckich katedr, wyciągani są niczym świąteczne ozdoby, by na ten szczególny czas w roku rozświetlać nasze serca i umysły opowieściami o pochodzeniu tradycji świątecznych. Że jeśli choinka – to z Niemiec, a jeśli Gwiazda, to ze Wschodu. Mikołaj – jednak z Miry w dzisiejszej Turcji (tę prawdę przypomina też Olaf Lubaszenko w "Miłość jest wszystkim"), a lapoński krasnal imieniem Klaus lub Nikolaus – z emitowanych od stu lat reklam coca-coli. Tego od antropologów w tym okresie oczekujemy: żeby cofnęli nas w czasie do przełomu naszej i przed-naszej ery, albo do cywilizacji Mezopotamii, nie wcześniej.

Ale żeby zrozumieć nasze symbole, musimy sięgnąć głębiej, do rzeczy, które nie zmieniają się od dziesiątek tysięcy lat. Do czasów, kiedy kult przyrody i społeczności ludzkiej był jedynym, jaki istniał. W wigilię w Warszawie słońce będzie nad horyzontem przez mniej niż 8 godzin. Na co dzień nie zdajemy sobie sprawy, że żyjemy niemal pod kołem polarnym: noc trwa ponad dwie trzecie doby! Nic więc dziwnego, że zapalamy dodatkowe światełka, że do naszych jaskiń, zwanych mieszkaniami, wnosimy ślad dzikiej natury, której tak bardzo nam brakuje. Że skupiamy się ze sobą, by jakoś przetrwać najczarniejszy i najzimniejszy czas.

Kadr z filmu "Miłość jest wszystkim"

Kadr z filmu "Miłość jest wszystkim"

Autor: Kino Świat

Źródło: Materiały dystrybutora

Kto ukradł święta

Wojujący ateiści mówią, że chrześcijanie tylko ukradli święta, że to zaadaptowane rzymskie Saturnalia albo coś w podobnym stylu. Prawda jest jednak taka, że wszystkie kultury na świecie, na tyle ogarnięte, by obserwować długość dnia i nocy, czciły powrót słońca i witaminy D, którą z niego pozyskujemy. Niektóre, dość logicznie, utożsamiły to słońce z bogiem. Żeby przeczekać szesnastogodzinną noc, pierwsi ludzie musieli gromadzić się ciasno wokół ogniska, a dla przeczekania – rozmawiać i snuć opowieści.

Czy robili to, bo czuli w sobie deficyt miłości? Na to żadna nauka nie odpowie. Nauki są bardzo słabe w obiektywnym wykrywaniu miłości. Antropolog musi jednak powiedzieć: to, że przed każdymi świętami czcimy miłość kinowym hitem, oznacza, że dzisiejszym ludziom brakuje tej miłości na co dzień. I że uważają Boże Narodzenie za okazję do rozwiązania tego problemu.

Nienawidzisz świąt? Zmień kulturę. Zostań buddystą, taoistą, animistą lub maoistą. Wmów sobie, że te systemy wierzeń mają w sobie coś, co chrześcijaństwo dawno zatraciło: prawdę, autentyczność, szczerość rytuału. Prawda będzie jednak inna. Porzucenie powszechnej w naszym społeczeństwie religii na rzecz jakichś świeżych obrzędów będzie jak przejście na dietę po latach obżarstwa: nieważne, na jaką dietę przejdziesz, ważne, że zaczniesz jeść świadomie.

Może więc w tym roku, zamiast zmieniać rytuały na zupełnie nowe, warto racjonalnie naprawić stare? Odśnieżyć tę miłość i zgodę. Odwalić grube warstwy poczucia obowiązku? Zaktualizować tradycje zgodnie z ich pierwotnym sensem?

Kadr z filmu "Miłość jest wszystkim"

Kadr z filmu "Miłość jest wszystkim"

Autor: Ola Grochowska/Akson Studio

Źródło: Materiały dystrybutora

Mikołaj nie istnieje

Weźmy świąteczne ucztowanie. Nasi przodkowie jeszcze kilka pokoleń temu często potrzebowali okazji, żeby ubić świniaka albo szarpnąć się na sandacza. Dziś, kiedy liczba dyskontów zbliża się w Polsce do liczby kościołów parafialnych, warto postawić na co innego. Nie rezygnując z dobrego jedzenia, włożyć swoje całe serce i kunszt w jedną-dwie potrawy. Albo odkurzyć przepis z babcinego notesu, jeden z tych, na które nigdy nie mamy czasu, a które wspominamy z dzieciństwa z rozrzewnieniem.

Podobnie jest z prezentami – kolejną tradycją pamiętającą czasy, kiedy rzeczy każdy miał za mało. Uwaga, nadajemy komunikat z 2018 roku: rzeczy mamy dziś za dużo. Morze wyrzuciło ostatnio martwego wieloryba, w którego brzuchu znaleziono plastik z opakowań prezentów spod jednej polskiej choinki. Wystarczyło, żeby go zabić. Jeśli ktokolwiek czeka na właściwy moment, by zacząć robić bliskim symboliczne prezenty zamiast wystawnych, to ten moment nadszedł dekadę temu.

Jednak jest jeszcze druga, mroczna strona dobrego przeżywania świąt. Otwarcie się na dobre doświadczenia z bliskimi w poczuciu wspólnoty, choćby tymczasowej, ma bowiem swój rewers, jak na ironię, również dający się ująć słowem "odwal się". Tym razem potraktowanym dosłownie.

Nie będzie chyba niespodzianką, że w filmie "Miłość jest wszystkim" miłość przysługuje wszystkim. Kiedy jednak starzy i młodzi zostają postawieni przed faktem: Mikołaj nie istnieje, jesteśmy nim my sami, to dzieci zdają się łatwiej akceptować ten fakt, a tylko dorośli wierzą "dziecięcą" wiarą. To tak naprawdę wiara, że Mikołaj przyniesie nam jakiegoś ducha świąt. Prawda jest jednak taka, że nie przyniesie. Musimy postarać się o niego sami. Zacznijmy już teraz.