Helen Mirren jako Caesonia, Forum Film

Kazirodztwo, epatowanie naturalistycznymi scenami przemocy i pornografia. "Kaligula" w reżyserii Tinto Brassa wywołał jeden z największych skandali obyczajowych w dziejach kina. Słynny krytyk Roger Ebert wyszedł zdruzgotany przed końcem seansu, przyznając filmowi zero gwiazdek – taka sytuacja miała miejsce tylko dwa razy w jego karierze. Aż trudno uwierzyć, że główne role przypadły jednym z najbardziej prominentnych brytyjskich aktorów, a budżet filmu osiągnął astronomiczną sumę, do tamtej pory rezerwowaną jedynie dla hollywoodzkich produkcji.

Aby w pełni zdać sobie sprawę z fenomenu "Kaliguli" i zrozumieć falę kontrowersji, jaka przetoczyła się przez media 40 lat temu, musimy wyobrazić sobie czysto hipotetyczną sytuację. Załóżmy, że na ekrany wchodzi długo wyczekiwany film. Trwająca kilka lat, szalenie kosztowna produkcja była trzymana w ścisłej tajemnicy, a za kamerą stanął mało znany europejski reżyser. W dzień premiery rozpętuje się piekło. Czołowi krytycy wychodzą z seansów, film zostaje nazwany zdegenerowanym dziełem chorego zboczeńca. Pikanterii dodaje fakt, że w rolach głównych obsadzono gwiazdy największego formatu – np. Angelinę Jolie, Iana McKellena czy Michaela Fassbendera. Aktorzy wpadają w popłoch, dystrybutor wycofuje obraz z kin, a twórcy latami poświęcają całą energię ciągnącym się w nieskończoność procesom. Dość powiedzieć, że przy "Kaliguli" "Nimfomanka" Larsa von Triera jawi się jak produkcja Hallmark Channel.

Źródło: Forum

Romans porno i mainstreamu

Cofnijmy się jednak do 1976 r. Początkowo "Kaligula" miał być miniserialem, jednak w obliczu braku wystarczających środków scenarzysta Gore Vidal i producent Franco Rossellini zwrócili się o pomoc do Boba Guccione. Wydawca magazynu erotycznego "Penthouse" entuzjastycznie odniósł się do projektu, postawił jednak dwa warunki. "Kaliguli" miało być bliżej do hollywoodzkich megaprodukcji spod znaku "miecza i sandała" niż antycznego dramatu. Guccione zastrzegł ponadto, że w filmie muszą pojawić się sceny erotyczne, w pośredni sposób reklamujące jego czasopismo. Włosko-amerykańska produkcja okazała się bezprecedensową próbą wprowadzenia ostrej pornografii do mainstreamu i to frontowymi drzwiami. Dodajmy, że próbą bezczelną, zważywszy na wywiady, w których obwieszony złotem Guccione z pokerową twarzą opowiadał o "artystycznym rozmachu na niespotykaną dotąd skalę".

Helen Mirren w filmie "Kaligula"

Helen Mirren w filmie "Kaligula"

Źródło: Materiały prasowe

Afera na łamach "Time'a"

Wytypowany na reżysera 43-letni Tinto Brass zażądał wprowadzenia zmian do jego zdaniem przegadanego scenariusza. Niezadowolony z poprawek wziął sprawy w swoje ręce i wprowadził niezbędną korektę. Wbrew pozorom nie były to modyfikacje sprowadzające się do zintensyfikowania obrazoburczych scen. Wizja Brassa była bardziej klarowna, skupiona na aspekcie wizualnym i opierała się na "Żywotach cesarzy" Swetoniusza. Odpowiedzią urażonego Gore’a Vidala był wywiad dla "Time’a", w którym przedstawił kontrowersyjną opinię na temat cinéma d'auteur. W jego ujęciu faktycznymi autorami są scenarzyści, w przeciwieństwie do "pasożytujących" na nich reżyserów. Na dodatek Vidal dolał oliwy do ognia, upierając się, aby jego nazwisko pojawiło się w tytule. To przelało czarę goryczy. Rozjuszony Brass wyrzucił go z planu, a zdjęcia w rzymskim Dear Studios (m.in. "Kleopatra") ruszyły pełną parą.

The Power of Orgy

Kolejne niesnaski pojawiły się w fazie postprodukcji. Mimo protestów reżyser został odsunięty od uczestnictwa w montażu. Guccione za wszelką cenę chciał wprowadzić "poprawki", które przewidywała zawarta umowa. Wraz z operatorem Giancarlo Luim dokręcili kilka jawnie pornograficznych scen, m.in. orgię, gdzie modelki ze stajni "Penthouse'a" uczestniczą w seksie lesbijskim, penetracji oraz fellatio. W wywiadzie udzielonym na potrzeby jubileuszowej edycji DVD rozżalony Brass opowiada, że ingerencje jawnie wypaczyły jego wizję historii. Do tego stopnia, iż motto filmu "The Orgy of Power" ("Orgia władzy") zmieniło się na "The Power of Orgy" ("Siła orgii"). Oczywiście reżyser pozwał producentów, jednak proces wygrał jedynie w rodzimych Włoszech, ustanawiając przy okazji prawniczy precedens, wykorzystywany do dziś w podobnych przypadkach.

Źródło: Forum

Aktorska pierwsza liga

"Kaliguli" można zarzucić wiele. Mijanie się z faktami historycznymi, kicz, achronologiczną fabułę czy epatowanie kuriozalnym połączeniem erotycznych dewiacji i bestialstwa. Jednak zaszufladkowanie filmu jako produkcji stricte pornograficznej byłoby najzwyczajniej niesprawiedliwe. Tinto Brass mając do dyspozycji niecałe 20 mln dolarów zdołał wycisnąć budżet do cna i stworzyć dzieło na niespotykaną dotychczas skalę. Na planie zebrano ówczesną aktorską pierwszą ligę - Malcolma McDowella, Johna Gielguda oraz Petera O'Toole'a. W pozostałych rolach wystąpiły m.in. znana z kontrowersyjnego "Salonu Kitty" Teresa Ann Savoy oraz początkująca, 31-letnia Helen Mirren. Recenzenci byli zgodni - aktorstwo stanowiło najmocniejszą stroną filmu. Zdaniem krytyków szalony cesarz jest drugą - po Aleksie z "Mechanicznej pomarańczy" - najlepszą rolą w karierze McDowella.

Źródło: Forum

Seks, śmierć i okrucieństwo

Odrębną sprawą okazała się oszałamiająca, nawet z dzisiejszego punktu widzenia, strona wizualna filmu. Twórcy dysponując sporym budżetem puścili wodze fantazji. Reżyserem artystycznym został legendarny Danilo Donati, odpowiedzialny za kostiumy i scenografię w najsłynniejszych filmach Federico Felliniego, m.in. "Casanovie" z 1976 r. Tytuł pojawia się nieprzypadkowo – ponura i surrealistyczna wizja świata zaproponowana przez Donatiego w "Kaliguli" nabrała jeszcze bardziej szaleńczego, wręcz barokowego rozmachu. Przytłaczające przestrzenie, kapiące zewsząd złoto i marmur, groteskowe elementy scenografii (m.in. wielkie fallusy i waginy) podkreślały umowność i teatralność widowiska. Oczywiście nie umknęło to uwadze pastwiących się nad filmem recenzentów. Świat "Kaliguli" zaludniają fantasmagoryczne postaci, często kalekie i upośledzone (sceny rozgrywające się na dworze Tyberiusza), moralnie odrażające, opętane niszczycielską żądzą władzy. Dzięki współpracy z Donatim Tinto Brass osiągnął niepowtarzalną dekadencką atmosferę moralnego upadku pogańskiego Rzymu, ociekającą seksem, okrucieństwem i śmiercią. Paradoksalnie z perspektywy czasu jego wizja starożytności okazała się o wiele ciekawsza niż te zaproponowane wiele lat później przez Ridleya Scotta czy Wolfganga Petersena.

Źródło: East News

"Całkiem niezłe sceny hardcore"

Film wszedł na ekrany dopiero w sierpniu 1979 roku, czyli aż trzy lata od pierwszego klapsa. We Włoszech "Kaligulę" grano zaledwie tydzień, do momentu konfiskaty przez tamtejszą policję wszystkich kopii i wytoczenia procesu o obsceniczność. Jednak siedem dni wystarczyło, aby film odniósł sukces kasowy. Premiera amerykańska odbyła się pół roku później. Recenzenci byli bezlitośni. O skali niesmaku, jaki wywołała produkcja, niech świadczy choćby reakcja słynnego Rogera Eberta, który wyszedł przed końcem seansu i w recenzji przyznał jej zero gwiazdek. Inny uznany krytyk, Leonard Maltin, podsumował film jako* "przekroczenie wszelkich granic dobrego smaku z wykorzystaniem sześciu minut całkiem niezłych scen hardcore".*

Wszystkie zawirowania dotyczące praw autorskich, ingerencji cenzorów oraz producentów, sprawiły, że "Kaligula" jest rozpowszechniany w kilku, jeśli nie kilkunastu wersjach, różniących się od siebie nawet kilkudziesięcioma minutami. Poszczególne edycje odbiegają nie tylko zawartością scen erotycznych, ale również tych "normalnych", nakręconych przez Brassa, a wyciętych przez ludzi Guccione. W latach 80. i 90. film niepodzielnie królował na polskim rynku VHS, stanowiąc atrakcję sekcji "tylko dla dorosłych" niejednej wypożyczalni wideo.