iStock.com
*Magdalena Drozdek: 1 września. Szkoła. Nowi ludzie, nowe dzieci. Wiele maluchów przeżywa ogromny stres przed spotkaniem z zupełnie obcymi ludźmi. Znalazłam kilka wątków na forach założonych przez rodziców, którzy zastanawiają się na przykład: "moje dziecko właśnie idzie do nowej klasy. Jest strasznie przejęte". *
Justyna Święcicka: Najważniejsze jest to, jak do sprawy podejdą rodzice. Muszą dać sygnał z nadzieją, że dziecko da sobie radę, że to będzie ciekawa przygoda, że przecież ma różne umiejętności, które pomogą się odnaleźć. Pozytywne informacje są kluczowe. Bo wie pani, bardzo często w takich sytuacjach wychodzi lęk nie dzieci, a rodziców. Przypominają sobie o swoich doświadczeniach i przenoszą te negatywne emocje na dzieci. A czasem ich doświadczenia są dramatyczne. Wiążą się niejednokrotnie z wyśmiewaniem, szydzeniem, mobbingiem A rodzice i dzieci są najczęściej jak naczynia połączone – bardzo łatwo przenieść swój lęk na malucha.
Ale te doświadczenia można też wykorzystać i pomóc dziecku przetrwać ciężkie chwile.
Zdecydowanie tak. Warto podkreślić, że samemu miało się takie trudne przejścia, ale jakoś można było sobie z tym poradzić. Wspomnijmy o samodzielnym wyjeździe na obóz czy kolonie, że było ciężko pokonać strach i stres, ale się udało. Było trudno, poukładało się, a potem było już tylko fajnie. Warto też odwoływać się do doświadczeń dziecka – zbudować taki zeszyt pozytywnych doświadczeń i do nich wracać z maluchem.
A gdy dziecko wciąż powtarza, że się boi?
Rodzice muszą wsłuchać się w komunikaty, które płyną od dziecka. Trzeba rozmawiać o tym strachu, wyjaśnić wszystko dziecku. Nie powinniśmy powtarzać: "to nic takiego", bo do dziecka to nie przemawia. Każdy ma się prawo bać różnych rzeczy, a dzieci chcą przede wszystkim o tym porozmawiać. Spanikowany rodzic nie pomoże. Kolejna sprawa to zaakceptowanie uczuć. "Rozumiem", "Wiem, że ci trudno", "To musi być dla ciebie ciężkie" – na tym to polega. My, dorośli, bardzo często od razu zaczynamy radzić, ale ze słuchaniem nie idzie nam najlepiej. Warto o tym pamiętać. Dla wszystkich rozpoczęcie roku szkolnego może być momentem trudnym – bo to jest zmiana. A za tymi nie przepadamy wszyscy.
Źródło: PAP/EPA
*Zastanawiam się, czy nie jest czasem tak, że rodzice zostawiają dzieci z tym lękiem. Biorą sprawy na przeczekanie, bo przecież dziecko da sobie radę. Czy to jest dobra droga? *
Widzi pani, to zawsze jest kwestia indywidualna. Ja jestem za rozmawianiem. Dla mnie rozmowa to zainteresowanie drugim człowiekiem. A rodzic przecież interesuje się tym, co czuje dziecko, czego by chciało, prawda? Można przecież fantazjować – powiedzmy, że chcielibyśmy, żeby wszyscy polubili nasze dziecko, chcieli siedzieć z nim w jednej ławce. Rozmawiajmy. Zamiatanie sprawy pod dywan, udawanie, że czegoś nie ma, albo przesadne ekscytowanie się, denerwowanie się nic nie daje. Gdy koleżanka w rozmowie z panią zmienia temat, to pewnie nie chce słuchać o pani trudnościach, bo sama przeżywa swoje. Woli się odciąć. Przekładając to na rodziców i dzieci – wychodzi, że to rodzice mają większy problem niż stresujące się nową klasą maluchy. Jestem psychologiem, więc rodzic może przyjść do mnie. Ale czy nie łatwiej byłoby, gdyby dorośli zwyczajnie rozmawiali ze swoimi dziećmi?
*A co z sytuacjami, gdy dziecko musi zmienić środowisko nagle? Załóżmy prostą sytuację: rodzina się przeprowadza, trzeba zmienić szkołę. I teraz co robić, gdy dziecko pochłania ogromny stres? W końcu to zupełnie obce dzieci. *
To lęk związany z oceną. Bardzo często się nam to zdarza przecież. A w przypadku dzieci trzeba podkreślić, że szkoła to drugie najważniejsze miejsce w życiu. To z tymi ludźmi chcemy potem rywalizować, bawić się, spędzać dobrze czas, zaprzyjaźniać się i spotykać. To, jak zaakceptuje mnie grupa, ma ogromne znaczenie dla każdego dziecka. Wydaje mi się, że dziecko, które w ciągu roku zmienia klasę, wymaga zwyczajnie trochę większej opieki osoby dorosłej. Po raz kolejny dochodzimy do tego prostego wniosku: zainteresowania. Szczególną uwagę trzeba poświęcić dzieciom wrażliwym, wycofanym. Dlaczego? Bo one nie będą się za bardzo skarżyć. Dorosły musi być zainteresowany. Ważne, żeby nie szkodzić.
*Tutaj akurat łatwo przegiąć. *
Tak, lepiej nie biec od razu do nauczycielki z prośbą o interwencję, nie wystawać pod szkołą. Można przyjąć inną drogę. Jeśli dziecko nie ma najlepszych kontaktów z danym rówieśnikiem, to może warto zaprosić go na wspólne wyjście, zaprosić na urodziny. Najgorzej mają te dzieci, które nie mają żadnego zaplecza w domu, a muszą zmienić klasę i szkołę. Wtedy są zostawione same sobie. I tu najważniejsza staje się rola nauczyciela i psychologa.
Źródło: iStock.com
Skoro jesteśmy przy nauczycielach. Jedno to jak poradzi sobie dziecko, jak zachowają się rodzice, ale dużo zależy też od nauczycieli właśnie.
Wrażliwy nauczyciel, a z takimi mam szczęście pracować, dobrze wie, że nowej osoby w klasie nie można ignorować. Będzie się przejmować, że przyszedł nowy uczeń, otoczy go opieką, będzie patrzył, co się z nim dzieje, da zielone światło pozostałym uczniom, by nowego gdzieś zaprosić, może posadzi go gdzieś bliżej. A psycholodzy i pedagodzy szkolni też powinni mieć w tym udział, ale znacznie mniejszy. Niech będą poinformowani, że jest nowa osoba w szkole.
Dzieci łatwo oceniają?
Posługują się stereotypem tak samo jak dorośli. Ktoś nie ma drogich butów, ktoś ma inny plecak niż wszyscy, bo akurat trwa moda na motywy ze Spider-Manem. Jak temu zaradzić? Na przykład metodą pracy w małych grupach. Jeśli pracuję w grupie 2-3 osobowej, proszę, żeby coś stworzyli, to przecież te dzieci muszą to przegadać. Rozmawiają i poznają się. Robiąc mniejszy projekt, jest większa szansa, że stworzą się pozytywne relacje. To najprostszy sposób na wprowadzenie nowej osoby do środowiska. Nie mówię dzieciom: "a teraz macie lubić Krzysia". Nie organizuję niezrozumiałych zupełnie zabaw, które polegają na socjometrii, na tym, kto jest najbardziej popularny w klasie. Są takie przypadki, że to nowe dziecko w klasie nie jest łatwe. A mimo to nauczyciel tak potrafi pokierować sytuacją, że dziecko zostanie zapoznane klasie i jeszcze znajdą się tacy, którzy się z nim od razu zaprzyjaźnią.
Źródło: iStock.com
Łatwiej jest przystosować się do nowego środowiska dzieciom czy nastolatkom?
Kwestia indywidualna. Nie wiązałabym tego z wiekiem, choć u nastolatków ocena innych ma bardzo duże znaczenie – dużo większe niż w młodszych klasach. Jest pewna nadwrażliwość na ocenę społeczną, wyraźny egocentryzm, który jest typowy dla dorastania. Nie powiedziałabym jednak, że maluchom jest łatwiej, a starszym ciężej. Wiadomo, że szybciej poradzi sobie osoba, która jest aktywna. Szybciej poradzi sobie uczeń z ADHD niż osoba, która jest chorobliwie nieśmiała. Bo ta pierwsza zaraz coś wywinie i wszyscy ją poznają. O wszystkim decydują kwestie osobowości, temperamentu. Uczeń, który wcześniej doświadczył przemocy w szkole, oczywiście, że będzie wycofany i będzie się obawiał nowych ludzi.
Nastolatki są zero-jedynkowe. Młodsze dzieci spojrzą na buty kolegi i ich to nie ruszy. Małe dzieci są w stanie przyjaźnić się z każdym. Nieważne, jakich ma rodziców, jak się ubiera, co lubi robić – ważne, żeby się ze mną bawiło. I jest OK. Starsi się dzielą, tworzą subkultury. Ktoś słucha nie tej muzyki, chodzi na inne filmy, robi coś nietypowego – i już nie mam ochoty z nim nawet rozmawiać. Bardzo łatwo przez to się odizolować. A takie poczucie odosobnienia w wieku 15 lat i więcej jest rozwojowe. Przestają przejmować się emocjami innych, nie obchodzi ich później, co dzieje się w grupie. Idą do szkoły w pełnym rynsztunku - jak na wojnę.
Trzeba przyznać, że dzieci potrafią być dla rówieśników okrutne. I teraz można mówić: "Nie przesadzaj" albo "Dasz sobie radę", ale to, co dzieje się na korytarzu w szkole, to inny świat.
I tu warto zauważyć, że czym innym jest "Dasz sobie radę", a czym innym "Nie przesadzaj". Drugie wyrażenie deprecjonuje uczucia. Mówi, że to, co czuje dziecko, nie jest ważne. To nie jest OK. "Dasz sobie radę" wypowiadane przez rodzica znaczy, że masz w sobie odwagę, by działać. Trzeba być ostrożnym, gdy wchodzi się do nowego środowiska. Zorientować się, co można, a czego nie. Z kim rozmawiać, a kogo sobie podarować. Bullying, mobbing zdarzają się często, choć nie są przeważnie związane z tym, że w klasie pojawiła się nowa osoba. Raczej z tym, że szukana jest osoba, na której grupa przeprowadza "eksperyment przemocowy". Sprawdza, na ile można sobie pozwolić względem niej.
Źródło: iStock.com
A czy nie jest tak, że dzieci, które nakładają na siebie tę wspomnianą zbroję, nie są bardziej narażone właśnie na przemoc?
Niekoniecznie. Na ogół, gdy wchodzą do nowej grupy, to tam jest już taka osoba, która jest słabsza. Z jednej strony trzeba uchylić zbroję, żeby opowiedzieć o sobie, z drugiej trzeba być ostrożnym. To jak z mówieniem o sobie. Nie przed każdym jesteśmy w stanie wyspowiadać się z ważnych dla nas spraw. Czasem dzieciaki pytają mnie, czy muszą wszystkich lubić. Ale dlaczego? No nie, choć byłoby to bardzo szlachetne.
Wróćmy jednak do przemocy. W mediach wyciągane są te najdrastyczniejsze przypadki w skali kraju. Oczywiście, że mamy dzieci, które doznają przemocy w szkole i my dorośli musimy być bardzo ostrożni. To jest jednak procent przypadków. Część dzieci wchodzi do nowej klasy i spotyka się z obojętnością, a część jest miło przyjęta. Tak zwyczajnie.
Mamy początek nowego roku szkolnego. O czym powinni więc pamiętać rodzice przed wysłaniem dziecka do zupełnie nowego środowiska?
Powinni być uważni, przekazać pozytywną energię. Nie straszyć szkołą i uczniami. Powinni oddzielać swoje uczucia od tego, co się dzieje. Rozmawiać. Potem podpytywać, co fajnego się wydarzyło, z kim udało się pobawić, co fajnego udało się zrobić. Teraz wszyscy mają dużo energii z początkiem roku. Na początku będzie trochę stresu, a potem to się już jakoś poukłada.
Justyna Święcicka, psycholog, autorka poradników, prowadzi zajęcia dla dzieci zdolnych i konsultacje w "Akademii Kreatywności" oraz poradni "Uniwersytet dla Rodziców".