Wydawnictwo Komiksowe
Bohater "Jak schudnąć 30 kg? Prawdziwa historia miłosna" budzi w czytelniku mieszaninę pogardy i współczucia. Użalający się nad sobą egocentryk, żałosny manipulant, bez skrupułów wdający się w internetowy romans z nieletnią Małgosią, w którym bez reszty się zatraca. W dodatku nazywa się tak samo jak autor, też jest dziennikarzem i pochodzi z Olsztyna. Czy Pstrągowski, któremu lewicowa polityk zarzuciła pedofilię, to żądny atencji ekshibicjonista? A może cyniczny kłamca, który gra z nawykami czytelnika?
*Grzegorz Kłos, Wirtualna Polska: Skąd pomysł na komiks? *
Tomasz Pstrągowski: To śmieszna historia, która zaczęła się cztery lata temu. Nie znałem dobrze Maćka Pałki. Ot tyle, co pisaliśmy ze sobą na Facebooku. Okazało się, że czytał mojego bloga i zachwycił go wpis o ”Kick-Assie”. W komiksie Marka Millara i Johna Romity Jra jest taka żenująca scena, gdy główny bohater masturbuje się do pornograficznych zdjęć swojej sympatii z innym facetem. Maciej, myśląc że ta scena jest mojego autorstwa, poprosił, abym napisał scenariusz w tym stylu. Więc zaproponowałem, że stworzę historię o tym, jak popkultura kształtuje nasze wyobrażenie miłości. A przynajmniej moje. Pierwszą iskrą była myśl, by stworzyć trzywarstwową opowieść narysowaną w trzech różnych stylach. Najprawdziwsza, semi-autobiograficzna warstwa narysowana jest w najmniej wiarygodny sposób, undergroundową krechą Maćka. Ponad nią są odrysowane zdjęcia ważnych wydarzeń historycznych - mające uwiarygodnić tę opowieść. Ale prawdziwymi dokumentami poświadczającymi autentyczność są zdjęcia z fikcji - z filmów, gier i komiksów, które ukształtowały głównego bohatera, i dla którego są prawdziwsze niż jego życie.
Takich propozycji się nie odrzuca.
Dla mnie to zawsze było wielkie nazwisko. Maciek to jeden z najbardziej znanych undergroundowych artystów w Polsce, legenda zinowej sceny, autor genialnych, postapokaliptycznych ”Laleczek”. Wiedziałem, że jak spieprzę taką szansę, to będę tego żałował.
*Cztery lata to szmat czasu. Czemu "Jak schudnąć 30 kg? Prawdziwa historia miłosna" powstawało tak długo? *
Na początku trudno się nam było dogadać. Ja nie zrozumiałem od razu intencji Maćka, nasza wymiana korespondencji była chaotyczna, czytaliśmy siebie co drugie zdanie. Duża część nieporozumień wynikała z braku umiejętności komunikacji. Maciek często się w ogóle nie komunikował, a ja głównie na niego krzyczałem, bo jestem bardzo nerwowym człowiekiem. I z tego powodu było trochę spięć.
Źródło: Wydawnictwo Komiksowe
I przez te kłótnie to tyle trwało?
Po drodze była jeszcze zmiana koncepcji. I w scenariuszu, i warstwie graficznej. Na początku komiks powstawał do zina, który Maciek wydawał u siebie w Lublinie. Rysował go bardzo ciężką kreską, która od razu mi się spodobała, ale on po narysowaniu 20 czy 30 stron stwierdził, że zmienia styl na bardziej przystępny. Przestraszyłem się, gdy powiedział, że zacznie wszystko od początku. Pomyślałem, że jak on te kilkadziesiąt stron będzie robił przez kolejne dwa lata, to nigdy nie skończymy. Stanęło na tym, że wrócił do nich później, więc początek "Jak schudnąć 30 kg" powstał na samym końcu. Ja z kolei myślałem najpierw o dużo romantyczniejszej historii, kończącej się czymś na kształt happy endu. Chciałem wpisać się w mit popkulturowej miłości. Ale odwidziało mi się i stwierdziłem, że napiszę bezkompromisową historię, w której nie ma miejsca na szczęśliwe zakończenie. Zmieniło się wtedy moje podejście do popkultury, bo zdałem sobie sprawę, że ona nas przede wszystkim krzywdzi.
*Co złego jest w popkulturze? *
Uczy prostych, pocieszających schematów, które nijak mają się do prawdziwego życia. Mówi, że każdy z nas jest wyjątkowy, jak Neo z ”Matrixa”. Że każdemu przeznaczona jest wielkość i romantyczna miłość. A jak jakaś kobieta znajdzie się na twojej drodze, to na pewno wszystko skończy się miłością. W finale będzie pocałunek, który cię przywróci do życia i nawet jeżeli dziewczyna do tej pory cię nienawidziła (jak bohaterki komedii romantycznych) to zrobisz wielkie wyznanie, a ona odkryje, że jednak kochała. To straszne bzdury, które robią z nas skupionych na sobie dziwaków. Smutnych ludzi, niebiorących odpowiedzialności za własne życia. I nieprzystosowanych do niepowodzeń, bo przecież gry i filmy mówią, że aby spełnić marzenia, wystarczy się bardziej starać. Nie mówią, że czasem po prostu się nie da. Że wiele rzeczy ci w życiu nie wyjdzie. Że dziewczyna nie ma obowiązku cię kochać, tylko dlatego, że masz na jej punkcie obsesję. Mój bohater musi ponieść porażkę, bo od najmłodszych lat wierzy w pocieszające kłamstwa i opiera na nich całe swoje życie.
Jesteś debiutantem. Ile zajęło ci napisanie scenariusza?
Jak już wziąłem się za robotę - a trochę mi to zajęło - to scenariusz powstał w sześć miesięcy. Wysłałem go Maćkowi, który tworzył rysunki przez trzy i pół roku. Pracował zrywami. Na przykład raz na pół roku rysował 20 stron. I przez te pół roku nie odzywał się do mnie albo zapewniał, że wszystko jest w porządku, że mam się nie przejmować. Dla mnie to była pierwsza współpraca z rysownikiem, więc byłem tym wszystkim strasznie sfrustrowany.
Źródło: Wydawnictwo Komiksowe
Czemu Wydawnictwo Komiksowe, a nie Kultura Gniewu, z którą kojarzy się ten rodzaj komiksu?
Zgłosiliśmy się do Kultury, ale Szymon Holcman napisał, że komiks mu się bardzo podoba, że nas dopinguje, ale nie jest w ich stylu. Na szczęście pojawił się Wojtek Szot z Wydawnictwa Komiksowego, który zaufał nam niejako w ciemno, a "Jak schudnąć 30 kg?” pasowało do startującej właśnie serii Nowy Komiks Polski. Dostaliśmy bardzo dużą niezależność twórczą i mieliśmy decydujący głos nawet w przypadku okładki, stworzonej przez Łukasza Mazura.
Czy w Polsce da się wyżyć z pisania komiksów?
Podobno istnieją ludzie, którym się to udaje. Wiem, że np. Marcin Podolec zrobił z rysowania zawód. Jego rzeczy się sprzedają, bo on bardzo ładnie rysuje. To nie jest undergroundowa kreska Maćka Pałki, którą trzeba tłumaczyć ludziom niełapiącym takiej estetyki. Również Łukasz Kowalczuk od pewnego czasu zajmuje się już tylko rysowaniem na pełen etat. On zresztą ma do tego bardzo biznesowe podejście – uderza na zachód, odzywa się do amerykańskich wydawnictw i scenarzystów, nie rysuje już chyba nic za darmo. Na maksa to szanuję, bo wkłada w to masę wysiłku i powoli przynosi to rezultaty. Ale 99 proc. ludzi, których znam i którzy się tym zajmują, albo zarabia na czymś innym, albo sobie dorabia. Maciek Pałka ma trzy czwarte etatu w miejskiej instytucji kultury w Lublinie. Ja jeszcze niedawno byłem na etacie w Wirtualnej Polsce. Jakbym chciał się przez te cztery lata utrzymywać z jednego scenariusza, to bym nie przeżył dwóch miesięcy.
Czyli nie ma z tego kokosów?
Biorąc pod uwagę, że włożyliśmy w to cztery lata naszego życia, nie są to wielkie pieniądze. Ale dokładnie wiedzieliśmy, że tak będzie i jakie są realia. Takie są nakłady, takie są koszty.
Twój bohater, który nazywa się tak jak ty, romansuje z nastolatką i budzi wstręt. Po przeczytaniu gotowego komiksu miałeś zwątpienia?
Stresowałem się, że czytelnicy odbiorą historię bardzo wprost, że nie wyczują fikcyjności. Bo skoro w środku jest Tomasz Pstrągowski, to znaczy, że Tomasz Pstrągowski robił te wszystkie karygodne rzeczy. I kropka.
A jak na komiks zareagowali twoi najbliżsi?
Musiałem rodzicom trochę wytłumaczyć, o co w tym wszystkim chodzi. A moja narzeczona wspierała mnie od samego początku. Podobał jej się cały zamysł, choć oczywiście też martwiła się, bo nigdy nie wiadomo, jak ludzie odbiorą taką historię. Na szczęście nie spotkały mnie wielkie nieprzyjemności - raz tylko zostałem oskarżony o gloryfikowanie pedofilii przez lewicową polityczkę, która nie przeczytała nawet komiksu.
Źródło: Wydawnictwo Komiksowe
Dlaczego tak wierzymy w autobiografię i słowo pisane?
To jest świetne pytanie, na które nie znam odpowiedzi. W autobiografizmie siedzę od 10 lat. Poświęciłem temu magisterkę, teraz piszę na ten temat doktorat i jestem w stanie ci powiedzieć, jak z niczego stworzyć wiarygodne wyznanie. Ale nie potrafię odpowiedzieć, dlaczego ludzie w nią wierzą. Dla mnie to magia. Jeżeli widzisz nazwisko autora tożsame z nazwiskiem bohatera, a narracja jest w pierwszej osobie, to ty, jako czytelnik, nagle tracisz wszystkie hamulce. A jak jeszcze masz w tekście techniki uwiarygadniania w rodzaju zdjęć, dokumentów czy odwołań do autentycznych zdarzeń (w komiksie jest m.in. katastrofa smoleńska – przyp. G.K.) wyłączasz absolutnie wszystkie wątpliwości. Jesteśmy uczeni takiego odbioru od XVIII wieku, kiedy autobiografie zaczęły być istotnym zjawiskiem wydawniczym. I nie zmieniły tego setki wpadek, przeinaczeń i mistyfikacji. To jest jakaś przedziwna, toksyczna wiara. Myślę, że po prostu chcemy wierzyć.
To jest niesamowite, bo znamy się przecież tyle lat, a podczas lektury był moment, kiedy pomyślałem "A co jeśli Tomek naprawdę jest takim świrem?".
Zwróć uwagę, że za każdym razem, kiedy pisarz czyni bohatera podobnego do siebie w wieku, zawodzie itp., wszyscy przestawiają się na odczytanie autobiograficznie. Cenimy tworzenie fikcji. I przyjmujemy, że dobra fikcja, to taka, którą można odnieść do rzeczywistości. Ale w momencie, gdy ta fikcja naprawdę dobrze imituje rzeczywistość, zaczynamy się zastanawiać, czy autor nie opisuje autentycznych wydarzeń. Miałem kiedyś przedziwną historię ze znajomą, która czytała ”Lolitę”. Rozmawiamy o książce, a ona mówi: "Ale zboczeniec z tego Nabokova". Bo przyjęła, że tak realistycznie pedofila i pedofilię mógłby opisać tylko prawdziwy pedofil. Więc ten Nabokov na pewno nim był. I pojawiają się dwa pytania. Po pierwsze, skoro napisał realistycznie, to chyba znaczy, że jest dobrym pisarzem? A po drugie skąd ona wie, co myśli pedofil? Skąd ona wie, że to jest realistyczne? Tkwi w nas skłonność do szukania sensacji w życiu codziennym. Im ktoś napisał coś bardziej hardcorowego, tym bardziej skłonni jesteśmy uwierzyć, że to prawdziwa historia, bo przecież ”nie mógł wymyślić czegoś tak porytego”.
To ma związek z tym, że dużo z nas wierzy w memy czy fałszywe niusy, które bezrefleksyjnie udostępnia na swoich facebookowych tablicach?
Na pewno żyjemy w czasach, w których nikomu nie chce się już myśleć nad tekstem. Konfrontować się z nim. Ludzie czerpią wiedzę z nagłówków albo memów, jak więc od nich oczekiwać, że zastanowią się dłużej nad 100-stronicowym tekstem, który robi wiele, by ich oszukać.
Źródło: Wydawnictwo Komiksowe
Postprawda to ostatnio bardzo modny termin, odmieniany przez wszytkie przypadki.
Kiedyś w sieci istniały odizolowane enklawy frustracji internetowej – różnego rodzaju fora czy grupy. Spotykali się tam ludzie w stylu mojego Grubasa (i, być może, mnie). Kolesie, bo w przytłaczającej większości byli to jednak mężczyźni, którzy dość odważnie przyznawali się, że ponieśli życiową porażkę, że siedzą gdzieś w piwnicy swoich starych, nie mają pracy, oglądają anime dla nastolatek, ale przynajmniej potrafią się z tego śmiać. To było zabawne w ten dziwny, masochistyczny sposób, jak zabawne i jednocześnie bolesne jest wspominanie młodzieńczych żenad. Oni nie mieli żadnych hamulców, manipulowali prawdą, wciskali ludziom słowa, których nie wypowiedzieli, tworzyli absurdalne memy. Dla beki i trollingu. Tylko jakieś dwa lata temu te fora nagle wybiły. Jak szambo. Dzięki takim stronom jak 9gag, 4chan, Kwejk czy Sadistic ta narracja zainfekowała cały internet. Dziś wszystko jest płynne, w sieci krążą miliony memów, bzdur, dziwnych źródeł, których dziennikarze nie są już w stanie zweryfikować. Dzięki temu, że narracja tych kolesi przeciekła do głównego nurtu, obudziliśmy się w czasach, kiedy wszystko możesz podważyć i iść w zaparte. I w dodatku mamy na to określenie, bo zamiast powiedzieć komuś, że kłamie, to mówimy, że robi fejkniusa. Pisząc ten komiks chciałem się w to wpisać. Nie na zasadzie wykładu: "O patrzcie, to jest złe, a to dobre". Moim celem było skonstruować autobiografię na poziomie postprawdy. Żeby czytelnik czuł się, jakby brodził w bagnie, gdzie wszystko jest płynne i nic nie jest pewne. Żeby cały czas zadawał sobie pytania. Czy to jest prawda? Czy on naprawdę jest aż takim ekshibicjonistą? Czy jest taki popaprany? Czy naprawdę opowiadałby o pornograficznych zdjęciach, przysyłanych przez nastolatkę? Nie zamierzam odpowiadać na pytanie, ile jest Tomka Pstrągowskiego w Tomku Pstrągowskim. Za to bardzo mi zależy, aby podczas lektury czytelnik miał cały czas tę niepewność z tyłu głowy.
Czy trochę nie przesadzasz z tym katastrofalnym stanem mediów, który odmalowujesz w komiksie?
Uważam, że jest bardzo źle, a będzie jeszcze gorzej. Ludzie chcą czytać prostackie bzdury, bo to prostsze niż skonfrontowanie się ze złożonością świata. Jestem w tym temacie konserwatystą, który uważa, że media mają przed sobą misję. Wiem, że to górnolotnie brzmi, ale tak jak lekarz ma misję, by nie szkodzić, tak samo dziennikarz ma misję, by tłumaczyć świat. Tylko, po tym, jak polskie media skomercjalizowały się pod koniec lat 90. misja przestała mieć dla nich znaczenie. Kiedyś wystarczyło, że gazeta na siebie zarabiała. Ale w momencie, gdy ta gazeta stała się małą częścią wielkiego przedsięwzięcia biznesowego, samo trwanie przestaje wystarczać. Korporacja nie myśli o misji, tylko ile dywidend można wypłacić w następnym roku fiskalnym. Więc każdy dobry wynik w następnym roku musi być lepszy. Powstaje wieczny kołowrotek, który musi się kręcić coraz szybciej i żeby temu podołać, trzeba osiągać coraz lepsze wyniki coraz mniejszym kosztem. I coraz mniej czasu mieć na napisanie historii, coraz mniej dziennikarzy zatrudniać, coraz krótsze rzeczy pisać. To się kończy niestety tym, że wszystkie media, włącznie z mainstreamowymi się tabloidozują. Odpuszczają tłumaczenie świata na rzecz utwierdzania czytelnika w jego wizji rzeczywistości - bo o wiele łatwiej zdobyć czytelnika mówiąc mu, że ma rację, niż tłumacząc, że się myli. Dziennikarze albo się dostosowują, albo wypadają. Moim zdaniem dziennikarstwo jako zawód nie ma żadnej przyszłości.
*W komiksie są chwile, kiedy pastwisz się nad swoim bohaterem. To znęcanie jest doprowadzone momentami do ekstremum. Czy liczyłeś się z tym, że pojawią się zarzuty o ekshibicjonizm? *
Dużo tego ekshibicjonizmu jest z Roberta Crumba. To jeden z moich ukochanych twórców komiksowych i to on nauczył mnie patrzenia na siebie bez różowych okularów. Szczerze mówiąc lubię nabijać się sam z siebie, obnażać. Jest w tym jakaś perwersyjna satysfakcja, jak grzebanie sobie w ranie. Z jednej strony cię to boli, a z drugiej strony myślisz sobie, żeby jeszcze głębiej tego palucha wsadzić. Ale nie jest tak, że scenariusz powstał na terapii ratowania Tomka Pstrągowskiego i jego zdegenerowanej osobowości. Art Spiegelman powiedział: „Nie należy mylić komiksów i psychoterapii. Psychoterapia jest dużo bardziej kosztowna”. Ten ekshibicjonizm był mi potrzebny, by czytelnik uwierzył. Paradoksalnie, w im gorszym świetle stawia się autobiografista, tym chętniej wierzymy, że jest szczery.
*Już sama okładka kłamie. *
Dokładnie. Nie zdobyłem przecież Paszportu "Polityki", a tak jest napisane w notce biograficznej. Maciek nie narysował „Rewolucji”. Ba, nawet nie urodziłem się w 1983 r. Od początku dajemy czytelnikowi znać, że coś jest nie tak z naszą prawdomównością. Ale żeby to sprawdzić wymagamy od niego minimum zaangażowania. Wyjścia poza własną opinię i odczucia (w których każdy czuje się najbezpieczniej) i zadania sobie pytania, czy na pewno są one właściwe.
Tomasz Pstrągowski, współautor komiksu ”Jak schudnąć 30 kg” Źródło: Archiwum prywatne
Chciałeś napisać komiks pokoleniowy?
Chodzi pewnie o tyradę wygłaszaną przez Tomka, kiedy spotyka się po raz pierwszy z Małgosią i wylewa z siebie cały hejt? Miałem straszne wątpliwości, czy w ogóle umieszczać ten monolog, bo wydawało mi się, że jest za długi i czytelnik się od niego odbije.
Tak, myślałem o tym, żeby w tym komiksie ludzie z naszego pokolenia odnajdywali jakąś prawdę o sobie. Jesteśmy w takim, a nie innym momencie historii i mamy wspólne doświadczenia w wielu sprawach. Jeżeli chodzi o niepewność rynku pracy, niestabilność finansową, rozczarowanie polityką… Łączy nas poczucie jakiejś dziejowej niesprawiedliwości. Mieliśmy zdobyć świat, a przywaliły w nas wielki kryzys i złodziejskie kredyty. I zamiast zdobywać, boimy się o jutro. Czujemy się oszukani. Niektórzy z nas głosują na populistów, którzy zwodzą, że tę niesprawiedliwość naprostują. Niektórzy radykalizują się w lewo. I są tacy, co piszą kłamliwe komiksy o internetowych romansach z nastolatkami. Po drugie potrzebowałem tego monologu, bo bardzo zależało mi, aby jasno pokazać czytelnikowi, że bohater jest skrajnym egocentrykiem. Tomek twierdzi, że jest w Małgosi naprawdę zakochany. Że to jest szczere, onieśmielające i zniewalające uczucie, tak wielkie, że nie potrafi sobie z nim poradzić. Tymczasem Małgosi w ogóle w tym komiksie nie ma, on sobie tworzy wyobrażenie o niej. Pół porno, pół romantyczną fantazję, bo z jednej strony jest dla niego tylko podkładką pod masturbację, a z drugiej wmawia sobie miłość wprost z romantycznych komedii, którą trzeba zdobyć spektakularnym wyznaniem. Ale gdy się w końcu z nią spotyka i ma szansę nawiązać z nią jakąś autentyczną relację, dowiedzieć się czegoś o niej, to w ogóle nie jest tym zainteresowany. Nawet jej nie słucha.
Czy sukces cię zaskoczył? "Jak schudnąć 30 kg? Prawdziwa historia miłosna" zbiera wysokie oceny i jest nominowany do nagrody dla najlepszego polskiego albumu 2017.
Zawsze masz nadzieję, że coś co tworzysz, odniesie jakiś tam sukces, więc kłamałbym, gdyby powiedział, że na żaden rozgłos nie liczyłem. Ale nie zmienia to faktu, że jestem nim oszołomiony. Oczywiście nie myślałem po nocach, że będę teraz rozchwytywanym artystą. Nie oszukujmy się, w Polsce komiks to wciąż zbyt niszowa sprawa, nie mówiąc już o undergroundowej powieści graficznej jak nasza. Dlatego ten sukces trzeba postrzegać w skali. Cieszę się z uwagi dużych mediów, jednak nie podchodzą do mnie ludzie na ulicach i nie proszą o autografy. Ale fajnie, że odezwało się do mnie na Facebooku mnóstwo osób. Ktoś napisał, że to super komiks, inny, że miał podobną historię w życiu albo że w młodości też był popieprzony.
Myślisz, że sukces twojego debiutu pociągnie za sobą kolejne zlecenia?
Nie wiem. Kiedy pisałem scenariusz nie realizowałem się artystycznie, to nie był najprzyjemniejszy okres w moim życiu. Dla mnie to była męka. Nie potrafię pisać i cały czas mam bardzo niskie mniemanie o sobie. Ja ten komiks bardziej wydaliłem z siebie, niż stworzyłem. Po tych czterech latach jestem zajebiście zmęczony. Tym napięciem, wywoływanymi przeze mnie kłótniami, obgadywaniem w kółko kolejnych stron i kadrów, promocją, pisaniem i wiecznym poprawianiem. Więc na razie w ogóle nie myślę, co robić dalej.
A chciałbyś?
Pewnie bym chciał, bo to marzenie każdego komiksowego freaka. Ale nie wiem, czy stać mnie na to, aby zrobić z tego zawód. Strasznie wolno piszę, mam blokady twórcze, nie wierzę w siebie. Więc na razie cieszę się, że komiks powstał i nie myślę, co dalej. Być może za rok, być może za dwa do tego wrócę. Być może już nic nie napiszę. Zawsze uważałem, że jest coś romantycznego w artystach, którzy rozbłyśli, a później zniknęli, nie dając sobie szansy, by spieprzyć dobre wrażenie.