Archiwum prywatne
Według legendy księżniczka Wanda, córka króla Kraka, wolała rzucić się do Wisły, niż oddać swoją rękę niemieckiemu księciu. Polki już dawno zmieniły zdanie w tej kwestii.
Na jakim fundamencie osoby pochodzące z innych państw, a często i kultur, budują swoje związki?
– Najważniejsze to bardzo dobrze nauczyć się języka partnera – odpowiada bez zastanowienia Kamila Koppe. - Nie wyobrażam sobie, żeby mój partner nie rozumiał tego, co mówię po polsku do naszego syna.
Kamila pochodzi z małej miejscowości niedaleko Przemyśla. Na studiach w Lublinie poznała swojego męża Malte, Niemca, który przyjechał do Polski na Erasmusa. Teraz mieszkają razem w Berlinie.
Co było dla niego najbardziej zaskakujące w Polsce? Podejście do jedzenia. - To pewnie wynika z tego, że w odwiedziny przyjeżdżaliśmy na święta, ale to nie zmienia faktu, że je się tam dużo, dużo więcej niż w moim domu – śmieje się Malte, opowiadając o pierwszych wizytach u rodziców Kamili.
Od lat 90. w Polsce sukcesywnie spada ogólna liczba zawieranych związków małżeńskich. W 1990 roku było to 255,4 tys., w 2005 206,9 tys., a w 2019 roku 183,4 tys. Chociaż liczba małżeństw maleje, liczba związków formalnych zawieranych z obcokrajowcami się nie zmniejsza, więc z roku na rok śluby par mieszanych stanowią coraz większy odsetek wszystkich zarejestrowanych związków.
Na 184 734 małżeństw zawartych w 2019 r. w Polsce 3 434 stanowiły te, w których Polki wychodziły za mąż za mężczyzn nieposiadających polskiego obywatelstwa. Na czele rankingu znaleźli się Brytyjczycy, tuż za nimi Niemcy. O ile Polki preferują partnerów z zachodu, o tyle Polacy patrzą na wschód. Najczęściej decydują się na ślub z Ukrainkami, Rosjankami i ogólnie Azjatkami.
A jak to wygląda od strony niemieckiej? Liczba zawieranych małżeństw polsko-niemieckich zaczęła dynamicznie rosnąć już w drugiej połowie lat 80. XX w., gdy Polacy coraz częściej emigrowali do RFN. Od tego czasu utrzymuje się na poziomie kilku tysięcy rocznie.
Polacy są obecnie trzecią największą grupą narodową pod względem małżeństw zawieranych z obywatelami RFN na terenie tego kraju. Dokładne dane dostarcza niemiecki Federalny Urząd Statystyczny. W 2017 r. (urząd nie dysponuje jeszcze liczbami za lata późniejsze) z ponad 46 tys. małżeństw, które zawierano z obcokrajowcami, Niemcy najczęściej wybierali żonę lub męża z Turcji (12,7 tys., 27 proc.), Włoch (6,2 tys., 13 proc.) i właśnie z Polski (4,5 tys., 9,7 proc.). Blisko trzy razy częściej Niemiec żenił się z Polką (3,2 tys. takich małżeństw) niż Niemka z Polakiem (1,2 tys.)
Ta polsko-niemiecka dysproporcja ze względu na płeć jest stałym zjawiskiem łatwo dostrzegalnym w niemieckich statystykach. Na przestrzeni ostatnich dekad, w szczególności w latach 1995 – 2005, na jednego Polaka, który zawarł małżeństwo z Niemką, przypadało cztery, pięć a w niektórych rocznikach nawet sześć Polek, które wychodziły za Niemca.
- Niestety nie da się dokładnie policzyć, ile rzeczywiście jest par polsko-niemieckich. Statystyki pokazują tylko te które, zdecydowały się na legalizację związku. Jako że rejestracja związku nie ma wpływu na przykład na legalizację pobytu, wiele osób, nawet takich żyjących wspólnie latami, nie czuje potrzeby jego formalizowania – wyjaśnia dr Anita Brzozowska z Ośrodka Badań Nad Migracjami Uniwersytetu Warszawskiego.
- Z badań, które prof. Emilia Jaroszewska prowadziła w Niemczech wynika, że Polki stanowią dla Niemców atrakcyjne partnerki. Wiąże się to między innymi z dość stereotypowym postrzeganiem genderowych ról kobiet i mężczyzn oraz z tym, jak są postrzegane kobiety z krajów Europy Centralnej i Wschodniej.
Najczęściej związki polsko-niemieckie nawiązywane są w Niemczech. Polacy emigrują tam w różnych celach – aby pracować, uczyć się, czy spróbować życia w innym kraju. Ich obecność na miejscu daje wiele okazji do nawiązywania międzynarodowych znajomości, które mogą przerodzić się w coś poważniejszego. Takie pary polsko-niemieckie jako kraj docelowy najczęściej wybierają właśnie Niemcy, gdzie mają więcej możliwości.
Kamila sama przekonywała swojego męża Malte, żeby zamieszkać w Berlinie. Stolica Niemiec to dla nich dostęp do dużego rynku usług IT, w których oboje pracują. Przy wyborze miejsca zamieszkania brali pod uwagę jakość powietrza i sytuację polityczną w Polsce.
W którym języku zaśpiewać dziecku kołysankę?
Od kiedy w życiu Kamili i Malte pojawił się syn Jan, aspekt polsko-niemiecki nie dotyczy już tylko ich samych, ale także sposobu wychowania dziecka. – Znamy dużo polsko-niemieckich par i sposobów na komunikację w rodzinie jest bardzo dużo – mówi Malte. Do własnego syna mówi po niemiecku, Kamila oczywiście po polsku. Obydwoje biegle władają językiem swojego partnera. Malte nauczył się języka tak dobrze, że z trudem wyczuć u niego jakikolwiek akcent. To daje rodzinie dodatkowe możliwości.
- Najpopularniejszą metodą komunikacji dzieci z rodzicami w parach mieszanych jest właśnie OPOL – one parent, one language (z ang. jeden rodzic, jeden język) – mówi prof. Agnieszka Stępkowska, socjolingwistka z Uniwersytetu Szczecińskiego i członkini Komisji Nauk Filologicznych Oddziału PAN we Wrocławiu.
- Na drugim miejscu pod względem popularności jest używanie języka mniejszości w domu. Wśród par mieszanych panuje przekonanie, że należy się konsekwentnie trzymać danej metody. Rodziny zdobywają tę wiedzę z różnych źródeł, między innymi podpatrując inne pary, czy słuchając rad lekarzy. Są różne metody, łącznie z tym, że np. zabawa odbywa się tylko w jednym języku, a reszta aktywności w drugim, albo od określonej godziny w domu posługujemy się wyłącznie konkretnym językiem. To wszystko są jednak indywidualne decyzje – podkreśla prof. Stępkowska.
- Pracując nad monografią "Pary dwujęzyczne w Polsce", pytałam swoich rozmówców o ich kompetencje językowe (jakie języki znają), ich wybory językowe (jakich języków używają do wyrażania emocji) i jakie funkcje mają języki, które znają. Pytałam też o tożsamość, świadomość językową oraz między innymi o dwujęzyczność dzieci. Generalnie moi rozmówcy starali się nie łączyć swoich problemów z językiem i narodowością - komentuje kwestię wyborów językowych prof. Stępkowska. - Każda z tych par miała jakiś sposób komunikacji. Był to język jednego z partnerów albo lingua franca, czyli język obcy dla obojga. Kiedy pytałam o stereotypy, partnerzy nie widzieli w sobie cech typowo wiązanych z narodowością np. typowo polskich, czy typowo niemieckich. Bardziej odnosili to do osobowości, niż do pochodzenia. Pary mieszane patrzą na stereotypy krzywym okiem – dodaje. Tę tezę potwierdzają nasi rozmówcy. - Ja zawsze staram się odkładać stereotypy i uogólnienia na bok – mówi Kamila. Dopiero ponownie dopytywana, czy widzi jakieś typowe "niemieckie" cechy u Malte dodaje z uśmiechem: – Na pewno lubi porządek.
Wielkie i małe sprawy
Czy trudna historia, różnice kulturowe i religijne wpływają na jakość relacji w związkach polsko-niemieckich?
- GUS publikuje od pewnego czasu informacje o tym, ile jest rozwodów wśród par mieszanych, należy jednak patrzeć na nie z ostrożnością. Dla opinii publicznej ciekawe jest to, czy związki w których są różne kultury, często różne religie, różne pochodzenie nie tylko etniczne, ale też klasowe, czy one rozpadają się szybciej. Patrząc na to, trzeba brać pod uwagę wiele zmiennych, a nie tylko różnice wynikające z tego, że partnerzy wyrastali w różnych krajach i kulturach - podkreśla dr Brzozowska.
- Tak, jak w każdym związku, są też różnice wynikające z wychowania, jakie mogą pojawić się tak samo wśród par, które dorastały w tym samym kraju. Z pewnością takie pary mają trudniej, ale nie można wszystkiego tłumaczyć tylko różnicami wynikającymi z tego, że pochodzą z różnych krajów i czasem różnice na przykład klasowe mogą być znacznie bardziej problematyczne niż te kulturowe, językowe, czy religijne – zaznacza.
Jak zaznacza prof. Elżbieta Opiłowska z Zakładu Socjologii Pogranicza Uniwersytetu Wrocławskiego, trudno nie zauważyć napięć na poziomie makro: między władzami państwowymi czy też w mediach. - Z moich obserwacji wynika jednak, że nie przekłada się to na bezpośrednie kontakty między społecznościami Polski i Niemiec na pograniczu - dodaje.
Współcześnie, przynajmniej w opinii ekspertów zaangażowanych we współpracę transgraniczną, zaszłości historyczne przestały odgrywać kluczową rolę. - Bardziej liczy się podejście pragmatyczne, czyli to, jakie korzyści przynosi ta współpraca – podkreśla prof. Opiłowska.
Dla Malte i Kamili polsko-niemieckie różnice kulturowe to przede wszystkim długa lista drobnych spraw. Jako przykład podają podejście do zwierząt domowych, którym w Niemczech poświęca się o wiele więcej uwagi. - W domu moich rodziców przez długi czas to pies był najważniejszy - tłumaczy Malte. - A jak się mnie pytali, jak się miewają psy moich rodziców, to nawet nie mogłam sobie przypomnieć, jak one się nazywają - dodaje Kamila.
Kto ma mocniejszą pozycję?
- Ogromne znaczenie ma miejsce, które para wybiera do osiedlenia się i budowania swojej rodziny. Zagłębienie w daną kulturę i struktury społeczne też ma znaczenie. Te osoby, które nie zmieniają swojego miejsca zamieszkania, nie zrywają swoich sieci społecznych i korzystają z kapitału kulturowego, czyli świetnej znajomości języka, czy wykształcenia zdobytego w danym kraju, nie musza się borykać z dodatkowymi kłopotami - zauważa dr Anita Brzozowska.
- W przypadku osoby, która migruje do innego kraju, pojawia się kwestia na przykład uznania dyplomu i wykształcenia, nauki języka w stopniu pozwalającym na zdobycie pracy zgodnej z kwalifikacjami, która nie wiąże się z degradacją zawodową i całkowitą zmianą w życiu. Partner z kraju przyjmującego takiego migranta może korzystać na miejscu ze wsparcia swojej rodziny i przyjaciół, z którymi utrzymuje kontakty przez całe swoje życie. Migracja wiąże się nierzadko z koniecznością budowania takich sieci od początku, co wymaga dużego wysiłku. Zatem, jeśli Polka bierze ślub lub związuje się z Niemcem i osiada z nim w jego ojczyźnie, jego pozycja w związku jest w sposób naturalny silniejsza - podkreśla socjolożka.
Ania mieszka w Lipsku z André, swoim niemieckim chłopakiem. Nie ukrywa, że związek przechodzi trudne chwile. Głównych powodów dopatruje się w różnicach charakteru, ale polsko-niemieckie "drobnostki" również nie ułatwiają ułożenia sobie życia. - Problemy pojawiają się choćby, gdy chcemy coś wspólnie obejrzeć. Ja nienawidzę niemieckiego dubbingu w filmach - podaje przykład.
O różnicy wyświetlania filmów dyskutowała z pewnością każda polsko-niemiecka para. Polski lektor podłożony na wyciszone głosy to powód do żartów po stronie niemieckiej i stwierdzeń "przecież tego nie da się zrozumieć". Natomiast dla Polaków równie komicznie brzmią niemieckie głosy, które zastępują oryginalne kwestie. Ani nie udało się przekonać André, żeby przy wspólnym oglądaniu filmów zdecydować się na kompromisowe włączenie napisów. - I w ten sposób cały sezon "The Crown" (brytyjski serial fabularny – red.), oglądaliśmy osobno – kończy ze smutkiem.
Jak zauważa psycholog Anna Kostrzewska, która współprowadzi gabinet w położonych przy granicy polsko-niemieckiej Słubicach, podstawowy problem, z którym zgłaszają się pary polsko-niemieckie, jest taki sam, jak w przypadku par posługujących się jednym językiem – komunikacja. Rozmowa o tej kwestii w języku partnera może stanowić dodatkową trudność.
- Wypowiadając się w nie swoim języku trudniej jest nam mówić o niuansach związanych z emocjami, z potrzebami, wartościami. Zawsze za językiem stoi też kultura, która różni się w obu krajach. Wystarczy spojrzeć na to, jak różne mamy nasze dziecięce doświadczenia, jakie oglądaliśmy bajki, jakim kodem językowym posługujemy się, określając nasze przeżycia. W jakich rodzinach wyrastaliśmy, z jakimi wzorcami ról i zachowań w rodzinie się spotykaliśmy. W rozumieniu relacji posługujemy się schematami, które bardzo mocno związane są z językiem – stwierdza psycholog.
- Mam cały czas poczucie, że mój niemiecki jest za słaby. Jak mam jakiś ważny problem dotyczący związku i emocji do omówienia, to często zniechęcam się jeszcze zanim podejmę rozmowę – mówi Ania. - Czuję, że wtedy nie mówię o tym, o czym chciałabym powiedzieć, a tylko tyle, ile potrafię w obcym języku – tłumaczy.
Jej partner nie zna języka polskiego. Choć na samym początku związku para próbowała rozmawiać po angielsku, to Ania szybko podjęła decyzję, żeby przypomnieć sobie niemiecki, którego uczyła się w szkole.
Zdaniem prof. Agnieszki Stępkowskiej jednym z problemów wynikających z dwujęzyczności par, jest poczucie alienacji, które może się pojawić, gdy jedno z partnerów nie jest w stanie w pełni wyrazić właśnie swoich emocji w języku zrozumiałym dla obojga.
- Będąca w związku z Niemcem Polka powiedziała mi, że pomiędzy nimi jest "jakaś emocjonalna dziura". Niemiec bardzo dobrze opanował polski i para ma możliwość wyboru tego języka do komunikacji, jednak Polka nie chce i rozmawiają po angielsku. Kobieta mówi, że czuje jakąś awersję do języka niemieckiego i ma z nim problem. Tkwią zatem w języku angielskim, który jej nie satysfakcjonuje, bo ma w nim problemy z opisywaniem emocji – wyjaśnia socjolingwistka.
Językowa nierównowaga przeszkadza w interakcjach z dalszymi członkami rodziny. - W mojej rodzinie przyjęto po prostu, że "André z nami nie pogada". Wszyscy go lubią, ale on pozostaje takim zagranicznym gościem, który w każdej chwili może odejść od stołu, bo nie rozumie, na jaki temat toczy się rozmowa – opowiada.
Takiego problemu nie mają Malte i Kamila, choć nie oznacza to, że sytuacja jest idealna. - Bez znajomości języka nasi rodzice nie mogą się ze sobą wzajemnie porozumieć. Spotkali się zresztą tylko raz na naszym weselu – mówi Malte. Żeby ułatwić im swobodne przeżywanie tego ważnego dla ich dzieci dnia, rodzicom przy stole cały czas towarzyszyła tłumaczka.
W utrzymywaniu minimalnych grzecznościowych relacji pomagają nowe technologie. - Moi rodzice tłumaczą sobie treść życzeń za pomocą internetowego translatora i wysyłają kartki świąteczne do rodziców Malte – dodaje Kamila. Ci odwdzięczają się tym samym, tylko że z życzeniami napisanymi po polsku.
Podejmowanie prób komunikacji mimo bariery językowej jest ważne, jednak prof. Agnieszka Stępkowska zwraca uwagę na to, że taka komunikacja z wykorzystaniem najnowszych technologii jest mocno niedoskonała.
- Jest coś takiego jak język techniczny, typu umyj ręce, podaj kubek. Jest też jednak zniuansowana komunikacja na głębszym poziomie, która ma charakter na przykład zwierzeń. Tutaj wszystko zależy od tego, jakie kto ma potrzeby, jakie horyzonty, ambicje – wyjaśnia badaczka.
Rozdzieleni przez koronawirusa
COVID-19 utrudnia życie Ani z Lipska. Gdy wcześniej mieszkała w Berlinie, to rodzinną Warszawę starała się odwiedzać co miesiąc. Podróż i czas spędzony w Polsce należał do jej naturalnego rytmu. Jego utrzymanie stało się trudniejsze po przeprowadzce do bardziej oddalonego od Warszawy Lipska. A już w tym roku, z powodu koronawirusa, Ania była w domu rodzinnym tylko dwa razy. A teraz gdy jej związek przechodzi kryzys, szczególnie potrzebuje wsparcia.
- Musieliśmy zrezygnować z przyjazdu do rodziców Kamili na Wielkanoc - Malte tłumaczy wpływ pandemii COVID-19 na ich życie, jako rodziny polsko-niemieckiej. Para planowała nadrobić zaległości jesienią, ale po przerwie wakacyjnej, podczas której wirus nieco odpuścił, im bliżej do planowanego terminu podróży, tym sytuacja stawała się coraz bardziej napięta.
- W międzyczasie linie odwołały loty pomiędzy Berlinem a Krakowem. W desperacji Malte i Kamila rozpatrywali jeszcze podróż do Lwowa i stamtąd dojazd do rodzinnej miejscowości, ale również na Ukrainie liczba dziennych infekcji wzrasta od miesięcy, co dla podróżujących oznacza potrzebę poddania się dwutygodniowej kwarantannie po przekroczeniu granicy ukraińsko-polskiej. Obecnie końca drugiej fali pandemii nie widać, więc o podróżach najlepiej zapomnieć. - Kontakty naszego syna z polskimi dziadkami ograniczają się niestety tylko do połączeń wideo przez smartfona – stwierdza ze smutkiem Malte.
- Zamknięcie granicy spowodowało także społeczne konstruowanie granic i konstruowanie obrazu innego (obcego), który stanowi zagrożenie. Wiemy, że na przykład w regionie Brandenburgia-Lubuskie w okresie zamknięcia granicy z powodu COVID-19, krzywa zakażeń była bardzo niska, a mimo to granica państwowa okazała się ważnym instrumentem zapewnienia bezpieczeństwa. Oznaczało to, że te osoby, które przyjeżdżają zza granicy nie były już postrzegane w kategorii naszego sąsiada, współmałżonka czy członka rodziny, tylko jako ‘inni’, ‘obcy’, mogący potencjalnie rozprzestrzenić wirusa – zauważa prof. Elżbieta Opiłowska.
Prof. Piotr Szukalski, kierownik Katedry Socjologii Stosowanej i Pracy Socjalnej Uniwersytetu Łódzkiego zauważa, że wpływ pandemii na kwestię małżeństw Polaków i Polek z obcokrajowcami i ogółem tworzenia się i trwania par mieszanych będzie zarówno krótko, jak i długofalowy. W samej tylko Polsce, w pierwszym półroczu 2020 roku, ogólna liczba zawartych małżeństw zmniejszyła się o około 40 proc. w porównaniu do lat ubiegłych.
- Trudniej dostać się do urzędów, obowiązują restrykcje w organizowaniu wesel, czy niepewność, co się wydarzy. Ludzie starają się zatem odłożyć swoje śluby. Te same okoliczności nawet silniej uderzą w małżeństwa binacjonalne, które muszą załatwić nawet więcej formalności i rozwiązać poważne problemy logistyczne – wyjaśnia naukowiec. - W ich przypadku, nawet organizując niewielkie wesele, chciałoby się zaprosić na przykład rodziców partnera-obcokrajowca.
Nie wiadomo, czy zdołają oni przejechać przez granicę, a jeśli już przejadą, to czy uda im się wrócić. Dochodzi też poczucie, że przemieszczanie się nie jest bezpieczne. Zamiast samochodem wolałoby się jechać pociągiem, czy lecieć samolotem.
Jak podkreśla socjolog, w przypadku części par mieszanych nastąpiły powroty partnerów z krajów, w których pracowali, do krajów pochodzenia. Mogło to mieć znaczący wpływ na pogorszenie jakości związku z dotychczasowym partnerem.
- Nawet jeśli w przypadku konkretnej pary do rozłąki nie doszło, to i tak mamy do czynienia ze wspomnianym odraczaniem zawarcia związku małżeńskiego. "Gdyby było normalnie, już bylibyśmy po ślubie, a tak od ośmiu miesięcy czekamy". W takim wypadku zawsze może się pojawić znużenie, niesnaski, poczucie, że to jednak zły wybór – mówi prof. Piotr Szukalski.
W tym samym czasie, w którym Kamila i Malte zostali odcięci od swoich polskich krewnych przez COVID-19, para musiała również z rozgoryczeniem przyjąć do wiadomości, że miejsc w przedszkolu polsko-niemieckim (takich jest w Berlinie tylko kilka) dla Jana nie ma i nie będzie. - Tak długa jest lista oczekujących - usłyszał Malte od dyrekcji. Co wskazuje, jak dużo jest rodzin polsko-niemieckich, które starają się, żeby zarówno "polskość", jak i "niemieckość" odgrywały w ich życiu taką samą rolę.
Wszystkie reportaże w ramach akcji #Pogranicze znajdziecie w Magazynie Wirtualnej Polski, Raporcie Interii i w Deutsche Welle.