Getty Images
Stefan Skotis ma 67 lat, urodził się w Bielawie, jego rodzice na Dolny Śląsk przybyli z falą ok. 13 tysięcy greckich uchodźców, głównie członków i sympatyków Demokratycznej Armii Grecji i ich dzieci, uciekających przed prześladowaniami. Sam w Grecji nigdy na stałe de facto nie mieszkał, od lat jednak wraz z Christosem Zarkadasem przewodniczy Stowarzyszeniu Greków w Polsce Odysseas. Może dlatego Stefan ma tak zwaną hybrydową tożsamość: kiedy rozmawiamy o Polakach, mówi: my, kiedy rozmawiamy o Grekach - to samo. - Została nas garstka, niecałe dwa tysiące, nasi seniorzy pomału odchodzą, można ich policzyć na palcach, a młodzi Grecy jakoś się nie garną do stowarzyszenia. Mimo to próbujemy się integrować, organizujemy obchody święta niepodległości Grecji i inne imprezy, w tym tradycyjne pieczenie barana, koncerty greckich zespołów - wyjaśnia Stefan.
Greków w Polsce mieszka około 3,6 tys. (według narodowego spisu powszechnego z 2011 roku) i zdaje się ich przybywać. Tak przynajmniej wynika z porównania ze spisem z 2002 roku, kiedy było ich prawie trzy razy mniej, jakieś 1,4 tys. Polaków w Grecji jest więcej, około 10 tysięcy, takie dane podała w rozmowie z Polskim Radiem ambasador w Atenach Anna Barbarzak.
Do niedawna jednym z nich był Patryk Grażewicz, 26-letni technik informatyk i grafik komputerowy, a przede wszystkim podróżnik. Z rodzinnego domu w Żarach wcześnie wyfrunął w świat. Dosłownie przez parę lat błąkał się po Europie, imając się różnych zajęć, w końcu na kilka tygodni utknął na Wyspach Szetlandzkich, próbował ze Szkocji dostać się łodziostopem do Norwegii, a że "idea łodziostopowania jest tam mało znana", znalezienie kogoś, kto by zechciał zabrać go na pokład, zajęła mu miesiąc. W tym czasie zdążył rozkochać się w życiu na takim małym końcu świata na tyle, że po powrocie do Polski zaczął szukać okazji, by osiąść na wyspie na dłużej. Tak trafił do Grecji, konkretnie na Skiatos, znaną nie tylko jako urokliwe miejsce wakacyjnego wypoczynku, ale też lokalizacja zdjęć do filmu "Mamma Mia!" z 2008 roku.
Największy klimat robi… klimat
Na hasło "Grecja" pierwsze skojarzenie to: "urlop". I słusznie, od dwóch lat Hellada zdecydowanie deklasuje inne wakacyjne destynacje Polaków. Tak przynajmniej wynika z raportów Polskiej Izby Turystyki, w tym za 2017 rok, kiedy co trzeci wyjeżdżający z biurem podróży urlopowicz wybrał właśnie Grecję (35 proc.), w tyle pozostawiając Bułgarię (14 proc.), Hiszpanię (13,7 proc.) oraz Turcję (9,5 proc.). Tak też można wnioskować po tym, że jedno z najpopularniejszych biur podróży wprowadzając dwa lata temu ofertę "polskie strefy", na ich lokalizację wybrało obok Chorwacji właśnie Grecję.
Źródło: Shutterstock.com
Dlaczego Hellada tak nam przypadła do gustu? Stefan Skotis nie ma wątpliwości: największy klimat robi... klimat. Stefan: - W Grecji i ogółem w krajach śródziemnomorskich pogoda jest, można powiedzieć, zagwarantowana. Dni słonecznych, bezchmurnych jest znacznie więcej w porównaniu do Polski czy innych krajów Europy Północnej, temperatura wody tu wynosi 14-18 stopni, tam - latem nie spada poniżej 21, a zazwyczaj dochodzi nawet do 27 - wyjaśnia Stefan. I wspomina jeden ze swoich letnich wypadów do rodziny. - Z marszu, nie oswajając się, wszedłem do wody, były ze 23-24 stopnie i czułem się znakomicie. A moi kuzyni wołali: jaka zimna woda! - śmieje się.
Poza sezonem z pogodą bywa jednak różnie. Zdaniem Stefana, bez słońca Grecy trochę przygasają, usychają z tęsknoty za nim, tracą energię. - Zimą mówią: "jest zimno, nic nie rośnie, nie ma co robić" i chowają się po domach, czekają na wiosnę - mówi Stefan. Jego zdaniem Polacy są pod tym względem bardziej elastyczni i zahartowani (bo zima u nas jest dłuższa i mroźniejsza), choć do słońca ciągnie każdego, niezależnie od narodowości i szerokości geograficznej. - Jak przychodzi marzec-kwiecień, to już się cieszymy, wypatrujemy słońca i dłuższych dni.
Patrykowi, który przez dwa lata mieszkał i pracował na Skiatos, jednej z wysp żyjących z turystyki, a więc i słońca, paradoksalnie Grecja wcale się z nim nie skojarzy. Z paradoksu tego sam zdaje sobie doskonale sprawę, gdy mówi: "pierwsze wrażenie? Śmieszne, bo było mi zimno". - Przyjechałem do Grecji z myślą: jestem z Polski, wiem, co to zima, jak spadnie śnieg, będę się z Greków śmiał. A tu się okazało, że to Grecy się śmiali ze mnie, bo mi było zimno, a oni nie mieli z tym problemu.
Wszystko dlatego, że Patryk poznawanie Grecji zaczął zimą, w grudniu dostał propozycję długoterminowego wolontariatu, szybko się spakował i wyruszył autostopem na południe, na "swoją" wyspę zajechał więc w styczniu. - Zdawałem sobie sprawę, jaka jest pora roku, ale i tak byłem zaskoczony, bo tydzień wcześniej byłem w Chorwacji, gdzie nie było zimno - wyjaśnia. Zdziwiłby go też słowa Stefana, te o chowaniu się Greków zimą w czterech ścianach, bo zdaniem Patryka "w grekich domach jest strasznie zimno". - Niby korzysta się z ogrzewania, ale okna i ściany nie są na tyle szczelne, żeby trzymać ciepło w środku, szczególnie nocami jest strasznie zimno, przynajmniej mi było. Często wstając rano pierwsze, co robiłem, to przechodziłem do ogrodu, aby się ogrzać - wyjaśnia.
Wiatraki na wyspie Mykonos Źródło: Shutterstock.com
Trudno ocenić, czy bardziej ze względu na pogodę, czy liczbę stałych mieszkańców (na Skiatos jest ich poza sezonem ok. 4 tysięcy), Patryk zimową porą również zaobserwował, że Grecy chowają się po domach. - Zdarzało się, że szedłem na spacer z domu do portu, około 10 minut drogi, i za dnia nie spotkałem żadnej żywej duszy, w drodze powrotnej to samo - opowiada Patryk. I dodaje: - Całe szczęście, że przyjechałem zimą, bo miałem okazję doświadczyć transformacji Grecji pomiędzy sezonem a okresem pozasezonowym. To jest naprawdę niesamowicie duża różnica: każdego dnia jest coraz więcej turystów, coraz więcej samolotów przylatuje, każdego tygodnia coraz więcej miejsc się otwiera, coraz więcej ludzi widać na ulicach.
Jako że zdążył się przez kilka miesięcy zadomowić, ta transformacja była dla niego "dosyć bezbolesna", Patryk (podobnie jak rodowici Grecy) już wtedy miał "swoje miejsca", nieuszczęszczane przez turystów ("bo o nich nie wiedzą albo są za daleko i im się nie chce do nich docierać"), w nich mógł się schronić od zgiełku nawet w szczycie sezonu urlopowego. - Trochę to trwało, ale w końcu się przez te dwa lata zaaklimatyzowałem. Myślę, że dałem radę.
Tha sou kano to trapezi
Trudno rozstrzygnąć, czy kuchnia grecka wygrywa z kuchnią polską - czy na odwrót. Ta pierwsza jest na pewno lżejsza, ta druga - bardziej tłusta, a przez to i cięższa. To, jak przypomina Stefan Skotis, nie tyle kwestia wyboru, co możliwości. - Co daje natura, to jemy - zauważa. I jednocześnie stanowczo podkreśla, że "Grecy mają szczególną pasję do potraw kulinarnych". Oraz że "samo spożywanie posiłków jest inne niż w Polsce". - W Grecji z każdego półmiska, na przykład z sałatką wiejską z fetą i oliwką, korzysta cała rodzina, nie ma wydzielania jedzenia na talerz. Jeśli ktoś to robi, to jest źle widziane. Bo taka jest grecka tradycja: je się z jednej michy - wyjaśnia. I dodaje (równie zdecydowanie), że Grecy czerpią z jedzenia ogromną radość - nie tylko ze smaku, ale i atmosfery, która się nad tymi wspólnymi michami tworzy. - W Grecji mówi się: tha sou kano to trapezi. W dosłownym tłumaczeniu to znaczy: zrobię ci stół, czyli - zapraszam cię w gości, chcę się z tobą podzielić posiłkiem, spędzić wspólnie czas. To narodziło się po odzyskaniu niepodległości, kiedy Grecja wyzwoliła się po 400 latach niewoli, ludzie szukali swoich korzeni, starali się na nowo zintegrować, stąd tradycja skupiania się przy tak zwanym trapezi - mówi.
Kadr z rozgrywającego się w Grecji filmu "Przed północą" Źródło: Materiały prasowe
Zwyczaj ten, wyssany z mlekiem matki, udało mu się zaszczepić też własnym dzieciom. - Syn czy córka zapraszają mnie często na obiad, bo ja im "sprzedałem" tę tradycję, która integruje najbliższych, rodzinę i przyjaciół - wyjaśnia. I dodaje, że co do gościnności Polaków "nie można mieć żadnych zastrzeżeń", choć pod względem częstotliwości biesiadowania Grecy biją nas na głowę. - W Polsce całą rodzinę zaprasza się na wspólny obiad głównie przy okazji świąt, na Wielkanoc, Boże Narodzenie, czasami urodziny czy imieniny. I bardziej jest to uzależnione od zamożności rodziny, im mniej pieniędzy, tym rzadsze obiady integracyjne, jak ja to nazywam. W Grecji może być sama woda do obiadu zamiast wina, dania skromniejsze, ale to nikomu nie przeszkadza, najważniejsze jest spotkanie bliskich, kultywowanie tradycji.
W temacie kuchni polskiej, która "też jest bogata, też jest urozmaicona", Stefan sięga pamięcią do czasów komuny. - Kiedy ja byłem młody, specjalnie nie było z czego robić obiadów, bo w sklepach nic nie było, jadło się pospolite dania: schabowy, oczywiście jeśli był do kupienia, bigos, zupę pomidorową, gulasz. Jedzenie nie było najgorsze, ale nie miało greckiego charakteru, brakowało warzyw, papryki, oliwek, soczystych pomidorów, oliwy - wspomina. A teraz? - Teraz jak się na przykład idzie do restauracji, to widać, że kuchnia polska jest troszeczkę bardziej wzbogacona o składniki kuchni śródziemnomorskiej, nawet do dania typowo polskiego dodawana jest jakaś sałatka, pomidorki, papryka.
Patryk zgadza się ze Stefanem. - Jedzenie jest bardzo ważnym elementem greckiej kultury, przez wspólne jedzenie kształtują się kontakty międzyludzkie. Tak jak w Polsce wychodzi się na piwo, tak w Grecji - na obiad, ewentualnie ouzo (grecką wódkę anyżową), która zawsze jest jednak spożywana w akompaniamencie jedzenia - mówi. Poza czynnikiem integracyjnym w kuchni greckiej podoba mu się też różnorodność. - W czasie jednego obiadu można zjeść kilka różnych potraw. Są przyrządzane w nieco mniejszych porcjach, ale właśnie dzięki temu masz możliwość skosztowania różnych rzeczy - wyjaśnia. I choć sam już Grecję opuścił (jeszcze się nie nachapał życia, natura wagabundy ciągnie go w świat), Grecja nie opuściła jego. - Jak gdzieś trafiam na greckie produkty, to chociażby z sentymentu muszę je kupić. No i nie mogę się odzwyczaić od greckich oliwek i sera feta - śmieje się.
Patryk Grażewicz Źródło: Archiwum prywatne
Pracowity jak Grek
Jacy są Grecy? Wbrew pozorom ani Patryk, Polak z Grecji, ani Stefan, Grek z Polski, w pierwszej kolejności nie rzucają stereotypowego hasła: impulsywni. To powiedzą nieco później, wcześniej będą rozwodzić się między innymi nad grecką troskliwością, konkretnie Stefan rzuci, że Grecy są "bardzo opiekuńczy, bardzo wrażliwi, kochają swoje dzieci, dbają o rodzinę, rodzina jest najważniejsza". - Mają też bardzo duży szacunek do seniorów, zwracają się do nich per "teo", czyli wujku, tam się o najstarszych członków rodziny bardzo dba, ciągle o nich myśli, pomaga się im.
Patryk z kolei w pierwszym odruchu opowie o greckiej otwartości (w jego prywatnym rankingu plasują się pod tym względem tuż za innymi mieszkańcami Bałkanów) oraz... spokoju. - Grecy są bardzo opanowani, biorąc pod uwagę problemy, z jakimi boryka się ich kraj, nie reagują tak depresyjnie, jak można by się spodziwać.
Obaj zdążą też podkreślić pracowitość Greków. - Wbrew pozorom, bo jednak kompletnie odwrotny stereotyp panuje, uważam, że są bardzo pracowitymi ludźmi. Poznałem wiele osób, które harują od świtu do nocy. Dosłownie: rano idą do pracy na osiem godzin, godzina przerwy i kolejne osiem godzin pracy. Zwłaszcza na wyspie takiej jak Skiatos, której gospodarka polega głównie na turystyce, to jest właściwie jedyna opcja, żeby zarobić na cały rok życia - mówi Patryk. - Grecy są bardzo pracowici, niech pani zauważy, że w rankingach pod tym względem przodują - dodaje Stefan.
Stefan Skotis Źródło: Archiwum prywatne
Faktycznie, według OECD w 2017 roku statystyczny Grek przepracował 2018 godzin, najwięcej w całej Europie, na świecie zaś ocierając się o podium - pod względem czasu spędzanego na pracy Grecy ustępują miejsca tylko Koreańczykom, Meksykanom i Kostarykańczykom. Gwoli ścisłości Polacy nie zostają daleko w tyle, rónież szczycą się pracowitością, spędzając w pracy średnio 1895 godzin rocznie.
Patryk zwraca ponadto uwagę na bezpieczeństwo, choć tu trudno jednoznacznie rozstrzygnąć, czy to bardziej kwestia natury i uczciwości Greków, czy specyfiki mieszkania na małej wyspie. Niemniej jednak szczególnie w pamięć zapadło mu to, że... zapomniał, gdzie leżały klucze od domu. - Nigdy nie bałem się o swoje bezpieczeństwo, nie zamykałem domu, nie wiedziałem nawet, gdzie są klucze. Wielokrotnie widziałem też samochody z kluczykami w stacyjkach. W Polsce różnie z tym bywa, raczej bym się na to nie porwał.
Dopiero na końcu rozmowa schodzi na temperament. Stefan przyznaje: - Grecy są impulsywni, jak wszyscy połudnowcy. Ogień zamiast krwi? Aż tak to może nie, ale na pewno bardziej emocjonalnie reagują na różne sytuacje życiowe niż Polacy, którzy są bardziej umiarkowani w swoich działaniach, nie aż tak spontaniczni. Wystarczy spojrzeć chociażby na mundial, Grecy jeszcze bardziej żywiołowo reagują na strzeloną przez ich reprezentację bramkę. I tak jest właściwie z każdą dziedziną życia.
Ostatnia przystań
Co najbardziej łączy Polaków i Greków? Patryk śmieje się, że "obsługa klienta". - W Grecji biurokracja jest bardzo rozbudowana, chyba nawet bardziej niż w Polsce. Kontakt z urzędnikami to często dosłowne użeranie się i uganianie. Nie mówiąc chociażby o otworzeniu konta bankowego, tam to jakaś masakra - śmieje się Patryk.
Polacy generalnie Greków lubią, w badaniach CBOS sympatię do nich deklaruje 45 proc. ankietowanych. Zdaniem Stefana to nie tylko sentyment związany z urlopami, ale też jakieś podskórny szacunek do greckiej spuścizny kulturowej. - Polacy lubią Grecję nie tylko za to, że jest tam ciepło, ale też mają szacunek do Grecji jako kolebki kultury. Grecy z kolei pamiętają o tym, jak Polacy pomogli im w trudnych czasach powojennych, pamiętają, że wódz Sobieski przyczynił się niejako do ich niepodległości - mówi Stefan. I przypomina, że oba narody przetrwały mimo wymazania ich z map (Polski na 123 lata, Grecji - na 400). - Historia nas łączy. Mamy tę świadomość, i Grecy, i Polacy, że jedziemy na tym samym wózku.
Źródło: 123RF
Może przez tę podskórną jedność Patryk, choć opuścił Grecję, bo ciągnie go w świat, chciałby "zacumować gdzie indziej na jakiś czas", bardzo poważnie rozpatruje Helladę jako swoją ostatnią przystań. - Wiele osób z Europy Zachodniej tak robi, po przejściu na emeryturę przeprowadzają się na greckie wyspy, żeby już osiąść i spokojnie żyć w sielance. Ja też na stare lata chętnie bym znów zamieszkał w Grecji.