Michał Zieliński, Polska Misja Medyczna

Przyjechałem tutaj dzielić się swoją wiedzą, daję od siebie wszystko, co mam. W zamian otrzymuję uśmiech i szczerze wypowiedziane "dżesube", "dziękuję" - lekarz Jacek Szewczyk na co dzień jest pediatrą w jednym z brytyjskich miast. Co roku zostawia za sobą wygody człowieka klasy średniej i zmierza na drugi koniec świata ratować życie najuboższych.

Do okrytego półmrokiem pomieszczenia wchodzi kilkuletnie dziecko. Prowizoryczny gabinet przypomina salę szpitalną z koszmarów, po których dziękuje się w duchu, że były jedynie wytworem umysłu - odrapane ściany poszatkowane są wgłębieniami przypominającymi dziury po kulach i porośnięte grubą warstwą pleśni. Ze względu na brak oświetlenia, medyczne łóżko ustawiono tuż przy otwartym na oścież oknie. Na jego poszyciu zebrały się drobne krople wody, przywołujące na myśl zroszone potem, trawione przez gorączkę czoło. Jest wilgotno i parno. Jest strasznie.

Czarne ślepia chłopca nie wyrażają jednak lęku, jedynie dziecięcą ciekawość. Od pierwszej chwili wzrok kilkulatka tkwi w postawnej sylwetce "obcego". Mimo że przybysz ubrany jest w longyi, tradycyjny birmański strój, zupełnie nie przypomina znanych chłopcu ludzi. Jest wyższy, bardziej masywny, z bladą skórą i nienaturalnie wąskim nosem. Ich spojrzenia spotykają się, badają przez chwilę, po czym twarz dziecka rozpromienia się w szerokim uśmiechu. Chłopiec nie potrafi się oprzeć tej energii, chwilę później beztrosko chichota.

Autor: Michał Zieliński

Źródło: Polska Misja Medyczna

Badanie trwa kilka minut. Diagnoza: zapalenie górnych dróg oddechowych. Kilka dni po podaniu antybiotyku wizyta u lekarza, jak i sama choroba będą jedynie mglistym wspomnieniem. Inaczej sytuacja wyglądałaby, gdyby dziecko nie miało dostępu do leków. Dla wielu jego rówieśników ten brak dostępu jest przykrą normą.

"Obcy", czyli doktor Jacek Szewczyk, jest wolontariuszem Polskiej Misji Medycznej. Do Mjanmy (dawniej Birmy) przyjechał już po raz drugi. "Wcześniej jeździłem do Afryki, dlatego nastawiałem się głównie na problemy wynikające z braku higieny - infekcje, pasożyty lub choroby przenoszone drogą płciową. Jest to jednak tylko połowiczny obraz sytuacji, jaką zastałem na miejscu. Dzieci w Mjanmie chorują przede wszystkim na zapalenia górnych i dolnych dróg oddechowych oraz infekcje skóry. Wynika to z brudu, za czym bezpośrednio stoi brak dostępu do czystej wody. Ludzie kąpią się w rzece, piorą w niej swoje ubrania, także czerpią z niej wodę do picia oraz gotowania. Tak naprawdę jest to ściek”.

Autor: Michał Zieliński

Źródło: Polska Misja Medyczna

Oddalić emocje

Delta Irawadi zamieszkana jest przez ponad 3,5 milionową społeczność rybaków i rolników. Mimo że jest to jeden z najważniejszych pod względem ekonomicznym regionów Mjanmy, jego mieszkańcy często nie są objęci opieką medyczną na choćby podstawowym poziomie. Szpitale są słabo wyposażone, zarazem brakuje kadry potrafiącej z tego wyposażenia korzystać. Kliniki na prowincjach często nie są w stanie przeprowadzić podstawowych badań diagnostycznych, takich jak testy krwi. Wyzwanie stanowi także znalezienie personelu, który mógłby właściwie odczytać uzyskane wyniki.

W wioskach placówek medycznych po prostu nie ma. Problemy potęguje niska świadomość społeczna dotycząca profilaktyki chorób zakaźnych. Na prowincji jedną z głównych przyczyn przedwczesnych zgonów pozostaje odwodnienie w wyniku biegunki. Znaczna część populacji choruje na wirusowe zapalenie wątroby typu B. W niektórych miejscach wciąż występuje trąd.

Autor: Michał Zieliński

Źródło: Polska Misja Medyczna

Od dwóch lat wolontariusze z Polskiej Misji Medycznej prowadzą w Mjanmie działania, które mają na celu m.in. podnieść świadomość społeczną w zakresie chorób zakaźnych. Po 2011 roku birmański rząd wprowadził obowiązkowe szczepienia dla dzieci do czternastego roku życia. Polscy starają się wypełnić powstałą lukę - szczepią nastolatków nieobjętych programem państwowym, dla których nie jest jeszcze za późno. Akcja ta obejmuje także testy na obecność żółtaczki, zarówno wśród uczniów szkół, jak i kadry pedagogicznej.

"W gminie Wakema większość dorosłych cierpi na wirusowe zapalenie wątroby typu B. Na ten rodzaj żółtaczki choruje się przez całe życie, jest to bomba z opóźnionym zapłonem. Po czasie może spowodować pierwotnego raka wątroby lub jej marskość. Jednocześnie jest to wirus, który w przypadku braku higieny bądź niektórych zachowań seksualnych bardzo łatwo się rozprzestrzenia. Można powiedzieć, że pokolenie powyżej pięćdziesiątego roku życia jest stracone. To, że nie możemy ich wyleczyć, nie oznacza jednak, że nie możemy ich edukować". Doktor Jacek Szewczyk zaznacza, że WZW B przenoszone jest także w ciąży, dlatego równocześnie prowadzone są szkolenia dla kobiet rozpoczynających współżycie i spodziewających się dziecka. Kursy cieszą się dużym zainteresowaniem.

Ze względu na izolację oraz brak środków finansowych, dla wielu rodzin kontakt z polskim lekarzem to jedyna możliwość, by zbadać swoje pociechy. Nawet jeżeli w danej miejscowości miały być prowadzone wyłącznie szczepienia, do doktora ustawia się sznur potrzebujących. Zwykle są to dzieci, nie starsze niż kilkuletnie, z dolegliwościami charakterystycznymi dla swojego wieku.

Autor: Michał Zieliński

Źródło: Polska Misja Medyczna

Zdarzają się jednak pacjenci z chorobami przewlekłymi, nierzadko spotęgowanymi wieloletnimi zaniedbaniami. Jednym z nich jest sześcioletni chłopiec cierpiący na zaawansowaną formę wodogłowia. W wyniku choroby dziecko nie może zamknąć powiek. Jego zachowanie zdradza także symptomy podniesionego ciśnienia wewnątrzczaszkowego. W Polsce uzyskałby pomoc jeszcze w wieku niemowlęcym.

Wszczepiona zastawka odprowadzałaby nadmiar płynu, a sztab specjalistów czuwałby nad jego prawidłowym rozwojem. Niestety, po sześciu latach zaniedbań jest już za późno by cofnąć powstałe zmiany. Lekarze Polskiej Misji Medycznej muszą mierzyć się nie tylko z takimi dramatami. Niejednokrotnie życie ich pacjentów zależy od decyzji, które należy podjąć natychmiast.

"W Mjanmie miałem sytuacje, w których nie mogłem pomóc. Podczas jednej z wizyt w lokalnych wioskach kobieta przyniosła do mnie dziecko, które leciało przez ręce. Nie było już w stanie nawet płakać, ten płacz przypominał stękanie. Wyglądało to na poważną niewydolność oddechową, najprawdopodobniej w wyniku powikłań po infekcji. Jedyne co mogłem zrobić, to dać matce pieniądze na transport do szpitala”. Doktor Szewczyk zaznacza, że w momencie, w którym waży się kwestia życia lub śmierci, należy zdystansować się od sytuacji i na chłodno ocenić stan pacjenta.

W przypadku dzieci nie jest to jednak łatwe. "Emocje oddalam, ale nie jestem w stanie ich stłumić. Później myślałem o tym dziecku, chciałem wiedzieć, czy przeżyło. Dopytywałem lokalnych lekarzy, ale niestety nie mieli takich informacji".

Bywa, że lekarzom udaje się zachować kontakt z pacjentami. Tak jak w przypadku małych mnichów z Lanthamine.

Cena za zabobony

Blisko trzymetrowy pyton okręca się wokół ciała mnicha. Mięsiste ciało zwierzęcia nieustannie pracuje, szukają punktów podparcia. Jego sucha skóra łuszczy się w niektórych miejscach, zdradzając zbliżające się linienie. Mnisi trzymają węże jako zwierzęta domowe. Dbają o nie, karmią i w chwili, w której nadchodzi odpowiedni czas, zwracają im wolność. To, co łączy ich z pupilami, to nieludzki spokój i trudne do przeniknięcia oblicze. Na tym podobieństwa jednak się nie kończą.

Autor: Michał Zieliński

Źródło: Polska Misja Medyczna

Skromne stroje mnichów odsłaniają pokryte wypryskami ręce i golenie. Zaawansowane zmiany obecne są także na skórze głowy, czasem zachodzą na bardzo młode lub wręcz dziecięce twarze. Mnisi żyją w komunie, korzystają ze wspólnych ubrań, razem się kąpią, razem także gotują i odpoczywają. Przy jednoczesnym braku dostępu do czystej wody infekcje rozprzestrzeniają się błyskawicznie i dotykają praktycznie każdego. Nie są one trudne do wyleczenia, ale wymagają odpowiednio dobranej maści i rygoru jej stosowania.

Podczas badania jednego z małych mnichów doktor Szewczyk z satysfakcją zauważa, że leki przynoszą poprawę. Radość jest tym większa, że wśród lokalnych społeczności wiara w medycynę tradycyjną, w tym także w zabobony, wciąż wygrywa z wiarą w możliwości współczesnej medycyny.

"Podczas moich wizyt w wioskach zgłaszali się do mnie ludzie, którzy chorowali na poważne infekcje skórne. Rany pokryte były różnymi mazidłami, które sporządzano według tradycyjnych receptur. Nie uważam, żeby wiedza przekazywana od wieków była bezwartościowa. W Polsce z powodzeniem do dziś wykorzystujemy ziołolecznictwo i w codziennych dolegliwościach może być ono skuteczne. Warto jednak zachować zdrowy rozsądek i, przede wszystkim, oddzielić medycynę naturalną od szamaństwa. Żeby wspomniane rany mogły się zagoić, trzeba przede wszystkim zachować czystość, zwykle niezbędny jest także antybiotyk”.

Autor: Michał Zieliński

Źródło: Polska Misja Medyczna

Wiara w zabobony przybiera także bardziej dramatyczną postać. Jeden z pacjentów chorujących na gruźlicę odstawił leki, ponieważ według jego rodziny ich zażywanie prowadziło do śmierci. Swoją decyzję przypłacił życiem.

Doktor Jacek Szewczyk nie ukrywa, że takie historie można usłyszeć nie tylko w Mjanmie, ale także u nas, w Polsce. Rolą lekarza jest przekazanie rzetelnych informacji na temat stanu zdrowia pacjenta, próba przekonania go do podjęcia właściwego leczenia, ale tak na prawdę ostateczna decyzja należy do niego. Zarazem nie jest tak, że medycy mają monopol na nieomylność. „Gdyby wziąć pod uwagę wszystkie dobre i złe rzeczy, które zrobili lekarze na przełomie wieków, to być może lepiej, gdyby ich nie było. Brzmi to jak strzał w kolano, ale nie mógłbym pomagać innym bez zachowania pokory. Gdzie jest ta granica pomiędzy rozsądkiem a jego brakiem, nie wiem. Wiem natomiast, że podejmę się ratowania każdego człowieka w każdej sytuacji. To jest mój obowiązek”.

Projekt "Mjanma – działania położniczo-edukacyjne, działania medyczne oraz WASH w regionie delty Irawadi” jest współfinansowany w ramach programu polskiej współpracy rozwojowej Ministerstwa Spraw Zagranicznych RP.