zdjęcie
Na początek podzielę się osobistą refleksją. Natura mojej pracy wymaga częstej jazdy po drogach całej Europy. W zeszłym roku zdarzyło mi się zrobić liczącą około tysiąca kilometrów trasę przez Niemcy i Polskę. Było to piątkowe popołudnie, więc ruch na autostradach naszych zachodnich sąsiadów był duży. Zdarzały się odcinki bez ograniczeń prędkości, był też korek spowodowany robotami drogowymi.
W każdej z tych sytuacji panowała dyscyplina i współpraca pomiędzy kierowcami, co upłynniało ruch i zwiększało bezpieczeństwo. Ta drogowa sielanka trwała mniej więcej do Chemnitz, gdy na autostradzie prowadzącej do wschodniej granicy zaczęło ubywać samochodów z tablicami rejestracyjnymi z Niemiec, a zaczęły dominować te z Polski, Litwy, Rumunii i Bułgarii. Teoretycznie był to dalej ten sam Autobahn A4, ale jakby inny. Zaczęły się dziać rzeczy, których nie widziałem przez ostatnie kilka godzin: siedzenie na tylnym zderzaku, miganie światłami drogowymi, wyprzedzanie prawym pasem, slalomowanie na milimetry pomiędzy innymi użytkownikami drogi.
Nowe drogi – stare zwyczaje
Po polskiej stronie granicy, późną wieczorową porą kierowcy nie mieli już żadnych zahamowań. Do czego takie emocje prowadzą, najlepiej było widać niedawno na znanym filmie z czarnym BMW X5, które przy wyprzedzaniu prawym pasem z wielką prędkością rozbiło się o jadący poprawnie samochód wiozący dziecko.
Natchniony moimi doświadczeniami postanowiłem sprawdzić w Internecie, czy to ze mną jest coś nie tak, czy może problem jest szerszy. Okazało się, że sytuacja wygląda dużo gorzej, niż mogłem sobie wyobrazić. W parę sekund poznałem całą litanię przeróżnych występków, z których niektóre całkiem wykroczyły poza granice mojej fantazji. Każdego dnia kierowcy na drogach z dopuszczalną prędkością sięgającą 140 km/h mogą spotkać się w Polsce z rowerzystami i skuterzystami, rodzicami zostawiającymi "tylko na chwileczkę" swoje samochody na poboczach, by ich pociechy mogły zjeść kanapki bądź załatwić swoje potrzeby, w końcu – z samochodami jadącymi pod prąd. Najbardziej skandalicznym i niestety powtarzającym się zachowaniem polskich kierowców jest korzystanie z korytarza życia oraz pasa awaryjnego do cofania się i uciekania przed zatorem, co kończy się blokowaniem dojazdu służb ratowniczych do poszkodowanych.
Niektóre z takich przygód brzmią zabawnie, ale wiele z nich kończy się w najgorszy możliwy sposób. To podwójna tragedia, bo przecież takim sytuacjom można łatwo zapobiec. Skoro to takie łatwe, to czemu takie trudne?
Według mnie dlatego, że winnych szukamy w złym miejscu. Oczywiście pierwsze, co przychodzi na myśl, to inni kierowcy. Patrząc jednak na problem z szerszej perspektywy, jestem w stanie przyznać, że nie można ich obarczać odpowiedzialnością za ten stan rzeczy.
Jazdy na autostradzie trzeba się uczyć
Jazda po nowoczesnej, rozbudowanej sieci dróg szybkiego ruchu to dalej względnie nowa rzecz dla polskich kierowców, a jest to środowisko drogowe, które dla dobrze zorganizowanej i bezpiecznej jazdy wymaga znajomości panujących reguł. Te z kolei nie są powszechnie propagowane – tak, jakby jazda z prędkością 120-140 km/h po wielopasmowej drodze nie stanowiła integralnego elementu prowadzenia, a była jakąś rzadko występującą ekstrawagancją.
Skąd kierowcy mają wiedzieć, jak jeździć po autostradach i drogach ekspresowych, jeśli nikt im tego nie wytłumaczył? Żaden kierowca nie porwie się na przeprawę rzeki wozem terenowym bądź udzielenie pierwszej pomocy w wypadku bez choćby pobieżnego przygotowania lub rozmowy z kimś bardziej doświadczonym, a jednak naiwnie oczekujemy, że na autostradach sytuacja ułoży się sama.
To, naturalnie, nie nastąpi. Potrzebne jest działanie. Odpowiedź na ten problem jest tylko jeden: kształtowanie świadomości. Edukowanie wszystkich kierowców: i tych nowych, i tych mających największy drogowy staż (a przy tym najgłębiej zakorzenione zwyczaje, z których część może wymagać rewizji).
Wpajanie dobrych zasad świeżym kierowcom będzie najprostsze – wymaga tylko dobrej woli ze strony ustawodawców i szkół jazdy. Rozporządzenie w sprawie szkolenia osób ubiegających się o uprawnienia do kierowania pojazdami przewiduje, że z trzydziestu godzin kursu cztery zostaną poświęcone jeździe na drogach poza obszarem zabudowanym o dopuszczalnej prędkości powyżej 70 km/h. W praktyce jednak jazda poza miastem często niewiele różni się pod względem osiąganych prędkości czy manewrów od tej, którą kursanci znają z miejskich ulic.
Szybkiej jazdy unikają zresztą sami kursanci. Często traktują to jako niepotrzebny stres i element zupełnie zbędny na drodze ku ich podstawowemu celowi: zdaniu egzaminu na prawo jazdy. Skoro test sprawdzający umiejętności kierowcy w tak dużej mierze skupia się na jeździe po placu manewrowym i parkowaniu, sami kursanci wolą wałkować manewry z prędkością bliską zeru wśród pachołków i na osiedlowych uliczkach wokół ośrodków egzaminacyjnych.
Pierwsze pozytywne sygnały już są i będzie ich więcej
Zmiany postrzegania autostrad nie można ograniczyć tylko do uwzględnienia takich drogowych okoliczności w procesie kształcenia nowego pokolenia kierowców. Dużo większe wyzwanie stanowi zmiana postaw osób, które są przekonane o tym, że jeżdżą dobrze. Robią to już policyjne akcje typu "Lewy pas" czy "Bezpieczna autostrada". Jeśli wzdłuż autostrad muszą stać billboardy, to zamiast reklam lepiej, by wzrok kierowców odciągały na chwilę tablice informujące o dobrych zwyczajach: zachowaniu bezpiecznej odległości od poprzedzającego samochodu, zasady wpuszczania innych "na suwak" przy zwężeniach czy tworzenia korytarzy życia. Na poprawie bezpieczeństwa jazdy na autostradach zależy wszystkim i chętnie włączają się w kształtowanie właściwych postaw także inicjatywy pozarządowe i firmy. Parę lat temu PZU przeprowadziło kampanię "Kochasz? Powiedz stop wariatom drogowym!", w ramach której kierowcy dostawali od policji i na bramkach autostrady A2 niebieskie serca promujące bezpieczną jazdę.
Poprawę sytuacji na drogach najlepiej zacząć od samego siebie. Warto zapamiętać i dzielić się z innymi tymi prostymi zasadami, które uczynią nasze życie na autostradach łatwiejszym i bezpieczniejszym:
1. Zachowuj bezpieczny odstęp od samochodów przed tobą
Problem: to niewątpliwie najgorsza zmora polskich dróg szybkiego ruchu. Nawet ci kierowcy, którzy nie mają wcale zamiaru poganiać samochodu przed sobą, bardzo często siedzą innym na tylnym zderzaku. Bez zachowania dystansu nie mają żadnych szans zareagować w porę na niebezpieczną sytuację. Jazda na zderzaku jest przyczyną ponad 13 proc. kolizji na polskich autostradach.
Rozwiązanie: prostym rozwiązaniem jest popularna w Niemczech zasada "Halber Tacho" (pol. pół prędkościomierza). Jeśli jedziesz 100 km/h, utrzymuj 50 m dystansu do samochodu przed tobą. Jeśli 140 km/h – 70 m.
2. Nie blokuj lewego pasa
Problem: zagrożenie stanowią nie tylko piraci uważający, że mają monopol na pędzenie lewym pasem. Jazdę na drogach szybkiego ruchu utrudniają także osoby, które korzystają z lewego pasa bez żadnego powodu. Jazda środkowym pasem na drogach trzypasmowych jest już u nas normą.
Rozwiązanie: pamiętaj, że w Polsce obowiązuje ruch prawostronny, który nakłada obowiązek trzymania się prawej strony krawędzi jezdni. Jazda lewym pasem bez potrzeby jest wykroczeniem grożącym karą w wysokości 200 zł i 2 punktów karnych.
3. Korzystaj z całej długości pasa rozbiegowego
Problem: powtarzającym się na polskich autostradach błędem jest czekanie na początku pasa rozbiegowego na moment, w którym można od razu wskoczyć na prawy pas drogi i tam zacząć rozpędzanie się. Takie zachowanie spowalnia ruch zarówno na pasie rozbiegowym, jak i docelowym. Zadania nie ułatwiają także kierowcy z pierwszeństwem, którzy widząc próbujących włączyć się do ruchu uczestników uparcie jadą prawym pasem, podczas gdy często mogą im zrobić miejsce, zmieniając swój pas na lewy.
Rozwiązanie: pas rozbiegowy na autostradzie po to ma taką długość i nazwę, by wykorzystywać go do rozbiegu i włączenia się do ruchu w płynny sposób. Pamiętaj o tym także jadąc autostradą i obserwując tych, którzy chcą się do ruchu włączyć.
4. Uważaj podczas zjeżdżania z autostrady
Problem: częstym powodem wypadków na autostradach jest nadmierna prędkość nie na samych autostradach, ale na obiektach im przyległych, takich jak bramki czy zjazdy. Problem ten ma nawet swoją nazwę w psychologii: to syndrom autostradowy. Jadąc długo z wysoką prędkością, mózg może źle ocenić sytuację i przecenić możliwości samochodu przy skręcaniu czy hamowaniu.
Rozwiązanie: oceniaj sytuację i bezpieczeństwo manewru nie tylko na podstawie intuicji, ale i prędkościomierza. Zwracaj szczególną uwagę na ograniczenia prędkości na zjazdach i przed bramkami.
5. Nie zatrzymuj się, nie cofaj i nie zawracaj na autostradzie
Problem: stojący samochód stanowi na autostradzie śmiertelne zagrożenie. Życie swoje i innych narażają na niebezpieczeństwo także ci, którzy cofają z powodu przejechania zjazdu.
Rozwiązanie: jeśli awaryjna sytuacja naprawdę zmusi cię do zatrzymania pojazdu na autostradzie, zrób to jak najdalej od krawędzi drogi. Po opuszczeniu samochodu załóż kamizelkę odblaskową i wystaw trójkąt ostrzegawczy w odległości 100 metrów od samochodu (a nie tuż za tylnym zderzakiem). Zawsze poruszaj się po drugiej stronie barierki. Pamiętaj, że na autostradzie zepsuty samochód mogą holować tylko pojazdy pomocy drogowej lub uprawnionych służb.
6. Twórz korytarz życia
Problem: wraz ze zwiększającym się natężeniem ruchu na autostradach zdarza się coraz więcej wypadków, a dojazd służb ratunkowych do poszkodowanych wydłuża się. Możemy znacznie przyspieszyć ich działanie, ale wymaga to absolutnej dyscypliny ze strony wszystkich na drodze.
Rozwiązanie: świetną inicjatywą jest tak zwany korytarz życia. Gdy na autostradzie pojawia się zator, nie czekając na żadne sygnały dźwiękowe czy świetlne nadbiegające z tyłu, zrób od razu miejsce między lewym a prawym pasem, tak by służby ratownicze mogły się swobodnie przemieszczać. Nigdy nie korzystaj z tego miejsca, by samemu zawrócić i uciec z zatoru drogowego! Nie opuszczaj też stojącego w korku samochodu tylko po to, by przejść się i sprawdzić, co jest powodem utrudnień – być może twój samochód blokuje w tym czasie przejazd służbom ratującym życie.
7. Korzystaj z nowoczesnych urządzeń ratunkowych
Problem: ciągle jest sporo do poprawy na polu tempa, z jakim służby ratunkowe dowiadują się o wypadku. W końcu mogą one zareagować dopiero wtedy, gdy jakiś świadek bądź uczestnik zdarzenia wezwie pomoc i poda lokalizację. Aby przyspieszyć ten proces, powstają zaawansowane urządzenia monitorujące stan i lokalizację samochodu automatycznie wzywające pomoc, gdy dzieje się coś niedobrego. Pierwsze rozwiązania tego typu skróciły już czas dotarcia służb ratunkowych do wypadków nawet o 60 proc., ratując wiele ludzkich istnień.
Rozwiązanie: wybrane nowe samochody już teraz wyposażane są w systemy tego typu. Równolegle PZU wprowadzi w tym roku rewolucyjne w skali całej Europy rozwiązanie oferujące najnowocześniejszy poziom technologii wszystkim polskim kierowcom, niezależnie od wieku ich samochodów. Kierowcy ubezpieczeni w PZU już niedługo będą mogli korzystać z niewielkiego i bardzo prostego w obsłudze urządzenia PZU Go. To właściwie naklejka naklejana na szybę w samochodzie, która w połączeniu z aplikacją na telefon pozwoli w razie wypadku powiadomić centrum alarmowe o tym wydarzeniu, a PZU jak najszybciej wyśle pomoc drogową lub ratunkową, jeśli wypadek będzie poważny, co może uczestnikom wypadku uratować życie.