Archiwum prywatne/ Michał Kondrat

Swoją posługę przy egzorcyzmach zakończyłem w 2008 roku, a radnym z ramienia PiS na warszawskim Żoliborzu zostałem dwa lata później - mówi Michał Kondrat, polityk, reżyser i producent filmowy, którego filmy księża promują z ambony.

Nina Harbuz, Wirtualna Polska: Kiedy odkrył pan, że produkowanie filmów religijnych to żyła złota?

Michał Kondrat: Po sukcesie mojego pierwszego filmu "Jak pokonać szatana". Zorganizowałem premierowy pokaz w kinie Wisła, na który przyszło dwa razy więcej osób niż było miejsc w kinie. Zapytano mnie, czy zgodziłbym się, żeby film znalazł się w repertuarze kina. Okazało się, że w tygodniu sala też jest pełna. Chwilę później zaczęły odzywać się inne placówki zainteresowane pokazami. Gdybyśmy z góry założyli dystrybucję kinową filmu, to wynik na pewno byłby lepszy niż ten, który osiągnęliśmy, ale i tak był bardzo dobry. "Jak pokonać szatana" trafiło do 60 kin. Kolejne filmy, "Gdy budzą się demony" o historii założyciela Opus Dei czy "Mateo", tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że jest zapotrzebowanie na filmy religijne. Niemniej ta tematyka jest dla mnie interesująca, nie podjąłbym się zrobienia filmu, którego tematu w ogóle bym nie czuł.

Egzorcyzmy pan czuje?

Czuję, bo asystowałem przy ponad 200.

Każdy może zostać egzorcystą?

Nie każdy. Na pewno musi to być ksiądz katolicki, spełniający określone kryteria. Dobiera się ich z pewnego klucza. Powinni umieć panować nad emocjami, być bardzo zasadniczy, zadaniowi. Trochę taki typ "wojskowego", żeby nie dać się wyprowadzić demonowi z równowagi.

*A co trzeba zrobić, żeby zostać asystentem egzorcysty? *

Ja się sam zgłosiłem, bo temat egzorcyzmów zwyczajnie mnie intrygował. Księdza, który je odprawiał, znałem osobiście, więc zapytałem, czy mógłbym mu asystować. Podziękował, ale nie podjął tematu. Dopiero po roku zapytał czy nadal jestem zainteresowany. Byłem i tak się zaczęło. Asystowałem przez 5 lat. Do dziś pamiętam, że pierwszy egzorcyzm, w którym uczestniczyłem, był we wtorek o godzinie 18. Takie zrobił na mnie wrażenie.

Obejrzyj zapowiedź filmu Michała Kondrata "Jak pokonać szatana"

*Co się wtedy działo? *

Uczestniczyłem w wypędzaniu demona z młodej 18-letniej dziewczyny. Najpierw upadła nieprzytomna na ziemię Po chwili otworzyła oczy i przemówiła niskim męskim głosem. Szatan zaczął bluźnić. Razem z kolegami, którzy ze mną asystowali w tym rytuale, trzymaliśmy ją. Była drobnej postury, a mimo to miała nadludzką siłę. Kolanami dociskałem jej chudą rękę do ziemi. Mimo że opierałem się całym ciężarem ciała, w pewnym momencie poczułem, że zaczyna unosić rękę razem ze mną. Szyby w szafce, która stała obok zaczęły drżeć, na półce przesunął się wazon. Ksiądz wygłaszał formułę egzorcyzmu i odpędzał złego ducha. Nagle twarz dziewczyny zaczęła się zmieniać, wracać do normy. Popłakała się, bo nie wiedziała, co się z nią działo. Byłem tym wszystkim tak poruszony, że kiedy odwoziłem ją do domu, zasypałem ją pytaniami.

O co ją pan pytał?

Byłem ciekaw skąd zły duch wziął się w jej ciele. Okazało się, że została przeklęta przez własną matkę jeszcze przed urodzeniem. Jej partner wyszedł któregoś dnia z domu zostawiając kartkę, że na dziecko z konkubiną nie umawiał się. Zrozpaczona kobieta, przerażona tym, że sama będzie musiała wychować dziecko, zaczęła je przeklinać, choć było jeszcze w brzuchu. Od tamtej pory demon zaczął uzurpować sobie do niej prawo, a z czasem zawładnął życiem tej młodej dziewczyny.

Wierzy pan w to wszystko?

Dopóki nie zobaczyłem tego na własne oczy, sam byłem sceptycznie nastawiony. Po pierwszym egzorcyzmie, kiedy obudziłem się następnego dnia, zastanawiałem się czy to wszystko co przeżyłem było tylko snem czy naprawdę się wydarzyło? Dopiero po uczestnictwie w kilku egzorcyzmach, zdałem sobie sprawę, że to się dzieje naprawdę.

Kiedy został pan radnym PiS nadal brał pan udział w egzorcyzmach?

Swoją posługę przy egzorcyzmach zakończyłem w 2008 roku, a radnym z ramienia PiS na warszawskim Żoliborzu zostałem dwa lata później. Potem brałem udział w modlitwie o uzdrowienie żony mojego przyjaciela, co też było bardzo mocnym przeżyciem. Ela trafiła do szpitala psychiatrycznego z objawami katatonii, które utrzymywały się od 3 tygodni. Była świadoma, ale nie była w stanie ruszyć nawet palcami. Lekarze twierdzili, że taki stan może trwać latami. Przyjaciel wybłagał mnie, żebym poprosił ojca Johna Bashoborę, który akurat był w Polsce, o modlitwę za nią.

John Bashobora

John Bashobora

Źródło: WP.PL

I co? Zgodził się pomodlić?

Zgodził, a nawet przyjechał do szpitala na oddział. Było już po godzinie 21 kiedy zjawiliśmy się na Sobieskiego. Sanitariusz powiedział, że jest za późno na odwiedziny. Z ironią dodał, że o takiej porze nie mamy się już o co modlić i kazał nam przyjść następnego dnia. Zaczęliśmy go prosić, żeby zrobił wyjątek, bo nazajutrz ojciec Bashobora wracał do Ugandy. Uległ i pozwolił nam przewieźć Elę z całym łóżkiem do osobnej sali. Zamknęliśmy za sobą drzwi, a ojciec Bashobora zaczął się modlić. Poświęcił wodę i kazał nam pomóc Eli ją wypić. Potem dotykał jej barków i kolan, aż w końcu przemówił do niej po angielsku, żeby otworzyła oczy. Wstała i zaczęła iść przed siebie. I to się stało. Ela na drżących nogach podniosła się i zaczęła robić kroki jeden za drugim. A przecież od tylu tygodni była unieruchomiona. Czułem się tak, jakby na naszych oczach zmartwychwstała.

Uważa pan, że radny powinien zajmować się egzorcyzmami i brać udział w cudownych uzdrowieniach?

Uważam, że to jego osobista sprawa, bo dotyczy własnych przekonań religijnych, a konstytucja gwarantuje wolność w tej sprawie. Zostając radnym Warszawy w tej kadencji jestem wiceprzewodniczącym Komisji Kultury. Reprezentuję ludzi, którzy mnie wybrali i wiem, że w dużej mierze były to osoby mocno związane z Kościołem, wiec czuję się zobowiązany, żeby tego typu tematyki bronić i zwracać na nią uwagę.

Widział pan spektakl "Klątwa" w Teatrze Powszechnym?

Widziałem fragmenty w internecie i to mi wystarczyło. Nigdy bym się na ten spektakl nie wybrał i nie zapłacił nawet złotówki, żeby nie przynosić nawet najmniejszego zysku ludziom, którzy stworzyli tę sztukę. Niektórzy idą na "Klątwę", żeby wyrobić sobie opinię i wychodzą zdegustowani. Ludzie, z którymi rozmawiam, są zbulwersowani tym przedstawieniem i żałują, że w ogóle na nie poszli.

Bojkot spektaklu "Klątwa". ONR przed teatrem

*Pan nie chciał wyrobić sobie zdania zanim, napisał pan interpelację w sprawie "Klątwy"? *

Do napisania interpelacji wystarczyły mi fragmenty, które obejrzałem. Jeżeli widzę, że w spektaklu kobieta masturbuje się krzyżem i wydaje przy tym piskliwe jęki niczym zwierzę, to obraża to moje uczucia religijne i boli mnie, że coś takiego jest w ogóle prezentowane. Wiadomym jest, że taka treść uderzy w uczucia religijne wielu Polaków. To przyciągnie widzów, ale jest po prostu niesmaczne.

Gorąca dyskusja o budzącej skrajne emocje „Klątwie” w poranku Telewizji WP

*Pan na pokaz swojego filmu "Dwie korony" o św. Maksymilianie Kolbe przyciągał widzów informacją, że będzie na nim Doda. *

O tym, że ją zaprosiłem wiedziało jedynie kilka osób, a ci, którzy faktycznie przyszli na pokaz, nie mieli o tym pojęcia. Poza tym uważam, że Doda jest dobrą osobą. Być może jej medialny wizerunek nie oddaje do końca tego, jaka jest w rzeczywistości, ale ja ją cenię. Jest wrażliwa na ludzką krzywdę, pomaga w akcjach charytatywnych i szanuję ją za to. Poza tym, dlaczego Doda miałaby nie zainteresować się filmem "Dwie korony" i dlaczego miałby się jej nie spodobać? Kiedy dystrybuowałem "Wyklętego" też ją zaprosiłem na premierę, podobnie jak wielu innych celebrytów. To są standardowe działania promocyjne. W Cannes, gdzie odbywała się premiera "Dwóch koron", była jedyną znaną mi celebrytką, która mogła przyjść, więc liczyłem na jej obecność. Finalnie się nie zjawiła, bo dzień wcześniej grała koncert i była bardzo zmęczona, co doskonale rozumiałem i nie miałem żalu. Gdyby jednak dotarła na pokaz i wyraziła swoją opinię do kamery na temat filmu, to myślę, że wiele mediów wyemitowałoby ten materiał. Byłaby to z pewnością dobra promocja. Jako osoba mająca opinię nie związanej mocno z Kościołem, mogłaby obiektywnie ocenić film "Dwie Korony”.

Łukasz Knap, korespondent Wirtualnej Polski w Cannes wiedział o zaproszeniu Dody - koniecznie obejrzyj jego relację

Pokaz "Dwóch koron" w Cannes uważa pan za sukces?

Zdecydowanie tak. Premierę zaplanowałem razem z TVP na 22 maja na Marche du Film, czyli na targach filmowych, które organizowane są w Cannes w tym samym czasie, co festiwal filmowy. Założeniem tej premiery światowej było sprzedanie filmu na rynki zagraniczne i to się udało, bo na tę chwilę mogę już zdradzić, że "Dwie korony" będą dystrybuowane w Hiszpanii, Włoszech i Stanach Zjednoczonych i trzech krajach Ameryki Południowej. Zatem dla mnie pokaz w Cannes to był sukces.

I świetny zabieg marketingowy, bo w Polsce mało kto wie, czym są Marche du Film, więc większość ludzi słysząc, że polski film będzie mieć światową premierę w Cannes, myśli że odbędzie się to podczas Festiwalu Filmowego.

I słusznie, bo premiera odbyła się podczas Festiwalu Filmowego, ponieważ Marche du Film są jego częścią. Przyjąłem amerykański model funkcjonowania, czyli rzeczy, które robię muszą być dochodowe, a moim zadaniem jest dobrze sprzedać film, żeby móc produkować kolejne. Cały filmowy świat przyjeżdża na Marche du Film, bo to tam dokonuje się zakupu filmów, tam odbywa się handel międzynarodowy. Tak więc to jest główna impreza w Cannes. Oczywiście sam festiwal i konkurs jest czymś bardzo prestiżowym, ale nigdy nie mówiłem, że mój film walczył o Złotą Palmę. Cały czas informowałem, że mój film będzie pokazywany na Marche du Film. Nie jest moją winą, że ktoś mógł to opacznie zrozumieć. Informacje, które podawałem były prawdziwe. Może rzeczywiście TVP dokonało pewnych skrótów w podanej przez siebie wiadomości, ale trzeba pamiętać, że mają ograniczony czas antenowy, ale na pewno nie podali nieprawdziwej informacji. Nie mam ani sobie, ani im nic do zarzucenia, bo faktem jest, że światowa premiera filmu "Dwie korony" odbyła się w Cannes podczas Festiwalu.

Autor: Michał Kondrat

Źródło: Archiwum prywatne

Starał się pan o dotacje z PISF-u?

Tak, złożyłem podanie o dofinansowanie "Dwóch koron" i nawet doszło do spotkania z recenzentem z PISF-u w tej sprawie. Niestety, chciał mocno ingerować w film. Zależało mu na zmniejszeniu proporcji zdjęć fabularnych względem części dokumentalnej lub zastąpienia ich innymi środkami wyrazu, na co się nie zgodziłem, bo uważałem, że część fabularna jest atutem tej historii i dlatego postanowiłem zrezygnować ze starań o dotację z PISF-u i zrealizować "Dwie korony" tak jak chciałem.

*Chce pan powiedzieć, że rezygnując z finansowego wsparcia PISF-u i wchodząc w koprodukcję z TVP, wybrał pan niezależność? *

Zdecydowanie tak. Tym bardziej, że TVP dołączyła w momencie, kiedy prawie cały materiał był gotowy. Zdjęcia bardzo im się spodobały, więc podpisaliśmy umowę. Przypuszczam, że zwróci im się to co najmniej dwukrotnie. Dla TVP to na pewno dobra inwestycja.

*Zastanawiam się, czemu w ogóle poszedł pan do PISF-u starać się o ich dofinansowanie, skoro jeszcze w październiku 2015 roku, w wywiadzie udzielonym Super Expressowi, powiedział pan, że po dostaniu się do Sejmu, jako jeden z głównych celów, stawia pan sobie rozwiązanie Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej. *

Tak, to prawda i było to podyktowane tym, że w moim przekonaniu, PISF nie działała w sposób gwarantujący równe prawa wszystkim producentom. Uważam, że pieniądze wydawane są w sposób wybiórczy, czyli, że tylko niektórzy przyjaciele i krewni królika dostają środki na film. Nadal tak zresztą uważam. A po te pieniądze poszedłem ponieważ PISF, który nigdy nie dał mi na nic ani jednej złotówki, regularnie pobiera od mnie opłatę za filmy, które dystrybuuję. Skoro PISF w jakiś sposób żywi się dzięki mnie, to mam prawo zwrócić się do tejże instytucji po pieniądze.

Kadr z filmu "Dwie Korony" w reżyserii Michała Kondrata

Kadr z filmu "Dwie Korony" w reżyserii Michała Kondrata

Autor: Michał Kondrat

Źródło: Archiwum prywatne

Jest jakiś klucz, według którego wybiera pan tematy filmów religijnych? Czy jest zasada, że film o Marii Magdalenie będzie dochodowy, a o Judaszu już nie? Albo ekranizacja ukrzyżowania Jezusa będzie hitem, ale kolejne Boże Narodzenie nie przyniesie wielkich zysków?

To nie jest tylko kwestia wyboru tematu czy postaci, ale przede wszystkim napisania dobrego scenariusza i dobrego ogrania marketingowo – PR-owego. Jest wiele deficytowych filmów, więc zajmowanie się filmami religijnymi to na pewno nie jest prosty biznes. Do każdej produkcji staramy się podchodzić indywidualnie, robić osobną kampanię reklamową, docierać do różnych grup ludzi. Mamy bardzo dobre relacje z kościołem, współpracujemy z każdą diecezją w Polsce, dlatego cieszymy się zaufaniem kościoła, który wie, że jesteśmy wiarygodnym dystrybutorem.

Co to znaczy wiarygodny dystrybutor?

Zdarzają się filmy, które mają tytuły związane z chrześcijaństwem, a okazują się być filmami antykatolickimi. My takich filmów nie dystrybuujemy, więc pod tym względem jesteśmy wiarygodni. Czasami zdarza się nawet, że proboszczowie w ogłoszeniach parafialnych informują, że nasz film będzie w dystrybucji. Dla nas jest to ogromna pomoc.

Obejrzyj przejmujący zwiastun filmu Michała Kondrata o zakonniku Matteo, wielkim egzorcyście

Ma pan darmową reklamę z ambony.

Nie nazywałbym tego darmową reklamą. Jest to dobre wsparcie i promocja nie tylko filmu, ale też wartości chrześcijańskich, które ukazuje. Jesteśmy bardzo wdzięczni. Jednocześnie staramy się nie nadużywać zaufania, którym zostaliśmy obdarzeni i wszystkie filmy, które chcemy dystrybuować, oddajemy do zaopiniowania kościelnemu recenzentowi. Wówczas mamy pewność, że to co robimy nie stoi w żadnej sprzeczności z nauką kościoła.

Nie chciał pan chodzić na pasku recenzenta z PISF-u, ale chodzi pan na smyczy Kościoła?

Na żadnej smyczy nie chodzę. Moje filmy recenzuje fajny, normalny ksiądz - Marek Kotyński, który jest filmoznawcą.

Normalny, czyli jaki?

Normalny, czyli otwarty na ludzi, nie budujący dystansu. To, czego nam najbardziej brakuje w chrześcijaństwie, to normalności. Ludzie wierzący oceniani są stereotypowo przez niewierzących, ale w drugą stronę to działa tak samo. Wielu ludzi związanych z Kościołem ocenia szablonowo tych spoza niego. Sam mam wielu znajomych, którzy nie są chrześcijanami i chodzę z nimi na wino, rozmawiamy, są dobrymi ludźmi, bardzo ich szanuję. Mam przyjaciółkę z Japonii, która jest buddystką i po prostu nie rozmawiamy na temat wiary, bo ona ma swoją, a ja swoją. Jeśli ona chce medytować pozachrześcijańsko, to proszę bardzo. Skoro Bóg dał człowiekowi wolną wolę, dlaczego ja mam ją komukolwiek ograniczać? Staram się uważnie czytać Pismo Święte i jest w nim napisane, że wiara jest łaską. Ktoś, kto jest niewierzący może tej łaski nie mieć a i tak po śmierci znaleźć się w królestwie niebieskim przede mną. W Piśmie Świętym napisane jest przecież, że "prostytutki wejdą przed wami do Królestwa Niebieskiego".

Na czyje wsparcie wśród hierarchów kościelnych może pan liczyć?

Nie wiem w jakim kontekście używa pani słowa "wsparcie". Współpracuję praktycznie ze wszystkimi kuriami w Polsce. Działania, które podejmuję, mają cel ewangelizacyjny, dlatego mogę liczyć na większość z nich.

Na ojca Rydzyka też?

Dystrybuowałem film "Zerwany kłos", który był zrealizowany przez absolwentów Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu. Ojciec Tadeusz Rydzyk wspierał promocję tego filmu i oczywiście pomagał nam, mówiąc o filmie na antenie radia Maryja i telewizji Trwam. Zachęcał do pójścia na "Zerwany kłos" do kina i film zrobił bardzo ładny wynik, bo w ciągu w ciągu 2 miesięcy zobaczyło go około 210 tys. widzów.

_Obejrzyj zwiastun filmu "Zerwany kłos" _

W sieci pojawiła się petycja obywatelska skierowana do papieża Franciszka. Jej autorzy chcą "ukrócić" polityczną działalności o. Tadeusza Rydzyka i domagają się przywrócenie charakteru religijnego jego radia i telewizji. Zdaniem autora petycji duchowny używa katolicyzmu do wzbogacania się i zdobywania władzy, a jego działania są przejawem patologii w Kościele. Podpisałby się pan pod tą petycją?

Nie podpisałbym, bo nie zgadzam się z tym, co jest w tej petycji napisane. Brzmi to dla mnie bardzo populistycznie. Nie mam żadnej wiedzy na temat majątku o. Rydzyka, wiem natomiast, że środki, które pozyskuje, przeznacza na różne cele, które służą innym. Skoro ludzie słuchają jego radia to znaczy, że jest na nie zapotrzebowanie. Jeśli komuś ta treść nie odpowiada, to nie musi słuchać akurat tej rozgłośni. A jeśli o. Rydzyk przyjaźni się z jakimiś politykami, to jest jego prywatna sprawa.

Jarosław Kaczyński i o. Tadeusz Rydzyk

Jarosław Kaczyński i o. Tadeusz Rydzyk

Autor: Tomasz Gzell

Źródło: PAP

Czy jest coś, co pana mierzi w Kościele?

Bardzo często widzę i spotykam się z hipokryzją. Uważam po prostu, że chrześcijaninem nie jest ten, kto o tym mówi, tylko ten, kto w jakiś sposób zaświadcza o tym swoim życiem i naprawdę nie trzeba używać do tego kluczowych słów, jak wiara czy Bóg. Można pić wino, chodzić na imprezy i być o wiele lepszym chrześcijaninem niż ten, kto stroi miny świętego, chodzi codziennie do kościoła a jednocześnie jest np. tyranem dla swojej rodziny. A takie rzeczy mają miejsce w Kościele.

Tak jak bydgoski radny PiS Rafał Piasecki, który katował swoją żonę?

Nie znam sprawy, ale przemoc zawsze zasługuje na potępienie, niezależnie, czy stosuje ją radny PiS, radny PO czy ksiądz.

Co pan jeszcze uważa za hipokryzję w Kościele?

Hipokryzją jest używanie Kościoła w sposób instrumentalny dla budowania swojego społecznego wizerunku. Nie chcę wymieniać nazwisk konkretnych ludzi, ale są wśród nich także niektórzy politycy. Kiedy człowiek nie zaświadcza swoim życiem, że jest prawdziwym chrześcijaninem to ja się wcale nie dziwię, że potem wiele osób nie chce mieć nic wspólnego z kościołem. Patrzą na takich ludzi i dochodzą do wniosku, że skoro tak ma wyglądać chrześcijaństwo, to nie chcą mieć z nim nic wspólnego. Dlatego ważne jest, by w Kościele takie postawy były napiętnowane. Jako katolicy musimy pamiętać, że chrześcijaństwo wyraża się przede wszystkim tym, jacy jesteśmy dla innych.