Joanna Kowalczuk, Archiwum prywatne

Komiksy są dla dzieci, a w najlepszym wypadku dla niedojrzałych nastolatków? Takie przekonanie dominuje niestety wśród polskich czytelników. I nie zmieniają go nawet kolejne, świetnie sprzedające się superbohaterskie superprodukcje. Niskie nakłady, małe zainteresowania mediów głównego nurtu, brak poważania i egzystencja w cieniu dawnych arcydzieł - Thorgala, Tytusa, Romka i A’Tomka czy Kapitana Żbika. Z tymi problemami muszą się w Polsce borykać autorzy i wydawcy komiksów.

Tymczasem prawda o rodzimym komiksie może być dla nieobeznanego czytelnika zaskakująca. Bo ma się on coraz lepiej i co roku na naszym rynku pojawia się co najmniej kilka głośnych, świetnych i dojrzałych tytułów. I właśnie z myślą o nieobeznanym czytelniku, mającym o polskim komiksie śladowe pojęcie postanowiliśmy przygotować krótki poradnik. Znanych dziennikarzy kulturalnych zapytaliśmy o najlepszy polski komiks „dla tych, co pierwszy raz”. Jeżeli chciałbyś więc dać szansę współczesnym polskim historyjkom obrazkowym oto 5 tytułów, od których możesz zacząć.

"Będziesz smażyć się w piekle" Krzysztofa Owedyka

Potężny, 300-stronicowy komiks Owedyka to opowieść o Tarantulu, trzydziestokilkuletnim gitarzyście, który spełnił właśnie marzenie swojego życia i został zatrudniony w legendarnym zespole metalowym Deathstar. Kierowanym przez despotycznego, ale genialnego Lorda Solo. Jednak "Będziesz smażyć się w piekle" nie jest opowieścią o miłości do metalu. Bo za mrocznymi symbolami, ciężkimi riffami i krwawymi (dosłownie) koncertami, rozgrywają się prozaiczne historie zwykłych Polaków.

- Największą siłą "Będziesz smażyć się piekle" jest fakt, iż wzbudza autentyczne emocje, niczego nie udaje i nie stwarza niedosytu - mówi Dominik Szcześniak, współzałożyciel i wieloletni redaktor naczelny "Ziniola". Jego zdaniem komiks Owedyka nie tyle został zrealizowany, ale "stworzony z miłością". I właśnie ta ludzka strona albumu sprawia, że warto go polecić każdemu.

Źródło: Kultura Gniewu

I rzeczywiście. Największą zaletą "Będziesz smażyć się w piekle" są niezwykle barwni bohaterowie. Deathstar to nie tylko despotyczny, nieco karykaturalny Lord Solo i Tarantul - sympatyczny, długowłosy marzyciel, podążający za marzeniami, lecz nie do końca radzący sobie z utrzymaniem rodziny. To też Bogey - skromny basista, przedstawiciel starej, metalowej szkoły; i Dwarf - utalentowany perkusista, Ślązak z krwi i kości, krnąbrny, lojalny i zabawny. Ale na tym nie koniec. Owedyk ważnymi bohaterami czyni też Dagmarę i Gabi, żonę i córeczkę Tarantula. Ich przyziemne problemy są tu równie ważne co konflikty w zespole i kolejne koncerty, a dzięki ich obecności "Będziesz smażyć się w piekle" staje się także historią o miłości i walce z siermiężną, polską rzeczywistością.

- To historia bardzo uniwersalna, możliwa do rozszyfrowania na prawie każdej szerokości i długości geograficznej - podkreśla Szcześniak, dodając, że Owedykowi udało się stworzyć komiks jednocześnie zabawny i bezlitośnie wzruszający.

„Ryjówka Przeznaczenia” Tomasza Samojlika

Tomasz Samojlik nie jest stereotypowym komiksiarzem. Urodzony w 1978 roku rysownik jest doktorem nauk przyrodniczych, pracującym w Instytucie Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk w Białowieży. Jego specjalizacja to badanie wpływu człowieka na słynną Puszczę. Samojlik nie jest jednak sztywnym naukowcem, zakopanym w papierach. To niezmordowany popularyzator wiedzy o Białowieży, którego pasją jest nauczanie. A że komiks nadaje się do edukowania, jak mało które medium nauczał już Papcio Chmiel, autor słynnej doktryny "bawiąc uczyć, ucząc bawić".

Źródło: Zakład Badania Ssaków Polskiej Akademii Nauk/Kultura Gniewu

Stworzona przez Samojlika trylogia "Ryjówki Przeznaczenia" jest jednocześnie komiksem edukacyjnym i epicką opowieścią fantasy. Głównymi bohaterami cyklu są niepozorna ryjówka Dobrzyk i jego przyjaciele, muszący zmierzyć się z kolejnymi zagrożeniami wiszącymi nad ich lasem. A tymi bywają ludzie zaśmiecający Dolinę Ryjówek czy inwazja norek amerykańskich. I choć wydawać by się to mogło absurdalne, Samojlikowi świetnie wychodzi przemycanie prawd na temat ryjówek, norek i innych mieszkańców lasów, w napisanych z rozmachem (ale i zaskakująco zabawnych) opowieściach przygodowych, całymi garściami czerpiącymi z "Władcy Pierścieni".

- Tomek Samojlik to autor niebanalny. Jego historie naprawdę "bawiąc uczą, a ucząc bawią". Napycha swoje komiksy wiedzą, ale nie zapomina nigdy o tym, że by skutecznie pełniły one swoją misję, muszą pozostać jednocześnie bezpretensjonalną rozrywką. I tym właśnie komiksy Samojlika są - mówi Przemysław Pawełek z Polskiego Radia.

"Dym" Marcina Flinta i Marcina Podolca

- Pablopavo to jedna z barwniejszych postaci na polskiej scenie muzycznej. Szanują go chyba wszyscy, od fanów poezji śpiewanej po kibiców i fanów polskiego reggae - mówi Radosław Czyż z "Gazety Wyborczej", polecając "Dym", komiksowy wywiad-rzekę z Pawłem Pablopavo Sołtysem, autorstwa Marcina Flinta i Marcina Podolca.

Wydany przez Kulturę Gniewu komiks jest w równej mierze opowieścią o muzyce Pablopavo co nim samym. To spowity papierosowym dymem obraz wrażliwego artysty, który w prostych i zrozumiałych słowach opowiada o warszawskich korzeniach, pierwszych kapelach, młodzieńczym buncie, wielkim sukcesie i życiowym bezwładzie. Snujący swoją opowieść Sołtys (w redakcji autorzy zdecydowali się zminimalizować swoją obecność i upozorować komiks na kształt monologu) często jawi się czytelnikowi jako brzydkie kaczątko - wybitny artysta, który równie dobrze mógł wyrosnąć na handlarza narkotykami. Jest w tym obrazie zaskakująco dużo autentycznej czułości. Widać, że Sołtys jest dla autorów kimś ważnym, być może nawet bliskim. I doskonale udaje im się tę bliskość oddać.

Źródło: Kultura Gniewu

Klasą samą w sobie jest tutaj Marcin Podolec, jeden z najzdolniejszych polskich rysowników, autor nie tylko komiksów, ale i nagradzanych, krótkometrażowych, dokumentów animowanych. Stonowana kolorystyka i delikatna kreska Podolca idealnie współgrają z cytowanymi w "Dymie" piosenkami. Dzięki tej symbiozie lektura wywiadu wprawia czytelnika w medytacyjny nastrój. A ten pozwala przymknąć oczy na kilka mielizn w wywodzie Sołtysa.

- Zamknięty w kadrach wywiad z artystą to znakomity wytrych dla tych, którym z komiksowym medium było dotąd nie po drodze. Czyta się jednym tchem, a oniryczne wizje, którymi Podolec ilustruje fragmenty piosenek na długo zapadają w pamięci.
- podsumowuje Czyż.

"Totalnie nie nostalgia" Wandy Hagedorn i Jacka Frąsia

- To jedna z najważniejszych, jeśli nie najważniejsza, pozycja w polskiej komiksografii XXI wieku. Album dla wszystkich tych, którzy uważają, że komiksy nie podnoszą tematów ważnych i zasadniczych. Gwarantuję przewartościowanie poglądów – mówi Maciej Gierszewski, autor bloga Kopiec Kreta i administrator facebookowego profilu Są komiksy dla dzieci, polecając memuar "Totalnie nie nostalgia", autorstwa Wandy Hagedorn (scenariusz) i Jacka Frąsia (rysunki)

Autobiograficzna opowieść Hagedorn rozpoczyna się na początku lat 60. i prowadzi czytelnika przez dzieciństwo autorki, kończąc się w okolicach jej 15 urodzin. A było to, jak pisze sama artystka, dzieciństwo "katolickie, patriarchalne i pe-er-el-owskie, czyli depresyjno-opresyjno-represyjne". Hagedorn, jej siostry i matka żyły w cieniu narcystycznego, przemocowego ojca, dobrze odnajdującego się w realiach totalitarnego ustroju. "Totalnie nie nostalgia" jest opowieścią o próbie wyrwania się spod jego wpływu, przełamania władzy, jaką roztoczył nad "swoimi" kobietami. Ale także próbą rozliczenia z traumami – przemocą, jaka spotykała dziewczęta ze strony ojca czy molestowaniem seksualnym przez dziadka, którego ofiarą była jedna z sióstr.

Źródło: Wydawnictwo Komiksowe/Kultura Gniewu

Imponuje szczerość autorki – w "Totalnie nie nostalgii" opisuje swoje najwcześniejsze doświadczenia seksualne i zdradza rodzinne sekrety. Zaś snutą przez siebie opowieść wpisuje w realia epoki, wszystko jest tu więc paździerzowe i PRL-owskie. Te realia świetnie oddają rysunki Jacka Frąsia, utalentowanego rysownika, znanego wcześniej ze świetnego "Glinno".

Ale, jak podkreśla sama Hagedorn i wielu krytyków chwalących album, "wielka historia" jest tu zaledwie tłem dla losów bohaterki.

- W tej opowieści komunistyczna polityka, bratnie wojska, partia, kartki żywnościowe czy stan wojenny grają role epizodyczne. Wanda Hagedorn nie poświęca im zbyt wiele uwagi, gdyż stanowią jedynie scenografię, na tle której rozgrywają się prawdziwe dramaty jej rodziny – mówi Gierszewski.

"Vreckless Vrestlers", Łukasz Kowalczuk

Na koniec pozwolę sobie polecić coś osobiście - album "Vreckless Vrestlers" autorstwa Łukasza Kowalczuka.

To komiks niezwykły, a przy tym niezwykle przystępny. W zasadzie pozbawiony tekstów polega całkowicie na podstawowej kompetencji czytelnika – umiejętności odczytywania obrazków ułożonych w sekwencji. O jego wyjątkowości decyduje tematyka. Kowalczuk, wielki fan amerykańskiego wrestlingu i najpodlejszych wytworów popkultury (szczególnie tej z przełomu lat 80. i 90.), zilustrował niesamowity turniej walki organizowany przez Międzywymiarową Ligę Wrestlingu. Rozgrywająca się w dalekiej przyszłości impreza jest brutalnym i krwawym międzygalaktycznym widowiskiem, w którym biorą udział reptilianin, gwiazda sztuk walki z lat 80., kibol Arki, prawdziwa walkiria czy niebezpieczny Vegan Cat.

Album kopiuje strukturę turnieju, który obrazuje – w kolejnych pojedynkach poznajemy zwycięzców, a ci w następnej turze mierzą ze sobą. I tak, aż do finału. Dlatego proszę sobie nie psuć lektury i nie zaglądać na koniec, ani nie kartkować komiksu. Walki są naprawdę ekscytujące i zaskakujące, a doskonała, brudna i pulpowa kreska Kowalczuka sprawia, że w trakcie lektury naprawdę można poczuć emocje, towarzyszące starciom profesjonalnych wrestlerów.

Źródło: Kultura Gniewu

Wielką zaletą "Vreckless Vrestlers" jest nieprzewidywalność. Postaci, pochodzące wprost z niesamowitej wyobraźni Kowalczuka, co rusz zaskakują jakimś specjalnym ciosem. Intrygujący jest także świat przedstawiony – dziwaczna, ale fascynująca wizja dalekiej przyszłości, mieszanina postapkolipsy i twórczości szlamowej (tak swoje komiksy nazywa sam Kowalczuk), w której na porządku dziennym są odwołania nie tylko do gal WWE, ale i komiksów o Wojowniczych Żółwiach Ninja czy legendarnej "Akiry".

To nie jest "zwykły" komiks. Nie znajdziecie tu państwo głębokiej historii, ładnych rysunków i dobrze napisanych dialogów. Ale warto dać mu szansę, przypomina bowiem prostą prawdę, że komiksy są fajne i nawet najpodlejsze regiony popkultury bywają fascynujące. "Vreckless Vrestlers" rozpierają energia, radość i niesamowite pomysły. To jeden z tych komiksów, które czyta się z wypiekami na twarzy, a później wstydzi przyznać, jak bardzo się podobały.