Zbigniew Rokita , 6 stycznia 2021

Rosjaninie, wybierz sobie Putina

Getty Images

Za najważniejsze wydarzenie 2020 roku Rosjanie – po pandemii – uznali zmianę konstytucji, która wyzerowała liczbę kadencji Władimira Putina. W 2021 roku w Rosji są wybory parlamentarne, ale Rosjanie i tak wiedzą już, kto porządzi do 2036 r. No, chyba, że sam zdecyduje inaczej.

Putin po raz drugi stanął przed problemem sukcesji. W 2008 roku wprowadził tandemokrację - został premierem, a Dmitrij Miedwiediew posłusznym mu prezydentem. Eksperyment wypalił tylko częściowo. Pozwolił Putinowi zachować faktyczną władzę, nie łamiąc konstytucji. Ale Miedwiediew nie okazał się odpowiednim następcą.

Putin chcąc nie chcąc (a niekoniecznie chciał, na co wskazują choćby rozmowy z ludźmi jego otoczenia) wrócił cztery lata później na prezydenckie krzesło. Przeforsowaną w warunkach pandemii zmianą konstytucji nie rozwiązał kwestii sukcesji, a jedynie kupił sobie nieco więcej czasu - i sam stał się swoim następcą.

Czy będzie rządził do 2036 roku?

Autor: Mikhail Klimentyev

Źródło: PAP, ITAR-TASS

WARIANTY PRZYSZŁOŚCI PUTINA

Pesel go nie wyklucza. Dziś ma 68 lat, w 2036 roku będzie miał 84. To z jednej strony sporo, ale z drugiej - dwa lata mniej niż miałby Biden na finiszu swojej drugiej kadencji. Wariantów końca rządów Putina jest teoretycznie kilka.

Wariant Mugabego – rządy aż po kres sił lub przyzwolenia elit.

Wariant Nazarbajewa – stopniowe przekazywanie władzy przy zachowaniu dla siebie możliwości decydującego wpływania na bieg spraw z tylnego siedzenia jako narodowy święty.

Wariant Jelcyna i samego Putina, czyli namaszczenie sukcesora i stopniowe wycofywanie się odchodzącego władcy z życia publicznego. Jeśli rzeczywiście był projektowany w 2008 roku, to nie wypalił. Putin potrzebowałby bowiem polityka popularnego, mogącego utrzymać władzę i potrafiącego zagwarantować samemu Putinowi i elicie bezpieczeństwo interesów.

Wariant "sowiecki", czyli rządy kolektywnego politbiura.

Są i inne warianty, a każdy jest dla Putina lepszy niż wariant Janukowycza - nie wiadomo bowiem, kto miałby wysłać rosyjskiemu prezydentowi na odsiecz komandosów i dokąd go ewakuować przed rewolucją.

Pytanie, czy w najbliższym czasie ktoś może Putinowi zagrozić - niezależnie od wybranego wariantu - w realizacji planów?

Autor: Juri Koczetkow

Źródło: PAP, EPA

Demokracja reglamentowana

Putin rosyjski ustrój nazywał "demokracją suwerenną", ale nie dodaje, że to nie naród, a on sam jest suwerenem.. Na rosyjską scenę polityczną nikt bez przyzwolenia z góry nie ma wstępu. Pozory pluralizmu zapewniają kontrolowane przez Kreml obecne w Dumie partyjki, ale pełnią one rolę listka figowego tak, jak dla PZPR pełniły ją ZSL i SD. W Rosji polityka nie istnieje, a przekonali się o tym Michaił Chodorkowski, Borys Niemcow czy Aleksiej Nawalny. Kreml będzie musiał zadbać o to, żeby w pogłębiającym się kryzysie tak zostało. A ma się kogo bać. I nie są to raczej demokraci czy liberałowie.

W Polsce lubimy spoglądać na konflikty między opozycją i reżimami w krajach poradzieckich jak na walkę dobra za złem czy walkę chcących odtwarzać Związek Radziecki z prozachodnimi liberałami. Ale w Rosji nie tak wygląda główna oś sporu. Kreml pozwala na funkcjonowanie gdzieś na opozycyjnym marginesie środowiskom demokratycznym (ładnie brzmi to po rosyjsku: pozwala nie tyle na "życie", co na "wyżywanie") po pierwsze dlatego, że mają one silnego patrona w postaci Zachodu, ale po drugie i nie mniej ważne – bo zdaje sobie sprawę, że liberałowie w Rosji nie mają szans na przejęcie władzy.

Putin stworzył system, w którym liberalnie i prozachodnio nastawiona część społeczeństwa (nie taka znów wielka) ma wentyle, przez które może upuścić trochę gniewu: np. kontrolowane przez Gazprom medium Echo Moskwy. Jednocześnie gdy Kreml uzna, że któryś z liberałów stwarza zbyt duże zagrożenie, stara się go wyeliminować: tak stało się z otrutym Nawalnym, którego uratowała tylko decyzja pilotów samolotu – inaczej już by nie żył.

Sojusz Kremla z ołtarzem

Od blisko dekady w Rosji panuje putinizm. Jego twórca opiera się na konserwatyzmie imperialnym, wielkomocarstwowym, z domieszką prawosławia, akcentuje walkę o "tradycyjne" wartości narodowe czy sprzeciw wobec wpływów "zgniłego Zachodu". Wiele podobnych elementów takiej konserwatywnej rekonkwisty widzimy dziś w Polsce czy na Węgrzech. Putin rozumie, że w kraju, w którym mieszka kilkadziesiąt milionów obywateli nie będących etnicznymi Rosjanami, granie na nucie narodowo-etnicznej byłoby strzałem w kolano.

Putinizm reaguje też na zmiany nastrojów wśród samych Rosjan. Jak podaje socjolożka Karina Pipija z Centrum Lewady, odsetek prawosławnych w Rosji wzrósł z 19% w 1989 roku do 77% w 2019.

Kreml chce mieć monopol na konserwatyzm (wykorzystywany zresztą dość instrumentalnie). O ile toleruje w wyznaczonych przez siebie ramach niezależnych liberałów, o tyle nacjonalistów już nie, gdyż rozumie, że ci drudzy są dla niego realnym zagrożeniem. Nie przeszkadza to Putinowi wspierać skrajną prawicę w szeregu krajów europejskich.

- U liberałów Kreml pewnie ma jakieś tam wtyczki. A u nacjonalistów? Ma je wszędzie, bo rozumie, że to oni są prawdziwszym zagrożeniem. Ściśle ich kontroluje. Pokaż mi ważne osoby publiczne, które są jednocześnie antyputinowskie i konserwatywne? Prawie ich nie ma - przynajmniej na wolności, bo większość albo zamilkła, albo siedzi w więzieniach

- mówił mi kiedyś Maxim Samorukow, analityk z moskiewskiego think-tanku Carnegie.

Wielokrotnie padało zdanie, że Putin jest bardziej liberalny niż większość Rosjan - wypowiadał je np. słynny pisarz Wiktor Jerofiejew. Wyzwaniem dla rosyjskiego przywódcy są dziś ci, którzy chcą być bardziej papiescy niż papież, to znaczy atakować go z pozycji konserwatywnych, antyzachodnich i szowinistycznych.

W Dumie od dekad zasiada lider Liberalno-Demokratycznej Partii Rosji (LDPR), Władimir Żyrinowski. Szyld partii niewiele ma wspólnego z jego poglądami – Żyrinowski wygaduje niestworzone głupoty.

Źródło: PAP, EPA

Turcji groził atakiem atomowym. Po atakach w Brukseli stwierdził: "Zamachy dziś trwają w Europie i będą trwały. Nam to na rękę. Niech oni tam giną". Jeśli więc ktoś uważa, że Putin jest za miękki, ma prawo zagłosować np. na kontrolowanych przez Kreml szowinistów Żyrinowskiego._ Wot diermokracja!_ (diermo to po rosyjsku gówno – niektórzy tak złośliwie nazywają ustrój demokratyczny) Putin sam wyznacza ramy, w których można się z nim nie zgadzać.

Rebranding

Weźmy samego Aleksieja Nawalnego. Z wielkoruskiego szowinisty stał się demokratą. Niewykluczone, że jego prawdziwą twarz widać na filmiku z 2011 r. Wciela się tam w rolę gospodarza talk-show i promuje liberalizację dostępu do broni. Na początku pojawia się karaluch, którego Nawalny radzi zabić klapkiem, następnie mucha, którą zabija packą. Po karaluchu i musze wyświetla się fotografia trzech mężczyzn o "imigranckim", najpewniej kaukaskim wyglądzie, a Nawalny stojąc na ich tle pyta retorycznie: "Ale co zrobić, jeśli karaluch okaże się zbyt duży, a mucha zbyt agresywna?". Wówczas wybiega na niego wrzeszczący człowiek w czymś przypominającym czador, Nawalny do niego strzela i kończy myśl pochylając się nad zwłokami: "W takiej sytuacji rekomenduję pistolet".

Dlaczego Nawalny się zmienił i czy ta zmiana jest prawdziwa? Nie wiadomo. Niewiele mówi o swoich poglądach. Nie wiemy, czy – gdyby miał coś do powiedzenia - oddał Ukrainie Krym. Być może dokonał rebrandingu, bo zrozumiał, że reżim pozwala na więcej demokratom, niż nacjonalistom.

Putin postanowił wyeliminować Nawalnego i pokazać wszystkim, że reguły gry się zmieniły. Nawalny przeżył, ale reakcja Zachodu na jego otrucie była znacznie bardziej wstrzemięźliwa, niż kilka lat temu na otrucie Siergieja i Julii Skripalów. Nawalny zapowiada powrót do Rosji, zapewne nie odegra jednak znacznej roli w jesiennych wyborach. Dla Kremla najlepiej, żeby pozostał emigrantem nagrywającym filmy w mediach społecznościowych - reżim nie potrzebuje ani jeżdżącego po regionach opozycjonisty, ani sławnego więźnia politycznego.

Autor: Daria Nawalny Instagram

Źródło: PAP, DPA

Kontrolowany nacjonalizm

Gdy w 2014 roku pojawił się imperialny szał krymnaszyzmu (nacjonalistyczne wzmożenie po aneksji Krymu, które sprawiło, że słupki poparcia dla Putina poszybowały, odwracając uwagę od realnych problemów obywateli), skrajni nacjonaliści zjednoczyli się wokół Kremla, jeździli masowo jako ochotnicy walczyć na Ukrainę.

Po początkowej euforii wokół Krymu i wybuchu wojny rosyjsko-ukraińskiej na Donbasie wielu z nich rozczarowało się polityką Kremla. Z ich perspektywy Putin zatrzymał się w pół drogi: nie powstało złożone z południowo-wschodnich obwodów Ukrainy państwo Noworosja, Moskwa nie uznała "republik ludowych" donieckiej i łuhańskiej, Kreml nie wypowiedział oficjalnie wojny Kijowowi. Nacjonaliści się frustrowali, a samych rosyjskich ochotników-weteranów wojny na Ukrainie prawdopodobnie są dziesiątki tysięcy. To sprzyja radykalizacji.

Jak zauważała Katarzyna Chawryłło, analityczka Ośrodka Studiów Wschodnich, Kreml sam przygotowuje dla nacjonalistów grunt:

"Rozpowszechnienie się wśród zwykłych Rosjan radykalnych postaw nacjonalistycznych oraz wzrost akceptacji dla stosowania przemocy sprawiają, że rosyjskiemu społeczeństwu łatwiej będzie zaakceptować ewentualne włączenie do władzy zwolenników radykalnych poglądów nacjonalistycznych".

Rosjaninie, wybierz sobie Putina. Co przyniosą wybory 2021?

We wrześniu odbyły się w Rosji wybory regionalne, a w nich wystartowała partia Za Prawdę. Powołał ją 45-letni Zachar Prilepin. To niezwykle uzdolniony rosyjski pisarz, inteligentny krasomówca o faszyzujących i groźnych poglądach. Jest weteranem obu wojen czeczeńskich, a podczas obecnej wojny na Ukrainie opowiedział się po stronie kremlowskich separatystów i udał się na Donbas. Działacz partii Narodowo-Bolszewickiej (jej założyciela i innego groźnego pisarza i polityka, Eduarda Limonowa, uznał za swojego mentora), a Narodowi-bolszewicy przy całej swojej skrajności to zdeterminowani wojownicy. Za "Wyborczą": "Anna Politkowska w książce Udręczona Rosja napisała, że nikt za udział w protestach antyputinowskich nie był represjonowany tak jak nacbole".

Prilepin i jego środowisko są spełnieniem koszmarów Kremla: popularny celebryta atakuje putinizm z pozycji nacjonalistycznych, imperialistycznych i antyzachodnich, ale także prosocjalnych (swój program nazywa lewicowo-konserwatywnym). Uważa, że władze są zbyt miękkie.W ostatnich wyborach Za Prawdę spróbowało swoich sił tylko w rodzinnych stronach pisarza - obwodzie riazańskim. Zdobyło około 7% głosów i wprowadziło swoich przedstawicieli do miejscowych władz. Czy to dobry wynik? Jak na Rosję bardzo - to taka popularność, jak ta, którą w skali kraju cieszy się dziś druga najmocniejsza partia w Dumie, komuniści.

Start Za Prawdę był niczym pilot serialu. Teraz można spodziewać się, że Prilepin wystartuje w przyszłorocznych wyborach parlamentarnych. A żeby pokazać złożoność rosyjskiego uniwersum opozycyjnego warto dodać jedno: w 2007 roku Zachar Prilepin miał inną partię. Nazywała się Naród. Zakładał ją z Aleksiejem Nawalnym.

Autor: MAXIM SHIPENKOV

Źródło: PAP, EPA

Gnijący Kreml

Złośliwi śmieją się, że Putinowi jest nie w smak, że w "jego" kraju ktoś mieszka - wolałby spokojnie eksploatować rosyjskie zasoby i rządzić przez nikogo nie-niepokojony. Rosjanie jednak istnieją, a jednym z największych problemów, z którymi putinizm wchodzi w 2021 rok, jest coraz słabsza legitymizacja społeczna. Umowa, którą Putin zawarł z obywatelami dwie dekady temu - my pozwalamy wam żyć na jako-takim poziomie, a wy nie wtrącacie się w politykę - jest coraz słabsza (patologię życia zwykłych Rosjan w przegnitym systemie świetnie opisała niepokorna Jelena Kostiuczenko w książce Przyszło nam tu żyć). Putin nie potrafi zmobilizować Rosjan i zapewnić sobie ich masowego poparcia tak, jak robił to w latach dwutysięcznych za sprawą transferów socjalnych i stabilizacji kraju, czy w 2014 roku dzięki aneksji Krymu. Jego wskaźniki zaufania były w 2020 roku rekordowo niskie.

Wybory parlamentarne jesienią 2021 r. nie przyniosą przełomu. Kreml nie pozwoli Nawalnemu na start, a miejsca w dumskich ławach zajmą te same siły co dotychczas – putinowska Jedna Rosja (29% poparcia w grudniu) i kilka przystawek. Celem "Jedynorusów" będzie wyjście z elekcji z twarzą: pomoże im w tym jeśli nie mobilizacja wyborców, to fałszerstwa (choć te trwają nieustannie, nie tylko w dniu wyborów – nawet próba uśmiercenia Nawalnego jest w pewnym sensie takim fałszerstwem).

Rosyjskie państwo coraz gorzej radzi sobie z problemami obywateli. Do więzienia trafia się nie tylko za działalność polityczną, ale nawet za zajmowanie się historią - jak prowincjonalny karelski historyk Jurij Dmitrijew, od kilku lat więziony za badanie represji stalinowskich. Śledztwo Bellingcat i Nawalnego pokazało, że można łatwo zdobyć wrażliwe bezpieczniackie dane i podważyło mit wszechmocnych rosyjskich specsłużb. Ktoś mógłby spytać, zresztą nie bez racji - skoro w Rosji tak marnie działają już nawet służby, to jak musi wyglądać np. służba zdrowia na prowincji?

Ale Putin nie decyduje się na nową pieriestrojkę. Putinizm trwa, w fazie stagnacji. Być może wciąż aktualny lokator Kremla ma świadomość, że w roku 2021 przypadają rocznice dwóch wydarzeń – najpierw puczu Janajewa, gdy twardogłowi chcieli ochronić Związek Radziecki, a następnie upadku ZSRR. I w ten właśnie rok Rosja wchodzi z systemem, który on, Putin, stworzył, a ten system gnije.

Zbigniew Rokita jest reporterem, specjalizuje się w problematyce Europy Wschodniej. 30 września premierę miała jego najnowsza książka reporterska Kajś. Opowieść o Górnym Śląsku (Wydawnictwo Czarne).