East News
PRZEPIS NA SZCZĘŚCIE
Są lata 90. Aksamitny rozwód rozdzielił Czechów i Słowaków. Ci drudzy masowo odwiedzają Podhale i Orawę, gdzie w Jabłonce i Nowym Targu robią regularnie zakupy. Wśród nich matka Danny’ego, dziś 32-letniego, która przywozi na Słowację szampony, ciastka, dżemy i kremy z etykietami w języku polskim. Dla kilkuletniego chłopaka stanowią słodką tajemnicę. Wierzy, że na nich zawarte są tajemne receptury, które powodują, że Polska to taki zasobny we wszelkiej maści dobra kraj, w którym sto tysięcy złotych wydaje się lekkim ruchem ręki. Jest przerażony, że mama ma przy sobie takie pieniądze. Kiedy pierwszy raz pojawia się w polskim sklepie, jest porażony ilością towarów. Z zachwytu krzyczy, wrzucając do koszyka wszystko jak leci. Polscy klienci parzą na niego wtedy z niesmakiem.
Polskie towary robią na nim piorunujące wrażenie, podobnie jak muzyka. Nadwiślańscy artyści w mig byli w stanie porwać go do tańca, ale odkąd po upadku żelaznej kurtyny telewizja przestała transmitować zagranicę festiwal w Sopocie, nie mógł już wsłuchiwać się w kawałki VOX, Papa Dance, Maryli Rodowicz ani innych diw, które tak kochał.
- Nawet kiedy nie rozumiałem słów, czułem, że te piosenki opowiadają o życiu, że jest w nich jakaś prawda, a pokazane w nich emocje są prawdziwe. Marzyłem o tym, żeby nauczyć się polskiego i móc dowiedzieć się, o czym śpiewa Michał Bajor w "Nie chcę więcej” czy Czerwone Gitary w "Nie spoczniemy”. Mogłem pojąć jedynie kilka utworów Maryli Rodowicz, bo miały swoje czeskie i słowackie wersje. Maryla była znana w Czechosłowacji, każdy śpiewał jej "Kolorowe jarmarki”, "Małgośkę” i "Jadą wozy kolorowe”, które były przetłumaczone - "Małgośka” na czeski, a "Wozy kolorowe” na czeski i słowacki. To tak samo jak mój ukochany "Miś Uszatek”, najfajniejsza bajka z Polski, która była zdubbingowana po słowacku - mówi, kiedy spotykamy się w Pradze na festiwalu kina polskiego, czeskiego i słowackiego 3Kino.
Zagłębienie się w teksty, które znał na pamięć, możliwe stało się dopiero wiele lat później, kiedy wyjechał do Irlandii w 2003 roku i zaczął pracować w hotelu, gdzie zatrudniło się mnóstwo Polaków. Nie mówili po angielsku, więc zostawało polsko-słowackie esperanto, które wystarczało, żeby się skomunikować. Nie było potrzeby przyswajania polskiego. Sytuacja zmieniła się, kiedy na scenie pojawiła się Doda.
DODA UCZY POLSKIEGO
- Dostałem od koleżanki Polki jej płytę "Bimbo” i zakochałem się! Słuchałem jej jak opętany i uczyłem się piosenek na pamięć. Pytałem polskich współpracowników, co znaczą słowa, których nie rozumiałem, i przyswajałem ich coraz więcej i więcej. Jeden z Polaków, któremu opowiedziałem o mojej miłości z dzieciństwa do Maryli Rodowicz, przywiózł mi z Polski czasopismo, do którego dołączona była płyta z jej pięcioma piosenkami. Oczywiście, w trymiga nauczyłem się ich od a do z, każdego słowa - wspomina.
Odtąd już za każdym razem, kiedy któryś z kolegów wracał do ojczyzny, miał przywozić Dannemu polskie gazety, bo chłopak chciał się nauczyć nie tylko mówić, ale też czytać. Czytali razem - on na głos, a koledzy z Polski poprawiali jego błędy. Rozmawiali już tylko po polsku. Rewolucją okazał się jednak coraz bardziej powszechny Internet.
- Wcześniej oglądałem w telewizji "Klan” i "Wiadomości” i to z nich uczyłem się nowych słów czy powiedzeń. Odkąd YouTube się upowszechnił, zyskałem nieograniczony dostęp do ukochanej polskiej muzyki. Nie trzeba było już zwozić płyt z Polski ani prosić Polaków, żeby biegali do sklepów muzycznych. Miałem dostęp do wszystkiego - mówi z wielkim uśmiechem na ustach.
W Irlandii spędził łącznie cztery i pół roku i przez ten czas opanował język polski do tego stopnia, że w kolejnym hotelu, w którym się zatrudnił, szefowie myśleli, że jest Polakiem.
- Zakładali, że po prostu nie jestem zbyt dobrze wykształcony, że skończyłem tylko jakąś klasę podstawówki, dlatego cały czas zdarzają mi się potknięcia językowe i że dlatego tak kaleczę tę "ojczystą” mowę - śmieje się Danny, który z dumą zaznacza, że język polski, mimo swojego skomplikowania, nie jest dla niego dużym wyzwaniem. - W mowie cały czas mam problemy z tymi wszystkimi sz, cz, dż, ż, słabo też opanowałem słownictwo techniczne. W samochodzie potrafię nazwać tylko skrzynię biegów, reszta to tajemnica - śmieje się.
O Polakach ma bardzo dobre zdanie, choć jego współpracownicy nie wiedzieli zbyt wiele na temat jego ojczyzny. Nie mieli świadomości, że Słowacy i Czesi nie porozumiewali się bezproblemowo. - Polacy często myślą, że my, Słowacy, musieliśmy się uczyć czeskiego. Nie wiecie, że słowacka kultura była po słowacku - mówi, zaznaczając jednocześnie, że nikt mu tak nie pomógł jak Polacy właśnie. - Jesteście bardzo przyjaznym narodem. Jak miałem jakieś problemy, to Słowacy mi nie pomogli, a Polacy tak. Jak Polak mieszka za granicą, to się trzyma z innymi Polakami i pozostaje z nimi w przyjaźni. Słowacy tak nie robią i sobie nawzajem zazdroszczą. U Polaków tego nie widziałem - wspomina.
W Irlandii nie mieszka już od 10 lat, ale przyjaźnie z Polakami utrzymuje nadal. Dziś mieszka w Pradze, a jego sąsiadka jest Polką, więc rozmawiają po polsku. Cały czas słucha też ukochanych piosenek Maryli Rodowicz, Dody i Beaty Kozidrak, bo w nich nadal jest jakaś tajemnica. - Do dziś nie wiem na przykład, co to znaczy "W czerwonym żarze rzewnych żądz”, ale to i tak jest piękne - śmieje się chłopak, który nawet fryzjerkę miał z Polski.
JAK TO SIĘ ROBI W POLSCE?
Polska muzyka namieszała także w życiu Anastazego, jak mówi na siebie również 32-letni Syryjczyk, który dziś ma status uchodźcy w Polsce i chce zachować anonimowość. A wszystko dzięki… polskiemu hip-hopowi. Boom na ten gatunek muzyki w krajach arabskich zaczął się w pierwszej dekadzie XXI wieku, a więc 10 lat później, niż nad Wisłą. Najbardziej modna była oczywiście jego lokalna odmiana, dużą popularnością cieszyły się też kawałki ze Stanów Zjednoczonych. Anastazy dał im się porwać, ale ciekawiło go, jak rapują artyści w innych częściach świata.
- Zawsze ujmowała mnie egzotyczność, zwłaszcza w obszarze języka. Lubiłem hip-hop za specyficzne posługiwanie się nim. Dzięki Internetowi mogłem badać, jak on brzmi w różnych częściach świata. Zawsze jakoś ciągnęło mnie do krajów słowiańskich, więc zapoznawałem się z hip-hopem stamtąd. Najbardziej spodobał mi się polski, którego zacząłem słuchać ze szczególną uwagą - mówi chłopak.
Na odkrywanie polskiej sceny hip-hopowej poświęcał tyle czasu, że w końcu utwory Kalibra 44, Paktofoniki, Pezeta, Molesty Ewenement i innych raperów opanował na pamięć. Zaczął rozróżniać poszczególne słowa, sprawdzać ich znaczenie i zapisywać, choć Polacy i Syryjczycy posługują się zupełnie innym alfabetem. Wchodził w język tak głęboko, że ze słów potrafił budować zdania, a nowo odkrywane kawałki stawały się zrozumiałe nawet po pierwszym przesłuchaniu.
- Nigdy nie myślałem o zapisaniu się na kurs języka polskiego. Byłem samoukiem, chodziło tylko o piosenki. Przez myśl mi nawet nie przeszło, żeby się do Polski przeprowadzać. Co najwyżej planowałem kiedyś wasz kraj odwiedzić - mówi Anastazy, który nawet w najgorszych snach nie mógł przypuszczać, że hip-hopowe piosenki z Polski wpłyną na jego los w przyszłości.
Niewinne słuchanie polskiej muzyki 15 lat temu zostało przerwane w 2011 roku, kiedy świat Bliskiego Wschodu ogarnęła tak zwana arabska wiosna. Po rewolucjach w Tunezji, Egipcie i wojnie domowej w Libii doszło do wystąpienia Syryjczyków przeciwko rządzącemu autorytarną ręką prezydentowi Baszszarowi al-Asadowi. Zbiorowe demonstracje i protesty zamieniły się w krwawą wojnę domową, która zmusiła tysiące Syryjczyków do emigracji. Wśród osób, które zdecydowały się opuścić ojczyznę był także Anastazy. Uciekał przez Turcję, skąd dopłynął do Grecji. Stamtąd udało mu się dostać do Polski, którą od razu obrał sobie za cel.
POLSKI HIP-HOP RATUJE OD WOJNY
- Znajomość języka polskiego ułatwiła mi wszystko. Mogę powiedzieć, że dzięki niej od razu spadłem na cztery łapy. Pomogła mi nie tylko zdobyć azyl, ale przede wszystkim przejść przez wszystkie skomplikowane procedury. Startowałem z zupełnie innej pozycji, niż osoby, które nie miały wcześniej kontaktu z polskim językiem - podkreśla mężczyzna, dla którego nauka trwa nadal. Nieprzerwanie doskonali język, chce mówić bezbłędnie, rozumieć i posługiwać się metaforami i związkami frazeologicznymi. W Polsce aktywnie działa na rzecz uchodźców. Pomaga zwłaszcza dzieciom. Od lat współpracuje z organizacją Chlebem i Solą, która walczy o podnoszenie świadomości społecznej na temat uchodźców w Polsce i Europie poprzez upowszechnianie rzetelnej wiedzy, obalanie stereotypów, walkę z mową nienawiści i bezpośrednią pomoc potrzebującym.
W porewolucyjnych Tunezji i Egipcie, gdzie panuje względny spokój i bezpieczeństwo, polską mowę usłyszeć można niemal na każdym bazarze. Tanie linie lotnicze spopularyzowały wycieczki tutaj, a Polacy stali się ich beneficjentami. Kiedy w czasie Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Kairze przechadzam się po targowisku, na informację, że jestem z Polski, sprzedawcy reagują przytoczonymi po polsku zapewnieniem, że u nich "taniej niż w Biedronka”, a jedzenie "lepsze niż u Makłowicz”. Podobne frazy potrafią wypowiedzieć w każdym europejskim języku. Niespecjalnie dziwię się więc, kiedy na lotnisku w Hurgadzie spotykam 42-letniego Khaleda, który ma mnie zawieźć do hotelu w Al Dżunie, gdzie odbywa się El Gouna Film Festival. Mężczyzna po angielsku pyta, skąd jestem. Kiedy odpowiadam, płynną polszczyzną wita mnie w Egipcie. Dopiero kiedy w języku Mickiewicza pyta, jak minęła podróż i jak się czuję, zaskoczony zastanawiam się, ile lat mieszkał w Polsce.
POLACY MUSZĄ WSZYSTKO KOMPLIKOWAĆ
- Przez jedenaście lat pracowałem w polskiej ambasadzie w Kairze, gdzie zgłębiłem język, ale do Polski nigdy nie dotarłem. Chociaż wielokrotnie planowałem udać się tam na wypoczynek, zawsze coś stanęło na przeszkodzie - tłumaczy mężczyzna, który cieszy się, że Polacy licznie odwiedzają teraz jego ojczyznę. - Wszyscy są bardzo zdziwieni, że umiem się porozumieć po polsku. Polacy są przekonani, że ich język jest najtrudniejszy na świecie. Zawsze się trochę z tego śmieję, bo z jednej strony to powoduje, że myślicie o sobie, że jesteście bardzo rozwinięci, ale z drugiej strony to się wpisuje w polską naturę narzekania na wasz kraj. Często kiedy o tym dyskutuję z polskimi turystami, mówią, że Polska jest tak pokręcona, że nawet języka nie może mieć normalnego - śmieje się mężczyzna.
Khaled być może nie pokusiłby się o zgłębianie tajników polskiej mowy, gdyby nie jego muzyczne zainteresowania. - W Egipcie wciąż bardzo popularna jest muzyka sięgająca do tradycji. Współczesny pop miesza się z dawnymi pieśniami. Zawsze mi się to połączenie podobało. W ambasadzie usłyszałem kiedyś piosenki Kayah i Bregovicia, które były utrzymane w podobnej stylistyce. Od razu się w nich zakochałem, chciałem się dowiedzieć, czy w Polsce śpiewa się o tym samy, co w Egipcie - wspomina.
Podobne wrażenie zrobiły na nim utwory Brathanków i duet Bregovicia z Krzysztofem Krawczykiem, choć zanim zaczął w pełni pojmować, o co w nich chodzi, minęło sporo czasu. - Jeziora oczu, polna jarzębina, tabakiera - to nie były słowa używane na co dzień. Zawsze mi się wydawało, że w ludowej muzyce opowiada się proste historie i używa prostych słów, ale Polacy i na tym tle muszą się wyróżniać - śmieje się mężczyzna, który osłuchiwał się z naszymi słowami do tego stopnia, że wreszcie był w stanie budować z nich zdania i komunikować się. Nie umie po polsku pisać, ale porozmawiać może niemal na każdy temat, choć odkąd nie pracuje w ambasadzie, zaczyna mu brakować słów, czego żałuje za każdym razem, gdy ma szanse spotkać się z jakimś Polakiem.
Kiedy pytam, po co inwestował czas i energię na naukę polskiego, skoro nie miał żadnych planów związanych z Polską, odpowiada bez zastanowienia: - Dla siebie.
Dokładnie to samo mówią Danny i Anastazy, których poruszyła polska mowa, jej brzmienie i tembr, a nie to, co można dzięki jej znajomości uzyskać. A to dla Polaków najwyższy rangą komplement.