Ks. dr hab. Andrzej Kobyliński, YouTube.com
Dariusz Bruncz: Czy to nie jest tak, że COVID-19 bardziej zmieni polski katolicyzm i chrześcijaństwo w ogóle niż jakakolwiek papieska encyklika czy program reform?
Ks. dr hab. Andrzej Kobyliński, profesor Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, etyk, teolog i filozof:: Jest to wielce prawdopodobne, szczególnie jeśli chodzi o przyspieszenie galopującej laicyzacji młodego pokolenia. Wiele niepokojących zjawisk na to wskazuje.
A konkretnie?
Po pierwsze, coraz mniejszy kontakt młodych ludzi z parafią. Po drugie, wzrastający dystans emocjonalny i mentalny wobec Kościoła. U wielu ludzi wyparowuje potrzeba myślenia o Bogu.
O tym, że młodzież odpływa od religii, mówi się od dawna. Czy więc pandemia odsłoniła nieporadność Kościoła? Czy Kościół radzi sobie z pandemią?
To jest głębsza kwestia. Zauważmy, że specyfiką polskiego katolicyzmu jest obrzędowość. Siłą polskich katolików nie jest myśl teologiczna czy sprawne instytucje kościelne, a właśnie obrzędowość.
Czy obrzędowość jest siłą?
Tak, gdy chodzi o pielęgnowanie tradycji religijnych czy narodowych. Ale same obrzędy czy ceremonie religijne to za mało. W sytuacji, gdy pandemia dramatycznie ogranicza udział w nabożeństwach, rodzi się pytanie, co zostaje z religijności, jeśli nie ma obrzędów.
A czy jest coś, co Kościół rzymskokatolicki w Polsce mógłby lepiej zrobić w czasie pandemii i walki z nią – zarówno w aspekcie wewnętrznym, jak i społecznym?
W obecnej sytuacji niewiele można zmienić. Jeśli wcześniej nie udało się wychować wolontariuszy czy stworzyć parafialnych grup charytatywnych, to nie można nadrobić tych zaległości w czasie pandemii.
Obecna sytuacja brutalnie odsłania wszystkie słabości Kościoła w Polsce. Mam na uwadze przede wszystkim przesadzoną koncentrację na obrzędach religijnych oraz niedowartościowanie formacji biblijnej i intelektualnej.
Siłą polskich katolików nie jest myśl teologiczna czy sprawne instytucje kościelne, a obrzędowość
**Mówi ksiądz o fundamentalnym wręcz problemie teologicznym – jaka teologia inspiruje niektórych
duchownych, którzy apelują do wiernych, aby się nie bali i zdejmowali maseczki?**
Jest to problem nie tylko polski, bo wiemy, że np. w Izraelu podobnie myśli wielu konserwatywnych rabinów, a w Ameryce Południowej fundamentalistycznych zielonoświątkowców. Niestety, choroba irracjonalnego podejścia do pandemii, religii i kwestii medycznych dotyczy wszystkich – także wielu duchownych w Polsce.
Jak na dłoni widzimy, w jakim stopniu polska religijność jest magiczna i zabobonna. Od kilkunastu lat głośno o tym mówię i piszę, gdy chodzi o przenikanie do naszego kraju szamańskich elementów religijnych z Afryki, Azji czy Ameryki. Te wszystkie demony wyszły z szafy w czasie pandemii.
No właśnie, pojawiły się słowa duchownych, którzy podczas mszy chcieli, aby Boga wielbić z odsłoniętą twarzą. Jaka jest odtrutka na taką duchowość, która pozornie stawia na autentyczność wiary, a właściwie prowadzi do wykrzywienia religii?
W sensie teologicznym możemy to nazwać fideizmem lub magicznym podejściem do religii. Oczywiście, można powiedzieć, że te problemy są stare jak świat, gdyż w pewnym sensie cała ludzka religijność była kiedyś rozumiana mitycznie.
Znakomita większość katolików w pewnym sensie kończy swoją edukację religijną na przygotowaniu do Pierwszej Komunii Świętej czy Bierzmowania
Dopiero Arystoteles w IV wieku p.n.e. wypracował racjonalne podejście do religii. Nowość chrześcijaństwa polega m.in. na tym, że wprowadziło zasadę rozumowej analizy spraw nadprzyrodzonych.
Harmonia wiary i rozumu to istota wielkiej rewolucji rozpoczętej przez religię chrześcijańską.
Jesteśmy w Polsce, teoretycznie w kraju w ponad 90 proc. rzymskokatolickim, kraju, w którym jest ponad 700 pomników Jana Pawła II, tego samego papieża, który wydał encyklikę Fides et ratio (Wiara i rozum). A tutaj mamy wypowiedzi, że woda święcona niszczy wirusy, a kto przyjmuje Komunię, nie może się zarazić.
Mamy do czynienia z plagą irracjonalności. Treści teologiczne, o których pan mówi, a więc teksty Jana Pawła II czy Benedykta XVI, są raczej dla hobbystów w polskim Kościele.
Tym interesuje się absolutny margines, natomiast znakomita większość katolików w pewnym sensie kończy swoją edukację religijną na przygotowaniu do Pierwszej Komunii Świętej czy Bierzmowania.
Mówi ksiądz o szeregowych katolikach, ale co z księżmi? Może problemem jest kler i to właśnie edukacja duchowieństwa jest przyczyną niskiej świadomości religijnej, ale też wiedzy o świecie. Może powinno być mniej ideologii, a więcej wiedzy o naukach przyrodniczych, neuronaukach itp.?
Jestem praktykiem, jeśli chodzi o przygotowanie młodych księży. Przez 13 lat byłem wykładowcą seminaryjnym przedmiotów filozoficznych.
Byłem też przez 5 lat prorektorem ds. wychowawczych w Wyższym Seminarium Duchownym w Płocku, więc wiem, jak można prowadzić z klerykami zajęcia z filozofii Boga, etyki, logiki czy epistemologii.
Oczywiście, można robić więcej w seminariach, ale to nie tutaj jest pies pogrzebany, gdyż formacja seminaryjna w aspekcie intelektualnym jest na ogół niezła.
Także w kwestiach przyrodniczych?
Jednym z wykładanych przedmiotów jest filozofia przyrody. W Polsce w czasach komunizmu to właśnie ta dyscyplina naukowa była szczególnie dobrze rozwinięta w ramach szeroko rozumianej filozofii chrześcijańskiej.
Ogólnie rzecz biorąc, przygotowanie księży opuszczających seminaria jest całkiem dobre. Problemem jest to, co dzieje się później. W poszczególnych diecezjach funkcjonują różne modele kształcenia księży, należących do różnych grup wiekowych.
Niestety, nie mają one większego wpływu na poziom intelektualny duchowieństwa. Dla wielu księży ostatnie poważne lektury filozoficzne czy teologiczne w ich życiu przypadają na czas seminaryjny.
Księża bardzo często są zostawieni sami sobie. Prawie nikt się nimi nie interesuje. Prawie nikt nie pyta o to, co myślą i w co wierzą. Zaczyna boleć samotność, rozgoryczenie, wypalenie.
Premier Morawiecki ogłosił, że od 24 października Polska staje się czerwoną strefą. Na stole leżą dalsze obostrzenia. Pojawiają się niebezpodstawne opinie, że z jednej strony otwarte są kościoły, do których chodzą przeważnie ludzie starsi, a zamknięte są siłownie i baseny, na które chodzą młodsi i w dobrej formie. Wyobraża sobie ksiądz apel Kościoła do seniorów, aby nie szli do kościołów, gdyż są najbardziej narażeni?
We Włoszech nawet w epicentrum pandemii tamtejsze świątynie były otwarte. Zamknięcie kościołów byłoby wariantem apokaliptycznym i mam nadzieję, że to nigdy nie nastąpi.
Trzeba zachować rozsądek i jeśli ktoś ma niską odporność organizmu lub źle się czuje, to oczywiście nie powinien iść do kościoła.
W środku pandemii odżywa spór o przepisy antyaborcyjne po wyroku Trybunału Konstytucyjnego. Z jednej strony jest triumfalny okrzyk Tomasza Terlikowskiego "yes, yes, yes", a z drugiej strony mamy spontaniczne protesty kobiet. Czy to się da jeszcze wszystko posklejać?
Nie ma takiej opcji. Podziały będą coraz głębsze. Na razie mamy delikatny aperitif prawdziwej wojny światopoglądowej. Główne dania dopiero zostaną podane w najbliższych latach.
Ale co może być zaserwowane? Było już LGBT, teraz aborcja…
Mamy na razie na wokandzie niewielki fragment problemu aborcyjnego. Zauważmy, że w całej UE aborcja jest, niestety, traktowana jako prawo człowieka. Są legalne różne formy aborcji we wszystkich krajach UE.
Spór o aborcję eugeniczną jest ważny, ale zupełnie marginalny. W Polsce w ostatnich latach dokonywano rocznie zgodnie z prawem ok. tysiąca aborcji z powodu poważnych wad ludzkiego embrionu. Prawdziwą plagą jest dzisiaj aborcja chemiczna, farmakologiczna.
Zamknięcie kościołów byłoby wariantem apokaliptycznym i mam nadzieję, że to nigdy nie nastąpi
W świecie aborcja przenosi się coraz bardziej ze szpitali do aptek. We Włoszech w tym roku bardzo ostry spór światopoglądowy dotyczył stosowania pigułki aborcyjnej RU-486.
Kompletnie nie rozumiem pewnej schizofrenii w Polsce, gdy chodzi o całkowite milczenie dotyczące nowych form aborcji. W Polsce i na świecie coraz częściej aborcja chemiczna zastępuje aborcję chirurgiczną.
Wspomniał ksiądz o UE, ale kiedy popatrzymy na orzeczenie TK, to Polska znajduje się w doborowym towarzystwie państw afrykańskich tudzież islamskich pod względem restrykcyjności prawa. Czy przykręcenie śruby to jest dobry kierunek?
Dobry, jeśli chodzi o prawną ochronę np. dzieci z zespołem Downa, natomiast obawiam się, że zburzenie kompromisu aborcyjnego z lat 90. XX wieku może doprowadzić za kilka lat do wychylenia wahadła w drugą stronę i przyjęcia liberalnych rozwiązań aborcyjnych na wzór słowacki, niemiecki czy brytyjski.
Niepewne są długofalowe skutki tej decyzji. Od 2019 r. w stanie Nowy York można przeprowadzać aborcję do dziewiątego miesiąca ciąży.
Chyba nie uważa ksiądz, że osoby, które zaangażowały się w ten projekt – począwszy od tzw. organizacji pro-life i polityków różnych opcji – nie skalkulowali, że wajcha może zostać przekręcona o 180 stopni?
Obawiam się, że gorący zwolennicy tych ostatnich zmian nie myślą perspektywicznie, przynajmniej mam takie wrażenie, choć mogę się mylić.
Szanuję ich dobre intencje, ale martwię się, jeśli popatrzę na obecny los takich arcykatolickich kiedyś krajów jak Malta czy Irlandia.
Konkretny przykład: mam przyjaciółkę, która zaszła w ciążę i na podstawie badań prenatalnych okazało się, że płód jest mocno uszkodzony. Rozpoznano bezmózgowie. Na podstawie dotychczas działających zasad mogła, choć nie bez poważnych trudności, dokonać aborcji. Jakie dobro kryje się za tym, aby kobiety, które przeżywają ogromny dramat, były zmuszane do ciąży i porodu. Jakie jest tutaj przesłanie życia?
To są dramatyczne decyzje, z którymi muszą się zmagać rodzice dzieci mających takie wady. Możemy tylko okazać współczucie i empatię dla takich rodzin. Prawny zakaz aborcji eugenicznej ma swoje podstawy filozoficzne i religijne. W tle jest podstawowe pytanie o kryteria początku życia ludzkiego.
Dotykamy tutaj najtrudniejszych kwestii etycznych, które musimy rozstrzygać jako jednostki ludzkie obdarzone rozumem, sumieniem i wolną wolą.
Ale to już nie jest żadna kwestia do rozstrzygnięcia, bo TK przemówił. Kościół hierarchiczny ustami abpa Stanisława Gądeckiego podziękował za decyzję i pojawia się pytanie, które wybrzmiało na warszawskich ulicach: co z ciężko uszkodzonymi płodami w łonie matki? Czy wolno w ogóle mówić o aborcji eugenicznej?
Uważam, że realne skutki tej decyzji TK będą niewielkie. Dzisiaj w Europie nie ma granic i pewnie będzie tak, że niektóre rodziny skorzystają z możliwości aborcyjnych dostępnych w innych krajach.
U wszystkich naszych sąsiadów legalna jest nie tylko aborcja eugeniczna, ale także aborcja chirurgiczna i chemiczna przez kilkanaście pierwszych tygodni rozwoju nowego poczętego życia. Dzisiaj tabletki aborcyjne można kupić w Internecie. Największe wyzwanie to kształtowanie sumień młodych ludzi.
W świecie bez granic, w globalnej wiosce podłączonej do Internetu, coraz mniej będą znaczyć nakazy i zakazy prawne. Podstawą będzie wolność sumienia jednostki ludzkiej.
Z prostej architektury zdarzeń wynika, że będziemy mieli nie tyle rozwój wrażliwości pro-life, a rozwój podziemia i turystyki aborcyjnej.
Powtarzam, problem aborcji eugenicznej jest marginalny. Mnie boli przede wszystkim dramat aborcji w wymiarze globalnym: każdego roku około 60 milionów aborcji chirurgicznej i kilkadziesiąt milionów aborcji chemicznej.
Ale to są nie tylko liczby, ale też ludzie, a aktywiści z Kają Godek na czele, zapowiadają inicjatywę zakazu aborcji w przypadku gwałtu.
Owszem, są takie głosy i inicjatywy, ale to może doprowadzić do działań przeciwnych i przyjęcia później radykalnych rozwiązań, tyle że liberalnych.
Prawdziwą plagą jest dzisiaj aborcja chemiczna, farmakologiczna
Polska będzie się przecież zmieniać i obyczajowo, i politycznie. Będą odchodzić pokolenia ludzi starszych, którzy w większości mają obecnie poglądy konserwatywne, a dojrzewają młodzi liberalni wyborcy, którzy dziś są w podstawówkach i liceach.
Czy ta decyzja przyspieszy proces sekularyzacji, o którym mówiliśmy na początku?
Być może będziemy mieć u nas drugą Irlandię, ale przyczyny, które do tego doprowadzą, są bardziej złożone. Uważam, że wyrok TK ma w tej kwestii niewielkie znaczenie.
Są inne problemy, które przyspieszają proces laicyzacji naszego społeczeństwa: wzrastający dobrobyt, wyższy poziom konsumpcji, niekończące się afery pedofilskie w Kościele czy też makabryczne skandale związane z najwyższymi dostojnikami kościelnymi – kardynałami, arcybiskupami i biskupami.