Dawid Markysz, newspix.pl

Kiedyś był stadionem magicznym, na którym działy się cuda, a gwiazdom wielkich zagranicznych drużyn - gdy usłyszały ryk tłumu - trzęsły się łydki. Później, po rozróbach pseudokibiców, zapadła decyzja o jego modernizacji. Ta przeciągała się latami, aż w końcu Stadion Śląski wypadł z gry. Teraz legendarny obiekt powraca do walki o największe wydarzenia sportowe i koncerty. Ślązacy są z niego bardzo dumni i chcą pokazać całej Polsce, że określenie "skansen" jest nie na miejscu. Piłkarska reprezentacja zagra na Śląskim w marcu 2018 r. Czy będzie powracać na niego częściej? Antoni Piechniczek zdradza nam ciekawą teorię.

Pierwsze wrażenie zwykle mocno zapadało w pamięć. Młody chłopiec, kilku- lub kilkunastoletni, poszedł na mecz na Stadionie Śląskim. Gdy już raz poczuł niezwykłość tego miejsca, chciał do niego wracać jak najczęściej. Wojciech Kuczok, znany pisarz, rodowity chorzowianin, sporo takich meczów widział. Jego przygoda ze Stadionem Śląskim zaczęła się akurat nie od piłki, lecz od zawodów żużlowych. Ojciec, artysta plastyk, przygotowywał plakaty na mistrzostwa świata par na żużlu, które organizowano w Chorzowie. Synowi "czarny sport" przypadł do gustu. - Pamiętam zapach metanolu, kolorowe kaski zawodników. To mi się bardzo podobało, tylko musiałem zatykać uszy, jak jeździli, bo byłem wrażliwy na dźwięki - wspomina.

Kilka lat później, w 1985 r., Kuczok oglądał na Stadionie Śląskim Bayern Monachium. I gorąco mu kibicował. Dziś, w czasach globalizacji, gdy polskie dzieciaki śledzą co tydzień mecze europejskich potęg i recytują na pamięć składy Realu Madryt, Barcelony czy tegoż Bayernu z Robertem Lewandowskim na czele, nie jest to nic niezwykłego. Jednak ponad trzy dekady temu Bayern nie był tak popularny w Polsce. Wojciechem Kuczokiem kierowała inna motywacja, by wspierać Bawarczyków w Chorzowie. - Kibicowałem za Bayernem, bo byłem wtedy w okresie fanatycznego kibicowania Ruchowi Chorzów. Wówczas każda drużyna, która grała przeciwko Górnikowi, była z mojego punktu widzenia, paronastoletniego chłopca, dobra - dodaje.

Sformatowany dzieciak

Paweł Czado nie ma problemów z przypomnieniem sobie pierwszego meczu na Stadionie Śląskim. Ba, jednym tchem podaje wszystkie szczegóły. - Pamiętam doskonale, 2 września 1981 r. Mój tata zabrał mnie na mecz Polska - RFN. Nasza reprezentacja była już po awansie na mistrzostwa świata w Hiszpanii. Jechaliśmy tramwajem od strony centrum Katowic. Wysiedliśmy i zobaczyłem tę łunę. Tysiące ludzi. Zrobiło to na mnie gigantyczne wrażenie. Przegraliśmy 0:2, ale do dziś pamiętam ten szum, podekscytowanie. To mnie sformatowało. Mówię tak, bo jak dzieciak ma dziewięć lat i jak coś wtedy przeżyje, to go to formatuje. Dla mnie Stadion Śląski stał się najważniejszy na świecie. I tak jest do dzisiaj - mówi nam dziennikarz katowickiego oddziału "Gazety Wyborczej".

Po raz pierwszy Śląski obrósł legendą po triumfie nad ZSRR, gdy Gerard Cieślik wbił Lwowi Jaszynowi dwa gole, które dały Biało-Czerwonym zwycięstwo 2:1. - Mój ojciec często wspominał mecz z 1957 r. nie tylko dlatego, że pokonaliśmy mistrza olimpijskiego, a Cieślik był z Chorzowa, jak my. Ten mecz dał wiele całemu narodowi. Było szaleństwo, że pokonaliśmy ciemiężcę, wielką Rosję, której tak wszyscy nienawidzili, aczkolwiek niewiele mogli zrobić - podkreśla Zbigniew Cieńciała, dziennikarz "Sportu". - To jest miejsce piekielne. Tu działy się cuda, a atmosfera zawsze była rewelacyjna - dodaje.

Dla niego pierwszym wspomnieniem, a kolejnym milowym krokiem w historii Stadionu Śląskiego, była wygrana z Anglią w 1973 r. Gdy Włodzimierz Lubański zabrał piłkę Bobby'emu Moore'owi i pokonał Petera Shiltona. A potem ten sam Włodek doznał poważnej kontuzji. - Mówię Włodek, bo był on dla wszystkich kolegą, przyjacielem, stąd tak go nazywaliśmy. To była ikona porównywalna obecnie do Roberta Lewandowskiego czy niegdyś Zbigniewa Bońka - dodaje Cieńciała. O meczu z Anglikami mówi także Ryszard Sadłoń, wieloletni (1998-2014) chorzowski radny. - Matka chrzestna zabrała mnie na ten mecz z całą rodziną. To było całodniowe wyjście - z pełnymi torbami, wałówką, kawami, herbatami, schabowymi. Byliśmy na stadionie na długo przed meczem, ale wcale nam się nie nudziło. Miałem dziewięć lat, tak się zaczęła moja kariera kibicowska - mówi Sadłoń.

Jan Tomaszewski (z nr 1) łapie piłkę podczas pamiętnego meczu Polska - Anglia z 1973 r.

Jan Tomaszewski (z nr 1) łapie piłkę podczas pamiętnego meczu Polska - Anglia z 1973 r.

Autor: Leszek Fidusiewicz

Źródło: newspix.pl

Anglików pokonaliśmy wówczas jeden jedyny raz. Na Stadionie Śląskim z tym rywalem graliśmy aż sześciokrotnie. Jedno z późniejszych spotkań okazało się punktem zwrotnym w historii obiektu.

"Rozwydrzona żulia kontra policja"

Był rok 1993, padł remis 1:1, ale najwięcej mówiło się o tym, co wydarzyło się przed i w trakcie meczu. Polscy pseudokibice bili się najpierw między sobą, później z policją. W jednej z bijatyk, w tramwaju, zginął 20-letni mężczyzna. Później agresja przeniosła się na trybuny.

- Obawiano się Anglików, tymczasem sektor angielski był najbardziej spokojny - relacjonował Bolesław Cader z katowickiego oddziału TVP. - Na bramach wejściowych przeprowadzono dokładne rewizje, odbierano ostre przedmioty i alkohol. Okazało się jednak, że stare ławki na Stadionie Śląskim i zmurszały beton są doskonałą bronią. Chciano, aby było spokojnie i bezpiecznie, były to jednak tylko marzenia. Na 50 minut przed meczem rozpoczęła się walka. Z jednej strony rozwydrzona żulia, nazywająca się kibicami, z drugiej policja - w pierwszej fazie bez tarcz i z krótkimi pałkami. Wynik tych starć był do przewidzenia, raz po raz na ziemię padał policjant kopany i bity przez tłum wyrostków. W pewnym momencie duża grupa policjantów została wyparta. Dopiero zdecydowana akcja grupy antyterrorystycznej i specjalnie wyposażonej policji spowodowała, że spokój został przywrócony. Częściowo, bowiem co pewien czas w różnych sektorach wybuchały starcia. Jeżeli nie chcemy dopuścić do tego, żeby polskie stadiony stały się miejscem, gdzie można stracić zdrowie, a nawet życie, wyciągnijmy z tego wnioski - apelował Cader.

Na Adamie Pawlickim tamten mecz wywarł olbrzymi wpływ. - Byłem wtedy reporterem Radia Katowice. Nagrywałem z koleżanką reportaż. Lataliśmy z mikrofonem między policją a tymi kibolami. O mało sami byśmy nie dostali pałką - mówi Pawlicki, który od 2004 r. pracuje na Stadionie Śląskim, aktualnie jest kierownikiem działu komunikacji społecznej. - Część kibiców, którzy się bili, ewakuowano przez słynny tunel, którym wychodzili na mecze piłkarze. Spotkałem w tym zalanym krwią tunelu Włodzimierza Lubańskiego. "Panie Włodzimierzu, proszę zobaczyć, co się tutaj dzieje?!" - mówiłem do niego jako reporter radiowy. To był dla mnie szok. Nie wyobrażałem sobie, że coś takiego może się zdarzyć. Bardzo przeżyłem to jako dziennikarz. A dla stadionu tamten mecz był punktem, który zmienił zupełnie jego losy - zauważa Adam Pawlicki.

Zamieszki podczas meczu Polska - Anglia w 1993 r.

Zamieszki podczas meczu Polska - Anglia w 1993 r.

Autor: Jacek Kozioł

Źródło: newspix.pl

Paweł Czado idzie jeszcze dalej: - Mam taką teorię, o której wcześniej nie mówiłem. Moim zdaniem to kibole mieli największy wpływ na to, jak teraz wygląda Stadion Śląski. Gdyby nie było tych zamieszek, to modernizacja stadionu przebiegałaby w bardziej przewidywalny sposób, a Śląski wyglądałby dziś mniej więcej jak Stadion Narodowy w Warszawie - przekonuje dziennikarz "Gazety Wyborczej".

FIFA zamyka obiekt, a Śląski staje się Narodowym

Po awanturach na meczu Polska - Anglia FIFA zamknęła Stadion Śląski. Uznała go za zbyt niebezpieczny. Nakazała zainstalowanie krzesełek. Gdy zdemontowano ławki, okazało się, że wał, na którym wybudowano trybuny, jest popękany. Zamiast liftingu, konieczna więc była gruntowna przebudowa. Główną rolę w tym procesie odegrał Marian Dziurowicz. W 1993 r. działacz, zwany na Śląsku "Magnatem", był wiceprezesem PZPN i szefem Śląskiego ZPN.

- Na Śląsku nikt nie był w stanie go obrazić czy dotknąć. Ale w Warszawie Dziurowicz miał strasznie pod górę - przypomina Zbigniew Cieńciała. - Dziś zdajemy sobie sprawę, że tak naprawdę trzeba było zrobić to, co później zrobiono na Wembley. Po prostu rozebrać obiekt i zbudować nowoczesny Stadion Śląski. Byłoby to pewnie tańsze - dodaje dziennikarz katowickiego "Sportu".

- Tyle że wtedy były lata dziewięćdziesiąte. Drapieżne czasy rodzącego się kapitalizmu, nienawiści watażków. W takim układzie działał Dziurowicz, który przecież nie był głupim facetem. Moim zdaniem obawiał się, że może i znajdzie pieniądze na zburzenie stadionu, ale co dalej? Wyobraźmy sobie, że zostałby zburzony, a finansowania na budowę by nie było. Nikt by się tym nie przejął. Nie wierzę, że jakiś polityk z werwą zawalczyłby o to, żeby Stadion Śląski powstał na nowo. Poza tym jest jeszcze inna kwestia: teraz mamy nowe, wspaniałe stadiony. Od kogo Dziurowicz, w latach 90. XX wieku, miał się uczyć? Architekci też nie mieli takich doświadczeń. Wymyślono więc, że zrobią stadion krok po kroku - kontynuuje Paweł Czado.

W 1993 r. Stadion Śląski - uchwałą PZPN - zyskał status Stadionu Narodowego. - Idea Mariana Dziurowicza była taka, żeby znaleźć finansowanie na modernizację stadionu. Jednocześnie uchwała miała pomóc w korespondencji i polityce wobec FIFA. Warto jednak podkreślić, że w dokumentach, które znaleźliśmy na stadionie, a które były wysyłane do FIFA, jest jasno napisane, że o nazwanie Śląskiego Narodowym wystąpił ówczesny prezes PZPN Kazimierz Górski. "Na moją prośbę", "z mojej inicjatywy" - znaleźliśmy takie słowa Kazimierza Górskiego. Być może Marian Dziurowicz zaszczepił w Górskim tę ideę, pomógł przygotować zarząd PZPN, by łatwiej pozyskać pieniądze z budżetu państwa. Przypominam, że stadion był wówczas w gestii wojewody, a nie urzędu marszałkowskiego - precyzuje Adam Pawlicki. Formalnie uchwała PZPN obowiązuje do dziś. Śląski jest więc nadal Narodowym.

Śląski - Narodowy. Ten napis widniał na obiekcie przez kilka lat, w pierwszej dekadzie XXI wieku

Śląski - Narodowy. Ten napis widniał na obiekcie przez kilka lat, w pierwszej dekadzie XXI wieku

Autor: Dawid Chalimoniuk

Źródło: Agencja Gazeta

"Śląski bez wieży to jak facet bez..."

Stadion modernizowano etapami. W międzyczasie zmieniały się koncepcje, trwały spory, jak ma wyglądać nowy Śląski. Pamiętam jednego z byłych dyrektorów stadionu, mniejsza o nazwisko, który przekonywał, że słynna wieża - będąca jednym z symboli obiektu, która jednak w późniejszych latach był zupełnie nieprzydatna - musi pozostać. - Śląski bez wieży to jak facet bez ch… - mówił wprost, w nieformalnych rozmowach. Ostatecznie wieżę wyburzono w 2008 r.

Na przebudowywanym Śląskim Biało-Czerwoni odnieśli kilka spektakularnych triumfów, m.in. 3:0 z Norwegią w 2001 r. (pieczętujące awans na MŚ 2002), 2:1 z Portugalią w 2006 r. czy 2:0 z Belgią w 2007 r. (dało nam pierwszy, historyczny awans na Euro). Ostatni sukces to zwycięstwo z Czechami 2:1 w październiku 2008 r., po golach Pawła Brożka i Jakuba Błaszczykowskiego.

Cristiano Ronaldo podczas meczu Polska - Portugalia na Stadionie Śląskim, w 2006 r.

Cristiano Ronaldo podczas meczu Polska - Portugalia na Stadionie Śląskim, w 2006 r.

Autor: Łukasz Grochala/Cyfrasport

Źródło: newspix.pl

"Kocioł czarownic" - tak niegdyś nazwali go Anglicy - wciąż był domem polskiej piłki, ale powoli rozstawał się z tym tytułem. Chorzów wkrótce odpadł z wyścigu o organizację meczów Euro 2012.

Ślązakom początkowo wydawało się to niepojęte. Jakim cudem jedyny w Polsce (w tamtych czasach) duży obiekt, w dodatku szczęśliwy dla naszej reprezentacji, może zostać pominięty w staraniach o mistrzostwa Europy? A jednak. Warszawa, Wrocław, Poznań i Gdańsk znalazły się w czwórce wybranej na Euro, zaś Chorzowowi (i Krakowowi) najpierw dano nadzieję. Zostały miastami rezerwowymi. 13 maja 2009 r. tę nadzieję odebrała im UEFA, ogłaszając, że turniej odbędzie się w czterech miastach polskich i czterech ukraińskich.

- Wiadomo było, że Warszawy nie przeskoczymy, bo stolica zawsze jest w gronie miast-gospodarzy. Gdańsk i Wrocław były silne ze względu na politykę. Do tego Chorzów wystąpił o organizację Euro jako Chorzów. Nie mógł konkurować ze wspomnianymi miastami. Gdybyśmy wystąpili jako Silesia, aglomeracja, górnośląska metropolia, z pewnością byłoby łatwiej - przypomina Zbigniew Cieńciała. - Opcja z sześcioma stadionami okazała się niewypałem. Od początku było wiadomo, że UEFA nie zgodzi się na to, a mimo to na Śląsku w to brnęli.

W tymże 2009 r. reprezentacja Polski zagrała na Stadionie Śląskim po raz 55. i ostatni. Było to wyjątkowo smutne pożegnanie kadry z tym miejscem. Jakby wszystko sprzysięgło się przeciwko Śląskiemu. Akurat trwał bojkot PZPN, który ogłosiła grupa kibiców. Rozkręcili oni akcję "Pusty stadion". Apelowali, by nie przychodzić na mecz ze Słowacją. Do tego w połowie października spadł śnieg, co odstraszyło niezdecydowanych. W efekcie spotkanie obejrzało zaledwie 4000 osób, w tym duża grupa Słowaków, bo dla nich było to spotkanie o awans na MŚ 2010 (Polacy już wcześniej stracili szanse). Chłód, śnieg, pustki i… jeszcze "samobój". Po niefortunnej interwencji Seweryna Gancarczyka Biało-Czerwoni przegrali 0:1.

Ostatni mecz reprezentacji Polski na Stadionie Śląskim. Polska - Słowacja w 2009 r., przy niemal pustych trybunach

Ostatni mecz reprezentacji Polski na Stadionie Śląskim. Polska - Słowacja w 2009 r., przy niemal pustych trybunach

Autor: Grzegorz Celejewski

Źródło: Agencja Gazeta

Dupowatość, czyli walka o kolory

Stadion Śląski przegrał walkę o Euro 2012, ale zapadła decyzja, że jego modernizacja będzie kontynuowana. W ostatnim etapie najważniejszym zadaniem miał być montaż dachu oraz krzesełek. Zanim pękł jeden z tzw. krokodyli podczas podnoszenia linowej konstrukcji dachu (opóźniając cały proces o kolejne kilka lat), punktem spornym stała się kolorystyka obiektu.

Dupowatość - to określenie, które Kazimierz Kutz często używa w stosunku do Śląska i Ślązaków. Odwołał się do niego w 2009 r. Ryszard Sadłoń, gdy usłyszał, jakie barwy ma mieć zmodernizowany Stadion Śląski. - Wszyscy zachłysnęli się tym, że projektant wymyślił sobie po koncercie U2 biało-czerwoną flagę (biały dach stadionu i czerwone krzesełka - przyp. red.). I była cisza, nikt nie protestował. Powiedziałem głośno, że to przejaw dupowatości. Że mecze nam odbierają, bo będą w Warszawie, i ktoś nam robi biało-czerwony stadion, a my się cieszymy. Szczyt naszej dupowatości - wspomina Sadłoń. Chorzowski radny zaproponował wówczas, by nowy obiekt miał kolorystykę górnośląską - żółto-niebieską (historyczne barwy to złoto i błękit).

Biało-czerwona flaga utworzona na drugim koncercie U2 na Stadionie Śląskim w 2009 r.

Biało-czerwona flaga utworzona na drugim koncercie U2 na Stadionie Śląskim w 2009 r.

Autor: Marta Błażejowska

Źródło: Agencja Gazeta

- Wtedy się ze mnie śmiali. Ówczesny dyrektor Stadionu Śląskiego Marek Szczerbowski nazywał mnie przez jakiś czas "pan krzesełko". Nagle zobaczyli, że to się nie opłaci politycznie. Że wszyscy są za tym żółto-niebieskim stadionem. Nagle przestało być tak śmiesznie i zabawnie - dodaje Ryszard Sadłoń, którego pomysł poparli m.in. działacze Ruchu Autonomii Śląska.

W lutym 2011 r. zarząd województwa śląskiego zdecydował, że Śląski będzie żółto-niebieski. Ryszard Sadłoń mógł zatriumfować, choć nadal miał pewne obawy. - Bałem się, że zepsują stadion "flagą". Media tak to pokazywały - wspomina. Chodziło o projekt, w którym górna część trybun będzie miała żółte krzesełka, a dolna niebieskie. Ostatecznie postawiono na inną koncepcję. Krzesełka mają kolor niebieski, ale w różnych (sześciu) odcieniach, zaś przejścia między sektorami są we fluorescencyjnym kolorze żółtym. - Gdy zobaczyłem tę mozaikę, byłem bardzo zadowolony, że zgrało się to z moim pomysłem na żółto-niebieski stadion - cieszy się.

Czy Ślązacy założyliby koszulki niemieckie? "Chyba tak. 70 procent"

Skoro mowa o barwach województwa śląskiego, nie sposób nie zapytać o charakter Stadionu Śląskiego: regionalny, śląski czy jednak zawsze narodowy, polski? - I śląski, i polski, jak w nazwie. Bo tutaj odbywały się najważniejsze dla polskiej piłki mecze, imprezy żużlowe, lekkoatletyczne i koncerty światowych gwiazd. Ale też "śląski", bo tutaj działy się i będą w przyszłości najważniejsze imprezy dla regionu - odpowiada Adam Pawlicki.

- Nie szukałbym tu na siłę kategoryzacji. Kiedyś był to jedyny wielki stadion w Polsce tej miary. Cały Chorzów był pozastawiany autobusami walącymi z całej Polski. Wszyscy ludzie, którzy oglądali mecze naszej kadry z lat 70., mają najlepsze wspomnienia ze Stadionu Śląskiego. Śląsk nie musiał podkreślać swojej odrębności piłkarskiej, bo wiadomo było, że najlepsza piłka i najsilniejsze kluby są właśnie tam. Jeśli ktoś chciał zobaczyć dobrą piłkę, to musiał się na ten Śląsk wybrać - przypomina Wojciech Kuczok.

- Teraz sytuacja się odwróciła. Tak jak kiedyś chodziłem pieszo na Stadion Śląski, tak teraz - gdy mieszkam w Warszawie - chodzę pieszo na Narodowy. Po tym, jak Śląski nie załapał się jako jeden ze stadionów Euro 2012, reprezentacja definitywnie przeniosła się na Narodowy, a śląskie kluby bardzo podupadły. Rzeczywiście Śląsk - zarówno politycznie, jak i sportowo - czuje się trochę odosobniony. Ta odrębność jest teraz silniejsza, wszyscy chcieliby widzieć w tym stadionie jakiś symbol tej odrębności - dodaje pisarz.

- Śląsk jest częścią Polski, na Śląskim zawsze grała reprezentacja Polski, ale jednocześnie nie widzę przeszkód, żeby grała na nim regularnie reprezentacja Śląska - proponuje Paweł Czado. Ta jednak po raz ostatni została powołana 11 lat temu (na innym chorzowskim stadionie, gdzie na co dzień gra Ruch, zmierzyła się z reprezentacją Polski prowadzoną przez Leo Beenhakkera, a spotkanie miało wymiar charytatywny; dochód z meczu przekazano rodzinom ofiar tragedii w kopalni Halemba).

Mieszkańcy innych regionów Polski czasami zarzucają Górnoślązakom sympatyzowanie z Niemcami. Ryszard Sadłoń opowiada anegdotę sprzed lat. - Organizując imprezę kulturalną, rozmawiałem z członkami pewnego zespołu z Krakowa. Zapytałem ich żartobliwie: "A gdyby tak na Śląsku zrobić mecz Polska - Niemcy i dać tylko Ślązakom możliwość zakupu biletów, to w jakich barwach byłby stadion?". Odpowiedzieli: "Chyba w niemieckich". Zapytałem: "W jakim stopniu?". Odparli: "W 70 procentach". Powiedziałem im: "Słuchajcie, mogę się założyć o duże pieniądze, że gdyby niemieckie koszulki założyło 5 proc., to byłoby to dużo. Natomiast gdyby zrobić mecz reprezentacja Polski - reprezentacja Śląska i sprzedawać bilety tylko Ślązakom, to nie wiem, czy znalazłoby się 5 proc. kibiców, którzy założyliby barwy biało-czerwone". Oni wtedy spojrzeli na mnie i powiedzieli: "Chyba rozumiemy, o co chodzi" - relacjonuje Sadłoń.

Ryszard Sadłoń, wieloletni chorzowski radny, był pomysłodawcą "górnośląskiej" kolorystyki obiektu

Ryszard Sadłoń, wieloletni chorzowski radny, był pomysłodawcą "górnośląskiej" kolorystyki obiektu

Autor: Grzegorz Celejewski

Źródło: Agencja Gazeta

Na Śląskim praktycznie zawsze fantastycznie dopingowano Biało-Czerwonych. Wyjątki były dwa: pierwszy to wspomniany mecz ze Słowacją. Drugi to spotkanie z 1977 r. Wówczas zdarzyło się coś nieoczekiwanego i przykrego. Mowa o gwizdach skierowanych pod adresem Kazimierza Deyny w trakcie meczu Polski z Portugalią. Gwizdach po… bramce zdobytej przez piłkarza Legii Warszawa, która w ostatecznym rozrachunku dała nam awans na MŚ.

- Strzelał ważne bramki, gwiazda, mistrz olimpijski, miał bardzo wielkie uznanie międzynarodowe, a tutaj został wygwizdany - przypomina Zbigniew Cieńciała. Powody takiego zachowania kibiców do dziś stanowią zagadkę. - Wyczyn nieprawdopodobny, gol z rzutu rożnego, w tak ważnym meczu. Powinna być euforia publiczności - twierdzi Adam Pawlicki. - To była jedna z najczarniejszych plam w historii stadionu. Trzeba to przyznać. Ale jednocześnie zauważyć, że na tym meczu byli ludzie z całej Polski, ze Śląska może w dużej części, ale nie w całości. Nie jestem w stanie zrozumieć tej sytuacji. To było na tamte czasy dziwne, nie wydarzyło się to na Śląskim ani wcześniej, ani później. Jedni twierdzą, że był to już trochę czas niezadowolenia społecznego, inni, że Legia nie była sympatycznie przyjmowana przez innych, bo w łatwy sposób pozyskiwała piłkarzy - zastanawia się kierownik działu komunikacji społecznej Stadionu Śląskiego.

Szok na Dniu Otwartym

1 października 2017 r. Stadion Śląski - po ośmiu latach niebytu - wrócił na sportową mapę. Zorganizowano wówczas Dzień Otwarty, głównie dla mieszkańców regionu. Na bieżni stadionu finiszowali maratończycy, później zaś rozegrano mecz oldbojów, którego motywem przewodnim był pamiętny triumf nad ZSRR z 1957 r.

Finisz PKO Silesia Marathonu 2017 na bieżni Stadionu Śląskiego

Finisz PKO Silesia Marathonu 2017 na bieżni Stadionu Śląskiego

Autor: Grzegorz Celejewski

Źródło: Agencja Gazeta

Gospodarze obiektu przygotowali 70 tys. bezpłatnych biletów, które miały być pamiątką dla każdego odwiedzającego nowy Śląski. W pewnym momencie pojawił się jednak problem. Biletów zabrakło, bo chętnych do obejrzenia obiektu było ok. 100 tysięcy. - Zależało nam, żeby ludzie sami go "otworzyli". To był dla nas szok, że przyszło ich aż tylu. To pokazuje, jak silną pozycję w regionie ma Stadion Śląski. Jest, obok Spodka, jego ikoną - podkreśla Adam Pawlicki.

- Jeżeli się przychodzi na takie festyny, bez żadnej wartości sportowej, tak tłumnie, to świadczy o tym, że na Śląsku głód wielkich imprez jest gigantyczny - dodaje Wojciech Kuczok.

Równie sporym zaskoczeniem była frekwencja na październikowym meczu reprezentacji do lat 19. Polska grała z Białorusią, a na trybunach Stadionu Śląskiego zasiadło prawie 30 tysięcy kibiców.

Czas na królową sportu. Chcą nawet mistrzostw świata

Chorzowska arena po modernizacji znów ma być domem polskich sportowców, tyle że zamiast piłkarzy na pierwszym miejscu będą lekkoatleci. Stadion Śląski został przystosowany do organizacji najważniejszych imprez królowej sportu. Niebieska bieżna świetnie komponuje się z kolorystyką krzesełek i żółtych przejść. W przyszłym roku odbędą się w Chorzowie dwa duże mityngi: Memoriał Janusza Kusocińskiego i Memoriał Kamili Skolimowskiej. Co ciekawe, w staraniach o ten drugi Stadion Śląski wygrał z PGE Narodowym, który w ostatnich latach gościł tę imprezę.

- Co zaważyło? Jedno słowo. Rozwój - odpowiada nam Marcin Rosengarten, dyrektor Memoriału Kamili Skolimowskiej. - Musimy się rozwijać, bo jeśli nie rozwijamy, to stoimy w miejscu. Stadion Śląski stwarza możliwości, jeśli chodzi o pełen zakres konkurencji lekkoatletycznych. Chcemy w końcu organizować mityng z prawdziwego zdarzenia, z biegami długimi (na Narodowym nie było 400-metrowej bieżni, odbywały się głównie konkurencje rzutowe - przyp. red.). Ten obiekt daje nam taką możliwość - tłumaczy Rosengarten, dla którego będzie to sentymentalna podróż, wszak pochodzi z Chorzowa. - Jestem bardzo szczęśliwy, że memoriał odbędzie się w mieście, w którym się urodziłem, trzy kilometry od stadionu, i dumny, że mamy tu dom polskiej lekkoatletyki - dodaje.

- Warto było zainwestować w funkcje lekkoatletyczne - mówi Wojciech Saługa, marszałek województwa śląskiego. - Jest w Polsce głód lekkoatletyki, to królowa sportu, a zarazem najbardziej medalodajna dziś dyscyplina. Dwa najważniejsze memoriały zagoszczą na Stadionie Śląskim, ale my myślimy już dalej - o mistrzostwach Europy i mistrzostwach świata. O to będziemy zabiegać. Cieszymy się, że jest zainteresowanie stadionem, że będą tu emocje i wielcy sportowcy. Mamy nadzieję, że także rekordy. Liczymy, że stadion będzie żył. A będzie żył, jeżeli będą na nim imprezy na najwyższym poziomie z najlepszymi gwiazdami sportu - podkreśla Wojciech Saługa.

Anita Włodarczyk i Piotr Małachowski podczas wizyty na Stadionie Śląskim w październiku 2017 r.

Anita Włodarczyk i Piotr Małachowski podczas wizyty na Stadionie Śląskim w październiku 2017 r.

Autor: Grzegorz Celejewski

Źródło: Agencja Gazeta

Po jesiennym otwarciu, które skierowane było głównie do mieszkańców regionu, w przyszłym roku Stadion Śląski szykuje ofensywę. Oprócz lekkoatletycznych memoriałów odbędą się na nim - we wrześniu - zawody żużlowe (finał rywalizacji o mistrzostwo Europy oraz mecz reprezentacji Polski), a także koncert Guns N' Roses (9 lipca). To właśnie eventy muzyczne są dla chorzowskiego obiektu wielką szansą. - Jesteśmy największą stadionową areną muzyczną, z niesamowitym potencjałem, do 85 tys. miejsc. To ważny argument w rozmowach z organizatorami przedsięwzięć koncertowych. Powiem nieskromnie, że zawsze nas chwalili. Przypominam cytat po pierwszym koncercie U2 na Stadionie Śląskim, w 2005 r. Management zespołu przyznał, że był to najlepiej zorganizowany koncert na trasie. Najlepszy z osiemdziesięciu! To jest dla nas największa satysfakcja. Możemy powiedzieć, że jesteśmy dumni i umiemy to robić. Dlatego od pewnego czasu odświeżamy te kontakty. Myślę, że firmy organizujące koncerty będą do nas wracać, bo nas znają i wiedzą, że dobrze im się z nami współpracuje - informuje Adam Pawlicki.

A co z futbolem na Śląskim?

Kibiców najbardziej jednak nurtowały pytania: co z piłką nożną, kiedy na Śląski wróci reprezentacja Polski? Zbigniew Boniek, szef PZPN, kilkakrotnie zapowiadał mecz towarzyski kadry Adama Nawałki na chorzowskiej arenie. Teraz już wiemy, że dojdzie do niego 27 marca 2018 r., a Biało-Czerwoni zmierzą się z Koreą Południową.

Na więcej na razie nie ma co liczyć. Najważniejsze spotkania - o punkty - są do 2020 r. zarezerwowane dla Narodowego w stolicy. I być może będzie tak również w kolejnych latach.

Paweł Czado z jednej strony nad tym ubolewa, ale z drugiej strony doskonale rozumie strategię PZPN. - Związek ma świetny stadion pod nosem. Narodowy się zapełnia. Po co zmieniać coś, co dobrze działa? - pyta, ale zaraz dodaje: - Z naszego, śląskiego punktu widzenia - gdy chcemy, by Śląski wrócił do lat świetności - wygląda to inaczej.

Na razie na Stadionie Śląskim zagrała reprezentacja Polski do lat 19. Pokonała Białoruś 3:0, a mecz obejrzało prawie 30 tys. kibiców

Na razie na Stadionie Śląskim zagrała reprezentacja Polski do lat 19. Pokonała Białoruś 3:0, a mecz obejrzało prawie 30 tys. kibiców

Autor: Jan Kowalski

Źródło: Agencja Gazeta

Na Śląsku można było w ostatnim czasie usłyszeć głosy, że PZPN jest niechętny organizowaniu meczów w "Kotle czarownic". Dało się wyczuć nieufność, czy przypadkiem Chorzów znów nie zostanie pominięty przy rozdzielaniu meczów towarzyskich, tak jak to było przed Euro 2012. Zbigniew Cieńciała podkreśla, że trzeba do sprawy podejść nieco inaczej. - Byłem kilka razy w Warszawie, przy innych okazjach spotykałem się ze Zbigniewem Bońkiem, Januszem Basałajem, Tomaszem Iwanem czy Adamem Nawałką. Wszyscy mówią, że musimy odwrócić nasze myślenie. To nie tak, że ktoś pod nami kopie dołki, tylko to my musimy zaprezentować stadion na wysokim poziomie. Piłka nożna to absolutny top, jeśli chodzi o organizację imprez sportowych. To musi wszystko perfekcyjnie funkcjonować - tłumaczy dziennikarz katowickiego "Sportu".

Ruch kontra Górnik? Mało realne

Inny pomysł na obecność futbolu na Stadionie Śląskim dotyczy klubów. Jeszcze nie tak dawno wydawało się, że Ruch Chorzów dokona przeprowadzki z ulicy Cichej na ulicę Katowicką. Jednak klub boryka się obecnie z gigantycznymi problemami i "opcja Śląski" stała się nieaktualna. W grę wchodzą co najwyżej pojedyncze mecze. - Jestem zwolennikiem tego, żeby mecz Ruch - GKS Katowice został rozegrany na wiosnę na Śląskim. Można by powtórzyć sukces frekwencyjny z Wielkich Derbów Śląska sprzed 10 lat (w marcu 2008 r. mecz Ruch - Górnik Zabrze obejrzało 42 tys. kibiców - przyp. red.) - mówi Wojciech Kuczok.

2 marca 2008 r. Ruch Chorzów pokonał Górnika Zabrze 3:2, a Wielkie Derby Śląska na Stadionie Śląskim obejrzało 42 tys. kibiców

2 marca 2008 r. Ruch Chorzów pokonał Górnika Zabrze 3:2, a Wielkie Derby Śląska na Stadionie Śląskim obejrzało 42 tys. kibiców

Autor: Łukasz Laskowski Agencja Przeglad Sportowy

Źródło: newspix.pl

- Wierzę w to, że odrodzi się potęga klubowa piłki na Śląsku. To jedyny sposób, żeby zapełnić te trybuny. Reprezentacja raczej się z Narodowego nie przeniesie, a jeśli chodzi o towarzyskie mecze drugiej kategorii, to myślę, że Śląski zasługuje na coś więcej. Jesteśmy skazani na kluby. Trzeba trzymać kciuki, żeby nam się przytrafiło tak jak w Poznaniu czy w Warszawie, gdzie chodzi po te 30 tys. ludzi na mecze ligowe, a na pucharowe nawet się trudno załapać. Trochę gorzej wygląda sprawa z Górnikiem Zabrze, który ma swój świetny stadion. Jak dobuduje czwartą trybunę, to będzie samowystarczalny, ale… kto wie, gdyby na Śląsku była Liga Mistrzów, to może ten stadion okazałby się również za ciasny - zauważa Kuczok.

Problemem na Śląsku jest jednak nie tylko słaba - z wyjątkiem Górnika, wicelidera Ekstraklasy - postawa klubów, ale także kibicowska nienawiść. Derby z udziałem dwóch klubów, których fani szczerze się nie cierpią, byłyby obarczone dużym ryzykiem. - Gdy kiedyś pytano śląskich kibiców, kto jest ich wrogiem, to wymieniali Legię i Zagłębie Sosnowiec. Teraz gdy takie pytanie zostaje zadane na portalach Górnika czy Ruchu, wyniki są inne. Dla kibiców Górnika największy wróg to Ruch. I odwrotnie - podkreśla Zbigniew Cieńciała.

- Nienawiść jest związana ze słabością. To są kompleksy. Nie było na Śląsku mistrza Polski od 1989 r. Kibice nie mają się czym pochwalić, więc się chwalą, że są silniejsi od drugich, jak się leją - dodaje Ryszard Sadłoń.

"To skansen" - mówią krytycy. Oto reakcja Ślązaków

Stadion Śląski ożył i wrócił do gry, choć nie wszyscy są z tego powodu zachwyceni. W głosach krytycznych przeważa kilka argumentów: że Śląski to skansen, że trybuny są za daleko boiska i z tego powodu jest słaba widoczność, wreszcie że wydano na jego modernizację zbyt duże pieniądze (koszt szacowany jest na ok. 650 mln zł).

- Ktoś powie, że na innym stadionie widoczność jest lepsza, a ja spokojnie odpowiadam, że na Stadionie Śląskim jest wiele miejsc, z których widać lepiej niż na niejednym typowo piłkarskim obiekcie. Niedowiarków możemy zaprosić i to im pokazać. Ktoś powie, że dziś takich stadionów się nie buduje. A ja mówię: nie buduje się tylko stadionów dla piłki nożnej. Podkreślamy to, że od samego początku - od 1956 r. - Stadion Śląski był obiektem wielofunkcyjnym. Wiadomo, że budowano wtedy stadiony do innych celów, żeby można było na nich organizować także duże święta państwowe czy partyjne. Dziś wielofunkcyjność tego obiektu trzeba traktować jako plus - wyjaśnia Adam Pawlicki.

- Hasło "skansen" mnie nie boli. Bolałoby mnie, gdybym ja sam tak uważał. Każdy ma prawo do własnej opinii. Jedyne, co możemy zrobić, to próbować ją zmienić, ale nie poprzez wdawanie się w dyskusje. Musimy stworzyć taką atmosferę, żeby ci, którzy teraz krytykują stadion, mogli w przyszłym roku powiedzieć: "Wow, to jest wspaniałe miejsce, w którym warto bywać" - przekonuje Paweł Czado. - Pokażmy, że Stadion Śląski jest w pełni alternatywnym ośrodkiem wobec Warszawy. Oczywiście Narodowy w stolicy jest fantastyczny, robi wrażenie, brawo. Uważam jednak, że my nie musimy się naszego stadionu wstydzić. Dla mnie jest piękny i jestem z niego dumny - dodaje.

Adam Pawlicki na koniec podkreśla, co dla Stadionu Śląskiego stanowić będzie spore wyzwanie. - Chcemy przyciągnąć ludzi młodych, którzy nie pamiętają tych wielkich czasów stadionu. Staramy się szukać różnych przedsięwzięć dla klienta z przedziału 18-30 lat. Ci młodsi, gdy organizowaliśmy ostatnie imprezy, byli tak mali, że pewnie nawet nie wiedzą o tym, kto tu grał. A przecież grał już Robert Lewandowski (w meczach z Czechami, Irlandią Północą czy ze Słowacją, a także w zwycięskim finale Pucharu Polski 2009 z Lechem Poznań - przyp. red.), grał także Cristiano Ronaldo. To dla nich czasy zamierzchłe. Młodzi ludzie, nastolatkowie, muszą tu zobaczyć jakieś gwiazdy, żeby dla nich ten stadion się obudził - kończy kierownik działu komunikacji społecznej Stadionu Śląskiego.

Robert Lewandowski pierwsze trofeum w seniorskim futbolu zdobył na Stadionie Śląskim. W maju 2009 r. jego Lech Poznań wygrał z Ruchem Chorzów 1:0 w finale Pucharu Polski

Robert Lewandowski pierwsze trofeum w seniorskim futbolu zdobył na Stadionie Śląskim. W maju 2009 r. jego Lech Poznań wygrał z Ruchem Chorzów 1:0 w finale Pucharu Polski

Autor: Norbert Barczyk

Źródło: newspix.pl

Reprezentacja będzie częściej przyjeżdżać na Śląski. Pod jednym warunkiem

Rozmowa z Antonim Piechniczkiem, byłym piłkarzem i trenerem, selekcjonerem reprezentacji Polski, z którą dwukrotnie awansował na mistrzostwa świata. Pochodzący z Chorzowa Piechniczek święcił na Stadionie Śląskim wiele sukcesów.

Michał Fabian, Wirtualna Polska: Wielokrotnie brał pan udział w ważnych momentach dla Stadionu Śląskiego. Począwszy od pamiętnego triumfu z 1957 roku, który przeżywał pan jako kibic.

Antoni Piechniczek: 20 października, legendarny mecz Gerarda Cieślika i jego dwie bramki. No i ten wydźwięk polityczny. Wygraliśmy z ZSRR, to było wielkie wydarzenie. Dzisiaj, z perspektywy czasu, niektórzy na to popatrzą i powiedzą: "Ani to nie dawało awansu do mistrzostw świata, ani do mistrzostw Europy, no wygrali mecz". Ale kontekst polityczny w tamtych latach był bardzo silny. Dlatego słusznie ten mecz przeszedł do historii polskiej piłki.

Później to pan kreował wydarzenia sportowe na Śląskim. Najpiękniejsze wspomnienie?

Tych wspomnień było bez liku. Pamiętam swoje występy, jako juniora Zrywu Chorzów. Pierwszy raz mistrzostwo Polski juniorów zdobywaliśmy na Stadionie Śląskim. Miałem przyjemność grać w meczu finałowym przeciwko Gwardii Warszawa (w 1960 r. - przyp. red.). Zryw wygrał 5:0, a ja strzeliłem dwie bramki jako zawodnik linii środkowej. A potem były już mecze reprezentacji, którą prowadziłem. Było nie było, dwa razy zakwalifikowałem się do mistrzostw świata. A mecze, które otworzyły drogę do finałów MŚ w Hiszpanii i w Meksyku, odbywały się na Śląskim. Mam na myśli wygraną 1:0 z NRD i remis 0:0 z Belgią.

Odwiedził pan jesienią zmodernizowany Stadion Śląski. Podoba się panu?

Oczywiście, zrobił na mnie imponujące wrażenie. Piękna bieżnia, piękna murawa. Ludzie siedzą chyba wygodniej niż w starym wydaniu stadionu. Krótko mówiąc, widzę same pozytywy. Bardzo mi się ten stadion w nowej szacie podoba.

Antoni Piechniczek

Antoni Piechniczek

Autor: Rafał Rusek/Pressfocus.pl

Źródło: newspix.pl

Nowy Śląski ma być domem polskiej lekkoatletyki. A jaką widzi pan przyszłość dla piłki nożnej na tej arenie?

Ukułem taką teorię, która oczywiście jest bardzo trudna do realizacji, ale może się kiedyś ziści. Mianowicie, reprezentacja częściej będzie jeździła na Stadion Śląski, pod jednym warunkiem: że ośmiu piłkarzy ze Śląska będzie grało w kadrze. Na to się na razie raczej nie zanosi. Myślę, że wszyscy ludzie, którzy kochają piłkę i kochają sport - ze względu na to wszystko, co się tutaj działo i jeszcze może dziać - będą skłonni ku temu, żeby co najmniej raz w roku, może dwa, reprezentacja na tym stadionie zagrała. Na pewno prestiżowe mecze, w eliminacjach do mistrzostw świata i Europy, kadra będzie rozgrywać na Narodowym w Warszawie. Ale, jak pewnie pan wie, teraz wchodzą nowe rozgrywki, Liga Narodów. Myślę, że będzie w nich niejeden ciekawy mecz i reprezentacja na Stadionie Śląskim zagości.

Stadion może posłużyć śląskim klubom, tak jak to było przed laty?

Na to się nie zanosi. Nie wierzę, żeby Ruch Chorzów się szybko pozbierał i grał w europejskich pucharach, nie mówiąc o Lidze Mistrzów. Górnik Zabrze gra coraz lepiej, ale do tej Ligi Mistrzów ma jeszcze daleko, bo trzeba po drodze zdobyć mistrzostwo. Potem zaś wylosować atrakcyjne drużyny, które dają gwarancję, że na taki mecz przyjdzie na Stadion Śląski 50 tysięcy ludzi. W przeciwnym razie Górnik będzie grał u siebie, bo już ma piękny stadion.