Tatiana Kolesnychenko , 9 kwietnia 2021

"To tylko pies", szczekający przedmiot z budy

Krótki łańcuch, brak budy, spanie na mokrych szmatach. To nadal spotyka się zbyt często / fot. Piotr Mecik, Agencja FORUM

Gdy myślę, że widziałam już wszystko, pojawiają się ludzie, których okrucieństwo przebija wszystko – mówi Zofia Broniatowska, inspektorka OTOZ Animals. To organizacja, która będzie reprezentować prawa pokrzywdzonego psa w procesie byłego senatora PiS, Waldemara B.

Tuż przed świętami Wielkiej Nocy były senator PiS Waldemar B. przywiązał swojego psa do haka, wsiadł do samochodu i wcisnął gaz.

Na nagraniu, które zrobił jadący za nim kierowca, widać jak zwierzę próbuje nadążyć za samochodem, ale w końcu pada. Polityk nie zwalnia, ciągnie psa po asfalcie. Zwierzę nie przeżyło.

Były senator PiS, Waldemar B.

Były senator PiS, Waldemar B.

Autor: Wojciech Stróżyk

Źródło: East News

61-letni mężczyzna usłyszał zarzuty znęcania się nad psem. Zdaniem Zofii Broniatowskiej, inspektorki z Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt (OTOZ) Animals, w najlepszym przypadku będzie to wyrok w zawieszeniu oraz grzywna.

Tatiana Kolesnychenko: Czy sprawa Waldemara B. jest szczególna?

Zofia Broniatowska: Podobne historie są na porządku dziennym. W tym przypadku mamy jednak do czynienia ze sprawą medialną i wszystkim organizacjom działającym na rzecz zwierząt zależy, żeby nabrała jak największego rozgłosu. Ten człowiek powinien ponieść surowe konsekwencje.

Zofia Broniatowska z jednym z ocalonych psów

Zofia Broniatowska z jednym z ocalonych psów

Źródło: OTOZ Animals

Bo to przykład?

Tak, to przykład, z którego można wyciągnąć wiele wniosków. Waldemar B. jest byłym senatorem partii, która jeszcze chwilę temu chciała wprowadzić nowelizację ustawy o ochronie zwierząt tzw. piątkę dla zwierząt.

Niestety, pod naciskiem rolników i lobbystów wycofano się z projektu. Nie udało się nawet przeforsować tak podstawowych rzeczy, jak wydłużenie minimalnej długości łańcucha z 3 do 5 m czy wymogów co do wielkości kojców dla psów.

A teraz pojawia się pan B., który w bestialski sposób morduje swojego psa. Zależy nam tym, aby pokazać, że nawet tak majętnego i wysoko postawionego człowieka, obowiązuje prawo i ustawa o ochronie zwierząt.

Mówi pani o prawach zwierząt, a wiceminister nauki i edukacji Tomasz Rzymkowski twierdzi, że nie ma czegoś takiego. Według niego istnieje prawo boskie, a reszta to lewicowa idea. Popiera go szef resortu Przemysław Czarnek.

To konserwatywne podejście, opierające się na biblijnym przekazie: "Czyńcie sobie ziemię poddaną". Zostało w ostatnim czasie wyniesione do poziomu ideologii i jeszcze bardziej uprzedmiotowione.

Była już ideologia gender, LGBT i aborcji, teraz będą prawa zwierząt. Mnie to nie zaskakuje, boję się tylko konsekwencji.

Taki przekaz o braku praw zwierząt może być odbierany jako przyzwolenie na trzymanie psa o chlebie i wodzie na metrowym łańcuchu.

Czy w ostatnich latach zwiększyła się liczba waszych interwencji?

Zawsze było ich porażająco wiele. Dostajemy tysiące zgłoszeń, ale niestety nie na wszystkie możemy zareagować. Zwyczajnie brakuje nam ludzi i środków. Cierpi na to każda organizacja w Polsce.

Psy w pseudo hodowlach trzymane są w katastrofalnych warunkach

Psy w pseudo hodowlach trzymane są w katastrofalnych warunkach

Źródło: OTOZ Animals

Widać natomiast pewne ośmielenie, zwłaszcza na wsi. Coraz częściej podczas interwencji słyszymy właśnie o "ideologii". Ludzie czują, że mają odgórne przyzwolenie, aby jeszcze bardziej przedmiotowo traktować zwierzęta i bez mrugnięcia okiem patrzyć na ich cierpienie.

A proszę mi wierzyć, jest ono niewyobrażalnie. Przejeżdżając ulicą i patrząc na psa na łańcuchu, człowiek sobie myśli, że to tylko kolejny wsiowy Burek. Ale wystarczy się temu uważniej przyjrzeć, a zobaczymy, jak bardzo to jest zwierzę zaniedbane, schorowane, wygłodzone.

Każdej zimy setki tysięcy takich psów po prostu zamarza, bo śpią w nieocieplanych budach i na mokrych szmatach.

Najwięcej interwencji jest na wsi?

To dzieje się nie tylko we wsiach. Tam rzeczywiście brak edukacji i bieda idą w parze ze złym traktowaniem zwierząt. Taki klasyczny przypadek to właśnie zagłodzony pies na krótkim łańcuchu.

Ale duża część interwencji dotyczy zwierząt żyjących w miastach. Ostatnio razem z policją i strażą pożarną odbieraliśmy dwa psy. Właścicielka zamknęła je w domu na dwa tygodnie, a sama w tym czasie imprezowała. Gdyby psy nie znalazły starej karmy, padłyby z głodu.

W innym przypadku i to w centrum Warszawy, właściciel trzymał w mieszkaniu dwa psy na krótkim łańcuchu i w kolczatkach, ponieważ twierdził, że sikają w domu. Oba psy były odwodnione i zaniedbane, a jeden z nich dodatkowo w stanie skrajnego wychudzenia.

Wiceminister edukacji Tomasz Rzymkowski jest przekonany, że nie ma takiego pojęcia jak prawa zwierząt, ponieważ zwierzęta nie mają zdolności do czynności prawnych

Wiceminister edukacji Tomasz Rzymkowski jest przekonany, że nie ma takiego pojęcia jak prawa zwierząt, ponieważ zwierzęta nie mają zdolności do czynności prawnych

Autor: Roman Zawistowski

Źródło: PAP

Nie ma też reguły, jeśli chodzi o zawartość portfela. Czasami interweniujemy u bardzo majętnych osób, często z tych bardzo konserwatywnych środowisk.

Pamiętam interwencję u człowieka z wielkim domem, bardzo drogim samochodem i psem mieszkającym na podwórku. Zwierzę miało otwartą ranę na łapie.

Interwencje najczęściej dotyczą psów?

Tak, rzadziej zwierząt gospodarczych. Ostatnio też trafiło do nas kilka kotów. Jednego z nich, kotkę, właściciel przyniósł do weterynarza i poprosił o uśpienie. W ten sposób chciał jej się pozbyć, bo mu znudziła. Lekarz oczywiście odmówił i zwierzę trafiło do nas. Czeka na adopcję. Ma na imię Beatka.

Niestety, w przypadku kotów dużo trudniej dostrzec, że dochodzi do znęcania się. Z kotami nie wychodzi się na spacer. Jeśli kota uderzysz, nikt tego nie usłyszy. Masa takich przypadków pozostaje nieodkryta.

Zastanawiała się pani, dlaczego ludzie znęcają się nad zwierzętami? To brak empatii czy już psychopatia?

Na pewno nie są to psychopaci, bo oznaczałoby to, że mamy w społeczeństwie setki tysięcy psychopatów. Najczęściej wynika to z braku edukacji i z wielopokoleniowej tradycji zaniedbywania zwierząt.

Nikt tych ludzi nie nauczył, że zwierzęta mają prawa i że należy się im szacunek. Na wsi pies jest sprowadzany do roli narzędzia do szczekania, żywego alarmu. Nie jest postrzegany jako istota czująca. W miastach zwierzęta często są traktowane jako zabawki. Można je wziąć, a kiedy się znudzą, wyrzucić.

Innym problemem są pseudo hodowle w których suki służą wyłącznie do rodzenia szczeniaków i są eksploatowane, aż do śmierci. Kiedy już nie są w stanie chodzić, są porzucane albo przywiązywane do drzewa w lesie.

Dużo jest interwencji w pseudo hodowlach

To bardzo skomplikowana sprawa. Zgłoszeń jest wiele, bo ludzie dostają szału, płacąc za yorka 5 tys. zł, po czym okazuje się, że szczeniak jest chory, bo rodzice byli chorzy, bo sam od urodzenia był trzymany w fatalnych warunkach. W końcu szczeniak umiera albo trzeba w niego inwestować drugie tyle jak nie więcej.

Niestety, rzadko mamy możliwość wejścia na teren takich pseudo hodowli Kontrola powinna odbywać się w obecności Powiatowej Inspekcji Weterynaryjnej, co często bywa niemożliwe. Wtedy mamy związane ręce.

Kot "łańcuchowy"

Kot "łańcuchowy"

Źródło: OTOZ Animals

Ale jeśli do tego dochodzi, są to makabryczne odkrycia. W zeszłym roku naszym inspektorom udało się wejść do takiej "hodowli". Interwencja trwała przez 24 godziny. Uratowano kilkadziesiąt psów, część w stanie agonalnym.

Właściciele takich hodowli nie chcą was wpuszczać, a jak reagują zwykli właściciele zwierząt, kiedy przyjeżdżacie na interwencję?

Zazwyczaj są zaskoczeni. Dociekają, kto nas "napuścił". Bywa, że reagują agresywnie - próbują nas wypychać, szarpać się. Kiedyś oberwałam drewnianą laską i od tego czasu zawsze zakładam kamizelkę taktyczną.

Na szczęście jednak do rękoczynów dochodzi bardzo rzadko. Pewnie ma na to wpływ fakt, że jeździmy ubrani w mundury, więc ludzie nie pozwalają sobie na dużo. Oprócz tego zawsze możemy prosić o asystę policji. I choć funkcjonariusze często mówią wprost, że nie do końca znają ustawa o ochronie zwierząt, to świetnie się spisują, zapewniając nam wsparcie.

Jak to wygląda w świetle prawa, czy musicie mieć jakieś specjalne pozwolenie, żeby wejść na posesję?

Jeśli istnieje zagrożenie dla życia lub zdrowia zwierzęcia, wtedy możemy wejść na teren bez pozwolenia właściciela nieruchomości i natychmiast je odbierać. Priorytetem jest uratowanie mu życia. W innych wypadkach kontrolujemy warunki bytowe, w jakich jest trzymane zwierzę i jeśli nie ma drastycznych naruszeń, przekazujemy właścicielowi zalecenia, które ma obowiązek wdrożyć. Po kilku dniach wracamy na kolejną kontrolę.

Właściciele stosują się do zaleceń?

Są przypadki, kiedy wystarczy normalna rozmowa, żeby z takiego człowieka wykrzesać trochę empatii. Nagłe otwiera oczy i widzi, że rzeczywiście mógłby wydłużyć psu łańcuch.
Albo okazuje się, że nie wiedział, że pies nie może się odżywiać tylko spleśniałym chlebem rozmoczonym w starym mleku. Albo nie wiedział, że pies musi mieć w budzie słomę, która nie będzie namakać w zimie. No bo skąd miałby to wiedzieć, skoro w rodzinie od zawsze tak traktowano zwierzęta?

Ludzie często nie mają pojęcia, że zgodnie z ustawą o ochronie zwierząt, łańcuch nie może być krótszy niż 3 m, że pies musi być puszczany luzem co najmniej kilka razy w tygodniu. Edukujemy takich ludzi i czasami, kiedy wracamy po dwóch tygodniach, widzimy, że pies ma lepsze warunki. Ten element naszej pracy jest najfajniejszy.

Niestety, nie zawsze tak się dzieje.

Co się dzieje z psem po odebraniu od właściciela?

W pierwszej kolejności wieziemy je do weterynarza, który ocenia stan zdrowia. Potem pies trafia do domu tymczasowego, gdzie wspólnie z behawiorystą pomagamy mu wyjść z traumy. Psy są istotami zdolnymi do myślenia oraz odczuwania bólu i różnych emocji, niemal tak samo, jak człowiek. Pies może zatem cierpieć na zaburzenia na tle lękowym, zespół stresu pourazowego lub depresję.

Wychudzony do granic wytrzymałości szczeniak, który został odebrany jednemu z rolników

Wychudzony do granic wytrzymałości szczeniak, który został odebrany jednemu z rolników

Źródło: OTOZ Animals

W międzyczasie uruchamiamy proces adopcyjny. Większość psiaków znajduje nowe domy.

A co z właścicielami? Jakie ponoszą konsekwencje za znęcanie się?

Zależy od tego, w jakim trybie zostało odebrane zwierzę. Często właściciel po prostu zrzeka się praw do opieki nad zwierzęciem na rzecz organizacji i to od nas zależy, czy zostanie złożone zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Natomiast w przypadku odbioru interwencyjnego, na mocy ustawy o ochronie zwierząt art. 7 ust. 3, właścicielowi automatycznie stawiane są zarzuty znęcania się, co w świetle ustawy jest przestępstwem.

Jaka jest maksymalna kara przewidziana w takich przypadkach?

Od 3 do 5 lat pozbawienia wolności lub do 100 tys. zł grzywny na rzecz wybranej organizacji, lub celu. W praktyce takie kary są sporadyczne. Dlatego bardzo nam zależy, żeby Waldemar B. dostał maksymalnie wysoką karę. Zakładam, że w jego przypadku będzie to wyrok w zawieszeniu oraz wysoka kara pieniężna. Prawdopodobnie też dostanie zakaz posiadania zwierząt przez określony czas. Wiele spraw z powodu barku dowodów jest umarzanych już na początku postępowania. Dlatego tak ważne jest, aby podczas interwencji robić jak można więcej zdjęć, które później obok raportu weterynarza, są najważniejszym dowodem w sprawach znęcanie się.

Właściciel tak "dbał" o swojego psa, że tylko można się domyślać, że pod tą sfilcowaną, śmierdzącą sierścią, ukrywa się żywe stworzenie

Właściciel tak "dbał" o swojego psa, że tylko można się domyślać, że pod tą sfilcowaną, śmierdzącą sierścią, ukrywa się żywe stworzenie

Źródło: OTOZ Animals

Dlaczego sądy łagodnie traktują oprawców zwierząt?

Sądzę, że z tego samego powodu, z jakiego w ogóle dochodzi od przemocy wobec zwierząt. Sędziowie i prokuratorzy często wychodzą z założenia, że człowiek jest nadrzędnym stworzeniem, a zwierzę - przedmiotem. Został zagłodzony lub zakatowany, ale przecież "to tylko pies".

Po raz kolejny toczą się rozmowy o nowelizacji ustawy i pozbawieniu was prawa do interwencyjnego odbierania maltretowanych zwierząt.

Wielokrotnie robiono podchody, aby nam odebrać te uprawnienia. Tylko w ubiegłym roku najpierw przy okazji prac nad "piątką" próbowano wmontować przepisy, pozbawiające organizacje prawa do interwencyjnego odbierania zwierząt. Potem takie zapisy przepychano w ramach tarczy antykryzysowej. Na szczęście te próby spełzły na niczym. Mam nadzieję, że tak pozostanie, inaczej byłby to czysty sadyzm w stosunku do zwierząt.

Nie chodzi tutaj o odbieranie Burków z wiejskich podwórek, tylko o pseudo hodowle, które przynoszą olbrzymie zyski. Jeśli organizacji udaje się wejść do takiej hodowli i odebrać źle traktowane zwierzęta, właściciel ponosi straty. Więc nasze uprawnienia są postrzegane przez tych ludzi jako bardzo niekorzystne.

Niestety, hodowcy zwierząt rasowych, futerkowych, ale i też rolnicy i hodowcy zwierząt na rytualny ubój, stanowią olbrzymie lobby. Jak widać, skutecznie zablokowali "piątkę dla zwierząt". Będą robić wszystko, by nie dopuścić do zmian polepszających warunki życia zwierząt w Polsce.

Mieli duże oparcie w poprzednim ministrze rolnictwa Janie Krzysztofie Ardanowskim. Jak sytuacja wygląda teraz?

Postać pana Ardanowskiego budzi w naszym środowisku olbrzymie emocje. Między innymi z powodu barbarzyńskiego i masowego odstrzału dzików oraz pomysłu, by żubry oraz bobry zostały wpisane na listę zwierząt jadalnych.

Surowe deski, żadnego posłania. Ten pies ma szczekać na obcych. Czasem może dostanie coś do jedzenia

Surowe deski, żadnego posłania. Ten pies ma szczekać na obcych. Czasem może dostanie coś do jedzenia

Źródło: OTOZ Animals

Jednak jako przedstawicielowi organizacji pozarządowej, nie wolno mi oceniać jego działalności politycznej. Mogę jedynie powiedzieć, że wyrządził bardzo dużo zła. Dobrze, że stracił stanowisko.

Jeśli zaś chodzi o nowego ministra Grzegorza Pudę, jest za wcześnie, aby oceniać jego rządy.

Brzmi to, jakby opisywała pani regularną wojnę, prowadzoną na wielu frontach – z oprawcami zwierząt, niektórymi politykami, lobbystami.

Mam świadomość, że ludzie zawsze będą krzywdzić zwierzęta. Wszystkich nie uratujemy, ale temu jednemu Burkowi możemy ulżyć. Być może jest to okrutne, ale dopiero wychodząc z tego założenia, jestem w stanie pracować i żyć normalnie.

Wielu wolontariuszy się do nas zgłasza, ale często po 1-2 interwencjach wymiękają, co jest w pełni zrozumiałe. Interwencje są niewyobrażalnie ciężkim przeżyciem. Trudno po czymś takim po prostu wrócić spokojnie do domu.

Pani się na to uodporniła?

Nazwałabym to raczej realizmem, co nie zmienia faktu, że okrucieństwo ludzkie wciąż potrafi mnie zaskoczyć, choć wydawało mi się, że widziałam już wszystko. Była jedna interwencja, podczas której mnie po prostu zatkało. Musiałam na chwilę schować się do auta, bo się popłakałam.

Interwencja dotyczyła psa, oczywiście przywiązanego do łańcucha przy prowizorycznej budzie. W domu mieszkały dzieci. Któryś z domowników na żywca uciął Kacprowi, bo tak się wabi pies, uszy oraz ogon. Później badanie weterynaryjne wykazało, że ogon najpierw został nadcięty, a potem wyłamany. Pies miał pęknięte żebra w wyniku uderzenia tępym narzędziem, czyli po prostu był często kopany.

Niech go zobaczą ci, którzy wzruszają ramionami i mówią: "To tylko pies".


"Szukasz towarzysza na całe życie"”? Tu znajdziesz znajdziesz kilku ciekawych kandydatów. Obecnie organizacja OTOZ Animals pilnie szuka domu dla psów uratowanych podczas wstrząsającej i głośnej interwencji w Tarczynie.