Ibrahim Alsabagh , 25 sierpnia 2017

Tuż przed świtem. Dziennik proboszcza z Aleppo

Reuters

Franciszkanin i proboszcz w Aleppo Ibrahim Alsabagh nie stara się zrozumieć strategii poszczególnych rządów ani badać geopolitycznych przyczyn syryjskiego konfliktu. Oopowiada natomiast, jak ludzie w dalszym ciągu przeżywają w Aleppo tragedię wojny, jak karmią się nadzieją przyszłości, w czasach gdy pielęgnowanie nadziei wydaje się bluźnierstwem.

17 maja 2016

Świadectwo nagrane i przesłane 20 maja 2016 roku podczas spotkania ze wspólnotą parafialną bazyliki Santa Maria Nuova w Abbiategrasso (prowincja Mediolan).

W Aleppo od wielu dni brakuje prądu i wody. Każdego dnia w naszej dzielnicy ktoś ginie. Wczoraj na przykład wskutek wybuchu pocisku rakietowego zginęła kobieta, która niedługo miała rodzić, tak więc zginęło również jej dziecko. Ponadto spłonął dom wraz z wieloma samochodami, było bardzo dużo rannych. Po wielu godzinach z gruzów wydobyto dziecko.

Życie w niepewności

Przez jakiś czas sytuacja wydawała się opanowana, ale po kolejnym gradzie pocisków rakietowych niestety wszystko się zmieniło. Nie wiemy, kiedy, gdzie i jak możemy zostać zaatakowani. Każdy, kto wychodzi z domu, nie wie, czy do niego wróci. Większość ludzi jest bardzo zdezorientowana. Młodzież ucząca się zarówno w liceum, jak i na uniwersytecie w tym czasie ma sesję egzaminacyjną, ale rodzice coraz częściej zastanawiają się, czy swoje dzieci posyłać na egzaminy, czy nie. Wielu chce uciec z Aleppo, choć to pociąga za sobą porzucenie przez młodych szkoły, w której się uczyli przez cały rok z wielkim zaangażowaniem. Wiele rodzin chrześcijańskich uciekło, nie wiedząc nawet dokładnie, dokąd się udać. Wszyscy bez wyjątku są w pełni przekonani, że Aleppo nie jest już miastem, w którym można żyć. Jako zakonnik, mimo poważnego niebezpieczeństwa, staram się traktować kolejne dni jako normalne posługiwanie, wychodząc z klasztoru, kiedy trzeba udać się z wizytą do rodzin. Dziś spotkałem się z około dwudziestoma rodzinami chrześcijańskimi, a wśród nich z kilkoma osobami z poważnymi problemami wywołanymi traumą wojny. Są to kobiety i dzieci, które zdradzają objawy ciężkich zaburzeń psychicznych. Każdego dnia się spieszymy, każdy dzień ma swoje reguły, a nawet każda chwila ma szczególne reguły. Nie możemy zaplanować naszych dni, ponieważ służba, jaką pełnimy, składa się z decyzji, które trzeba podejmować na bieżąco. Dotyczy to również tych rodzin, które muszą ciągle walczyć o codzienny chleb. Oto kilka przykładów.

Syria, Aleppo, 5 maja 2016 roku

Syria, Aleppo, 5 maja 2016 roku

Autor: Abdalrhman Ismail

Źródło: Reuters

Przed bombardowaniem dwa tygodnie temu przyspieszyliśmy nieco rozprowadzanie zbiorników na wodę, przekazując setkę takich zbiorników rodzinom, które ich jeszcze nie miały. Nagle jednak z powodu bombardowań musieliśmy wstrzymać akcję. Od prawie dwóch tygodni wolontariusze nie mają odwagi wsiąść do furgonetki, by kontynuować tę operację. Albo też, właśnie wtedy, gdy podejmujemy się odbudowy domów, pracując nieprzerwanie z inżynierami i grupami specjalistów, spada pocisk rakietowy – i tak zaczyna się inny rodzaj działalności. Musimy bowiem przyjąć liczne rodziny, które pukają do drzwi klasztoru, prosząc o schronienie, pieniądze, jedzenie. Dopiero potem wracamy ponownie do odbudowy domów. Oprócz tych zadań trzeba oczywiście w dalszym ciągu prowadzić posługę duszpasterską, która z kolei wymaga koniecznie jakiegoś minimum planowania. Jest miesiąc maj, miesiąc maryjny, zatem trzeba odprawić wieczorną mszę, przygotować homilię i posługiwać w konfesjonale. Staramy się wykonywać wszystko dobrze, niestrudzenie biegając od rana do wieczora. Wszystkie sprawy, z jakimi mamy do czynienia, są pilne. Spotkania mają najwyższy priorytet, ponieważ dotyczą osób zdesperowanych, które potrzebują słowa pociechy, błogosławieństwa lub konkretnej pomocy.

8 maja 2016

Od jakiegoś czasu w łacińskiej parafii św. Franciszka w Aleppo można było dostrzec zwiastuny nowego i napawającego przerażeniem problemu, oprócz niezliczonych innych.

Niektóre banki, znalazłszy się w tarapatach po pięciu latach wojny, zaczęły sprawdzać wykazy dłużników – długie listy rodzin, które zaciągając kredyt, obciążyły hipoteką swoje domy jako zabezpieczeniem. Od tamtej pory dla nas nie ma już chwili wytchnienia. Próbowaliśmy najpierw zorientować się, jak wiele jest takich rodzin i ile z nich jest chrześcijańskich. Niestety lista okazała się bardzo długa: kilkaset rodzin, z których aż czterysta pięćdziesiąt chrześcijańskich, wszystkich obrządków obecnych w mieście.

Kilka miesięcy temu zapukała do furty naszego klasztoru bardzo przerażona rodzina syryjsko-prawosławna. W ich oczach widziałem głęboki smutek i nieskrywany lęk. Ojciec był jedynym żywicielem rodziny z miesięcznymi zarobkami w wysokości 20 tysięcy funtów syryjskich, które według dzisiejszego kursu mają wartość poniżej 30 euro. Rozemocjonowani opowiedzieli nam o sporym długu, jaki nagromadził się w banku, ponieważ w ciągu tych długich lat wojny nie byli w stanie spłacać miesięcznych rat. Bank zwrócił się więc do sądu, który nakazał uregulowanie długu, w przeciwnym razie dom miał zostać zlicytowany. Odpowiedziałem, że rok jubileuszowy zawsze był czasem szczególnej łaski, w którym wszystkim anulowano długi, stosowano amnestię, przywracano utracone własności i osobistą wolność. Zatem Pan nigdy nie pozwoliłby, aby ich dom rodzinny przepadł i aby oni musieli mieszkać na ulicy. Coś podobnego nie może się zdarzyć w roku jubileuszowym, a więc trzeba w jakiś sposób rozwiązać sprawę ich długu.

Pośród ruin Aleppo

Pośród ruin Aleppo

Autor: Omar Sanadiki

Źródło: Reuters

Kiedy rozmawiałem z tą pierwszą rodziną, która nas poprosiła o pomoc, przyszła mi na myśl przepiękna historia patriarchy Aleksandrii w Egipcie, Jana Miłosiernego, który aby pomóc biedakom, nie wahał się sprzedawać nawet kandelabrów i wszystkich sprzętów kurii patriarchalnej. Po wielu latach takiej bezgranicznej hojności przyszedł kolejny biedak i zapukał do drzwi biskupa, ale on nie miał już nic, co mógłby sprzedać i mu pomóc. Jan wówczas polecił mu zaczekać, aby mógł pójść na rynek i sprzedać siebie jako niewolnika, i w ten sposób zarobić parę groszy. Na szczęście, kiedy Jan stał tam wystawiony na sprzedaż, przechodził obok pewien bogaty chrześcijanin, który rozpoznawszy w niewolniku swojego patriarchę, wykupił go, przywracając mu wolność.

Pod wpływem tej historii o świętym patriarsze i wobec nieprzerwanego napływu rodzin, które od tamtej pory stale pukały do drzwi klasztoru, odpowiadam im z uśmiechem: "Mamy dużo dywanów, które można sprzedać i wiele sprzętów w klasztorze, zanim dojdziemy do sprzedania… samych siebie". Już dwieście rodzin przewinęło się przez nasze biuro parafialne. Utworzyliśmy zatem grupę interwencyjną, w której znalazł się także adwokat, aby skutecznie odpowiedzieć na tę nową pilną potrzebę. W pierwszych miesiącach 2016 roku aż sto pięćdziesiąt rodzin zostało podźwigniętych z nagromadzonych długów, przy czym nasze zaangażowanie sięgało średnio kwoty około 900 euro na rodzinę. Wielkim umocnieniem było dla nas błogosławieństwo i poparcie ich pasterzy, którzy gorąco pochwalali naszą inicjatywę oraz odwagę.

Jednak możliwość utraty domu stanowi obecnie poważne zagrożenia dla kolejnych setek rodzin chrześcijańskich. Ponieważ w Aleppo nie ma pracy, nie ma też dochodów rodzinnych, więc niemal wszystkie kobiety sprzedały już wszelkie złoto, jakie posiadały, aby zaspokoić podstawową potrzebę codziennego wyżywienia. Pewien młody mąż i ojciec uroczej dziewczynki, którego rodzina skorzystała z naszej pomocy, ze łzami w oczach dziękował mi, wyznając, że interwencja Kościoła dała mu "nowe życie". Zarówno dla niego, jak i dla jego rodziny, spłacenie wszystkich nagromadzonych długów było jak doświadczenie starożytnego ludu Izraela: wyzwolenie z niewoli egipskiej i przejście przez Morze Czerwone. W taki właśnie sposób udało się nam pokazać siłę zmartwychwstania i wiele rodzin w Aleppo być może doświadczyło tej mocy.

Wschodnie Aleppo

Wschodnie Aleppo

Źródło: Reuters

Z pierwszą grupą rodzin, które otrzymały wsparcie, spotkaliśmy się w salce klasztornej, aby razem się pomodlić, oddając chwałę Temu, który w konkrecie codzienności dokonał i nadal dokonuje naszego wyzwolenia z grzechu i śmierci. Pewien ojciec, który wciąż nie był w stanie zrozumieć darmowego charakteru tego daru, pytał mnie, jak może zwrócić to, co otrzymał. Wyjaśniłem mu wówczas, że dopiero zakosztował darmowego daru miłości chrześcijańskiej, która jest bez granic i bez uwarunkowań, ponieważ jest na obraz tego, co Chrystus ofiarował dla nas na krzyżu – Jego własnego życia. "Jeśli chcesz coś zwrócić – odpowiedziałem – żyj tak, aby płomień miłości, który cię dosięgnął, zawsze płonął w twoim sercu, przejawiając się zarówno jako dziękczynienie Panu, jak i konkretne działanie na rzecz bliźniego, zwłaszcza tego, który mieszka z tobą pod jednym dachem".

Relacja ze światem muzułmańskim

Inny człowiek, różny od nas, zawsze jest jakimś wyzwaniem. Życie z drugą osobą, zarówno w środowisku rodzinnym – mam na myśli relacje między mężem i żoną, rodzicami i dziećmi – jak i w życiu konsekrowanym, jest pewnym wyzwaniem. Ważne jest zmierzyć się z nim i starać się zawsze tworzyć mosty: ze światem muzułmańskim funkcjonujemy w taki sposób. My stanowimy wyzwanie dla nich, oni – wyzwanie dla nas. To samo odnosi się do naszego świata, do różnych obrządków chrześcijańskich, jak też do wewnętrznych relacji w świecie muzułmańskim. Były momenty, w których jako chrześcijanie poczuliśmy się zdradzeni przez muzułmańskich przyjaciół. Istnieją jednak również liczne osoby lub rodziny muzułmańskie, które pozostały nam bliskie, wierne zasadom współżycia i solidarności, i które działają na rzecz dobra wspólnego razem z nami. Zatem z jednej strony nie potrafimy łatwo zapomnieć doznanych negatywnych doświadczeń, ale z drugiej strony nie możemy zatrzymywać się tylko na tym, co negatywne. Staramy się postępować wobec nich i wobec wszystkich jak chrześcijanie, jak nas uczył Jezus. Wówczas wszystko jawi się inne: kiedy nie dostosowuję mojego zachowania do postawy drugiego, do jego dobroci lub jej braku, moim jedynym uwarunkowaniem staje się to, czego uczy mnie moja wiara. W konsekwencji, kochamy i modlimy się za nich zawsze. Ileż razy w naszych kościołach i wspólnotach podczas modlitwy wiernych prosiliśmy za tych, którzy nas bombardują, za tych, którzy zabili wielu z nas, i czyniliśmy to razem z rodzinami, które straciły swoich bliskich… Nie myślimy tylko o sobie samych, kiedy rozdajemy paczki żywnościowe, ale myślimy także o nich. Nie mamy przed sobą innej drogi, ponieważ tylko takie jest nauczanie Chrystusa.

Apel o pokój

Kochamy wszystkich ludzi znajdujących się w Syrii, również tych, którzy walczą przeciw nam, niezależnie od tego, czy są Syryjczykami, czy nie. Naprawdę pragniemy ich dobra najwyższego, ich zbawienia. Modlimy się nie tylko za rannych i niewinnych, ale również za tych, którzy kierują przeciw nam narzędzia śmierci. Mówimy „dość” tej wojnie, nienawiści, przemocy. Staramy się raczej budować świat pokoju i nawiązywać konkretny dialog, aby dojść do sprawiedliwości i pokoju.

O to właśnie proszę z całego serca również tych, którzy wystrzeliwują pociski rakietowe, zabijające bardzo wielu niewinnych ludzi. Dziś, w roku jubileuszu miłosierdzia, jest miejsce także dla nich. Ojciec wzywa ich do pojednania z samymi sobą, z braćmi i z Nim. Oby przyjęli to zaproszenie do powrotu do własnych sumień i podjęli próbę przerwania konfliktu, budując mosty, aby stworzyć razem coś, co nazywamy królestwem Bożym na ziemi.

Książka "Tuż przed świtem. Syria. Kroniki czasu wojny i nadziei z Aleppo" ukazała się nakładem wydawnictwa Bernardinum

Książka "Tuż przed świtem. Syria. Kroniki czasu wojny i nadziei z Aleppo" ukazała się nakładem wydawnictwa Bernardinum

Źródło: Materiały prasowe