Tatiana Kolesnychenko , 11 marca 2021

Urodzeni w obozie. Dzieci bez przyszłości

5-letnia Nour jest zbyt mała, aby znać Syrię. Urodziła się i dorasta w obozie w Libanie

W obozowiskach dla syryjskich uchodźców w Libanie dorasta nowe pokolenie dzieci. Rodzą się i żyją w warunkach skrajnego ubóstwa. Innego życia nie znają.

Wirtualna Polska i Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej razem wspierają uchodźców syryjskich w 10. rocznicę wybuchu wojny. Możesz pomóc. Kliknij w zbiórkę:

Dekada tymczasowości

Jest grudzień 2020 roku. Arsal, libańskie miasteczko leżące w górach przy granicy z Syrią. Choć jest około 5 stopni, to przenikliwy wiatr i wilgoć robią swoje – ekipa Polskiego Centrum Pomocy Międzynarodowej (PCPM) trzęsie się z zimna.

Kiedy wchodzą do obozowiska syryjskich uchodźców, otacza ich chmara dzieci. Są ciekawskie i zaintrygowane. Zagadują przybyszów, używając kilku słów po angielsku i ciągną ich za rękawy, żeby coś pokazać.

Większość ubrana jest tylko w dresy i cienkie bluzy z kapturem. Na nogach buty z odklejającymi się podeszwami albo po prostu klapki.

- One często mają tylko jedną parę butów. Jeśli się rozpadną, wtedy nawet zimą muszą biegać boso – mówi Maciej Grześkowiak, jeden z koordynatorów PCPM.

Część z tych dzieci nigdy w Syrii nie była, a pozostałe są z reguły zbyt małe, aby pamiętać marzec 2011 roku. To wtedy wojska reżimu syryjskiego prezydenta Baszara Al-Asada rozpoczęły tłumienie protestów, które przerodziły się w spontaniczne powstanie, a później w wojnę domową.

Maciej Grześkowiak, jeden z koordynatorów PCPM: "Teraz to walka o przetrwanie. 9 na 10 syryjskich uchodźców żyje w skrajnym ubóstwie"

Maciej Grześkowiak, jeden z koordynatorów PCPM: "Teraz to walka o przetrwanie. 9 na 10 syryjskich uchodźców żyje w skrajnym ubóstwie"

Źródło: PCPM

Według różnych szacunków zginęło od 400 do 600 tys. Syryjczyków. 6 mln musiało opuścić domy i uciekać za granicę. Około 1,5 mln znalazło się w liczącym 4,5 mln ludności Libanie. Mieszkają w obozowiskach takich jak to w Arsalu.

Znaleźli się w pułapce tymczasowości, która trwa już dekadę - nie mogą wrócić, nie mają szans zaadoptować się na miejscu, nie mogą wyjechać dalej.

– Jeszcze niedawno wydawało się, że jest jakaś nadzieja, światełko w tunelu. Myśleliśmy, że niebawem można będzie skoncentrować się na pomocy rozwojowej, ale od początku masowych protestów w Libanie sytuacja nieustannie się pogarsza. Do tego doszła pandemia koronawirusa, która sprawiła, że trzeba zwiększyć działania o charakterze czysto humanitarnym, zaspokajające najbardziej podstawowe z potrzeb. Teraz to walka o przetrwanie. 9 na 10 syryjskich uchodźców żyje w skrajnym ubóstwie – mówi Grześkowiak.

W tych nieludzkich warunkach dorasta nowe pokolenie Syryjczyków. To właśnie dzieci, które witają Polaków. Dzieci urodzone w namiotach.

Obozy tolerowane

5-letnia Nour stoi w śniegu. Dziewczynka ma letnie buciki, założone na bose stopy. Urodziła się w Arsalu i całe życie spędziła w czymś na kształt namiotu. Podobnie zresztą, jak czwórka z jej siedmiorga rodzeństwa.

Rodzina Nour, jak większość uchodźców, znalazła się tu w 2012 roku, kiedy trwały ciężkie walki o Homs. To miasto - leżące niedaleko granicy z Libanem - jest trzecim co do wielkości Syrii. Od początku uchodziło za bastion rewolucji.

Wbrew prawu międzynarodowemu wojska Asada, nieoficjalnie wspierane przez Rosję, bombardowały w Homs obiekty cywilne. Niszczono całe dzielnice, w których masakrowani byli cywile.

W marcu 2012 roku w Homs znaleziono zwłoki co najmniej 26 dzieci i 21 kobiet. Niemal wszystkie miały poderżnięte gardła. Ciała nosiły ślady tortur, gwałtów, miały połamane kręgosłupy. Niektóre ofiary prawdopodobnie zostały spalone żywcem.

Maciej Grześkowiak: "Już wcześniej się wydawało, że gorzej być nie może, ale osiągamy właśnie nowe dno. Nie wszystkie rodziny stać teraz nawet na jedzenie"

Maciej Grześkowiak: "Już wcześniej się wydawało, że gorzej być nie może, ale osiągamy właśnie nowe dno. Nie wszystkie rodziny stać teraz nawet na jedzenie"

Źródło: PCPM

Po tej masakrze do Libanu uciekli ci, którzy wcześniej uciekać nie chcieli. Trójka z rodzeństwa Nour wciąż pamięta tę ekstremalną przeprawę przez góry Antylibanu.
Szacuje się, że w ten sposób do 10-tysięcznego Arsalu mogło dotrzeć 50-60 tys. Syryjczyków. 30 tys. mieszka w takich prowizorycznych warunkach jak Nour.

Tylko niektórym udało się wynająć garaże i piwnice, rzadziej mieszkania, ale ten okres „prosperity” właśnie się kończy.

- Od kiedy gospodarka w Libanie zaczęła upadać, coraz częściej odkrywamy na obrzeżach miasta nowopowstałe obozy. Rodzin już nie stać na opłacenie czynszu, więc nie mają innego wyjścia – opowiada Grześkowiak.

Obozy tolerowane

Kiedy Bashra i jej mąż uciekali z Syrii do Arsalu, trwało bombardowanie. W obozie nikt nie lubi wracać do tych wspomnień, więc kobieta ucina: - Zginęło dużo osób.

Bo co tu mówić, gdy niemal każda rodzina straciła kogoś bliskiego, a każda zna kogoś, kto został okaleczony.

Uratowali się, uciekając z Syrii, ale w Arsalu nie znaleźli lepszego życia. Nawet dostanie pracy w tej mieścinie to cud, a podróż w głąb kraju jest niemożliwa.

To dlatego, że Syryjczycy znaleźli się w Arsalu nielegalnie, więc libańskie władze zdecydowały się ograniczyć im prawo do przemieszczania się po kraju. Pilnuje tego wojsko, które obstawiło drogi wyjazdowe. Żeby przekroczyć checkpoint trzeba mieć specjalne pozwolenie.

"Dookoła bieda i beznadzieja, ale nie słychać płaczu. Dzieci bawią się i śmieją. Otaczająca je rzeczywistość jest dla nich czymś normalnym, bo innego życia nie znają"

"Dookoła bieda i beznadzieja, ale nie słychać płaczu. Dzieci bawią się i śmieją. Otaczająca je rzeczywistość jest dla nich czymś normalnym, bo innego życia nie znają"

Źródło: PCPM

- Większość uchodźców jest całkowicie uzależniona od kroplówki organizacji pozarządowych – opowiada Grześkowiak.

Początkowo Bashra i jej mąż koczowali pod gołym niebem w parku przed budynkiem lokalnych władz. Później jedna z organizacji pozarządowych zorganizowała dla nich materiały i pomogła zbudować namiot.

Rodzina nie wyobrażała sobie, że spędzi w tych warunkach kolejne 9 lat. Teraz mają dwójkę dzieci - 7-letniego Omara i 5-letniego Alego i żadnych widoków na poprawę losu.
Nie tylko oni są w takiej sytuacji. Warunki, w jakich żyją uchodźcy, uwłaczają ludzkiej godności. W powietrzu często unosi się smród z latryn. W niektórych obozach nie możliwości wywozu nieczystości więc są spuszczane do rowu.

Zazwyczaj "namiot" to jeden pokój wielkości 10-15 metrów kwadratowych. Podłoga jest betonowa, a ściany i sufit zrobione są z desek. Całość jest przykrywana plastikowymi płachtami.

W lecie, kiedy żar leje się z nieba, w namiocie nie da się wytrzymać, ale to nic w porównaniu z zimą. Arsal jest położony ok. 1500 m n.p.m., więc ochłodzenie przychodzi tu wraz z lodowatymi deszczami, opadami śniegu i porywistym wiatrem, który każdego roku rozrywa poszycie wielu namiotów.

- W Libanie obozy dla uchodźców powstają nieformalne, co oznacza, że lokalne władze je tolerują, ale to w istocie tyle. Budowa namiotów, zapewnienie warunków sanitarnych, często dostosowanie całego terenu – to wszystko odbywa się tylko dzięki organizacjom pozarządowym – mówi Grześkowiak.

Większość obozów jest postawiona na terenach kompletnie do tego nieprzystosowanych, często na polach. W zagłębieniach, które dają namiastkę osłony. Ale kiedy spadnie deszcz, taki obóz zamienia się w trzęsawisko.

Czapeczkę dla tej dziewczynki uszyły emerytki z Gdańska

Czapeczkę dla tej dziewczynki uszyły emerytki z Gdańska

Źródło: PCPM

Namioty zazwyczaj są wyposażone w małe piecyki, opalane drewnem lub olejem. Są za słabe, żeby ogrzać nieszczelne pomieszczenie. Dywany i koce, którymi Syryjczycy pokrywają beton podłogi oraz materace, na których śpią, natychmiast łapią wilgoć i zaczynają pleśnieć.

- Za każdym razem zima jest wyzwaniem, ponieważ stanowi fizyczne zagrożenie dla przetrwania uchodźców. W tym roku PCPM udało się wzmocnić i ocieplić namioty ponad 6 tys. rodzin. Szacujemy, że przekłada się to na ok. 30 tys. osób, ale to wciąż kropla w morzu potrzeb – opowiada Maciej Grześkowiak.

Szkoła to przywilej

8-letnia Ritaj jest najmłodszą z czwórki rodzeństwa. I najbardziej ambitną. Uwielbia opowiadać, że kiedy dorośnie, zostanie lekarką. Jest też jedyną w rodzinie, która nigdy nie widziała ojca.

W jej wyobraźni to bohater wojenny, który w 2012 roku odprowadził ciężarną żonę Monę oraz trójkę małych dzieci do granicy Libanu. Sam wrócił, aby walczyć. Wkrótce zginął.
Początkowo wdowę z dziećmi przygarnęła libańska rodzina, ale kryzys finansowy spowodował, że musieli wyprowadzić się do obozowiska.

Przez kilka lat Monie udawało się zarobić jakieś grosze na ręcznie szytych i dzierganych makatkach. Teraz materiały tak podrożały, że przestało się to opłacać. Co będzie dalej - nie wiadomo.

Drobne, które zarabiała, pozwalały całej czwórce jej dzieci chodzić do szkoły. To na warunki obozowe sytuacja wyjątkowa. Jak opisuje Maciej Grześkowiak, młodsze dzieci chcą chodzić do szkoły, chcą żyć normalnie, tak jak ich libańscy sąsiedzi, ale nie wszystkie rodziny stać na ten przywilej.

Nauka jest zasadniczo bezpłatna, ale problem polega na tym, że większość obozowisk znajduje się na obrzeżach miast albo na kompletnych odludziach. Dojazd do miasta kosztuje, nie wspominając już o pomocach szkolnych i ubraniach.

Dlatego nawet połowa syryjskich uchodźców nie uczy się, a im dzieci starsze, tym maleje odsetek uczących się.

- Dziewczynki szybko są wydawane za mąż. 19-latka z trójką dzieci nie jest rzadkim widokiem. Chłopcy, jeśli nie znajdą żadnej pracy, skazani są na codzienne poszukiwania dorywczego zajęcia, a jeśli to zawodzi, często po prostu włóczą się po okolicach – opowiada Grześkowiak.

Libański system edukacji jest niedofinansowany i przeciążony, więc lokalne władze niezbyt się przejmują, że tysiące dzieci z obozów może wyrosnąć na analfabetów.

Innego życia nie znają

Kiedy zaczęła się epidemia koronawirusa, szkoły w Libanie zostały zamknięte. Mali Syryjczycy nie mają laptopów, więc trochę się uczą przez WhatsAppa na komórkach, ale najwięcej czasu spędzają na bezcelowym kręceniu się po okolicy.

Towarzyszy do zabawy nie brakuje - w niemal w każdym namiocie mieszka co najmniej dwójka dzieci, a zazwyczaj jest ich więcej.

7-letni Omar i jego o dwa lata młodszy brat Ali urodzili się już w obozie. Ich rodzice nie widzą szans na poprawę losu synów

7-letni Omar i jego o dwa lata młodszy brat Ali urodzili się już w obozie. Ich rodzice nie widzą szans na poprawę losu synów

Źródło: PCPM

- To jest właśnie niesamowite i uderzające w obozach. Dookoła bieda i beznadzieja, ale nie słychać płaczu. Dzieci bawią się i śmieją. Otaczająca je rzeczywistość jest dla nich czymś normalnym, bo innego życia nie znają – opowiada Grześkowiak.

Są jednak sytuacje, gdy truchleją ze strachu. Latifa, jedna z obozowych matek opisuje: - Moja córka boi się wszystkiego. Raz gdy szłyśmy do sklepu wybuchły fajerwerki. Ten dźwięk sprawiał jej fizyczny ból.

Perspektywa, że przyszłe życie tych dzieci będzie wyglądało inaczej, niż rodziców jest mglista. Większość rodzin nie widzi możliwości powrotu do domu. Zostały z nich ruiny.

Wszystko wskazuje na to, że wojnę wygra syryjski reżim. Zatrzymania, tortury, gwałty i siłowe wcielenia do wojska są na porządku dziennym. UNICEF ocenia, że wskutek przemocy, co 10 godzin życie traci jedno syryjskie dziecko. W 2020 roku zginęło ich ponad 900.

- Liban również nie stwarza żadnych perspektyw dla uchodźców. Syryjczycy są tutaj grupą pozbawioną szerszych praw. Istnieją znaczne ograniczenia w zatrudnianiu uchodźców z Syrii. Co więcej, mogą oni zgodnie z prawem wykonywać tylko niektóre zawody – wskazuje Grześkowiak.

W praktyce oznacza to najczęściej ciężką fizyczną pracę. W większych ośrodkach Syryjczycy o poranku ustawiają się w kolejce i czekają, aż ktoś zgarnie ich na budowę albo do sprzątania.

Będą pracować za głodową dniówkę. W tym czasie dzieci z najbiedniejszych rodzin żebrzą lub próbują sprzedawać drobne przedmioty zatrzymującym się na skrzyżowaniach libańskim kierowcom.

– W ciągu ostatniego roku liczba takich dzieci wyraźnie wzrosła i jest to widoczne gołym okiem – opowiada Grześkowiak. - Już wcześniej się wydawało, że gorzej być nie może, ale osiągamy właśnie nowe dno. Nie wszystkie rodziny stać teraz nawet na jedzenie. Gdyby nie działalność organizacji pozarządowych, prawdopodobnie mielibyśmy do czynienia z klęską głodu w obozach.

To dlatego niektórzy nie wytrzymują i mimo niebezpieczeństwa decydują się na powrót do Syrii. Inni próbują przedostać się z Libanu na Cypr.

To akt desperacji, bo szanse na pokonanie około 200-kilometrowej trasy na przepełnionej ludźmi, przestarzałej łodzi są niewielkie. Syryjczycy doskonale zdają sobie z tego sprawę, ale i tak coraz częściej podejmują to ryzyko.

10-15 metrów kwadratowych - tyle mają namioty zamieszkiwane przez uchodźców

10-15 metrów kwadratowych - tyle mają namioty zamieszkiwane przez uchodźców

Źródło: PCPM

– Liban dla Syryjczyków jest bliski kulturowo, mówi się tym samym językiem, miasta wyglądają podobnie, więc większość rodzin chętnie zostałaby, gdyby tylko mogła znaleźć dla siebie miejsce – wyjaśnia Grześkowiak.

Pewnie dlatego tylko 20 proc. rodzin deklaruje chęć wyjazdu do innego państwa.

Rośnie frustracja

Sytuacja syryjskich uchodźców, zaczęła się systematycznie pogarszać od 2019 roku, kiedy w Libanie wybuchły masowe protesty, przez wielu nazwane rewolucją.

Przyspieszyły one gospodarczą zapaść. Dodatkowo pogłębiła ją epidemia koronawirusa, a potężny wybuch, który 4 sierpnia 2020 roku zmiótł centrum Bejrutu, zabijając ponad 200 osób, a 300 tys. pozostawiając bez dachu nad głową, ostatecznie pogrążył Liban. Ceny żywności w ciągu roku wzrosły ponad dwukrotnie.

W efekcie Libańczyków dotkniętych ubóstwem jest tyle samo lub nawet więcej, niż Syryjczyków. Dochodzi więc do rywalizacji o ograniczone miejsca pracy i pomoc humanitarną. W konsekwencji rośnie niechęć do obcych.

Obóz syryjskich uchodźców w Trypolisie. Jedna z wersji mówi, że podpalili go Libańczycy

Obóz syryjskich uchodźców w Trypolisie. Jedna z wersji mówi, że podpalili go Libańczycy

Autor: Ahmad Al Said

Źródło: Getty Images

- Relacja między Libańczykami i Syryjczykami zawsze była trudna, ale nigdy nie było takich napięć, jak teraz. Coraz częściej dochodzi do aktów przemocy – opowiada Grześkowiak.

W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia doszczętnie spłonął jeden z obozów niedaleko Trypolisu. Jedna z wersji mówi, że został podpalony przez Libańczyków.

– Sytuacja jest blisko punktu wrzenia. Jeśli dojdzie do konfliktu w Libanie, Europa bez wątpienia może się spodziewać mas uchodźców u swoich bram – ocenia konsultant PCPM.

Wielopokoleniowe uchodźstwo

Władze przymykają oko na takie incydenty, jak ten z Trypolisu - w ich interesie jest, aby Syryjczycy nie poczuli się w Libanie, jak w domu.

Podobną politykę kraj od 70 lat stosuje wobec uchodźców z Palestyny, którzy uciekli tu po pierwszej wojnie izraelsko-arabskiej w 1948–1949 r. Szacuje się, że teraz w dwunastu obozach mieszka ok. 450 tys. Palestyńczyków. To przykład, który najlepiej pokazuje jak może wyglądać wielopokoleniowe uchodźstwo.

Obozowiska przerodziły się w slumsy oddzielone od reszty miasta. Na wjazdach stoi wojsko. Ale w palestyńskich dzielnicach libańskie władze nie sprawują realnej władzy, porządku pilnują lokalne milicje. Są to miasta w miastach, które najczęściej stanowią miejsca podwyższonego ryzyka.

- Po tylu latach uchodźcy palestyńscy nadal nie otrzymali libańskiego obywatelstwa. Mają ograniczony dostęp do rynku pracy, państwowej służby zdrowia i edukacji. Oprócz tego prawo zabrania Palestyńczykom kupowania nieruchomości poza granicami obozów, co znacząco utrudnia możliwość integracji w libańskim społeczeństwie – opowiada dr Dorota Woroniecka-Krzyżanowska, która bada zjawisko uchodźstwa na Bliskim Wschodzie.

8-letnia Ritaj (z prawej) ze starsza siostrą. Ojca nigdy nie poznała. Zginął w czasie walk. Dziewczynka marzy żeby zostać lekarką

8-letnia Ritaj (z prawej) ze starsza siostrą. Ojca nigdy nie poznała. Zginął w czasie walk. Dziewczynka marzy żeby zostać lekarką

Źródło: PCPM

Tylko cześć Palestyńczyków, wbrew przeszkodom, zdołała przystosować się do życia w takich warunkach – znaleźli pracę, otworzyli biznesy, starają się kształcić swoje dzieci. Wielu nigdy nie wyrwało się jednak z ubóstwa slumsów.

Ich dzieci często, zamiast nauki w szkole muszą podejmować pracę, bo inaczej rodzina nie przetrwa. To błędne koło - brak wykształcenia skazuje kolejne pokolenia na życie w biedzie.

Sytuacja Syryjskich uchodźców coraz bardziej zaczyna przypominać tą, w której znaleźli się Palestyńczycy.

- Szacuje się, że trzy czwarte Syryjczyków w Libanie nie ma ważnego pozwolenia na pobyt, co wiąże się z ryzykiem aresztu, nie wspominając o ograniczaniu możliwość poruszania się i zarobkowania. Dzieci, które przychodzą na świat w takich rodzinach, nie mają podstawowego poczucia bezpieczeństwa, które daje prawo do pobytu. To destrukcyjnie działa na psychikę zwłaszcza najmłodszych, którzy rosną ze świadomością braku perspektyw i niepewnością tego, co będzie jutro. Im dłużej to trwa, tym ciężej może być im się odnaleźć w dorosłym życiu – opowiada Woroniecka-Krzyżanowska.

Turecka fregata zatrzymuje łódź z syryjskimi uchodźcami, którzy próbowali wydostać się z Libanu. Wrzesień 2020 roku

Turecka fregata zatrzymuje łódź z syryjskimi uchodźcami, którzy próbowali wydostać się z Libanu. Wrzesień 2020 roku

Autor: Ministry of National Defense of Turkey

Źródło: Getty Images

Prognozy wskazują, że problem dalej będzie narastał. W niektórych miastach rodzi się teraz więcej syryjskich dzieci niż libańskich. Cześć porodów odbywa się w namiotach, bo opłacenie pobytu w szpitalu byłoby szczytem luksusu. A przecież na to nie stać nikogo.

- Mam 50 lat i chciałam nauczyć swoje dzieci zaradności i odpowiedzialności za siebie, ale nie mam na to środków. Boli mnie, że nie mogę dać im przykładu – mówi Latifa, jedna z mieszkanek obozu. - Strach o to, że może zabraknąć jedzenia, nie pozwala myśleć o przyszłości.

Wirtualna Polska i Polskie Centrum Pomocy Międzynarodowej razem wspierają uchodźców syryjskich. Możesz pomóc. Kliknij w zbiórkę: