Stare książki, Helmut Kretz, Getty Images

W tajnych sakwach i balonem, w okładkach od książeczek do nabożeństwa i książek kucharskich. Z narażeniem życia i z nadzieją, że zostanie się złapanym. Tak przemyca się książki.

Gui Minhai, znany również jako Michael Gui, został uprowadzony ze swojego letniego domu w tajlandzkim kurorcie Pattaya w pażdzierniku 2015 roku. Rodzina zobaczyła go dopiero po kilku miesiącach w programie chińskiej telewizji państwowej. Ze łzami w oczach przekonywał, że dobrowolnie udał się do Chin, bo chce odpowiedzieć za całe zło, które wyrządził. Początkowo władze w Pekinie utrzymywały, że Gui jest winny wypadku drogowego, ale jego córka Angela od początku nie miała wątpliwości: jej ojca uprowadzono z powodu książek. W tym samym czasie zniknęło czterech innych księgarzy. W końcu padły oficjalne zarzuty: przemyt 4 tysięcy tomów.

Mieszkający w Hong-Kongu Gui, korzystając z tego, że mieszkańcy tego miasta na mocy międzynarodowych porozumień mają zagwarantowane demokratyczne swobody, wydawał zakazane na kontynencie plotkarskie książki, m.in. o życiu erotycznym chińskich dygnitarzy. Ostatnia to "Xi i jego sześć kobiet" o romansach chińskiego przywódcy Xi Jinpinga. Gui nie tylko książki wydawał, ale także, zmieniając okładki na "nieszkodliwe", pakując je w czarną folię i korzystając z pośrednictwa zaprzyjaźnionych kurierów, dystrybuował po całych Chinach.

Jego porwanie sprawiło, ze ludzie zaczęli się bać. Nikt już nie chce takich książek pisać, wydawać ani drukować. Ludzie boją się nawet czytać - mówi Angela.

Przyznaje, że ona też się boi. O życie swoje i ojca. Niejeden przemytnik książek skończył tragicznie.

Książkonosze na torturach

Litwini, którzy ufundowali jedyne muzeum przemytników książek, mówią o nich - książkonosze, żeby pejoratywnym określeniem nie naznaczać ludzi zasłużonych dla literatury. Odkąd istniały księgi zakazane, byli też oni. zwykle bezimienni, wiozący w tajnych sakwach zakazanego Galileusza, "Dekameron" Boccaccia, Kanta i Kartezjusza, Andrzeja Frycza-Modrzewskiego i Woltera. Na początku szmuglowano przede wszystkim księgi zakazane przez Kościół, potem, wraz z kształtowaniem się państw narodowych, na cenzurowanym znalazły się książki i gazety utrwalające separatystyczne dążenia.

"Dekameron"

"Dekameron"

Źródło: Forum

Litewski przemyt książek w XIX wieku został uznany przez UNESCO za unikalne zjawisko historyczne. W związku z tym, że carat zabronił posługiwania się litewskim, przez granicę z Prusami zaczęły płynąć setki tysięcy tomów (skalę przemytu obrazują przede wszystkim zachowane raporty ochrany, która w ciągu jednego tylko roku zarekwirowała 50 tys. woluminów). Książki i gazety były dostępne w każdej parafii.

Książkonoszy nie odstraszało ryzyko: zatrzymani z taką kontrabandą byli torturowani, na miejscu rozstrzeliwani, a w najlepszym razie zsyłani na Syberię.

Oczywiście w dobie rusyfikacji szmuglowano też polskie książki na teren zaboru rosyjskiego. Literat Niezabytowski został skazany na dwadzieścia lat katorgi oraz utratę mienia i szlachectwa za przemyt dzieł swoich i Adama Mickiewicza. „Rewolucyjny i szkodliwy“ poemat "Pan Tadeusz" był przemycany do kraju pod fałszywymi tytułami (np. jako książeczka do nabożeństwa), ręcznie przepisywany, a także ukrywany w specjalnie przez introligatorów produkowanych pudełkach z podwójnym dnem.

Koncert Wojskiego z "Pana Tadeusza", ilustracja Stanisława Masłowskiego

Koncert Wojskiego z "Pana Tadeusza", ilustracja Stanisława Masłowskiego

Źródło: Wikimedia Commons - uznanie autorstwa CC BY

O dziwo przemyt książek w XIX i XX wieku kwitł też w Stanach Zjednoczonych - kraju, który od początku swojego istnienia ma wpisaną w konstytucję wolność słowa, ale jednocześnie długie tradycje obyczajowej cenzury. Do dziś działają tam quazi-cenzorskie instytucje, które zakazują niektórych książek w poszczególnych miastach czy stanach, choć nikt nie zabrania mieszkańcom zamawiać ich w internetowych księgarniach.

W Stanach miała swego czasu miejsce najbardziej kuriozalna i prawdopodobnie jedna z najważniejszych dla światowej literatury XX wieku akcja przemytu książki. Chodziło o jeden egzemplarz!

Niemoralne arcydzieła

Jest upalne lato 1933 roku. Człowiek, który miał w walizce egzemplarz "Ulissesa", poci się niemiłosiernie. Za próbę wwiezienia tej książki do Stanów groziło więzienie. Celnik był tak samo wykończony upałem. - Przechodzić - mruknął. Mężczyzna z walizką nie ruszył się z miejsca. - Mogę mieć w środku narkotyki - wskazał na swój bagaż. Powinieneś tu zajrzeć.

Celnik niechętnie otworzył walizkę. Udał, że nie widzi zakazanego tomu. - Powinieneś ją skonfiskować - przemytnik miał w oczach desperację. Funkcjonariusz jeszcze próbował oponować: "przecież wszyscy teraz to przywożą z Europy". W końcu jednak machnął ręką, zabrał książkę i usiadł do spisywania protokołu konfiskaty.

"Ulisses" po raz pierwszy ukazał się w odcinkach w 1920 roku w "The Little Review". Powieść została uznana za obsceniczną i zakazana w całym kraju. Przez kolejna dekadę wychodziły tylko okrojone i pirackie, bo wydane bez zgody autora wersje. Jeden z założycieli wydawnictwa Random House Bennet Cerf zamarzył, by wydać pełną edycję. Taką, jaka w 1922 roku ukazała się w paryskim wydawnictwie Shakespeare Publishing.

Autor: The Granger Collection

Źródło: Forum

Wręczył wiecznie spłukanemu Joyce’owi 1500 dolarów zaliczki. W zamian chciał tylko pełnomocnictwa, by zawalczyć o zniesienie cenzorskiego zapisu. Problem tkwił jednak w obowiązującym prawie. Sędzia, który rozpatrywał sprawę, mógł wziąć pod uwagę wyłącznie tekst nie tylko najeżonej pornografią, ale także trudnej w odbiorze powieści. A Cerfowi zależało, by uwzględnił opinię ówczesnych tuzów krytyki i literackiego świata którzy już czuli, że chodzi o arcydzieło. Wpadł na pomysł, by te recenzje i opinie powklejać do kupionego w Paryżu egzemplarza i dopilnować, żeby ta konkretna książka została skonfiskowana na granicy. Dzięki temu mogła być dowodem w sądzie. Udało się.

Joyce nie był jedynym zakazanym autorem. Z podróży do Europy Amerykanie masowo szmuglowali m.in. swojego ziomka Henry'ego Millera.

Jeszcze w połowie dwudziestego wieku amerykański sąd musiał się wypowiadać na temat "czystości" szarpanych za lubieżność, niemoralność i erotyzm "Azylu", "Dzikich palm" Faulknera czy "Poletka Pana Boga" Caldwella. "Lolita", najsłynniejsza powieść jednego z najwybitniejszych prozaików XX wieku, Vladimira Nabokova, została, po odrzuceniu przez czterech amerykańskich wydawców, opublikowana w 1955 roku w Paryżu, w wydawnictwie specjalizującym się w... pornografii. Nawet Günter Grass dostał etykietkę pornografa i żądano wycofania "Blaszanego bębenka" oraz "Kota i myszy" z bibliotek publicznych. Lista nazwisk jest długa – pisze Bohdan Gadomski.

Przemytnicy na froncie zimnej wojny

Amerykanie przemycali też książki w drugą stronę. Do Europy, a konkretniej za żelazną kurtynę od zakończenia II wojny światowej do 1990 roku trafiło 10 mln książek. Najwięcej, około 4 miliony, do Polski. W ten sposób przyjeżdżały do nas dzieła Czesława Miłosza, książki Sołżenicyna.

Autor: Tomasz Abramowicz

Źródło: PAP

Na pomysł wpadł rumuński emigrant George Minden, który przekonał do swojej akcji CIA (oficjalnie zaangażowanie amerykańskiego rządu w całą operacje potwierdziły dopiero ujawnione kilka tygodni temu dokumenty). Zadziwiające były kanały dystrybucji. Pierwsze przesyłki ekspediowano... balonami. Potem już bardziej klasycznie: w punktach dystrybucyjnych w Europie Zachodniej rozdawano je obywatelom bloku wschodniego. Wielu czytelników wiedziało o możliwości otrzymania darmowej książki, nie wszyscy jednak podejmowali ryzyko przywiezienia jej do kraju. A o to, by każdy egzemplarz trafił do jak największej liczby osób, organizatorom akcji chodziło.

Prowadziłam w końcu interes i wydawało mi się rzeczą sztuczną rozdawanie książek w księgarniach. Ludzie ze strachu czasem wyrzucali książki przed powrotem do kraju. Na książce kupionej mogło im bardziej zależeć – opowiada właścicielka wiedeńskiej księgarni Zofia Reinbacher.

Płacić wolno było w krajowej walucie. Złotówki, mało wtedy w Wiedniu przydatne, wysyłano z powrotem do kraju dla solidarnościowego podziemia.

Przemycano nie tylko książki, ale także rękopisy. Tak było np. z "Archipelagiem Gułag" Sołżenicyna. W 1968 roku książka została przeszmuglowana w formie mikrofilmu do Szwajcarii. "Doktora Żywago", arcydzieło Borysa Pasternaka, świat poznał dzięki anonimowemu agentowi MI16, który wywiózł rękopis na kliszy fotograficznej.

W singapurskim mieszkaniu Gui Minhaia pozostawione na nocnej szafce książki pokrywa coraz grubsza warstwa kurzu. Angela nie ustaje w wysiłkach o uwolnienie ojca. Od porwania minęło półtora roku. - Czy ktoś jeszcze o nim pamięta? - pyta dziewczyna.