Tomek Mackiewicz w 2014 r. podczas zimowej próby wejścia na Nanga Parbat, Michał Dzikowski, PAP

Artur Hajzer nie miał dla pierwszej wyprawy Tomka Mackiewicza litości, choć widział jego potencjał i liczył, że utalentowany samouk zrobi oficjalne kursy wspinaczkowe. Późniejszy zdobywca Nanga Parbat, który na zawsze został na tej górze, wolał trzymać się poza systemem.

Buntownik i niespokojny duch, Mackiewicz lepiej się czuł funkcjonując niezależnie, trochę na marginesie polskiego środowiska górskiego i wspinaczkowego. Jego pełne nagłych zwrotów akcji życie i walkę o zdobycie Nanga Parbat, morderczej ośmiotysięcznej góry, opisał Mariusz Sepioło w książce "Nanga Dream" (wyd. Znak). Oto jej fragment.

Śladami Zawady

[…] Tomek znów planuje wyprawę. Tym razem cel ma być jeszcze trudniejszy, większy, ambitniejszy. Jest na świecie góra, której dotąd nikt nie zdobył zimą. Nikt. "Lodowi wojownicy" z Polski, najlepsi w swoim fachu, próbowali parę razy. Ludzie z całego świata przyjeżdżali do Pakistanu, żeby się z tą górą zmierzyć, i polegli wszyscy. Może pierwszym, któremu się uda, będzie właśnie Tomek? Ta myśl, kiedy się pojawia, musi być jak zastrzyk endorfin.

Tomek Mackiewicz podczas wspinaczki na Nanga Parbat w 2014 r.

Tomek Mackiewicz podczas wspinaczki na Nanga Parbat w 2014 r.

Autor: Michał Dzikowski

Źródło: PAP

W wywiadzie Tomek powie:

"Mnie góry wciągnęły makabrycznie. Wprawdzie w Kirgistanie, gdzie na Khan Tengri chciałem wejść drogą Woronina, dostałem ostry wpierdziel, ale już wtedy pojawił się pomysł, bym zaczął łoić wysokie góry. Postawiliśmy na Himalaje, a największą i zarazem najbliższą była Nanga. Chcieliśmy kontynuować to, co Andrzej Zawada (słynny lider wielu polskich wypraw himalajskich) rozpoczął, czyli wspinanie zimowe".

Tak, idee Zawady są dla niego i dla Marka Klonowskiego ważne. Chcą być pierwsi, chcą się wyróżnić z tłumu, wysunąć na prowadzenie, zrobić coś niemożliwego. Ale niekoniecznie w takim stylu i z takim zapleczem, jak inni "lodowi wojownicy". Marek zapamięta:

_"Zajmowałem się deweloperką farm wiatrowych. Biuro, nuda. Siedziałem godzinami na Google Earth – dobre zajęcie, patrzący przez ramię może pomyśleć, że pracujesz. Planowałem wycieczki, co roku wymyślałem coś, co mnie trzymało, na co mogłem czekać. W 2010 roku wyskoczyłem do Tomka z propozycją Nangi". _

Tomek, oczywiście, podłapuje pomysł w mig.

_ - Nanga wzięła się stąd, że na nią pozwolenia były stosunkowo tanie _

- mówi Joanna (była żona Tomka). - Wymyślili z Markiem, że trochę mniejszym kosztem niż na przykład na K2 pojadą pod Nangę i spróbują. Tam jest też po prostu krótsza trasa. Wystarczy odejść trochę od głównej drogi, chwila trekkingu – i już jest się pod górą.

Projekt ma ich styl, odzwierciedla ich podejście do świata. - Nazywa się "Nanga Dream. Justice for All". "Sprawiedliwość dla wszystkich" – powie Marek Dominikowi Szczepańskiemu. _"Trochę ludzi to podchwyciło, zaczęło nam kibicować. Jak tu nie walczyć, nie wypruwać się, by świat stał się sprawiedliwy? Żeby się to spełniło, można zrobić wszystko, nawet się poświęcić. Jezus chyba tak samo zrobił, nie?" _

A Nanga Dream?

Sen o ośmiotysięczniku

„Niezgoda na to, jak zbudowany jest świat (…). Jeśli dla kogoś sensem życia są sprawy materialne – dom, nowe auto – to nie czuje, że jest zniewolony. Myśli, że pracuje na coś. A dla Tomka Nanga była inną formą pracy. Mówił, że na górze tyra fizycznie, czyli tak jak w pracy. Tylko że nosi plecak, a nie siedzi w warsztacie”.

Przed wyprawą wybucha miniskandal, środowiskowy spór o zasady.

– Cała historia zaczęła się od tego, że po prostu grzecznie poprosiłem: byliście tam, panowie, to pomóżcie – opowiada Marek Klonowski. – Pojedziemy tam tak czy siak, więc dajcie jakieś podpowiedzi, mapki. A tu zjeba od razu: co wy robicie? Idźcie lepiej w zimie w Tatry, podszkolcie się, pokażcie wykaz przejść, to pogadamy. Nie byliśmy w tak zwanym środowisku górskim mile widziani. Ale co to znaczy "środowisko górskie"? – zastanawia się Marek. - Polski Himalaizm Zimowy? Rządowy program? Wtedy zrobiła się publiczna "kosa", bo wszystko wylądowało na forum: wyciekł mail, który dostałem od Artura Hajzera. I się zaczęło.

W biografii Artura Hajzera autorstwa Bartka Dobrocha Andrzej Marcisz opowiada o tym, jak starał się Tomka i Marka bronić przed szefem PHZ. Tłumaczył, że brak doświadczenia tatrzańskiego o niczym nie świadczy, jeśli chłopaki mają determinację i naturalną zdolność do szybkiej aklimatyzacji, i że w Polsce jest takich ludzi niewielu. Ale Hajzer miał Mackiewicza i Klonowskiego "skreślić z zasady".

"Krył się za tym taki zarzut: my to ogarniamy, a wy pstryk, z marginesu próbujecie wskoczyć do naszego garnuszka” – powie Tomek w wywiadzie. "A dlaczego nie? Nikomu krzywdy nie robimy, pieniędzy nie zabieramy. Jedyna rzecz, jaką zrobiliśmy, to napisaliśmy maila z pytaniem o drogę na tę górę, takie techniczne sprawy. Nikt nam nie odpowiedział, tylko zostaliśmy zaatakowani, że jesteśmy nienormalni, że nie mamy kwalifikacji. A ja przecież miałem samotne wejście na Chan Tengri. Zdziwiła nas ta reakcja, więc wymyśliliśmy to hasło: ‘Justice for All’. Ale jest też drugie dno. Niesamowity kontrast między światami. Europa jest bardzo bogata. Żyje w luksusie. U nas ludzie zapominają o wartościach, materia jest istotna. Ktoś ci zrobi ryskę na samochodzie, a ty jesteś w stanie zaszlachtować go na miejscu. Lakier na aucie jest ważniejszy niż drugi człowiek. A tam jest inaczej. W Pakistanie ludzie żyją w bardzo trudnych warunkach, ale mimo tej wielkiej biedy zachowują godność, śmieją się, bawią, bez alkoholu, narkotyków”. […]

Tomek Mackiewicz jako mały chłopiec

Tomek Mackiewicz jako mały chłopiec

Autor: Adam Staśkiewicz

Źródło: East News

Polaków marzenie o Nanga Parbat

Polacy od lat próbują zdobyć Nangę. Zimą nie udaje się to dotąd nikomu. Najpierw są ekspedycje zakopiańczyków na czele z Maciejem Berbeką na przełomie lat 80. i 90. Potem wyprawy Andrzeja Zawady, które wycofują się pod naporem kapryśnej pogody. Wreszcie wyprawa Jacka Telera i Jarosława Żurawskiego zimą 2008/2009 oraz dwie, w których bierze udział Artur Hajzer. To dlatego właśnie do szefa PHZ zwraca się Marek z prośbą o wskazówki.

Pierwsza wyprawa z udziałem Hajzera odbyła się na przełomie roku 2006 i 2007. Był to poważny projekt, w zamierzeniu stanowiący kontynuację idei starszego pokolenia polskich himalaistów i wypełnienie „Manifestu zimowego” Krzysztofa Wielickiego. Pod nazwą „HiMountain Nanga Parbat 2006/2007” do Pakistanu ruszy ekspedycja w składzie: Krzysztof Wielicki (kierownik), Jan Szulc, Jacek Berbeka, Artur Hajzer, Tommy Heinrich, Jacek Jawień, Przemysław Łoziński, Robert Szymczak, Krzysztof Tarasewicz, Dariusz Załuski. Akcja górska trwa trzydzieści osiem dni, udaje się wejść najwyżej na 6000 metrów. Himalaiści chcą zdobyć górę od strony Rupal, drogą Schella (granią południowo-zachodnią).

Nanga, jak zwykle zimą, daje się jednak wspinaczom we znaki. Panują bardzo niskie temperatury, których odczuwalność zwiększa się przez silnie wiejący wiatr. Himalaiści ciężko pracują, walczą, ale zazwyczaj tylko po kilka godzin dziennie i tylko do pewnego pułapu wysokości, za którym, jak mówią, jest piekło. [...]

Druga była wyprawa unifikacyjna na Nanga Parbat i Gaszerbrumy wiosną 2010 roku. Hajzer jest kierownikiem wyprawy, w składzie znajdują się między innymi Robert Szymczak, Rafał Fronia, Jerzy Natkański, Marcin Kaczkan. Działają na Nandze jako jedyni w tym czasie. Na górze nie zdążyły jeszcze stopnieć śniegi, ale bardzo szybko, bo w ciągu dwudziestu dni, ekipa zakłada obóz IV i przygotowuje się do ataku szczytowego. Szczyt jako pierwsi zdobywają Artur Hajzer i Robert Szymczak. Prób w następnych dniach będzie jeszcze kilka, ale dopiero ponad tydzień później na szczycie staje Marcin Kaczkan. Sprawozdanie z wyprawy pokazuje, z jak całościowym, profesjonalnym podejściem próbowano zrealizować na Nanga Parbat wytyczone cele. Widać styl kierowania wyprawą, ale też całym programem Polski Himalaizm Zimowy przez Artura Hajzera. Tego, który stanie wkrótce na drodze Mackiewiczowi i Klonowskiemu.

"Wyprawa była bardzo silna sportowo" – pisze Hajzer w podsumowaniu pierwszego etapu wyprawy unifikacyjnej. "Uczciwie przepracowany sezon zimowy w Tatrach, indywidualne programy treningowe dały bardzo dobre efekty. Czasy pokonywania odcinków między obozami były bardzo dobre mimo trudnych czerwcowych warunków (kopny śnieg). Duże trudności techniczne w ścianie Kinshofera, w skałach powyżej obozu II, na polach lodowych poniżej obozu III i w kopule szczytowej pokonywano sprawnie. Niemal wszyscy uczestnicy utrzymywali duży potencjał wytrzymałościowy przez cały czas".

Hajzer rozlicza postawę sportową, decyzje, konkretne ruchy każdego członka wyprawy w trzech długich punktach, ocenia dobór sprzętu, rozpisuje szczegółowo warunki pogodowe i ich wpływ na akcję górską. Zastanawia się też, czego zabrakło, by sukces był jeszcze większy, i wymienia: doświadczenie taktyczne, odporność psychiczną podczas przedłużającej się wyprawy, urlopy.

Artur Hajzer

Artur Hajzer

Autor: Grzegorz Celejewski

Źródło: Agencja Gazeta

"Killer Mountain" - zabójcza góra

Dwóch chłopaków - jak zwykło się mówić o Tomku i Marku w środowisku - którzy wymarzyli sobie zdobycie Nanga Parbat zimą, jest od takiego podejścia bardzo dalekich. Do swojej wyprawy też długo się przygotowują, studiują szanse i zagrożenia na każdej z dróg na Nandze, analizują pogodę, trenują. Ale też pozwalają sobie na większą swobodę w podejściu do czekającego ich wyzwania.

Do Pakistanu jadą jako zdobywcy Logana i Chan Tengri – gór trudnych i niebezpiecznych – nie mając jednak doświadczenia powyżej 7000 i 8000 metrów. Tomek trenuje, głównie biegając i jeżdżąc na rowerze. Oprócz tego pracuje fizycznie. Jak sam mówi, praca w polu to trening. "Jak przechodziliśmy szczeliny, zawsze chciał iść pierwszy. Na Nandze on prowadził w górę. Kiedy pojechaliśmy bez niego, ja szedłem pierwszy i miałem wrażenie, że robię to ostrożniej niż on - powie Marek w wywiadzie. - Tomek chyba nie chciał zdać sobie sprawy z tego, że w pewnym momencie ciało po prostu nie będzie mogło dać z siebie więcej. Wydawało mu się, że dopóki wola jest silna, to ciało pójdzie".

"Bogini" w pełnej krasie ukazuje się im ósmego dnia wyprawy. Budzą się i patrzą na nią. Tomek ma do niej szczególny stosunek. "To nie jest tylko kawałek skały, w pewnym momencie ona staje się elementem twojej własnej osobowości" - powie potem w wywiadzie. "Daje ci moc, ratuje cię, ale też błyskawicznie potrafi zabrać energię, tak jak w tym roku, gdy chłopaki spadły z lawiną. Jest w stanie cię zabrać w sekundę, ale też bardzo dużo nauczyć. Dziwnie to zabrzmi, ale traktuję ją jak nauczycielkę. Gdy byliśmy tam z Markiem pierwszy raz, była taka pogoda, że musieliśmy się szybko wycofać. Nanga nas upokorzyła. Kiedy się zwijaliśmy i popatrzyłem na nią ostatni raz, to miałem takie wrażenie, jakby miała swoją osobowość, wrażliwość. Mam z nią takie swoje niebanalne relacje".

Wraz z Markiem walczą z terenem, sprawdzają najlepsze trasy. Doskwierają im kłopoty ze sprzętem, który szwankuje. Nastroje się jednak nie pogarszają. W głosach na nagraniu słychać pewność siebie, ale też zadowolenie, szczęście, że tu są, że tu dotarli. Na 5100 metrach staje obóz I. Ostatni. "Fajnie było tu powalczyć, wyjechać w te góry, fajnie było zorganizować ten wyjazd i tak dalej – mówi Tomek do kamery. – Ale szanse na to, że wejdziemy, były od początku bardzo małe. I tak doszliśmy tu na 5100 metrów. No i generalnie co, troszkę podmarzliśmy, wracamy do domu".

Nanga Parbat

Nanga Parbat

Autor: Adam Golec

Źródło: Agencja Gazeta

"Zero"

Artur Hajzer napisze o nich po wyprawie: "Szkoda, że są zamknięci na argumenty, bo marnują swój talent i ich motywacja w PHZ by się przydała – ale sorry – zimową Betlejemkę (Betlejemka to ośrodek szkoleniowy Polskiego Związku Alpinizmu w Dolinie Gąsienicowej) skończyć muszą lub przejść weryfikację eksternistyczną […], potem zaliczyć minimum jeden dobry samodzielny sezon zimowy w Tatrach, a potem dołączyć do PHZ mają szansę. Z chłopakami wymieniłem wiele maili i oni moje zdanie znają, ale zrobić wykazów czy weryfikacji im się nie chciało. Jak pisałem wyżej, doświadczenie wspinaczkowe = ZERO".

Za to zero można się obrazić. Ale Hajzer podaje dokładne powody swojej opinii. Wylicza: "ruszyli do ataku bez aklimatyzacji" "w kilkunastodniowych atakach non stop na 8000 się nie wchodzi", "nie przeszli żadnej drogi w Tatrach, ani zimą, ani latem, nie mówiąc o Alpach", "posiadali praktycznie zerowe doświadczenie nie tylko wspinaczkowe, ale i górskie", "nie skończyli żadnego kursu i ja bym się po prostu bał z nimi związać liną", "niechętni byli poddaniu się jakiejkolwiek weryfikacji", nie uznawali standardów wypracowanych przez PZA".

Tomek skomentuje:

"Myśmy byli przyzwyczajeni z Markiem, że cały czas idziemy, pchamy do przodu, a tu się okazuje, że dochodzimy do ściany i koniec, nie ma ucieczki z doliny. Droga jest zablokowana ścianą i tej ściany nie da się pokonać. Doszliśmy na 5100 i dostaliśmy takie bęcki, że najlepszym wyjściem z tego było po prostu wycofanie się. Nie byliśmy przygotowani do obcowania w takich warunkach, nie mieliśmy namiotu bazowego czy czegoś takiego. Mieliśmy wpaść w te góry, potem łoimy, lekka aklimatyzacja i spadamy stąd. Nie mieliśmy po prostu kasy na wyprawę himalajską z miesięcznym czy dłuższym siedzeniem tam (…). Środowisko było oburzone, że dwójka ludzi jedzie sobie, ot tak, zdobyć szczyt Nanga Parbat. W sumie jest to zrozumiałe dla mnie. W tamtym momencie chcieliśmy kontynuować pewien wątek. Nie było jeszcze idei rekonstrukcji himalaizmu zimowego. A my z Markiem nie chcieliśmy, by energia, którą poświęcili kiedyś Polacy na zimowe wejścia, poszła nagle w niepamięć".

Okładka książki "Nanga Dream"

Okładka książki "Nanga Dream"

Autor: Wydawnictwo Znak

Źródło: Materiały Wydawnictwa Znak

Dwa lata po pierwszej wyprawie Tomka z 2011 r. Artur Hajzer ginie na stokach Gaszerbruma. Pięć lat później - w 2018 r. ginie sam Mackiewicz. Jako zdobywca Nanga Parbat.

Mariusz Sepioło. Reporter. Publikuje w m.in. w "Tygodniku Powszechnym", "Polityce" i "Gazecie Wyborczej". Autor książek reporterskich: "Ludzie i gady" (wyd. Czerwone i Czarne, 2017) o życiu w więzieniu i "Himalaistki" (wyd. Znak, 2017) oraz najnowszej "Nanga Dream" (wyd. Znak, 2018). Można się z nim skontaktować przez stronę internetową www.mariuszsepiolo.com.