Dolina Rospudy w 2007 roku, Jerzy Gumowski, Agencja Gazeta
Krystyna Romanowska: Jakie jest najpiękniejsze bagno, które pan widział?
Prof. Wiktor Kotowski: Torfowisko w Dolinie Rospudy.
Moje najpiękniejsze bagno to małe torfowisko koło Sejn. Jeszcze przed wojną wydobywano stamtąd torf, wujek utopił tam niemieckiego mauzera z zepsutym zamkiem, a mama z wykopywanej na skraju bagna gliny lepiła lalki. Ja – obserwowałam żaby i wyciągałam rośliny bagienne. Moje dzieci tego bagna nie zobaczą, bo już go nie ma. Co jest pięknego w bagnach?
Trwanie, niezmienność. To miejsce, które wygląda tak, jak parę tysięcy lat temu, kiedy człowieka nie było w tych okolicach. Pierwotność i dzikość.
Powrót do przeszłości.
Będąc w takich miejscach jak bagienna dolina Rospudy ma się świadomość, że krajobraz i roślinność tam w tej chwili wygląda tak, jak tysiąc, dwa i cztery tysiące lat temu. W żadnym innym ekosystemie nie masz takiej możliwości. Inne miejsca ulegają znacznie szybszej sukcesji, szybciej też reagują na wpływ człowieka związany z immisją azotanów czy z gatunkami inwazyjnym. Bagna, pod warunkiem że nie są osuszone, trzymają się. Trwają.
Jako mały chłopiec chodził pan po bagnach?
Moi rodzice byli biologami, zajmowali się fitosocjologią. Zdarzało się, że trafialiśmy na bagna. Podobały mi się najbardziej: zawsze była przeprawa, a kiedy się przebrnęło przez torfowisko i doszło do rzeczki, na jego końcu widziało się kwitnące kosaćce żółte, które ludzie bywający nad w miarę dzikimi wodami na pewno znają. To jest dla mnie zaczarowany obraz z dzieciństwa: woda, ważki i niesamowite, wielkie jaskrawe kwiaty.
Jak z obrazu Mehoffera.
Tak. Wprawdzie ten obraz jest namalowany w ogrodzie, a nie na bagnie, ale to był jeden z moich ulubionych obrazów, kiedy z mamą chodziłem jako kilkulatek do Muzeum Narodowego: goły dzieciak, za którym leci wielka ważka.
Jak ta fascynacja zamieniła się w zawód?
Na studiach biologicznych pojechałem na wymianę studencką do Holandii do Uniwersytetu w Groningen i trafiłem do grupy, która się zajmowała odtwarzaniem torfowisk. To była połowa lat 90. Holendrzy zajmowali się problematyką odtwarzania bagien, bo u nich bagien już nie było – wszystkie osuszyli. Zrobiłem doktorat między Holandią a Polską na temat ekologii roślinności na torfowiskach niskich i strategii ich ochrony.
Stereotypowe myślenie o bagnach i mokradłach jest takie: "po co ma istnieć coś, po czym nie można chodzić, jeździć na rowerze, na rolkach, palić grilla, o wiele lepiej jest to zagospodarować".
Efekt? Kiedyś 14 proc powierzchni Polski były mokradłami i bagnami. Do dziś przetrwała jedynie niewielka ich część. Co się stało? Torfowiska zostały pocięte rowami melioracyjnymi i zamienione na obszary rolnicze. Zlikwidowano też nadrzeczne rozlewiska, a rzeki wyprostowano, skracając ich bieg. W efekcie 70-90% polskich rzek ma zaburzone funkcjonowanie – zarówno pod względem hydromorfologii, jak i jakości wody.
Co to dla nas oznacza?
Zwiększenie emisji gazów cieplarnianych, utratę chronionych gatunków roślin, a przede wszystkim suszę. Mała jest świadomość tego, że bagna i mokradła odgrywają ważną rolę jako pochłaniacze CO2 i "magazyny" węgla. Osuszanie bagien prowadzi do tego, że z pochłaniaczy stają się emitorami dwutlenku węgla – w Polsce degradacja osuszonego torfu powoduje emisje ok. 29 mln ton C02, a przecież dążymy do obniżenia emisji gazów cieplarnianych.
Co już straciliśmy? Pan, ja, inni Polacy?
Widać to gołym okiem. Rzeki nie potrafią już się oczyścić. Nadrzeczne mokradła - te miejsca, po których nie można jeździć na rolkach ani na rowerze - to główny element mechanizmu samooczyszczania. Co za tym idzie - straciliśmy możliwość pływania w czystym Bałtyku. Dopóki rzeki miały tę zdolność - do Bałtyku dopływała znacznie czystsza woda, nawet jeżeli rolnicy dostarczali na pola ogromne ilości nawozu. Straciliśmy dużą część różnorodności biologicznej – owadów, ptaków, bo mokradła to jedne z najważniejszych siedlisk przyrodniczych. Okazuje się, że jedna trzecia gatunków owadów w skali świata jest zagrożonych wyginięciem, a ich biomasa ginie w tempie 2,5% na 10 lat. To katastrofa ekologiczna. Oczywiście nie tylko utrata mokradeł przyczyniła się do niej, bo obok utraty siedlisk druga przyczyna to zapewne chemizacja rolnictwa. Ale dla wielu owadów mokradła są kluczowym obszarem występowania, podobnie jak kwietne łąki, które także znikają.
Łąki?
Wynika to z tego, że kilkadziesiąt lat temu osuszono mokradła, założono na nich łąki, odwadniano dalej. Łąki zubożały gatunkowo na skutek osuszania, częstego koszenia i wysokiego nawożenia. Potem okazało się, że krowy mogą stać w oborach i jeść kukurydzę. Wobec tego prawdziwych łąk w ogóle nie mamy. Bez mokradeł lub bogatych łąk kwietnych owady nie mają gdzie się lęgnąć i wyżywić. Bez owadów nie mamy ptaków, płazów, gazów, ssaków owadożernych. Jeżeli ich nie mamy, to niewiele z przyrody zostaje - giną także rośliny zapylane przez owady. Jesteśmy w trakcie największej katastrofy przyrodniczej w historii świata. To, że jeszcze tego nie widzimy, wynika z tego, że mamy krótką pamięć – nie pamiętamy, jak świat wyglądał jeszcze kilkadziesiąt lat temu.
Najbardziej spektakularne obszary osuszonych w Polsce bagien?
Bagno Wizna, cała dolina Noteci, okolice kanału bydgoskiego, Dolina Bzury, Krowie Bagno na Polesiu. Już od lat 70. naukowcy ostrzegają przed negatywnymi skutkami osuszania bagien. Kompletnie nie zdajemy sobie sprawy, jak powszechne były kiedyś torfowiska w krajobrazie. Przez prawie każde przeprowadzono rów melioracyjny. Jeżeli były nad rzekami, to wzdłuż rzeki jechała koparka i wjeżdżała przy każdym bagnie w głąb. Kopano rowy, żeby spuścić wodę, "uprodukcyjnić" teren. Do tego dołożyła się wspomniana regulacja rzek.
Co w takim razie robić?
Powinniśmy natychmiast rozpocząć odnawianie mokradeł nadrzecznych nad małymi rzekami. Nie musi to być wielka skala. Zróbmy to kilkadziesiąt, kilkaset metrów od rzeki, niech rzeka będzie rzeką, czyli niech ma bagna – oczywiście nie wszędzie, ale tam, gdzie kiedyś występowały. Ale potrzeba do tego odpowiednich uregulowań prawnych, których nie ma.
Ku zdumieniu wszystkich okazało się, że Białoruś jest przodownikiem w nawadnianiu osuszonych torfowisk i od lat wykazuje to w ramach krajowych redukcji emisji gazów cieplarnianych. Dlaczego akurat Białoruś?
Białoruś jest specyficzna. To kraj o bardzo dużym pokryciu bagnami. W tej chwili można tam zobaczyć ekstrema: jedne z najlepiej zachowanych i najbardziej różnorodnych bagien Europy, np. w dorzeczu rzeki Berezyny (Berezyński Zapowiednik - rezerwat biosfery), a z drugiej strony – niesłychanie zdewastowane torfowiska. Eksploatacja torfu na potrzeby przemysłu ogrodniczego, ale także energetyki - a to najmniej efektywny i najbrudniejszy sposób produkcji energii - jest tam ogromna. Jednocześnie jest to ten kraj w Europie, który ma najwięcej odtworzonych bagien. Białorusini zawdzięczają te odtworzenia niemieckiej Fundacji prof. Michaela Succowa, która chroni torfowiska. Akurat w tym kraju mogło się to bez problemu udać, bo wystarczył jeden dekret prezydenta Łukaszenki, żeby miliony hektarów mogły zostać zalane wodą. W tej chwili ponownie nawadniane są torfowiska w pobliżu Puszczy Białowieskiej po białoruskiej stronie, w obrębie ich parku narodowego. Białoruś jest jednym z niewielu krajów, które może zaoszczędzone emisje CO2 z torfowisk raportować w ramach wykonywania zobowiązań protokołu z Kioto
U nas to niemożliwe?
U nas restytucja torfowisk czy w ogóle wszystkich ekosystemów, które są w rękach prywatnych, zawsze się zderza z problemem, kto jest właścicielem gruntu. Kolejną przeszkodą jest rozdrobnienie działek, nieuregulowane stosunki własnościowe, ale też niska świadomość. Trudno dyskutować z rolnikiem, który kompletnie nie zdaje sobie sobie sprawy z tego, że bagna, mokradła nie są nieużytkami tylko "pożytkami".
Jaka jest świadomość rolnika, że bagno jest jednak dobrodziejstwem?
Myślę, że żadna.
Toczył pan walki uświadamiające?
Z rolnikami nie rozmawia się łatwo. Rolnik gospodarujący na swoim nie widzi swojego wkładu w globalną, regionalną czy nawet lokalną przyrodę. Jeżeli rolnicy się w jakikolwiek sposób przejmują, to raczej estetyczno-sentymentalnie, typu: "w tej rzece łowiłem kiedyś ryby, tu się kąpałem, było jezioro, ale wyschło". Uświadomienie sobie jednak, że ten jego kawałek przestrzeni ma znaczenie dla zachowania przyrody, dla ginących gatunków czy dla tego, w jakim świecie będą żyły przyszłe pokolenia, jest trudne. Jako naukowcy staramy się popularyzować korzyści płynące z bagien i mokradeł.
Żeby ludzie przestali utożsamiać bagno z nieużytkiem albo z miejscem, w którym rycerza wciągało na dno razem z koniem?
Myślę, że ta tajemniczość, niezwykły, czasami kryminalny nastrój w bagnie można przecież bez śladu utopić ciało - dzikość, niedostępność, tajemnica, to dobre preteksty, żeby bagna polubić. Wszyscy nam mówili, że się nie da, że społeczeństwo kojarzy mokradła z wiedźmami i diabłami, z malarią, komarami i innymi paskudztwami.
Okazuje się jednak, że jest klimat na sympatię do bagien. Od kilkunastu lat na Wydziale Biologii Uniwersytetu Warszawskiego organizujemy Światowy Dzień Mokradeł. Zawsze w okolicach 2 lutego, rocznicy podpisania Konwencji Ramsarskiej, czyli międzynarodowego porozumienia z 1971 roku o ochronie mokradeł. 20 lat temu wraz z grupą przyjaciół założyliśmy stowarzyszenie w celu ochrony mokradeł. Zajęliśmy się na początek mazowieckim torfowiskiem o wdzięcznej nazwie Całowanie. Ktoś wtedy wymyślił, żeby nasze stowarzyszenie nazywało się CMOK - bo to dźwięk całowania, ale także odgłos kalosza wyciąganego z bagna - co rozwijaliśmy jako Chrońmy Mokradła. Po latach zmieniliśmy nazwę na Centrum Ochrony Mokradeł,ale skrót pozostał. Próbujemy popularyzować wiedzę o mokradłach zarezerwowaną wcześniej tylko dla przyrodników pasjonatów i wydaje mi się, że robimy to z powodzeniem.