Piotr Teodorowski, Wikimedia Commons CC BY
Natalia Durman, Wirtualna Polska: Zacznijmy od początku. Dlaczego Aberdeen?
Piotr Teodorowski: Skończyłem szkołę średnią w Bydgoszczy. Zawsze chciałem wyjechać na studia za granicą. Zaaplikowałem do Wielkiej Brytanii. Dostałem się do Kent i Aberdeen, a że w Szkocji jest darmowa edukacja - wybrałem Aberdeen.
Przyjechałeś i co dalej? Jak zostałeś przywitany?
Szkoci są bardzo otwartym narodem. Jak przyjechałem do Aberdeen, niełatwo mi było znaleźć akademik. Ludzie na ulicy byli bardzo pomocni. Jedna osoba zaproponowała mi rozmienienie pieniędzy na bilety, bo tutaj w autobusach się płaci u kierowcy i trzeba mieć odliczoną kwotę. Jak przyjechałem, nie miałem żadnych drobnych.
Jesteś w Szkocji od sześciu lat, a masz bardzo silny akcent. Utrzymujesz kontakt z Polakami?
Tak, mam duży kontakt z Polakami, ale w pracy i w domu mówię po angielsku. Moja dziewczyna pochodzi z Rumunii.
Kiedy podjąłeś decyzję, że zostajesz w Aberdeen?
Decyzję podjąłem po pierwszych studiach. Z dziewczyną uznaliśmy, że chcemy mieszkać wspólnie i Aberdeen będzie najlepszym wyborem.
Czym się zajmujesz?
Pracuję w GREC, czyli Grampian Regional Equality Council - organizacji, która od 30 lat zajmuje się wspieraniem mniejszości etnicznych w północno-wschodniej Szkocji. Moją rolą jest badanie barier w dostępie do służby zdrowia. W tym samym czasie prowadzę inne projekty - obecnie są to badania dotyczące społeczności romskiej, m.in. w Aberdeen. W związku z Polakami robiliśmy projekt w połowie zeszłego roku. To były badania dotyczące dyskryminacji w Szkocji, szczególnie po Brexicie - doświadczenia osób z dyskryminacją, jak można zmienić sposób raportowania i pomocy dla ofiar itd.
Co czułeś, gdy zobaczyłeś wyniki Brexitu?
Byłem w szoku, tak jak wiele innych osób. W Aberdeen 60 proc. opowiedziało się za pozostaniem w UE. Czuć było, że są osoby przeciwko, ale myśleliśmy, że ludzie będą głosować "za". Szkoci byli mili, nie było problemów z dyskryminacją jak w Anglii, przynajmniej nie na taką skalę. Dzień po głosowaniu przyszedł do mnie szef i powiedział: "Peter, you know that you're welcome here" (Piotr, wiesz, że jesteś tu mile widziany - przyp. red.).
Znasz kogoś, kto głosował za Brexitem?
Tak. Koleżanka z pracy zagłosowała "za".
Jak układają się wam relacje? Nie odebrałeś tego personalnie?
Kilka tygodni po głosowaniu mieliśmy spotkanie ze szkockim ministrem. Dotyczyło tego, jak obywatele Unii czują się w czasach Brexitu. Ona słuchała tego wystąpienia. Po jego zakończeniu podeszła po mnie i przyznała, że zagłosowała za wyjściem z UE, ale nie dlatego, że nie chce w Szkocji obywateli Unii, tylko z innych powodów. Zapytała, czy nadal możemy być przyjaciółmi. Odpowiedziałem: "Jak najbardziej tak".
Inny przykład. Mamy w Aberdeen członka szkockiego parlamentu z partii konserwatywnej, który był bardzo aktywny za wyjściem z UE. Współpracowałem z nim od lat, jeszcze kiedy był radnym. W czasie kampanii staliśmy naprzeciw siebie - ja wspierałem kampanię za pozostaniem w Unii, on był przeciwko. Nadal współpracujemy. Nie jest tak, że ludzie nie rozmawiają ze sobą.
Piotr Teodorowski Źródło: Facebook.com
W Polsce mówi się dużo o incydentach rasistowskich. Czy widzisz zmianę w relacjach z ludźmi, których tak dobrze nie znasz?
Patrząc na statystyki, w Szkocji nie ma takich problemów, jakie są w Anglii. Czy pojawiły się incydenty? Pojawiły się. Czy mi się w trakcie kampanii oberwało, że jestem z Polski, że nie jestem Brytyjczykiem? Raz, czy dwa mi się oberwało. Ale nie tak, by człowiek chciał wyjechać i bał się tu pozostać. Trudno mi mówić jak się obywatele Unii i Polacy czują w Anglii, natomiast w Szkocji nie jest tak źle.
Wspomniałeś o incydentach w trakcie kampanii. Co się stało?
Dostałem jedną groźbę w internecie. Dość śmieszna historia. Tutaj jak się prowadzi kampanię, to bardzo często puka się do drzwi, rozmawia się z wyborcami w progu. Przychodzimy często całą partią - zdarzało się, że 10-15 osób z okręgu.
W Polsce trudno to sobie wyobrazić...
Wiem, niektórzy Polacy byli zdziwieni, że pukam do ich drzwi i mówię po polsku: "Dzień dobry". Tu jest zupełnie inna kultura wyborcza.
Więc przychodziliśmy w tych dużych grupach, bo raźniej, lepiej to wygląda, jest bezpieczniej. Zawsze przynosiłem polskie słodycze - ptasie mleczko, delicje. Ktoś wymyślił historię, że daję te słodycze jako łapówkę dla wyborców. Potem napisał, że ktoś inny miał alergię i ja zostawiłem tę osobę, gdy ona nie mogła oddychać, właśnie ze względu na te polskie słodycze. I wtedy trzecia osoba napisała, że jeżeli zapukam do jej drzwi, to mi napryska czegoś w oczy.
Jak myślisz, dlaczego w ogóle Brytyjczycy zagłosowali za Brexitem? Nie żałują?
Część żałuje. Największym problemem było to, że brytyjscy politycy za to, co się działo złego, przez lata zrzucali winę na UE. A Unia nie ingeruje w to, co się dzieje w państwach członkowskich, więc nie reagowała. Drugi powód - wiele spraw w Wielkiej Brytanii nie idzie w dobrym kierunku, np. służba zdrowia, która się zapada.
Brytyjczycy za to też winią Unię?
Tak. Ludzie twierdzą, że trzeba czekać w kolejkach do specjalistów, bo imigranci zajmują im miejsca. W kampanii pokazywano spoty, jak by to było bez imigrantów - przychodzi starsza osoba, dostaje się na wizytę w ciągu 10 minut, a nie w ciągu 8 godzin... Padła obietnica, że gdy Wielka Brytania wyjdzie z UE, będzie 350 mln funtów tygodniowo więcej na służbę zdrowia.
Czyli populizm.
Populizm, który się sprzedał. Wielu osobom nie podobały się cięcia budżetowe i głosowali za Brexitem, żeby pokazać, że nie zgadzają się z polityką partii konserwatywnej.
Masz obawy, że będziesz musiał wyjechać?
W tym momencie czekamy na negocjacje między rządem brytyjskim a UE. W teorii mają uzgodnić najpierw prawa obywateli Unii. Liczę, że szybko to nastąpi i będę wiedział, jaka jest moja sytuacja. W tym momencie nie wiem nic.
W wyborach czułeś się jak kandydat Polaków?
I tak, i nie. Startując w wyborach reprezentuje się wszystkich mieszkańców okręgu. W moim mieszka 20 tys. osób, z czego 2 tys. to Polacy. Dużo jest Litwinów, Nigeryjczyków, Rumunów... Spotykałem się ze wszystkimi grupami.
Aberdeen Źródło: Wikimedia Commons CC BY
Ale to właśnie Polacy stanowią największą mniejszościową grupę?
Tak. Aberdeen to w ogóle najbardziej multikulturowe miasto w Szkocji. 1/6 osób tu mieszkających urodziła się poza Wielką Brytanią. Byłem nie tylko pierwszym Polakiem startującym w wyborach, ale pierwszą osobą w ogóle z tej części Europy.
Jaka była reakcja Polaków na twój start?
Współpracowałem z polskimi organizacjami od lat. Mamy pięć organizacji polonijnych w mieście, wszystkie poparły mnie aktywnie w kampanii. Udało się zjednoczyć całą Polonię i jestem z tego naprawdę dumny.
Niestety, zabrakło ci trochę głosów, by dostać się do rady.
Nałożyły się na to dwie rzeczy. Trzy tygodnie przed wyborami samorządowymi odbyły się wybory do parlamentu brytyjskiego. Wiele osób chciało wyrazić swoją opinię na temat niepodległości. A jak Szkoci głosują w sprawie niepodległości, to głosują albo na szkocką partię nacjonalistyczną, która jest "za", albo na konserwatystów, którzy są przeciwni. Partia Pracy, której ja jestem członkiem, opowiada się za federacyjną Wielką Brytanią, byliśmy więc wciśnięci w środku. Wiele osób, które by mogło zagłosować na nas, poszło zagłosować na konserwatystów. Gdybym miał ten wynik pięć lat temu, to dziś byłbym radnym.
Ile głosów dostałeś?
Prawie 500. Zabrakło ok. 100-200.
Dlaczego w ogóle zdecydowałeś się na start?
Byłem aktywny od ponad pięciu lat. Najpierw działałem w młodzieżowej radzie miasta. Jako pierwszy nie-Brytyjczyk w historii zostałem wybrany jej przewodniczącym, a działa od 20 lat. Teraz jestem członkiem szkockiego parlamentu młodzieży, ale wchodzę w wiek, kiedy już nie mogę uczestniczyć w młodzieżowej polityce. Partia Pracy zapytała mnie w zeszłym roku, czy nie chciałbym wystartować z jej ramienia. Pomyślałem: czemu nie? Warto spróbować.
Myślałeś już co z kolejnymi wyborami?
Pytanie, czy będę mógł startować i jakie będą ustalenia po Brexicie. Następne wybory w Szkocji są do parlamentu - za trzy lata. Wybory samorządowe z kolei za pięć lat. Zobaczymy jaka będzie sytuacja. W tym momencie trudno powiedzieć, co będzie się działo.
Jak myślisz, jak by zareagował Polak, gdyby okazało się, że w naszych wyborach kandyduje Szkot?
To bardzo dobre pytanie. Wierzę, że Polska jest otwartym krajem. Ja dostałem głosy nie dlatego, że jestem Polakiem, ale że pracowałem dla społeczności lokalnej od lat - jako młodzieżowy poseł, radny... Ludzie mnie rozpoznawali.
Czujesz się jeszcze Polakiem, czy już Szkotem?
Zawsze będę dzieckiem obydwu kultur. Polska kultura, język, jedzenie, rodzina... Tutaj z kolei praca, miejsce zamieszkania, znajomi... Nie chcę powiedzieć, że jestem w rozkroku, ale pomiędzy tymi kulturami będę już zawsze.
Jest coś, za czym szczególnie tęsknisz?
Pogoda. To nie stereotyp, to prawda - brytyjska pogoda jest, jaka jest. Jeśli ktoś rozważa przyjazd, to mogę otwarcie powiedzieć, że Aberdeen jest najbardziej słonecznym miejscem w Wielkiej Brytanii.
Dlaczego Polacy wolą mieszkać w Wielkiej Brytanii?
Zależy od osoby. Wiele osób wyjechało po prostu za pracą.
Ale czy tylko o pieniądze chodzi?
Pieniądze są jednym z głównych powodów. Drugi - studenci, którzy wyjechali i zostali. Jak kończy się anglojęzyczny uniwersytet to łatwiej jest znaleźć anglojęzyczną, dobrą pracę. Trzeci powód to przyjazd ze względu na rodzinę. Ktoś przyjeżdża, żeby spłacić kredyt w Polsce, mieszka 2-3 lata, ściąga partnera lub partnerkę, potem dzieci... I zostają.
Jaką opinię mają Polacy w Szkocji?
W Aberdeen - bardzo dobrą. Osób ciężko pracujących, rodzinnych, z wartościami oraz... robiących najlepszego grilla na świecie. W Szkocji często jest tak, że pół domu zajmuje mieszkanie na górze, pół - mieszkanie na dole i dwie rodziny dzielą wspólny ogród. Na górze na przykład mieszkają Polacy, a na dole Szkoci. Szkoci bardzo często mi opowiadali podczas kampanii jak to lubią chodzić do polskich sąsiadów na grilla.
A negatywne stereotypy?
Picie piwa na ulicy. I to nie jest tylko problem tylko Polaków, ile w ogóle ludzi z Europy Środkowo-Wschodniej. Idą do sklepu, kupują puszkę z piwem i piją. Szkoci tego nie tolerują. Tu jest inna kultura, pije się w pubie. Ale policja bardzo rzadko wystawia komuś mandat. Raczej podchodzą, odwracają butelkę do góry nogami, wylewają wszystko, oddają butelkę i odchodzą.
Jest problem gettyzacji?
Jest, ale nie tylko polskiej społeczności, również Litwinów, Łotyszy... Jak ktoś chce, może mieszkać z tą samą grupą etniczną, wśród niej pracować, chodzić do sklepów, gdzie jest obsługa w narodowym języku i latać na wakacje tylko do kraju, z którego pochodzi. Ale wiele osób w tej grupie to osoby, które przyjechały zarobić i za 2-3 lata wrócą do kraju. Osoby, które zostają dłużej, raczej chcą się zasymilować.
Niektórzy nie są w stanie nauczyć się języka. W okręgu, w którym ja startowałem, są zajęcia z gry na instrumentach dla dzieci ze szkoły podstawowej. Dzieci uczą się, potem organizują koncerty dla swoich rodziców - bożonarodzeniowe itd. Nawet jeśli rodzice nie mówią po angielsku, to jest coś, co ich łączy - muzyka ich dzieci. Są więc programy, by łączyć lokalną społeczność.
Z jakimi problemami, oprócz języka, najczęściej spotykają się Polacy na Wyspach?
Mają problemy z dokumentami. Nie orientują się również jak działa służba zdrowia. Ludzie z Polski, Węgier często się gubią, nie wiedzą jakie mają prawa.
Polacy chętnie korzystają z pomocy na miejscu, czy działają na własną rękę?
Głównym źródłem pomocy nadal są rodzina i znajomi. Potem po równo - organizacje polonijne i lokalne.
W Polsce dużo się ostatnio mówiło o problemie dyskryminacji na Wyspach. Czy on faktycznie narasta?
Dużo się mówiło i faktycznie widać wzrost - w Anglii o 60 proc. Ale Aberdeen jest wielokulturowe - to czuć. U mnie w pracy jest nas 10 osób - z Brazylii, Grecji, Polski, Nigerii, Szkocji, Wenezueli, Ameryki... Totalna mieszanka. Prowincja wygląda inaczej. Pojawiły się incydenty dzień, dwa po Brexicie. Ale sam nigdy nie byłem ich świadkiem.
Czy po mieszkaniu od kilku lat w tak multikulturowym miejscu wyobrażasz sobie powrót do Polski?
Jak odwiedzam Polskę, mam dziwne odczucie... Podam przykład. Gdy będziesz przechodziła chodnikiem w Aberdeen, zobaczysz ludzi stojących w kolejce. Zorientujesz się po chwili, że to kolejka do autobusu. W Polsce wszyscy od razu wskakują, tu - najpierw ładnie wychodzą w kolejce osoby, które były w środku, by następnie ładnie mogły wejść w kolejce osoby, które czekały na przystanku. I jak się wychodzi z autobusu, to się mówi kierowcy: "Dziękuję za podróż".
Śledzisz polską politykę?
Oczywiście, sprawdzam co się dzieję.
Co sądzisz o tym, co się teraz dzieje?
Wiele osób mnie o to pytało w trakcie wyborów. Mam do tego takie podejście - jeżeli jesteśmy w Szkocji, to musimy się jako Polacy łączyć, a nie dzielić. Chodzę na wybory, mam swoje poglądy, ale się nie wypowiadam. Jeżeli zaczniemy się w Szkocji dzielić na polskie partie polityczne, to nic nie osiągniemy jako Polonia. A jest bardzo dużo do zrobienia.
Czy Brytyjczycy komentują to, co się dzieje w Polsce?
Trzeba być bardzo zainteresowanym polityką. Brytyjczyków bardziej od tego, co się dzieje w Polsce, interesuje to, co się dzieje w Niemczech, we Francji, w Stanach Zjednoczonych. Coś musi się bardzo ważnego wydarzyć, żeby brytyjskie gazety o tym napisały.
Aberdeen Źródło: Wikimedia Commons CC BY
Wyobrażasz sobie start w wyborach w Polsce?
Nigdy nie mówię "nie". Szukam nowych możliwości, wyzwań... Ale co będzie, nie mam pojęcia - okaże się za kilka tygodni, miesięcy.
Swoje plany wiążesz z polityką?
Nie tyle z polityką, co chcę być osobą aktywną - prowadzić działalność społeczną. Praca od godz. 9 do 17 nie jest w moim guście.
Przed wyjazdem do Aberdeen działałeś lokalnie w Bydgoszczy. Jak postrzegasz różnice między polityką polską a szkocką?
Jest bardzo duża. Polityka w Szkocji jest bardziej personalna. Partie mają tu dostęp do listy wyborców. Jak wiemy, że ktoś się czymś konkretnie interesuje, to piszemy do tej osoby. Politycy są bliżej ludzi. Mają często - przynajmniej raz, dwa razy w miesiącu - spotkania z wyborcami. Mówi im się, co się udało zrobić, co się zmieniło... Ludzie mają zaufanie, że jak pójdą do swojego radnego chociażby z dziurą na ulicy, to będzie ona załatana.
W Polsce nie czujemy, że wybory coś zmieniają. Frekwencja z reguły jest niska...
W Szkocji jest tak, jak w Polsce, tzn. politycy mówią, że jak wygrają wybory to wprowadzą "A","B","C","D". Ale tutaj widać różnice między partiami. Ludzie wiedzą, że jak zagłosują na partię "A", a nie "B", to będzie wprowadzone "C", a nie "D". Widać to nawet jak są wybory samorządowe.
Jak była Twoja główna obietnica wyborcza?
Mieliśmy masterplan, zakładający długoterminowy rozwój miasta w ciągu 20 lat. W okręgu, w którym ja startowałem - Torry & Ferryhill - a który jest jedną z najbiedniejszych części Szkocji, były propozycje konkretnych inwestycji dla poprawy jakości życia - budowa szkoły, sali do tańca, pływalni, sali gimnastycznej, sal komputerowych. 82 tys. funtów miały być przeznaczone na budżet społeczny - by wyborcy sami proponowali projekty na wydanie tych pieniędzy.
Zdarza ci się, że Polacy przychodzą do ciebie z problemami i proszą o pomoc w ich rozwiązaniu?
Zdarza się od lat. Na moim Facebooku jest filmik z Anią, która miała problem z urzędem miasta i naprawą dachu. Ja i inna kandydatka z mojej partii pomogliśmy jej go rozwiązać.
Inny przykład. W Aberdeen jest coś takiego, jak affordable housing - domki 25 proc. tańsze od ceny rynkowej. Na nie trzeba aplikować, spełnić konkretne wymagania. Osoba, która do mnie przyszła, zaaplikowała raz - bez rezultatu. Kilka miesięcy później drugi raz - tym razem prosząc urzędnika o pomoc, ale nie było żadnej odpowiedzi, więc aplikacja znów się nie udała. Za trzecim razem poprosiła mnie o pomoc w wypełnieniu kwestionariusza. Napisałem do urzędnika z pytaniem, co powinniśmy zrobić i dostałem odpowiedź w ciągu 48 h. Tym razem się udało.
Często jesteś w Polsce?
Raz do roku odwiedzam rodzinę.
Czego, twoim zdaniem, potrzeba dziś Bydgoszczy?
Bardziej aktywnych polityków, z nowymi pomysłami. I innowacyjności. Dla pozytywnego rozwoju społeczności lokalnej potrzeba konsensusu. W Szkocji kilka lat temu wprowadzono nowy program nauczania w szkołach. W parlamencie jest pięć partii. Wszystkie przez lata nad nim wspólnie pracowały, potem zgodziły się na jego wprowadzenie i na to, by ktokolwiek, kto następny dojdzie do władzy, go nie zmieniał.
Wyobrażasz sobie taką zgodność w polskiej polityce?
Trochę czasu to zajmie. Ale jeśli myśli się o programach, które są na generacje, potrzeba kompromisu. Gdzie nie ma kompromisu, nowa władza przychodzi i zmienia wszystko do góry nogami.