Weronika Pochylska

Nie będziemy mieli sztućców, zmieni się kształt naszej twarzy, a w każdej kuchni będzie inteligentna farma warzyw. Nieprawdopodobne? Wcale nie, bo taki scenariusz może ziścić się już w niedalekiej przyszłości. Natalia Hatalska, analityczka trendów, przepowiada: czeka nas żywieniowa rewolucja.

Natalię spotykam w czasie Gdynia Design Days. Jest w swoim żywiole, wygłasza prelekcje na temat przyszłości jedzenia, przybliża działalność "infuture hatalska foresight institute". Snuje odważne wizje rodem z filmów science fiction, wyczerpująco odpowiada na pytania publiczności. Doskonale przygotowana, kompetentna, pewna swoich opinii. Z zaangażowaniem opowiada o tym, o czym większość z nas nawet nie myśli. Wszystko poparte ma twardymi danymi i konkretnymi przykładami. Na swoim blogu właśnie opublikowała 250-stronicowy raport "Life after food".

Po wykładzie zaprasza na wystawę, którą za jej pomysłem zrealizowali studenci z pracowni designu eksperymentalnego Gdańskiej Akademii Sztuk Plastycznych. To tutaj zobaczyć można, jak wyglądałyby tabletki zastępujące jedzenie albo chleb z owadów.

Anna Moczydłowska, Wirtualna Polska: Wróżka? Prorokini? Różnie cię nazywają.

Natalia Hatalska: (śmiech) Zawsze mocno podkreślam, że prognozowanie przyszłości to nie wróżenie z fusów czy z magicznej kuli. To pokazywanie, dzięki ustalonej metodologii, scenariuszy, które się mogą wydarzyć. Uczymy się historii, która jest ważna i buduje naszą tożsamość, ale tak naprawdę całe życie nasze i naszych dzieci oraz wnuków będzie działo się w przyszłości. Nigdy nie da się powiedzieć, co będzie, bo tego nie wiemy. Możemy natomiast pokazać kierunki rozwoju, w które zmierza świat. I albo się na nie zgodzić, albo próbować je zmienić.

Mąka z owadów, mięso hodowane in vitro, koktajle zamiast jedzenia… Scenariusze, które nakreśliłaś, sceptykom mogą wydawać się nieprawdopodobne.

Owszem, ale one już się dzieją. Świerszcze czy szerszenie faktycznie mogą zastąpić nam mięso jako źródło białka. Wynaleziono już przecież farmę owadów do hodowli domowej. Karmi się je odpadkami żywności, a do zestawu dołączona jest specjalna aplikacja i książka kucharska z przepisami.

Wyobrażasz sobie, żeby przeciętny Polak miał taką w swojej kuchni?

W Azji i Afryce ludzie od lat jedzą owady i nie widzą w tym nic dziwnego. U nas jednak zjedzenie "robaka" jest wciąż czymś odrzucającym. Nie sądzę więc, by takie rozwiązanie przyjęło się w Europie, za to wierzę, że źródłem białka będą owady, bo to aktualnie jedno z najbardziej dostępnych i najtańszych rozwiązań. Mielone na mączkę, będą dosypywane choćby do produkcji chleba. Dzięki temu wartość odżywcza bochenka będzie wyższa, niż jak byśmy jedli go np. z jajkiem. To rozsądne rozwiązanie.

A mięso in vitro?

W marcu tego roku wyprodukowano pierwszego kurczaka in vitro, czyli z komórek macierzystych. Podobno smakuje jak normalne mięso. Wprawdzie pierwszy burger stworzony w ten sposób kosztował 300 tysięcy dolarów - zapłacił za niego i zjadł go jeden z właścicieli Google - ale dziś cena spadła do 11 dolarów. Jest to jeden ze scenariuszy, który może się ziścić w niedalekiej przyszłości.

Eksponaty przygotowane przez studentów gdańskiej ASP można było obejrzeć w czasie Gdynia Design Days

Eksponaty przygotowane przez studentów gdańskiej ASP można było obejrzeć w czasie Gdynia Design Days

Autor: Anna Moczydłowska

Źródło: WP.PL

Ale dlaczego musimy uciekać się do takich eksperymentów?

Obecny system żywienia boryka się z dużymi trudnościami. ONZ podaje, że 1/3 gruntów rolnych na świecie jest zdewastowana, czyli kompletnie niezdatna do hodowli. Jeśli dodać do tego ocieplenie klimatu, które niszczy uprawy i ciągle rosnącą liczbę ludności, to możemy być niemal pewni, że za kilkadziesiąt lat ceny żywności będą o wiele wyższe. Szacuje się, że nawet o 80 procent. Może tak się zdarzyć, że w 2050 roku pomidor smakujący jak pomidor czy chleb smakujący jak chleb, będą dostępne tylko dla uprzywilejowanej, najbogatszej grupy.

Czym w takim razie będzie żywiła się reszta?

Wiemy, że w ciągu kilkudziesięciu lat będziemy musieli zwiększyć produkcję żywności o 60 procent, by wyżywić ciągle zwiększającą się populację ludności. Do 2050 roku ma być nas na świecie już 10 miliardów. Jednocześnie mamy świadomość, że zasoby ulegają wyczerpaniu, a ci ludzie będą musieli coś jeść. Niewykluczone, że nie będzie to żywność, jaką znamy dzisiaj. Już teraz firmy produkują wysoko odżywczy proszek, który miesza się z wodą i spożywa trzy razy dziennie. Po takim posiłku nie pozostają żadne obierki ani resztki. Jemy tylko tyle, ile rzeczywiście potrzebujemy, nic się nie marnuje.

Musielibyśmy zrezygnować ze smaków, zapachów, różnych konsystencji potraw. To rozwiązanie ma szansę się przyjąć?

Właśnie, a to tylko jedna z konsekwencji, które pociągnęłaby za sobą taka rewolucja w żywieniu. Jeśli przyszłość działa jak domino, możemy sobie wyobrazić, co wydarzy się w efekcie przyjęcia takiego systemu.

Co to może być?

A choćby to, że przestaniemy używać sztućców. Jedzenie w proszku zmieni też nas samych. Wyobraźmy sobie, że przechodzimy na zupełnie płynną dietę. Nie będziemy gryźć, tylko łykać. W wyniku tego, może wydarzyć się szereg rzeczy: zesztywnieje nam żuchwa, a nawet nastąpi zanik mięśni twarzy. Ulec zmianie mogą parametry śliny, kompletnie może zmienić się też wygląd ludzkiej twarzy. Musimy pamiętać więc o konsekwencjach, bo wszystkie elementy są ze sobą połączone, a każda zmiana powoduje kolejną. Jak w dominie.

Źródło: Weronika Pochylska

Jakie są jeszcze zagrożenia związane z żywieniem?

Mamy wielki problem z marnotrawstwem żywności. Jak podaje ONZ, prawie miliard ludzi na świecie cierpi z powodu głodu, a 1/3 ludności jest niedożywiona. Jednocześnie wiemy też, że ponad 30 procent naszej żywności wyrzucamy, a najwięcej marnotrawią kraje wysoko rozwinięte. Na terenie samej Unii Europejskiej marnuje się co roku jedzenie o wartości 150 miliardów dolarów! Żywnością, którą wyrzucamy, moglibyśmy nakarmić czterokrotnie wszystkie głodujące osoby na świecie.

Powinniśmy stać się pokoleniem "zero hunger", w którym ludzie w ogóle by nie głodowali, zamiast wyrzucać ogromne ilości jedzenia, które wciąż jest dobre. Do niemarnowania żywności zachęca m. in. Ikea, która w swojej najnowszej kampanii sugeruje, by nie wyrzucać obierków od jabłek czy gruszek, a pakować do woreczka i zamrażać. Kiedy najdzie nas ochota na coś słodkiego, wystarczy odmrozić je, dodać masła orzechowego i zmiksować, otrzymując tym samym lody.

*Ale lody nie zastąpią na przykład mięsa. *

To tylko jeden z przykładów. Co do mięsa, to jemy go bardzo dużo i ciągle chcemy więcej. Jednak by te "więcej" wyprodukować, trzeba zmaksymalizować zyski i zminimalizować koszty. Zwierzęta w związku z tym są hodowane w bardzo niehumanitarnych warunkach. W Polsce kury żyją na powierzchni kartki A4, a żeby przyśpieszyć cały proces, tuczy się je hormonami wzrostu. Kurczaki rosną w tak krótkim tempie, że ich stawy nie wytrzymują i pękają. Chorują, więc szprycowane są rozmaitymi antybiotykami. Wytwór końcowy potem trafia do naszych organizmów, a już samo nadmierne spożycie mięsa wiąże się też z wieloma chorobami: serca, jelit, otyłością, nowotworami.

Z tego powodu w zeszłym roku zmodyfikowana została cała piramida żywienia. Dzisiaj wiadomo, ze podstawą naszego jadłospisu powinny być owoce i warzywa. Dotąd przyjmowało się, że należy jeść pięć porcji dziennie, teraz okazuje się, że tak naprawdę powinniśmy przyjmować ich nawet dwa razy więcej.

Zaczynamy stosować się do tego typu zaleceń?

Już teraz widać, że staramy się odżywiać zdrowo i jeść produkty ze sprawdzonych źródeł. Zaczynamy hodować zioła na parapecie, zakładamy ogródki na balkonach. Bardzo prawdopodobne, że już niedługo w domach będziemy mieć urządzenie, które służy do samodzielnego hodowania warzyw i owoców. Ma ono wbudowany czujnik światła i specjalną lampę ledową, która przyśpiesza wzrost roślin. Świeci przez 16 godzin, czyli dokładnie tyle, ile potrzeba. Dodatkowo urządzenie to ma specjalną inteligentną glebę, inspirowaną technologią NASA. Samo więc uwalnia składniki odżywcze, wodę, tlen. Dzięki temu taka hodowla stanie się bardzo łatwa, nawet dla osób, które nie mają doświadczenia z "obsługą" roślin i warzyw.

Źródło: Weronika Pochylska

*Moglibyśmy wtedy być samowystarczalni, przynajmniej w pewnym stopniu. *

Tak, to ważne zwłaszcza w dobie, gdy jedzenie pokonuje tysiące kilometrów zanim trafi do sklepów. Na półkach leżą rzeczy sprowadzone z drugiego końca świata. Co więcej, dochodzi do tego typu absurdów, że produkty sprowadzane zza oceanu są tańsze niż nasze rodzime. Wiadomo, że jeśli żywność ma przebyć taką drogę, to musi być odpowiednio zabezpieczona, także chemicznie. To wszystko wpływa na jej jakość.

A przecież na świecie istnieją już samowystarczalne miasta! Produkują żywność w swoich granicach, przez co nie muszą martwić się o jej dowóz. Jedno z nich jest niedaleko nas, bo w Niemczech. Andernach leży pomiędzy Frankfurtem a Kolonią i władze obsadzają tam przestrzenie miejskie wyłącznie roślinami użytkowymi. W parkach nie rosną ozdobne krzewy czy kwiaty tylko grusze i śliwy, których owoce można jeść. W Gdyni z kolei w tym roku zaaranżowano projekt "Otwarte ogrody Gdyni". Sieć ogrodów społecznych wykorzystuje dotąd niewykorzystywaną przestrzeń. Spotykają się tam aktywiści, ogrodnicy, mieszkańcy i hodują żywność. To dobry trop.

O jedzeniu przyszłości wiesz prawie wszystko, ale jak odżywiasz się na co dzień, w teraźniejszości?

Staram się jeść zdrowo, ale przez to, że mam mało czasu, różnie bywa. Za to hodujemy z rodziną własną żywność: marchewki, koper, groszek. Nasz ogród jest całkowicie ekologiczny, ale to niestety mój jedyny wkład w zdrowe odżywianie (śmiech). Jedyny powód, który zmusza mnie do regularnego gotowania, to moje dzieci. Dla mnie rozwiązanie z proszkiem byłoby doskonałe, ale jakoś nie mogę się przekonać.

W czasie swojej prelekcji powiedziałaś, że staliśmy się dzisiaj "foody culture". Uwielbiamy pokazywać swoje jedzenie i ono musi być piękne!

Moja własna siostra ostatnio po zamówieniu deseru w restauracji, najpierw podeszła do okna, żeby zrobić zdjęcie z jak najlepszym światłem! Wrzucamy zdjęcia naszych posiłków na Instagram, interesujemy się jedzeniem, wokół jedzenia budowany jest nawet kult celebrytów. Kto nie zna Nigelli Lawson, Jamiego Oliviera czy Magdy Gessler? Rekordy popularności biją programy poświęcone żywności. Żyjemy w kulturze opartej na jedzeniu, bo jedzenie nas fascynuje. Jedno jest jednak pewne: w najbliższych latach czeka nas rewolucja technologiczna, która całkowicie zmieni nasze podejście do odżywiania.