Jednego dnia we wszystkich portalach zależnych od rządu pojawił się materiał "Zamiast bitwy, wyciszenie", 444.hu
Uważamy, że kolejne systemowe obciążenia finansowe spowodują osłabienie, a nawet likwidację części mediów działających w Polsce. Zmiany uderzą w polskiego widza, słuchacza, czytelnika i internautę, a także w polskie produkcje, kulturę, rozrywkę oraz sport. Jesteśmy przekonani, że proponowane przez rząd rozwiązania będą wyniszczające dla wielu redakcji w Polsce. Zwłaszcza tych małych, lokalnych.
CZYTAJ List otwarty do władz Rzeczypospolitej Polskiej i liderów ugrupowań politycznych
I przypominamy tekst, w którym opisaliśmy, jak podobne działania władz wobec niezależnych mediów skończyły się na Węgrzech.
- Zarabiam tyle, ile woźny w szkole – mówi mi Szabolcs Toth, dziennikarz z Budapesztu.
Jeszcze kilka lat temu był wicenaczelnym poczytnego, opiniotwórczego dziennika "Magyar Nemzet".
- Zarabiałem wtedy cztery razy więcej – mówi Toth. – Dziś moja pensja jest niewiele większa niż płaca minimalna.
Toth może czuć rozgoryczenie, bo płaca minimalna na Węgrzech to 487 euro, czyli około 2200 zł.
Koniec poparcia, koniec finansowania
Przyznaje, że gazeta "Magyar Nemzet" była politycznie długo związana z Fideszem, partią premiera Węgier Viktora Orbána.
W sumie nie mogło to dziwić, bo Lajos Simicska, właściciel gazety, był wieloletnim przyjacielem Orbána i skarbnikiem Fideszu.
To dlatego na łamach "Magyar Nemzet" można było przeczytać o tym, że Węgrom grozi zalew uchodźców, że Unia Europejska to samo zło, tak samo jak amerykański miliarder węgierskiego pochodzenia George Soros.
Pieniądze od rządu płynęły szerokim strumieniem do "Magyar Nemzet" i do innych firm Simicski – zgarniał zlecenia publiczne warte setki milionów euro rocznie na budowę dróg i autostrad.
Próbuję dociec, dlaczego Toth pracował w prorządowym tytule.
- To nie tak. W 2014 roku skończyła się przyjaźń Simicski i Orbána. Wtedy gazeta przestał popierać partię. Gdy do niej przychodziłem, była już niezależna od premiera Orbana. Chcieliśmy stworzyć wolne media typu zachodniego. Przez chwilę nawet nam się udawało.
Jednak 11 kwietnia 2018 roku gazeta, która na węgierskim rynku ukazywała się 80 lat, została zamknięta.
- Fidesz wygrał wybory parlamentarne w 2018 roku, zdobywając 2/3 miejsc w parlamencie. Wtedy Simicska się poddał – wskazuje Toth. - Zamknął gazetę, zamknął rozgłośnię radiową, sprzedał telewizję i wycofał się z polityki.
Simicska jako oficjalny powód podał kłopoty finansowe. Rzeczywiście, jego gazeta, jako opozycyjna, została całkowicie odcięta od reklam rządowych. A na Węgrzech to państwo jest największym reklamodawcą. Większym niż koncerny i korporacje. Premier Orbán pozwala umieszczać reklamy i ogłoszenia państwowe tylko w tych mediach, które go popierają.
Dlaczego prywatne korporacje tak niechętnie reklamują się w mediach niezależnych od rządu węgierskiego?
- A kto lubi kłopoty? - Szabolcs Toth odpowiada pytaniem. - Wszyscy od kłopotów wolą pieniądze. Korporacje nie chcą się mieszać w politykę i unikają jak dżumy reklamowania się w niezależnych mediach. Nikt nie chce ryzykować gniewu Orbána, kontroli skarbowych, dodatkowych podatków. Lepiej siedzieć cicho.
Dziś Szabolcs Toth ma swój własny podcast (rodzaj cyklicznej audycji radiowej online) "Az élet, meg minden" - Życie i wszystko inne.
– Co prawda mało na nim zarabiam, ale nie mam szefa i nikt mi nie dyktuje, co ma robić i mówić – wskazuje na jedyny właściwie pozytyw. - Słuchacze wpłacają pieniądze na platformie crowdfundingowej Patreon. I z tego się utrzymuję. Sam nagrywam wywiady, sam je montuję, sam rozsyłam newsletter i dbam o promocję.
Tymczasem "Magyar Nemzet", po chwilowej przerwie znów zaczęła się ukazywać, ale już jako gazeta prorządowa, prawicowa, populistyczna, chwaląca Orbána.
- Nie chcę mieć z nią nic wspólnego – ucina Toth.
Pamiętajcie: na Węgrzech nie ma korupcji
Nie tylko przykład "Magyar Nemzet" wiele mówi o sytuacji węgierskich mediów. Jeszcze raz cofnijmy się w czasie. Tym razem do 2016 roku.
Jest 7 października. Tego dnia wydawca największej opozycyjnej gazety codziennej na Węgrzech, "Népszabadság" ("Wolność Ludu"), zapowiada dziennikarzom, że muszą się spakować. Powód wydaje się oczywisty – gazeta ma się przenieść do nowej siedziby. Gdy już będą w nowym miejscu, redaktor naczelny obiecuje wszystkim pizzę.
Następnego dnia w sobotę, 8 października 2016, okazuje się, że właściciel gazety, Austriak Heinrich Pecina, postanowił ją zamknąć.
Wydawcą gazety jest spółka Mediaworks, należąca do austriackiej korporacji Vienna Capital Partners (VCP). Zajmuje się ona przede wszystkim inwestycjami w sektorze gazowym i paliwowym.
Dziennikarze bezskutecznie próbują dostać się do zamkniętej redakcji. Ludziom puszczają nerwy, dochodzi do przepychanek z ochroną. Wszyscy są zaskoczeni i zdesperowani.
Nie było żadnej zapowiedzi zamknięcia, żadnych negocjacji z redakcją liczącą około 60 osób.
Na główny plac w Budapeszcie przychodzi około 2000 protestujących. Wstawiają się za dziennikarzami. Bezskutecznie.
To poparcie czytelników wzięło się stąd, że gazeta informowała od lat o nieprawidłowościach, korupcji, aferach i wystawnym życiu, jakie wiodą Viktor Orbán i związani z nim oligarchowie z Fideszu. Miała około 40 tys. nakładu. .
Wydawca wyjaśnia, że "zawiesza" działanie gazety ze względów ekonomicznych, bo ten biznes przestał mu się opłacać.
Kilka tygodni później Austriak sprzedaje tytuł węgierskiej spółce Opimus Press. To firma związana z Lőrincem Mészárosem, wójtem Felcsut - rodzinnej wsi Viktora Orbána.
Mészáros, za sprawą swojego ziomka, zrobił zawrotną karierę - od instalatora gazowego do oligarchy i wydawcy prasowego.
Opimus Press stwierdza, że kupionego właśnie tytułu nie ma zamiaru wydawać. "Népszabadság" przechodzi do historii.
Co robią dziś dziennikarze zamkniętej gazety?
Na łamach ”Gazety Wyborzczej” jej były dziennikarz, Gábor Polyák, opowiadał: - Jeden jeździ ciężarówką. Inna reporterka śledcza wyjechała do Hiszpanii i zajmuje się hodowlą koni.
Tak kontroluje się media
Organizacja Reporterzy bez Granic umieściła Węgry na 87. miejscu w światowym rankingu wolności prasy.
Wyliczenia think tanków mówią, że węgierski rząd kontroluje około 80 proc. tamtejszego rynku mediów.
To możliwe dzięki Fundacji Prasy i Mediów KESMA. Powstała w 2018 roku i jest w pełni zależna od rządu. W jej władzach znaleźli się posłowie Fideszu oraz bliscy współpracownicy Viktora Orbána.
Finansowo KESMA opiera się na pieniądzach wniesionych przez oligarchów zależnych od Orbána.
On daje im kontrakty na budowy i wielkie inwestycje (często pochodzące ze środków UE), oni pomagają mu skupywać z rynku kolejne tytuły.
28 listopada 2018 roku pod kontrolę fundacji KESMA przeszło… 476 redakcji w całym kraju, w tym 112 prorządowych redakcji informacyjnych.
Pozostałe to media sportowe, lifestylowe, kobiece, kulturalne, a także firmy reklamy outdoorowej. Te ostatnie są bardzo ważne dla premiera Węgier, który potrafi obwiesić cały kraj billboardami i plakatami straszącymi uchodźcami czy Georgem Sorosem i jego kumplem, eurokratą Jean-Claudem Junckerem.
Blisko 500 tytułów zostało wykupionych od wydawców węgierskich bądź zagranicznych, takich jak Ringier Axel Springer czy Deutsche Telekom. Właściciele zagraniczni mieli pozbywać się ich ze względu na trudności w funkcjonowaniu na rynku i straty finansowe.
Po przejęciu przez KESMA niepokorni dziennikarze są zwalniani.
Jak działają portale, gazety, telewizje i rozgłośnie skupione w KESMA?
Szabolcs Toth opisuje: - To stalinowska machina propagandowa. Serwisy informacyjne przygotowywane są przez ludzi Orbána. Mają centralę w Budapeszcie, która rozsyła polecenia do dziesiątek małych redakcji w całym kraju. To śmieszne, bo przecież mają to być redakcje lokalne, a kierowane są ze stolicy. Oczywiście premier zaprzecza, ale ten łańcuch zaczyna się w jego kancelarii.
Toth opisuje to na prostym przykładzie.
- Kiedy Orbán udziela przed świętami Bożego Narodzenia wywiadu dziennikarzowi związanemu z KESMA, mówiąc o tym, że zamiast bitwy przyszedł teraz czas na wyciszenie, ten sam wywiad ukazuje się jednego dnia w takiej samej formie na stronie głównej 16 portali w całych Węgrzech. Wszystkie należą do KESMA.
A co jeśli jakaś redakcja nie chce się poddać i próbuje zachować niezależność? Metody nacisku są różne. Może to być presja finansowa albo zwykłe oczernianie redaktorów i dziennikarzy mediów niezależnych na portalach rządowych. Nazywani są anty-Węgrami lub po prostu Żydami.
Dziennikarze z mediów rządowych piszą na przykład, że dany portal niezależny kłamie w sprawie koronawirusa na Węgrzech i dlatego trzeba go jak najszybciej zamknąć, a dziennikarzy rozpędzić na cztery wiatry.
Na łamach prorządowej HirTV ostatnio wzywano nawet do aresztowania niepokornych reporterów. Na razie jednak za uprawianie niezależnego dziennikarstwa do więzienia na Węgrzech nie trafił nikt.
Toth opisuje również inne sposoby na radzenie sobie z opozycyjnymi mediami. Na przykład wiele ministerstw nie odpowiada na pytania niezależnych reporterów, nie odpisuje na maile, nie udziela informacji. Nie uznają dziennikarzy za dziennikarzy.
- Albo jest tak, że wysyłasz pytanie do jakiejś rządowej instytucji, a ona przekazuje je do fundacji KESMA. A kilka godzin później w którejś z redakcji zależnych od fundacji pojawia się artykuł na ten sam temat, ale już z tezą prorządową – opisuje Toth. - Po prostu kradną twój temat i sprzedają go prorządowym dziennikarzom, którzy nadają mu propagandowy spin.
Poza mediami skupionymi w Fundacji KESMA Orbán ma jeszcze pod kontrolą media państwowe. To pięć kanałów telewizyjnych i kilka radiowych. W mediach publicznych polecenia także przychodzą od ludzi Fideszu.
Szabolcs Toth: - Telewizja państwowa MTVA dostaje polecenia, co zamieszczać, o czym mówić, jak mówić, co pomijać. Wiadomo, że politycy opozycyjni nie są zapraszani, a jeśli są, to spada na nich grad wrogich pytań.
Efekt? Skoordynowaną akcję propagandową, skierowaną w opozycję, Sorosa czy Unię Europejską, przeprowadza się najpierw w telewizji rządowej, potem na ogólnowęgierskim portalu informacyjnym, jak np. Origo (to były portal opozycyjny, wykupiony teraz przez ludzi Orbána od niemieckiej Deutsche Telekom), a na koniec w sieci portali i gazet lokalnych.
Z taką konkurencją nie są w stanie konkurować media niezależne. Są zbyt małe, zbyt biedne i z małymi zasięgami.
Europejskie Centrum Wolności Prasy i Mediów podaje, że Węgry mają tylko jeden niezależny dziennik polityczny. To lewicowa gazeta "Népszava" z nakładem zaledwie 20 tys. egzemplarzy.
Dla porównania kontrolowana przez rząd sieć regionalnych gazet codziennych ma łączny nakład ponad 200 tys.
Istnieje jedna niezależna radiowa stacja "Klubrádió", ale jej zasięg jest ograniczony zaledwie do Budapesztu. Istnieje również jedna niezależna stacja w telewizji kablowej z programami politycznymi - ATV.
Jest jeszcze rozrywkowa telewizja RTL Klub, która nadaje także niezależne materiały poświęcone zagadnieniom politycznym i pozwala dojść do głosu krytykom rządu.
Co prawda premier Węgier próbował nałożyć na RTL Klub, jako jedyną spółkę medialną na Węgrzech, 50-procentowy podatek, ale wycofał się.
Są niezależne portale: Atlatszo.hu, 24.hu, 444.hu czy Direkt36, ale mają małe zasięgi i praktycznie nie mają reklam, utrzymując się z crowdfundingu.
Jak na ten proces przejęcia mediów reagują odbiorcy?
Szabolcs Toth: - To był powolny proces, od 2010 roku do dziś, więc ludzie stopniowo się do tego przyzwyczajali, że dziś znika kolejny tytuł, albo jest zastępowany przez inny. Poza tym ludzie nie do końca rozróżniają, co jest propagandą, a co informacją.
"Wrócił socjalizm w nowoczesnej wersji"
Krzysztof Varga to dziennikarz "Gazety Wyborczej", pisarz, autor książek o Węgrzech, takich jak ”Gulasz z turula” i ”Czardasz z mangalicą”.
Pytam go, dlaczego Węgrzy tak łatwo poddali swoje wolne media i ogólnie demokrację liberalną.
Varga: - Na Węgrzech panuje marazm. Wszyscy się przyzwyczaili do Orbána i pogodzili z sytuacją. Wrócił system kadarowski w wersji 2.0. Mamy nowoczesną kopię systemu, który panował za Jánosa Kádára, który rządził komunistycznymi Węgrami nieprzerwanie w latach 1956-88. Wtedy był taki układ, że władza daje społeczeństwu żyć, daje się dorobić daczy w zakolu Dunaju czy wakacji nad Balatonem, a społeczeństwo nie ładuje się w politykę. Teraz mamy to samo. Skup się na zarabianiu pieniędzy i nie interesuj się tym, co robi Orban. A Orbán wszedł już na poziom I sekretarza KC i chce rządzić do końca życia. Jest wszechwładny i wszystkie sznurki są w jego ręku. Dopóki jest zdrowy, to na Węgrzech nic się nie zmieni. A jest relatywnie młody.
Czy media odrywają teraz jakąś kontrolną rolę wobec rządu na Węgrzech?
- Wszystkie wolne media zostały tam spacyfikowane i przechwycone. Fidesz przejął dwa największe portale: Origo i Index i one są teraz prorządowe. To było sprawnie przeprowadzone. Węgierska opozycja nie ma teraz żadnej siły.
Dlaczego tak łatwo Orbánowi poszło?
Varga: - Na Węgrzech jest jasny podział: Budapeszt i reszta kraju - prowincja. Wszystkie liberalne ciągoty skupiają się w tylko Budapeszcie. Prowincja jest tradycjonalistyczna i przywiązana do etosu węgierskiego i dobrze reaguje na Orbána, bo czuje, że wstała z kolan.
Polska "myśl" w węgierskiej prasie
Wszedłem na stronę reaktywowanego w 2019 roku portalu "Magyar Nemzet", który teraz należy już do konglomeratu KESMA.
Na stronie głównej widniał artykuł o wyborach w Polsce.
Tytuł "Polska to klejnot w koronie George’a Sorosa".
Okazuje się, że według węgierskiej gazety, Rafał Trzaskowski uzyskał tak dobry wynik dzięki mediom niemieckim w Polsce oraz Fundacji Batorego, finansowanej przez George’a Sorosa.
Węgierski dziennik informuje, że Soros ma m.in. wpływy w Radiu Zet, przeciwko czemu protestuje polski rząd.
W tekście dziennikarz węgierski cytuje Beatę Mazurek, która mówi, że państwo polskie musi zrobić wszystko, co w jego mocy, aby ograniczyć kupowanie mediów przez spekulantów giełdowych (czyli Sorosa) i uczynić z rządu większego właściciela na rynku mediów.
Jest też wypowiedź Stanisława Janeckiego z portalu wPolityce.pl.
Tłumaczy on węgierskim czytelnikom, że to George Soros kontroluje w dużej mierze polską politykę.
Janecki w ”Magyar Nemzet”: - W Polsce kapitał zagraniczny dominuje w mediach w dużo większym stopniu niż w innych krajach postkomunistycznych. A polskie media, kontrolowane przez obcy kapitał, powielają teorie głoszone przez Sorosa.