Artur B. Chmielewski, syn Papcia Chmiela, pracuje w Jet Propulsion Laboratory, Archiwum prywatne

Gdy był dzieckiem, tworzył łodzie podwodne z plasteliny. Dziś wysyła w kosmos rakiety warte miliardy dolarów. Polak w NASA, syn Papcia Chmiela - Artur B. Chmielewski opowiedział WP o skomplikowanej miłości do kosmosu i o ostatnich, najważniejszych chwilach z ojcem.

Magda Drozdek, Wirtualna Polska: Co łączy farbę malarską i paliwo rakietowe?

Artur B. Chmielewski: Więcej, niż mogłoby się wydawać.

To znaczy?

Związków sztuki z kosmosem, z inżynierią jest wiele. Teraz przekonujemy się, jak ważne są to połączenia. Dam ci przykład. Ostatnio moim zadaniem było przygotowanie planów misji na księżyc Saturna - Tytan. Uważamy, że to jedno z miejsc, gdzie może być życie. Ponieważ to miejsce tak bardzo różni się od tych, gdzie do tej pory wysyłaliśmy statki kosmiczne, naukowcy są podzieleni. Gdzie powinniśmy lądować? W jeziorach? Na powierzchni? Na wydmach?

Różnice poglądów były zbyt wielkie, a przecież bez zgody naukowców nie ruszą żadne prace inżynieryjne. Wpadłem na pomysł, by namalować duży rysunek, na którym przedstawimy statek kosmiczny i określimy, jaki będzie cel wysłania go na Tytan. Zatrudniliśmy do tego artystę. Malował to, co naukowcy mu podpowiadali. Siłą rzeczy musieli się w końcu zgodzić, co będziemy robić na Tytanie. Nikt by nie przypuszczał, że to artysta pomoże rozstrzygnąć spór naukowców, prawda?

Model komety 67P, do której leciała misja Rosetta, której Chmielewski był kierownikiem z ramienia NASA

Model komety 67P, do której leciała misja Rosetta, której Chmielewski był kierownikiem z ramienia NASA

Źródło: Archiwum prywatne

Ja, patrząc w niebo, widzę gwiazdy. A ty co przede wszystkim dostrzegasz?

Jako inżynier centrum misji bezzałogowych skupiam się przede wszystkim na tym, gdzie poza Ziemią może być życie. Chcemy je odkryć i zrozumieć. To ta jedna cegiełka wiedzy, która zrewolucjonizuje nasze zrozumienie wszechświata.

Patrzymy na Marsa i zastanawiamy się, gdzie może być woda, jaka jest tam atmosfera i czy są odpowiednie pierwiastki, które pozwalają na rozwój jakichś form życia. Patrzymy na Saturna i jego księżyce, które mogą mieć w sobie życie. Patrzymy na Jowisz i jego księżyc Europę, gdzie też może kryć się życie. To nad tym zastanawiamy się w każdej godzinie naszej pracy.

Marzyłeś o tym, by polecieć w kosmos?

Marzyłem, gdy byłem dzieckiem w Polsce. Później poznałem astronautów...

I marzenia zderzyły się z rzeczywistością?

Trenowałem astronautów przed misjami kosmicznymi. Uczyłem ich, jak mają korzystać ze sprzętu na statku i co zrobić, gdy np. coś się zatnie. Astronauci byli za każdym razem zszokowani, gdy mówiłem im, że musimy powtórzyć jakąś prostą czynność 300 razy, by upewnić się, że np. nie drgnęły ręce. Wyobraź sobie, że masz do wykonania taką prostą czynność, jak przełożenie telefonu z jednej ręki do drugiej. Jak to zrobisz w rękawicach, które cały czas się prostują w wyniku ciśnienia? Potem podwiesimy cię na szelkach do góry nogami. Potem wsadzimy do basenu, żeby symulować mikrograwitację. I powtórzymy to wszystko 500 razy. Trenując astronautów stwierdziłem, że nie chcę być jednym z nich.

Artur w wieku 10 lat z ojcem i siostrą Moniką

Artur w wieku 10 lat z ojcem i siostrą Moniką

Źródło: Archiwum prywatne

Czyli patrzysz na to technicznie, a nie romantycznie.

Woda rozchodzi się po całym ciele, bo nie ma grawitacji. Puchnie ci głowa. Boli cię, a wszystko precyzyjnie trzeba wykonać. Dziękuję. Nie życzę nikomu, żeby został astronautą.

Nie brakuje metafizycznych relacji astronautów. Na przykład James Irwin mówił, że na Księżycu usłyszał głos Boga.

Oczywiście, bycie w przestrzeni kosmicznej to przepiękne doświadczenie. Trafienie tam będzie z resztą coraz łatwiejsze. Myślę, że niedługo na orbicie ziemskiej będą hotele. Dla sparaliżowanych ludzi to będzie wyjątkowa możliwość, bo tam niedowład w nogach nie sprawia żadnego problemu. Będą pewnie i kasyna, gdy odpowiedni ludzie zorientują się, że w kosmosie nie ma podatków.

Nie zapala ci się w głowie czerwona lampka, że możemy przenieść z Ziemi to, co złe, dalej w kosmos?

Fakt, to potężne niebezpieczeństwo i musimy być uważni w tym, jak postępujemy z planetami. Teraz najbardziej boimy się o to, że przeniesiemy jakąś bakterię na Marsa. Z dwóch powodów: żeby ta bakteria dalej się nie rozwijała i żeby nam nie zagrażała, gdy będziemy już pracować na Marsie. Toczą się też rozmowy, jak zbudować w kosmosie idealne warunki do życia. Społeczne warunki. Czy powinny być pieniądze? A więzienia? Co z demokracją?

A co z życiem na Ziemi? Pojawiają się takie komentarze, że zamiast w kosmos, inżynierowie NASA powinni patrzeć na to, co dzieje się tutaj.

Dla inżynierów, dla NASA, najważniejsza jest Ziemia. Wysyłamy te statki w daleki kosmos, ale chcemy dzięki temu poprawiać życie na naszej planecie. Zobacz, mam w ręku smartfon. Ta zabaweczka nie istniałaby, gdyby nie było lotów kosmicznych NASA. Z siedmiu technologii w Iphone'ie, sześć zostało wynalezione przez NASA.

Tą małą kamerką, która jest dziś w każdym telefonie, zajmował się inżynier, który miał swoje biuro dwa pokoje dalej ode mnie. Ja pracowałem w tamtym czasie nad ogromnymi teleskopami, on nad miniaturkami. Wszyscy żartowali: "po co nam te małe kamerki? Zobacz na wielki sprzęt, który buduje Art!".

Trzeba przede wszystkim zadać sobie pytanie: jak możemy sobie pozwolić na to, by nie badać kosmosu. To byłby ogromny błąd ludzkości.

97. urodziny Papcia Chmiela

97. urodziny Papcia Chmiela

Źródło: Archiwum prywatne

Kiedy rozbudziła się w tobie miłość do kosmosu?

Myślę, że takie inżynieryjne zapędy zawsze zaczynają się od małego. Tata zmuszał mnie do zastanawiania się nad wszystkim. Pokazywał mi to, jak działa natura. Potem tę świadomość wykorzystywałem w pracy w NASA, budując sprzęt warty miliony dolarów. Pamiętam, jak byłem dzieckiem i budowałem z plasteliny łódź podwodną. Gdy była za ciężka, tonęła. Za lekka, unosiła się na powierzchni. Trzeba było zastanowić się, co zrobić, by pływała w wodzie. A po latach dostałem misję stworzenia łodzi podwodnej, którą wysłalibyśmy na Tytan.

Czy ta kreatywność nie była po prostu wymuszona czasami, w których dorastałeś, gdy nic nie było na wyciągnięcie ręki tak jak dziś?

Tak, ale to byłoby takie typowe narzekanie, że dzieci teraz nie bawią się tak, jak my lata temu. Trzeba się cieszyć, że dzieci nie muszą przechodzić - tak jak mój ojciec - przez piekło drugiej wojny światowej. Nie muszą - jak tata - roznosić granatów, a mogą mieć wspaniałe, spokojne dzieciństwo.

Rodzice muszą wiedzieć, że jedną z piękniejszych rzeczy, które mogą dać dziecku, jest kreatywność. Musimy być uważni, dyskutować z dziećmi, dawać im przestrzeń do bycia kreatywnym.

Papcio Chmiel był takim rodzicem?

Tak. Pamiętam, jak kiedyś w szkole na zajęciach plastyki rysowaliśmy, a tematem byli strażacy. Każdy narysował wóz strażacki, więc ja też. Wróciłem do domu, pokazałem rysunek tacie. Niskim głosem pytał, jaki był temat i niby jak "strażacy", jak on widzi tylko wóz. Długo ze mną o tym rozmawiał i gdy wróciłem z rysunkiem do szkoły, to był na nim osmalony, przerażony strażak, lejąca się z tyłu woda. To był jedyny taki rysunek. Wszyscy zwracali uwagę na ten jeden. Wtedy zrozumiałem, że nie wolno bać się bycia innym.

Zobacz: Papcio Chmiel na nagraniu syna:

Czytając "Kosmiczne wyzwania", miałam wrażenie, że nawzajem inspirowaliście się z tatą. Trudno powiedzieć, czy twoja miłość do kosmosu rozwinęła się dzięki komiksom taty, czy to on inspirował się twoim dziecięcym zapałem.

Trochę mi przykro, że tata się pospieszył i był dwa tygodnie od dotknięcia tej książki. Widział elektroniczną wersję. Tata pomagał mi w jej tworzeniu, zrobił kilka rysunków. Myślę, że podczas pracy nad książką odbyliśmy najlepsze rozmowy naszego życia. Wyobrażasz sobie? Tata miał 97 lat, a mówił mi, jakie dowcipy mam koniecznie wpisać. To był przepiękny okres w moim życiu, bo byliśmy sobie wtedy najbliżsi. Wcześniej ojciec ciągle narzekał, że nie jestem artystą, tylko zajmuję się budowaniem jakichś głupot.

Ścieraliście się o to?

Moja siostra była w pełni akceptowana przez tatę. Ona jest artystką, robi przepiękne tkaniny, które pokazuje na światowych wystawach. Napisała już jedną książkę, więc była OK. Tata latami truł mi, że też muszę jakąś napisać, więc dziś dziękuję współautorce "Kosmicznych wyzwań", Ewelinie Zambrzyckiej-Kościelnickiej, że mi w tym pomogła.

Myślę, że pod koniec życia ojciec mnie w końcu zaakceptował, bo latami chciał, żebym wniósł coś do kultury. Szczególnie polskiej kultury.

Ta książka jest najlepszym dowodem, że Papcio Chmiel dobrze zasiał w tobie miłość do sztuki, do wychodzenia poza utarte schematy. Myślisz, że zdawał sobie z tego sprawę?

Nie wiem. Może "sztuka" oznaczała dla mnie coś innego niż dla niego? Nietrzymanie się starych schematów, odkrywanie nowych rzeczy, miłość do tego, co się robi…

Jest coś, czego nie zdążyłeś powiedzieć ojcu?

Wiele osób na takie pytanie odpowiedziałoby wyliczeniem różnych rzeczy. Moja mama umarła wcześniej, miała 82 lata. Wtedy zdałem sobie sprawę z tego, że nie wolno czekać na to, by mówić ludziom o swojej miłości, o uczuciach, dziękować im za to, co wnieśli do twojego życia. Mama umarła, kochała mnie całym sercem, a ja jej nigdy nie powiedziałem, jak bardzo jestem za tę miłość wdzięczny.

Teraz z żoną i synami co niedzielę siadamy przy stole i dziękujemy sobie za to, co nas spotkało w ostatnim czasie. To trwa krótko, ale musi być prawdziwe, prosto z serca. To samo robiłem z ojcem. Przy każdej rozmowie dziękowałem mu za to, że żyję, że dał mi miłość, kreatywność. Dziękowałem za to, że opiekował się mną i jest motorem mojego dobrego życia. Wszystko, co miałem mu powiedzieć, to mu powiedziałem. Myślę, że tata odszedł spełniony, a ja nie mam sobie wiele do zarzucenia jako syn.

Książka "Kosmiczne wyzwania. Jak budować statki kosmiczne, dogonić kometę i rozwiązywać galaktyczne problemy" ukaże się 10 lutego nakładem wydawnictwa Znak

Książka "Kosmiczne wyzwania. Jak budować statki kosmiczne, dogonić kometę i rozwiązywać galaktyczne problemy" ukaże się 10 lutego nakładem wydawnictwa Znak

Źródło: Materiały prasowe

Artur B. Chmielewski – nasz człowiek w NASA. Uhonorowany w plebiscycie "Ambasador Polski 2019". Pracuje w Jet Propulsion Laboratory jako menedżer misji kosmicznych takich jak Rosetta, Galileo, Ulysses i Cassini-Huygens.

Ewelina Zambrzycka-Kościelnicka – dziennikarka i redaktorka zajmująca się tematyką popularnonaukową. Związana m.in. z Centrum Badań Kosmicznych Polskiej Akademii Nauk. Współautorka książki "Człowiek. Istota kosmiczna".