Jacek Dziduszko , 17 października 2020

Szkoła życia Malcolma XD

Jego stary jest fanatykiem wędkarstwa, a on - autor kryjący się pod ksywą Malcolm XD - wydał drugą książkę. W "Edukacji" pisze, że prawdziwym uniwersytetem było dla niego samo życie. Jak się w ramach szkoły życia asystuje w rozwiercaniu zamków w mieszkaniu, którego właściciel miał siedzieć, a nie siedzi, nie może być inaczej.

Jacek Dziduszko: Mam wersję twojej książki przed korektą. Cytat: "Dobrze że zdech". Bez "ł".

Malcolm XD: Po korekcie też tak jest. Przy mojej pierwszej książce "Emigracja" z wydawnictwa odesłali mi trzy tysiące poprawek. Roboty na pół roku siedzenia z redaktorem i korektorką i rozważań o każdym przypadku z osobna. A my mieliśmy jakieś dwa tygodnie. Musieli mi uwierzyć na słowo, że w obiegu internetowym pisze się ZDECH bez Ł.

Korekta przepuści?

Teraz czasami tylko się upewniają, czy jakiś nieortodoksyjny zapis znalazł się w tekście celowo. Może kilkadziesiąt pytań na 250 stron tekstu.

Każdy rozdział "Edukacji" jest jak osobna historyjka. Które zdarzyły się w realu??

Wszystkie. W jednych prawdziwe jest 70%, w innych 20-30%. Niektóre rozdziały są złożone z kilku realnych zdarzeń. Moja wyprawa pod Warszawę do dziewczyny dilera klefedronu to jest zlepek różnych historii, które rozegrały się w różnym czasie. Ale nie musiałem tam za wiele wymyślać.

Malcolm, mów prawdę! Ile wymyśliłeś?

Może tyle, że w rzeczywistości spotkany w tym rozdziale typ nap.......ł głową nie w okap kuchenny, a w kaloryfer...

Głową. W kaloryfer. Tak siedział i walił?

..., co, ze względu na większą twardość żeliwa od blachy, miało - ujmując delikatnie - mniejszy potencjał komediowy. Wchodzimy do mieszkania. a tam jakiś chłopaczek siedzi i tłucze głową w kaloryfer.

#description=#

#description=#

Źródło: Materiały GW Foksal

Mnie śmieszy. Podobnie jak moment, w którym wpadasz wspólnie z Notariuszem i Prezesem do mieszkania niegdysiejszego krezusa. Ekskrezus jest dosłownie dos...y do swojej kanapy w salonie i cała trójka musi go z niej ściągnąć. Takich momentów - groteskowych, turpistycznych, po prostu obrzydliwych – nie było w debiutanckiej "Emigracji". Poszukujesz nowych czytelników, takich, dla których nie będzie to odpychające?

Jakkolwiek rebeliancko by to nie zabrzmiało: nigdy nie zastanawiam się, do kogo dany fragment trafi, a do kogo nie. Po prostu piszę, co mi spod palców wyjdzie.

W czasach, o których opowiadam, a w zasadzie czasami nawet i dziś, spotykam ludzi, którzy swego czasu mnóstwo zarabiali, a potem się to wszystko jakoś spierdoliło. Ten temat przewinął się już zresztą w jednej paście, która była tylko na fanpejdżu – tej, w której jako monter kablówek jadę pod Warszawę na posesję, która kiedyś musiała być warta mnóstwo siana, ale potem wszystko zaczęło podupadać. Murek zaczął zarastać mchem, grunty pod kortem tenisowym zaczęły gnić etc.

A co ma nam powiedzieć ekskrezus w ekskrementach?

Chciałem w tej historii zawrzeć morał.

Jaki?

Taki, że pozycja społeczna może być czymś nietrwałym. Mi się życie tak potoczyło, że naprawdę zwiedziłem trochę takich niby-bogatych, albo już-ewidentnie-nie-bogatych domów i zawsze w nich było jakoś bardziej przykro, niż w takich domach, gdzie od zawsze było niebogato, bo przynajmniej ludzie nie mieli złudzeń.

A dlaczego ten fragment ma aż tak hardkorowy charakter?

Z ogólnego zafascynowania upadkiem i przemijaniem. Ciężko byłoby mi wskazać jakieś konkretne inspiracje literackie… Inspiracją było raczej samo życie. Moje historie zazwyczaj sklejone są z kilku opowieści zespojonych fikcją. Byłem raz na przykład w ramach moich obowiązków zawodowych w takim biurze, gdzie już nie było nikogo, tylko prezes firmy mającej tam siedzibę, który już nawet nie miał domu, tylko w tym biurze spał na kanapie, bo wszystko stracił przez długi. Ale żeby ich wyrzucić z tego biura, potrzebne były jeszcze jakieś akcje prawne. No i siedzi typ w samych gaciach i koszuli, bo dopiero się obudził, nietrzeźwy w dodatku. I mi opowiada, jak to zaraz się odbiją od dna i że do niego wydzwaniają inwestorzy z Dubaju i Szwajcarii, i on się od nich opędzić nie może.

Ty za to po sukcesie debiutanckiej "Emigracji", gdybyś ujawnił, kim jesteś, mógłbyś być gwiazdą. Tańczyć z gwiazdami, oceniać w Mam Talent!, reklamować garniaki jak Twardoch.

Twardoch właśnie wtedy zaczął reklamować odzież z Bytomia. No i moja stara wraca z centrum handlowego i mówi: Popatrz, ten Szczepan Twardoch, co jego książkę mamy w domu, to teraz garnitury reklamuje… Może weź tam poproś w tym wydawnictwie, żeby ciebie też dali do jakiejś reklamy? Taki przystojny kawaler z ciebie (śmiech).

Nie mam problemu z tym, że Twardoch podpisuje kontrakty reklamowe i promuje drogie garnitury, mam tylko ból dupy, że Mercedesa dali jemu (o co kilka lat temu była afera) a nie mnie. Jakby mi nawet dali Skodę Fabię, to już bym się cieszył, bo cały czas jeszcze pożyczam tą mojej matki. Ale nie sądzę, żeby jakieś ekskluzywne przedsiębiorstwa, robiące Mercedesy albo garnitury, były zainteresowane promocją swoich przedsięwzięć za moją pomocą. Może mógłbym reklamować olej rzepakowy, profile aluminiowe, pasztety, takie klimaty ogólnie. Albo coś związanego z anonimowością, jak te reklamy VPN co mi się ciągle wyświetlają, albo kominiarki patriotyczne, albo takie z włóczki nawet, jak Pussy Riot.

Ale póki co stworzenie - nie celowo! - postaci tajemniczego autora, który na spotkaniach pojawia się tylko w formie awatara albo automatu do gry okazało się niezamierzenie całkiem dobrą opcją PR-ową. Ciężko powiedzieć, ile egzemplarzy sprzedałoby się, jeśli od początku podpisywałbym się swoim nazwiskiem i jak ujął to w jakimś wywiadzie Bogusław Linda, "świecił ryjem". Może kiedyś, za ileś tam lat, jeśli wydam powieść pod swoim nazwiskiem, albo ktoś mnie wystalkuje i ujawni, to zrobimy porównanie, czy sprzedaż będzie równie dobra. Chciałbym zresztą zwrócić uwagę, że w naszym kraju mamy długą tradycję anonimowej twórczości literackiej, zapoczątkowaną jeszcze przez Galla Anonima.

Po lewej: Imaginacyjny portret Galla Anonima autorstwa Henryka Piątkowskiego z 1898 roku; na podstawie XVIII-wiecznego obrazu olejnego z kolegiaty kruszwickiej, po prawej: okładka książki Malcolma XD

Po lewej: Imaginacyjny portret Galla Anonima autorstwa Henryka Piątkowskiego z 1898 roku; na podstawie XVIII-wiecznego obrazu olejnego z kolegiaty kruszwickiej, po prawej: okładka książki Malcolma XD

Źródło: materiały GW Foksal, Wikimedia Commons

Myślisz, że cię kiedyś zdemistyfikują jak Banksy’ego i wylądujesz na Pudlu?

To chyba Kinga Rusin powiedziała w telewizji śniadaniowej w rozmowie z Tylką, że ten Malcolm to taki polski Banksy i to chwyciło.

A ujawnisz się kiedyś?

Kiedyś pewnie tak.

!!!!

... tylko trudno powiedzieć, czy dobrowolnie, czy ktoś mnie namierzy. Albo ja popełnię jakiś kardynalny błąd, albo taki błąd popełni ktoś inny. Występuję w audycjach radiowych live, w TVP Kultura w "Trzecim punkcie widzenia". Jak gdzieś tam komuś w pokoju technicznym wysunie się kabel od miksera, gdzie ustawiona jest moja modulacja głosu, to pozamiatane.

A dlaczego książkę, która opowiada o mafii reprywatyzacyjnej, zatytułowałeś "Edukacja"?

Wymyśliłem sobie, że moje pierwsze książki będą zatytułowane na „E” i miały tyle samo sylab.

O, to jak płyty Varius Manx: Emu, Elf, Ego.

(śmiech)

A serio?

"Edukację" można rozumieć jako "szkołę życia". A dla mnie prawdziwą edukacją nie były studia - choć pewne podstawy, które wkuwałem, są mi dalej przydatne w "normalnej" pracy, ale nie będę o tym mówił bo się ujawnię - ale same życiowe doświadczenia.

Przykład?

Asystowanie w rozwiercaniu zamków w mieszkaniu, którego właściciel miał akurat odsiadywać 20 lat w więzieniu - a jak się zaraz okazało, nie odsiadywał – było bardziej pouczające niż niejedne wykłady na studiach.

Na potrzeby książki pozmieniałem nieco chronologię - to nie było tak, że na studiach nic nie robiłem, a potem nagle poszedłem do roboty, tylko trochę się to nakładało, więc jest to zabieg czysto fabularny. No i nie chciałem robić książki o melanżach w akademikach czy juwenaliach.

Zrobisz za to film. A dokładnie: Michał Tylka, który zrobił “Fanatyka” na podstawie twojego tekstu “Mój stary jest fanatykiem wędkarstwa”, dostał pokaźną sumkę na rozwój projektu…

Dostaliśmy! Napisaliśmy razem treatment kolejnego filmu, tym razem pełnometrażowego. Żeby oddać sprawiedliwość: Michał napisał ok. 2/3 tekstu, ja ok. 1/3. Do końca roku mamy nadzieję skończyć scenariusz. Mamy też już producentów, Orient Film. Ogólnie mega się jaram. Mogę zdradzić tyle, że film będzie trochę w klimacie "pastowym", ale nie będzie to ekranizacja żadnego konkretnego, już istniejącego tekstu, tylko całkowicie nowa fabuła. Teraz siedzimy i piszemy już pełen scenariusz – myślę, że do końca roku będzie gotowy. Potem już z górki, bo trzeba tylko zebrać kilka kilka milionów na produkcję i możemy kręcić.

Zakończenie “Edukacji” jest dość otwarte. To furtka do "Edukacji II"?

Odpowiem może dyplomatycznie: żadnej furtki nie zamykamy na klucz. Książka kończy się, jak się kończy, raczej nieprzypadkowo. Jeżeli zajdzie potrzeba i będą chęci, to być może doczekamy się kontynuacji, ale nie mogę nic obiecać.