Dariusz Bruncz , 13 lutego 2020

Chiński model w archidiecezji krakowskiej

Abp Marek Jędraszewski i bp Jan Szkodoń, Jacek Bednarczyk, PAP

Poszczekają i przestaną - zwykł mawiać o dziennikarzach arcybiskup Marek Jędraszewski. Taką taktykę przyjął również w przypadku biskupa Jana Szkodonia oskarżanego o molestowanie nastolatki.

Gdy wybuchła panika związana z koronawirusem, tabloidowy dziennik Global Times finansowany przez Chińską Partię Komunistyczną, ogłosił, że wirus jest testem na wyższość chińskiego systemu, który zmobilizuje cały naród i umocni go na drodze postępu.

Chińskie władze robią wiele, aby wobec niespotykanego dotąd oburzenia obywateli nie powstało wrażenie, że matka-partia utraciła kontrolę. Przekaz jest jasny: czuwamy, zauważamy i troszczymy się i robimy swoje.

Podobny model komunikacji kryzysowej wybrała archidiecezja krakowska, gdy jeszcze przed poniedziałkową publikacją "Gazety Wyborczej" na stronie archidiecezji opublikowano oświadczenie biskupa pomocniczego Jana Szkodonia oskarżonego o molestowanie przed wieloma laty osoby małoletniej.

Kuria wiedziała od dawna

Nie trzeba nadprzyrodzonych zdolności poznawczych, aby zauważyć, że komunikat biskupa to właściwie przekaz dnia spisany przez kurię, która nawet w krótkim tekście nie poświęciła kawałka uwagi poszkodowanej kobiecie.

Zarówno kuria, jak i nuncjatura apostolska w Warszawie od dłuższego czasu wiedziały o sprawie pani Moniki. Rekonstrukcję wydarzeń na łamach "Więzi" przedstawił jej redaktor naczelny Zbigniew Nosowski.

Wprost stwierdził, że pani Monika dała "instytucjom kościelnym szansę wzorcowego i szybkiego wyjaśnienia sprawy na gruncie kanonicznym, z czego jednak watykańscy urzędnicy skwapliwie nie skorzystali".

Poważne oskarżenia wysunięte pod adresem biskupa pomocniczego jednej z najważniejszych metropolii Kościoła rzymskokatolickiego w Polsce i w Europie winny poskutkować natychmiastowym odsunięciem od wszelkich czynności duszpasterskich i liturgicznych obwinionego na długo przed publikacją "Wyborczej".

Bp Jan Szkodoń jest oskarżany o to, że przed laty molestował nastolatkę

Autor: Waldemar Deska

Źródło: PAP

Tak się jednak nie stało. Zamiast tego wybrano inną drogę na przeczekanie, być może w nadziei, że do publikacji nie dojdzie.

Metropolita Marek Jędraszewski oddelegował bp. Szkodonia do udziału w centralnym nabożeństwie ekumenicznym 19 stycznia 2020 r., choć plakaty i ogłoszenia w Internecie zapowiadały, iż nabożeństwu przewodniczyć będzie metropolita. Ku zdziwieniu uczestników pojawił się bp Szkodoń i było to jego ostatnie publiczne wystąpienie.

Mniej zaskakujące, przynajmniej dla krakowskiego środowiska, było to, że w ławce z innymi wiernymi siedział arcybiskup-senior, kard. Stanisław Dziwisz, który – jak potwierdzają moi rozmówcy – jest ostatnią osobą, której abp Jędraszewski jest skłonny powierzać zastępstwo w ważniejszych uroczystościach liturgicznych.

Po wspomnianej publikacji oświadczenia pojawiły się kolejne – kard. Dziwisza i wreszcie Nuncjatury Apostolskiej. Na razie nie ma głosu najbardziej oczekiwanego – aktualnego metropolity.

Fakt, że jest oświadczenie kurii, arcybiskupa-seniora i nuncjatury przy jednoczesnym braku sygnału ze strony urzędującego metropolity, stawia pytanie, jak wygląda polityka informacyjna i komunikacyjna prestiżowej archidiecezji.

Więcej, czy w ogóle istnieje jakaś polityka komunikacyjna?

Szczekający dziennikarze

Naczelną zasadą jest ochroną dobrego imienia metropolity. Jak najmniej dokumentów i oświadczeń podpisywanych przez metropolitę, jak najwięcej wysiłku, aby arcybiskupa nie angażować w żadne działania, które mogą postawić go w trudnym położeniu – zaznaczył mój rozmówca doskonale znający realia kurii archidiecezjalnej.

Sprawami metropolity zajmują się najbliższy protegowany i sekretarz metropolity – importowany z archidiecezji łódzkiej ks. dr Karol Litawa - oraz ks. Łukasz Michalczewski, aktualny dyrektor biura prasowego kurii po tym, jak we wrześniu 2019 r. metropolita zwolnił z hukiem trzy kobiety z pracy.

To oni wraz z kapelanem ks. Rafałem Wilkołkiem dbają o ideowy dobrostan arcybiskupa Jędraszewskiego.

Moi rozmówcy zgodnie podkreślają, że trudno wykluczyć, iż w wąskich kręgach kurialnych dość wcześnie istniała wiedza na temat oskarżeń pod adresem bpa Szkodonia.

Równie zgodne są oceny, że bp Szkodoń jest cichym, uprzejmym i w dodatku lojalnym współpracownikiem. Bp Szkodoń nie jest czy nie był nawet numerem dwa w archidiecezji, bo choć oficjalnie pełnił funkcję moderatora kurii, to faktycznie ośrodek władzy znajduje się gdzie indziej.

Dlaczego arcybiskup jest – mówiąc delikatnie – powściągliwy w sprawie oskarżeń pod adresem bp. Szkodonia, a z zapałem pierwszych apostołów grzmi przeciwko wykreowanym wrogom spod znaku LGBT i gender? – To wynika właśnie z tego, jakie zasady panują w kurii. Arcybiskup nierzadko mówi o dziennikarzach, że poszczekają i przestaną – zdradza mi kolejny rozmówca.

Dodatkowym problemem jest silna polaryzacja w samej archidiecezji. Mowa jest o grupie trzymającej władzę w archidiecezji wywodzącej się z jednego miasta, która utwierdza metropolitę w jego konfrontacji ze złym światem, suflując mu odpowiednią prasę i narrację, oraz grupa księży niechętna arcybiskupowi.

Kardynał Stanisław Dziwisz. Bardziej za granicą niż w Polsce były sekretarz papieża Wojtyły obwiniany jest za współodpowiedzialność przy kryciu prominentnych przypadków nadużyć seksualnych w Kościele

Autor: Michaela Rihova

Źródło: PAP

Wciąż duża popularność kard. Dziwisza i chłodne relacje między obydwoma hierarchami, na jakie wskazują wszyscy moi rozmówcy, nie przyczynia się do dobrych relacji w archidiecezji.

Sprawa bp. Szkodonia jest o tyle ważna, iż dotyczy biskupa pełniącego swoją posługę nieprzerwanie za czasów trzech arcybiskupów, stąd zrozumiałe jest, że głos zabrał m.in. kardynał Dziwisz.

Bardziej za granicą niż w Polsce były sekretarz papieża Wojtyły obwiniany jest za współodpowiedzialność przy kryciu prominentnych przypadków nadużyć seksualnych w Kościele oraz za mur informacyjny, jaki miał wznieść wokół Jana Pawła II.

Powracają stare pytania o stan wiedzy i zakres odpowiedzialności. Więcej, sprawa Szkodonia staje się szczególnie kłopotliwa w kontekście obchodów 100-lecia urodzin Jana Pawła II.

Pielgrzymka i zgadywanka kadrowa

Z drugiej strony silny wydźwięk obchodów połączony z "narodową pielgrzymką" do grobu Jana Pawła II w maju 2020 r., jaką ogłosił abop Jędraszewski, może pomóc w przykryciu sprawy biskupa.

Jest to o tyle istotne, gdyż bp Szkodoń miał w przyszłym roku przejść na emeryturę w związku ze zbliżającym się wiekiem kanonicznym i złym stanem zdrowia.

Tym bardziej interesujące były doniesienia zazwyczaj dobrze zorientowanej w realiach lokalnego Kościoła Gazety Krakowskiej, która na parę tygodni przed publikacją "Wyborczej" pisała:

"Najstarszym – od 1988r. - biskupem pomocniczym w archidiecezji krakowskiej jest bp Jan Szkodoń. Ten bardzo lubiany i szanowany przez wiernych duchowny za rok osiągnie wiek emerytalny. Od pewnego czasu ma kłopoty ze zdrowiem i musiał ograniczyć obowiązki związane z pełnioną funkcją."

Bazując na informacjach z "nieoficjalnych źródeł", gazeta skonstatowała, że "kandydatem numer jeden na nowego biskupa w Krakowie jest ks. dr Karol Litawa, sekretarz abp. Jędraszewskiego jeszcze z czasów, gdy ten ostatni był metropolitą łódzkim. To ks. Litawa towarzyszył mu w drodze do Krakowa, pomagając w przeprowadzce."

Mianowanie biskupa pomocniczego spoza diecezji byłoby ewenementem, ale także moi rozmówcy podkreślają, że determinacja arcybiskupa jest ogromna.

Arcybiskup Marek Jędraszewski jest powściągliwy w sprawie oskarżeń pod adresem bp. Szkodonia

Autor: Łukasz Gągulski

Źródło: PAP

Trudno przewidzieć decyzję Watykanu – w końcu nie tak dawno, bo w 2018 roku wspierany przez arcybiskupa nominat do posługi biskupa pomocniczego ks. Franciszek Ślusarczyk nieoczekiwanie nie przyjął sakry biskupiej.

O bezprecedensowej sprawie wielu wciąż pamięta, a sprawa z bp. Szkodoniem na pewno nie ułatwi Kongregacji ds. Biskupów podjęcia decyzji kto i czy w ogóle ktoś zostanie nowym biskupem pomocniczym pod Wawelem.

Quo vadis, Cracovia

Nadzwyczaj powściągliwy w swoich wypowiedziach jest ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, który w wywiadach telewizyjnych i publikowanych tekstach raczej delikatnie przestrzega przed zamiataniem sprawy pod dywan i przywołuje dawną kwestię lustracji tudzież komisji, która miała się zająć problemem.

Na jej czele stał bp Jan Szkodoń. Kto jednak dziś o tym pamięta? Ks. Isakowicz-Zaleski był również jedną z niewielu osób, która rozmawiała z panią Moniką i w rozlicznych komentarzach nie podważa wiarygodności kobiety, a wręcz przeciwnie.

Wspomniane wyżej aspekty – polityka komunikacyjna wynikająca z syndromu oblężonej twierdzy i zasadnicza nieufności wobec dziennikarzy (z wyjątkiem tych, którzy nagradzają arcybiskupa) – i wyzwania kadrowe w kontekście papieskich obchodów, mogą zasadniczo ułatwić odstawienie sprawy bp. Szkodonia do komnaty zapomnienia.

Jak już zostało wcześniej powiedziane finał sprawy zależy od wielu osób i czynników, jednak jedno już się dokonało.

Sposób komunikowania w sprawie bp. Szkodonia pogłębił nieufność do struktur kościelnych i to w czasie, kiedy Konferencja Episkopatu Polski z prymasem Polski na czele intensywnie angażuje swój autorytet w walce z nadużyciami w Kościele m.in. poprzez powołanie Fundacji św. Józefa.

Powolne ruchy watykańskich młynów w krakowskiej sprawie raczej nie martwią archidiecezji – w końcu procedury działają, kuria pracuje, maszyna wprawiona w ruch. Tak jak w Chinach.