Krystyna Romanowska , 25 kwietnia 2020

Na pogorzelisku nie zakłada się gniazda

Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym w pobliżu wsi Wroceń, Artur Reszko, PAP

Kiedy patrzę na płonącą Dolinę Biebrzy, czuję zgorzknienie. Naukowcy napominali, że osuszanie bagien skończy się katastrofą. Nie mówię tego z satysfakcją: spełniają się czarne przepowiednie. Ale wciąż wciąż możemy zmniejszyć skalę katastrofy – mówi dr Wiktor Kotowski, biolog, specjalista od bagien z Instytutu Botaniki Wydziału Biologii UW.

Krystyna Romanowska: Płonie Biebrzański Park Narodowy. Mamy już australijską hekatombę w Polsce?

Dr Wiktor Kotowski: Obszar jest zdecydowanie mniejszy niż w Australii, ale skala jak na Polskę, jest spektakularna i zatrważająca. Co roku mamy dużo pożarów osuszonych torfowisk. Za chwilę będziemy mieli prawdopodobnie masowe pożary lasów. W różnych miejscach, nie tylko nad Biebrzą.

W tej chwili pali się środkowy basen Doliny Biebrzy – najbardziej odwodniony przez człowieka. Od lat – w ocenie naukowców – wyjątkowo podatny na pożar. Pożary powierzchniowe nie są niczym groźnym, kiedy bagna są wilgotne. Taki ogień przechodzi po wierzchu, ponad nasyconą wodą glebą. I nie czyni większych szkód – ekosystem dosyć szybko się regeneruje. Ale teraz jest ekstremalnie sucho, taki pożar nie daje się łatwo ugasić.

Ten teren od 200 lat był konsekwentnie osuszany, zaczęło się od zbudowania Kanału Augustowskiego...

Tak, ponad 200 lat temu wybudowano tam kilka kanałów, m.in. Kanał Augustowski. To spowodowało opadnięcie poziomu wody na torfowiskach o prawie metr. Torfy się osuszyły – taki materiał łatwo płonie. Problemem środkowej (palącej się teraz) części parku jest właśnie zanikanie torfu. Wszystkie katastroficzne pożary – także długotrwały pożar tzw. "trójkąta biebrzańskiego" z lat 90. - wybuchały na tym terenie.

Dzisiaj sytuacja jest dość wyjątkowa. Mamy postępujące globalne ocieplenie – nie było tak suchego roku od kiedy istnieje system monitoringu w parku. W środkowej części Doliny Biebrzy tej wiosny spadł… 1 mm deszczu! Średnia z ostatnich wielu lat wynosi 40 mm. Poziom Biebrzy jest o 1,30 m niższy od średniej z wielolecia. Przy rzece o tak szerokiej i płaskiej dolinie to bardzo duża różnica.

Przez lata dokładaliśmy swoje ludzkie cegiełki, żeby ten teren osuszać coraz bardziej. Część została zmeliorowana w latach 60. i 70. przez Instytut Melioracji Użytków Zielonych. Przez ostatnie kilkanaście lat prowadzony jest wprawdzie projekt renaturyzacji warunków wodnych w środkowym basenie Biebrzy, ale został on tak pomyślany, żeby zachować kompromis między użytkowaniem rolniczym a celami ochrony przyrody.

Co oznacza ten "kompromis"?

Poziom wody w Kanale Woźnawiejskim nie został podniesiony maksymalnie – utrzymano jego stosunkowo niski stan, żeby umożliwić rolnikom koszenie łąk, a nie przywrócić warunki bagienne. Co – moim zdaniem – było błędem.

Mamy więc dzisiaj zbiór wielu czynników: kumulację wielu suchych lat ostatniej dekady, zmniejszone zasilanie wód podziemnych, które się nie regenerują z powodu zwiększonego parowania i pobieranie wody do nawadniania pól jako reakcja na suszę.

Co uważa Pan za największą stratę?

Żal wszystkiego, ale chyba najbardziej ptasich lęgów. Ptaki albo założyły gniazda albo szukają miejsca – na pogorzelisku się gniazda nie zakłada. Jeżeli nie założą gniazd w tym roku, ich populacja się zmniejszy. Ogień objął tereny lęgowisk ptaków siewkowatych, drapieżnych i wielu innych. Widzieliśmy już, że spłonęło lęgowisko orła bielika.

Jeżeli powierzchniowy pożar roślinności nie zostanie ugaszony - przesuszony torf zacznie się palić. Czyli wydzielać dwutlenek węgla, ale także substancje toksyczne i rakotwórcze podobne do tych zawartych w najcięższym smogu: dioksyny, benzoapiren i inne – szkodliwe dla ludzi i zwierząt.

Co pan ma w sercu, kiedy pan patrzy na płonącą Biebrzę?

Zgorzknienie. Nie mówiąc o tym, że przyczyną pożaru było najprawdopodobniej wypalanie traw – tego niezrozumiałego zwyczaju nie da się chyba wyrugować z naszej świadomości.

Niestety, należało się tego spodziewać – nie mogło być innego scenariusza, naukowcy od lat o tym mówili i napominali. Nie mówię tego z satysfakcją czy schadenfreude. Nie jestem nawet wściekły, ani zaskoczony – po prostu przepowiadają się czarne przepowiednie. Obserwowałem suszę w lecie i zimie – wiosna nie mogła więc być wilgotna. To, co się teraz dzieje, jest po prostu potęgowaniem zjawisk obserwowanych przez lata. Ale wciąż tu i ówdzie wciąż możemy jeszcze zmniejszyć skalę tej katastrofy.

Co jeszcze możemy zrobić?

Potrzebujemy mądrej ustawy zakazującej odwadniania torfowisk i instrumentów wykonawczych. Wszystkie rowy na terenach bagiennych i pobagiennych powinny być zlikwidowane. Razem z ustawą powinny być wprowadzone instrumenty dopłat do tzw. usług ekosystemowych dla właścicieli gruntów. Renaturyzację, czyli podwyższanie poziomu wody w rejonach bagiennych trzeba robić wszędzie. To nie jest bardzo trudne. Bobry są w tym naszymi najlepszymi sojusznikami.

A wracając do pożaru biebrzańskich torfowisk - gdyby się teraz udało go ugasić, za rok nie byłoby śladu po uszkodzeniach, ekosystem by sobie z tym poradził. Tym bardziej, że rośliny nie zaczęły jeszcze porządnej wegetacji. Jeżeli zacznie się palić torf, nie ma mowy o szybkiej regeneracji ekosystemu. Przyroda nie znosi pustki, ale w takim scenariuszu na pewno odtworzenie ekosystemu nie będzie szybkie.

Wirtualna Polska rozpoczyna akcję #NieLejWody - zatrzymajmy suszę i ugaśmy pożar w Polsce. Wszystko, co musisz wiedzieć o skutkach suszy w Polsce, znajdziesz na naszej grupie na Facebooku. Aktualne wydarzenia, najnowsze informacje, wymiana wiedzy, wskazówek jak można pomóc czy gdzie pomocy szukać. Kliknij, by dołączyć