Kamila Kielar , 13 grudnia 2019

Kanada. Wszystkie duchy Północy

"Przez dwa miesiące na pacyficznych wodach Kolumbii Brytyjskiej tropię niedźwiedzie–duchy. Żeby się dostać na ich teren, przepływam ponad 500 km kajakiem po oceanie, zakładam bazy przy rzekach, do których wpływają łososie, a niedźwiedzie na nie polują", Kamila Kielar

Na początku był lód, ocean i naga skała. A potem był łosoś. I wszystko przez niego się stało, a bez niego nic się nie stało, co się stało. I powstał las, i przyleciały orły, i przypłynęły orki. Ryby wpłynęły do rzek, wilki wbiegły do lasu, przywędrowały niedźwiedzie. Każde zwierzę miało swój teren, znało swoje miejsce. A potem łosoś umarł i wszystko wraz z nim.

Od redakcji: Materiał publikujemy dzięki współpracy z magazynem Kontynenty.

To nie kolejny z mitów o stworzeniu świata. To prawdziwa historia zachodniego wybrzeża Kanady. Stworzenia go oraz jego końca. Końca, który rozgrywa się właśnie teraz.

Szedł płytkim strumieniem, trzymał rybę w pysku. Była spora, dlatego ją przydeptywał, aż wreszcie przydepnął tak skutecznie, że wyrwał ją sobie z pyska. Okazały łosoś ześliznął się po omszałych kamieniach, wpadł do wody i odpłynął. Niedźwiedź stał szczerze zdumiony. Niedźwiedź ma szramę na pysku, dlatego nazywają go tutaj Warrior, wojownik. A w zasadzie wojowniczka, bo to jedna z kilku niedźwiedzic, które nad ten strumień wracają przez całe lato, żeby łowić łososie. Wojowniczka jest cała biała. Biała, choć jest czarna.

Wojowniczka należy do najmniejszej grupy niedźwiedzi na świecie, najnowsze badania mówią, że żyje ich nie więcej niż 150. Ze względu na izolację ma szanse ujawnić się u nich gen recesywny – ten sam, który u ludzi odpowiada za rudy kolor włosów, a u labradora za kolor sierści. Ten gen sprawi, że mają całkowicie białe futro. Nie są albinosami, nie są tym bardziej niedźwiedziami polarnymi. To podgatunek niedźwiedzia czarnego: baribal w białej szacie.

Źródło: Kamila Kielar

Na zdjęciu piękny krajobraz północno-zachodniego wybrzeża Kanady

Do tej czarno-białej mieszanki trzeba dodać kolejny kolor: wściekłą zieleń północnych kanadyjskich lasów deszczowych. Tu, na zachodnim wybrzeżu Kolumbii Brytyjskiej, izolowane od ludzi, grizzlich oraz dopływu innych genów, ale za to z nielimitowanym dopływem (dosłownie) łososi, żyły niepokojone w lasach i w legendach rdzennych społeczności zamieszkujących te tereny. Nazwano je niedźwiedziami–duchami.

Ponad 30 lat temu wszystko zaczęło się zmieniać. Wayne McCrory, wybitny kanadyjski biolog, dotarł do miejsc, w których żyły białe niedźwiadki i zaprowadził tam Marvena Robinsona, mieszkańca nieodległego Hartley Bay. Przez te lata Marven rozwijał biznes dla fotografów przyrody, został członkiem Rady społeczności Gitga’at i jednym z najbardziej znanych lokalnych działaczy w promowaniu tego regionu. Ale kilka lat temu Marven został wyrzucony z rady za korupcję, a wszyscy naukowcy zerwali z nim współpracę za nieetyczne działania w kwestii wycinki lasów deszczowych oraz dokarmianie niedźwiedzi i niestosowanie się do obowiązujących w regionie zasad odpowiedzialnej turystyki.

Źródło: Kamila Kielar

Na zdjęciu: Biwak na dalekiej Północy. Kajak to znakomity środek transportu do poznania północno-zachodniego wybrzeża Kanady

Trzydzieści lat temu zaczęto też zwiększać ilość wyławianych ryb. Od tego czasu czterokrotnie wzrosły połowy niemalże wszystkich gatunków we wszystkich morzach. I dwunastokrotnie wzrosła produkcja łososia na farmach. W ciągu ostatnich piętnastu lat w niektórych rzekach ilość łososi spadła z kolei z ponad 3 milionów do 65 tysięcy. Pięćdziesięciokrotnie. Bo wycinka, bo wzrost temperatur, bo zakwaszenie, bo połowy…

W ostatnich kilku latach do izolowanej części lasów, w której żyją niedźwiedzie–duchy, w poszukiwaniu jedzenia zaczęły przybywać niedźwiedzie grizzly. Wiadomo, że jeśli zadomowią się tutaj na stałe, to wyprą mniejszych, biało-czarnych kuzynów. Ostatnie lato było rekordowo suche, większy deszcz w tutejszych lasach deszczowych nie spadł przez ponad dwa miesiące. Jesień też przyszła niepokojąco późno.

Źródło: Kamila Kielar

Na zdjęciu: Niezwykle rzadki okaz białego baribala - niedźwiedzia, który tak naprawdę należy do niedźwiedzi... czarnych

O rybach powszechnie wiemy, że są głupie i smaczne i że głosu nie mają. Wiemy, że są zdrowe, w rodzinie prawie każdy ma wędkarza. Nie wiemy, że ryby odgrywają kluczową rolę w życiu na lądzie – roślin, zwierząt i ludzi.

Lasy deszczowe w Kolumbii Brytyjskiej wyrosły na nagiej skale wyłącznie dzięki łososiom. Wpływające w górę rzeki na tarło ryby po złożeniu ikry umierają. Ich rozkładające się ciała dały podwaliny pod wytworzenie się gleby. Na niej wyrósł las, w którym występują dwa z pięciu największych drzew świata – daglezja zielona i cedr czerwony. Udowodniono dzisiejszy związek pomiędzy ilością łososi w rzekach, a szybkością rośnięcia drzew – z gnijących resztek ryb czerpią one azot i inne związki odżywcze.

Źródło: Kamila Kielar

Na zdjęciu: Pająk utkał swoje arcydzieło, deszcz go nie zniszczył

Postępująca wielkoskalowa wycinka tych terenów przyczynia się do zamulania rzek, co uniemożliwia łososiom złożenie ikry. Nie chroni rzek również cień rzucany przez drzewa, rośnie więc temperatura wody. W 2018 zanotowano rekordowe 20,5 stopni w rzekach. Łososie umierają w 19 stopniach.

Jeden niedźwiedź w sezonie wyławia z rzeki i porzuca na brzegu koło pół tysiąca łososi. Najchętniej zjada tylko skórę i głowę, najbogatsze w tłuszcz, resztę zostawia. Te resztki porywają kruki i drobne zwierzęta, wciągając je głębiej w las. Dwieście gatunków – morskich, lądowych i latających - żywi się łososiem.

Miliard ludzi współczesnego świata bazuje na rybach i owocach morza jako głównym źródle białka. Jest to dzisiaj zarówno najprostsze, jak i najbardziej ekskluzywne jedzenie. Dla nich buduje się farmy rybne – w Szkocji, w Kanadzie, w Norwegii. W nich na masową skalę hoduje się łososia atlantyckiego. Z nich wszystkie zanieczyszczenia i chemię wrzuca się z powrotem do oceanów. One niszczą dno morskie w promieniu kilku kilometrów.

Źródło: Kamila Kielar

Na zdjęcie: jeden niedźwiedź w sezonie wyławia z rzeki i porzuca na brzegu koło pół tysiąca łososi

Również i na tych farmach, które znajdują się na wodach Pacyfiku, hoduje się łososia atlantyckiego – bo po prostu rośnie szybciej. To zupełnie innych gatunek, obcy i inwazyjny w nieswoim środowisku. Od niego lokalne łososie zarażają się zewnętrznymi pasożytami, zwanymi tutaj sea lice, wszami morskimi. Jeden łosoś może mieć ich na sobie nawet kilkadziesiąt.

Rybacy z Klemtu, gdzie mieszka społeczność Kitasoo / Xai’xais, mówią jednym głosem, że od kilkunastu lat nie wyłowili dzikiego łososia, który byłby niezarażony pasożytami. Tim jeszcze doda:

- Gdyby ktokolwiek z bogatej Ameryki lub Europy widział, jak wyglądają te ich ulubione łososie, nigdy by ich nie tknął. Zaczynają powstawać farmy, na których są hodowane gatunki łososi pacyficznych. Żeby jednak rosły szybciej, wszczepiono im geny węgorza – i tym samym stały się one pierwszą genetycznie modyfikowaną żywnością dopuszczoną w Kanadzie. Jack, mieszkaniec Klemtu, kontruje jednak, że na farmach pracują mieszkańcy i dlatego bezrobocie jest poniżej 8 proc. W sąsiednich społecznościach, gdzie farmy ze względów ekologicznych są zakazane, bezrobocie jest i dziesięciokrotnie wyższe.

Źródło: Kamila Kielar

– Pogodzeniem interesów obydwu stron jest budowanie farm rybnych na lądzie, nie na morzach – podsumuje John Czornobaj, zarządzający odpowiedzialną turystyką w Klemtu. – Wtedy odpady i inwazyjne ryby nie będą miały kontaktu z tutejszym ekosystemem.

Przez dwa miesiące na pacyficznych wodach Kolumbii Brytyjskiej tropię niedźwiedzie–duchy. Żeby się dostać na ich teren, przepływam ponad 500 km kajakiem po oceanie, zakładam bazy przy rzekach, do których wpływają łososie, a niedźwiedzie na nie polują. Na drodze stają mi lwy morskie, wysokie fale i klify, które czasem przez 20 kilometrów nie dopuszczają do brzegu, na którym mogłabym się schronić przed nocą.

Źródło: Kamila Kielar

Na zdjęciu: Przez dwa miesiące na pacyficznych wodach Kolumbii Brytyjskiej autorka tropiła niedźwiedzie–duchy

Mijają jednak tygodnie, a ja widzę tylko pojedyncze ślady i tropy niedźwiedzi. Spędzam po wiele dni w każdej z baz, wędruję lasami w górę rzek, spędzam długie godziny z ustawionym aparatem. Na nic.

W wielu miejscach zaskakuje mnie cisza – gdy chodzę po górach, gdy czatuję nad wodą i gdy wpływam przez zatokę w górę rzeki. Powierzchnia wody powinna cała wrzeć od spławiających się łososi, kruki – o których kiedyś tutaj mówiono, że nie mogą latać z przejedzenia – się nie drą, niedźwiedzi nie ma.

Wszechobecna cisza spowodowana jest bezpośrednio nieobecnością łososi. Niedźwiedzie, wilki, ptaki – wszystkie w ciągu kilku ostatnich lat zostały zmuszone do zmiany zachowań, diety i miejsca zamieszkania. Niedźwiedzie zamiast rybami, żywią się jagodami. Lokalne wilki, które też jedzą łososie, również zniknęły znad rzek i pobiegły w góry. Coraz mniej jest też ptaków na wybrzeżu. Foki i lwy morskie są coraz słabsze, bo nie mają pełnowartościowego jedzenia. Słabsi są więc też i wrogowie fok i lwów morskich, orki. W sumie ponad 200 gatunków czeka dziś na powrót łososi do rzek.

Źródło: Kamila Kielar

Na zdjęciu: bez łososi wybrzeże opustoszało. Zwierzęta musiały zmienić dietę

Dlatego i ja pierwszego białego niedźwiedzia spotykam po ponad miesiącu wyprawy. Mam świadomość, że gdybym pojawiła się tutaj siedem lat temu, to spotykałabym je co kilka dni, że nie odeszły jeszcze wtedy za jedzeniem wysoko w góry. Mam świadomość, że – jak mówią lokalne wspomnienia z przeszłości – na drugą stronę zatoki dałoby się przejść po tak gęsto pływających w wodzie łososiach. Zamiast tego spędzam przeraźliwie ciche miesiące na wodzie i w lesie deszczowym.

Liczeniem ryb zajmują się creek walkers, rzeczni wędrowcy. Każdego lata wchodzą w górę rzek i klikają w licznik – taki sam, jak mają stewardesy – licząc każdą rybę. Kiedyś pracowali dla rządowego Department of Fisheries and Oceans (DFO), dziś, kiedy dane są coraz bardziej niewygodne, robią to z przekonań. Ostała się ich zaledwie siódemka, która co roku chodzi w górę rzek i klika, co roku wysyłają też do swoich byłych pracodawców raporty z alarmującej sytuacji na pacyficznym wybrzeżu. Raporty – jako że niezamawiane, bo oficjalnie creek walkerów zwolniono – są ignorowane.

Źródło: Kamila Kielar

Na zdjęciu: dziś niedźwiedź łapiący łososia w strumieniu to na pacyficznym wybrzeżu Kanady rzadki widok

Doug Steward jest jednym z tych, co klika i co wysyła raporty. Od 40 lat jego życie to brodzenie w wodzie i klikanie.

- To jest to, kim jestem. Dziś, jak sądzę, to koniec klikania, koniec tej części mnie. W Kanadzie jest cenzura naukowa i to dlatego cofnięto środowiskowe regulacje i rozwiązano monitoring.

Dane są niewygodne, bo wymusiłyby konkretne działania. A tam, gdzie tylko siedmiu ludzi liczy ryby, setki tysięcy liczą pieniądze. Łosoś to czwarty towar eksportowy Kanady, a jeśli popatrzeć na objętość całej produkcji żywności w kraju, łosoś zajmie 70 proc.

To wszystko zresztą już było w tym samym kraju, tylko po jego drugiej stronie. W 1992 roku – po pół tysiącu lat świetnie prosperującego przemysłu rybnego na wschodnim wybrzeżu Kanady oraz trzydziestu latach ostrych ostrzeżeń biologów, badaczy i ekologów – Kanada zmuszona była zakazać łowienia północnych dorszy, bo w wodzie zostały same niedobitki, bez szans na repopulację. 30 tysięcy lokalnych pracowników w jednej chwili straciło pracę, prawie tyle, ile dziś pracuje w przemyśle rybnym w całej Unii Europejskiej. Przez lata DFO ignorowało wszystkie pisma, wyniki badań, pomiary oraz prognozy.

Źródło: Kamila Kielar

Brak limitów ostatecznie doprowadził do wyczyszczenia wybrzeża Atlantyku z 93 proc. dorsza w 30 lat. Dziś nie ma osoby, która nie podkreślałaby analogii sytuacji z łososiami na drugim końcu kraju i nad drugim oceanem. Z przyrodniczego punktu widzenia maksymalny limit, na które Kanada może sobie pozwolić, żeby nie wybić gatunku, nie przekracza połowy tego, co jest wyławiane obecnie. A DFO starym zwyczajem ignoruje badania, ostrzeżenia oraz fakt, że i tak już jest zbyt późno na zrównoważoną gospodarkę rybną.

Mówiono przecież, że to niedźwiedzie są duchami. Bo jest ich niewiele, trudno je spotkać, bo w końcu są białe i w soczyście zielonym lesie wyglądają zupełnie nierealnie, jak istoty z innego świata. Okazuje się jednak, że największymi duchami są dziś łososie w rzekach.

Kamila Kielar – podróżniczka, laureatka prestiżowej nagrody Kolos 2018 w kategorii "Podróże" oraz Nagrody Publiczności za najlepszą prezentację. Wyprawę do Kolumbii Brytyjskiej odbyła pod patronatem "Kontynentów", niezależnego magazynu reporterów, podróżników i fotografów.

Tekst ukazał się w książce "Opowieści podróżne. Ameryka".

Źródło: Kontynenty

"Wszystkie duchy Północy" Kamili Kielar oraz 18 innych opowieści autorstwa znanych polskich podróżników i reporterów, w tym Elżbiety Dzikowskiej, Anny Alboth, Arkadego R. Fiedlera, Pauliny Wilk, Katarzyny Boni znajdziesz w najnowszej książce wydawnictwa "Kontynenty" pt. "Opowieści podróżne. Ameryka". Premiera 16 grudnia. Do kupienia od dziś w specjalnej, przedświątecznej cenie tylko na magazynkontynenty.pl.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Zobacz też: Drastycznie kurczy się populacja popularnej ryby