Urszula Korąkiewicz , 7 sierpnia 2020

Tomasz Organek: Polska poszła w pogo

East News

Artyści mają pełne prawo do publicystycznej wypowiedzi. To ich obowiązek: nie udzielać odpowiedzi, ale zadawać pytania, zmuszać do myślenia – mówi Tomasz Organek. I zapowiada nową płytę singlem "Pogo".

Urszula Korąkiewicz: Skąd się wzięło to "Pogo"?

Tomasz Organek: Pogo to taniec, w którym jeden uderza w drugiego. Po to, żeby samemu nie stracić balansu i nie upaść. Wiem, że punkowcy się na to oburzą, bo w ich kulturze pogo kojarzy się bardzo dobrze, ale ja je traktuję jako metaforę naszych czasów. Kolejna odmiana chocholego tańca.

Ten taniec obrazuje relacje między nami, Polakami?

Jest między nami dużo przemocy słownej i agresji.

Uderzamy w innych, by "nie stracić balansu i nie upaść"?

Właśnie o tym mówi "Pogo".

Jedna ze stron niedawno boleśnie przegrała wybory.

Zawsze tak jest. Ktoś wygrywa, a ktoś przegrywa i to jest ok. Problem w tym, że po wszystkim obie strony są mocno zwaśnione.

Cytujesz "Wesele" Wyspiańskiego: "Miałeś chamie złoty róg…". Chcesz powiedzieć, że nie wyciągamy wniosków z historii?

Nie uczymy się. I to jest kolejna stracona szansa. O tym właśnie było też "Wesele". Zamiast się uczyć, znów tańczymy właśnie pogo: ogłupiający, chocholi taniec. Straconych szans. Walczymy ze sobą zamiast porozumieć się jako społeczeństwo, nie ulegać mediom i politykom, i budować ten kraj na szacunku wobec siebie, otwarciu na nowe i negocjacji.

Pokazujesz w teledysku, jak podczas pogo – tańczonego zresztą na weselu – oberwać może każdy.

Ponieważ my się nie opowiadamy po żadnej stronie, tylko pokazujemy złe rzeczy, które się w kraju dzieją. Próbowaliśmy być obiektywni i wyszukiwać przykłady z różnych grup społecznych i różnych stron konfliktu.

Jakieś reakcje już słyszałeś?

Jedni chwalą i mówią, że to wideo to jest komentarz publicystyczny, który podsumowuje przemoc i agresję w Polsce. A drudzy twierdzą, że jesteśmy polityczni i opowiadamy się za jedną ze stron. Ja to odrzucam.

Z kraju nie wyjedziesz?

Daleki jestem od takiego dramatyzowania. Istotą polityki jest to, że ludzi się dzieli. Ale to nie jest powód, żeby wyjeżdżać. Żeby coś w Polsce zmienić, to trzeba w tym kraju zostać i działać, a nie wyjeżdżać i machnąć ręką.

Przed wyborami, inaczej niż poprzednio, wielu popularnych artystów dało znać swoim fanom nie tylko, że idą na wybory, ale i na kogo zagłosują. Póki tego nie mówili, krytykowano ich za to, że nie chcą zabierać głosu. Jak się wypowiedzieli, to usłyszeli z drugiej strony, że artyści powinni zająć się "swoją robotą", a nie polityką.

Nie rozumiem tych zarzutów. Czasy są skomplikowane. Mamy mnóstwo wyzwań. Nie będziemy przecież teraz grać piosenek tylko o miłości. To piękny i wdzięczny temat, ale są sprawy, którymi trzeba się zająć. I o których trzeba mówić.

I śpiewać?

Muzyka zawsze się zajmowała polityką, nigdy od niej nie stroniła. Uważam, że artyści mają pełne prawo do publicystycznej wypowiedzi artystycznej. To powinien być wręcz obowiązek: nie udzielać odpowiedzi, zadawać pytania. Nie jest zadaniem artysty mówić, kto jest dobry, kto jest zły, tylko nagłaśniać pewne tematy, mówić o nich, zmuszać ludzi do myślenia i podejmowania pewnych decyzji świadomie.

Kult, Perfect, Republika - w ich twórczości były manifesty polityczne. Tak samo jest za granicą. Zachwycamy się muzyką amerykańską, a tam artyści są bardzo polityczni. Biorą udział w kampaniach wyborczych, opowiadają się po którejś ze stron sceny politycznej i nikt im nie ma tego za złe. Artyści są w równym stopniu obywatelami danego kraju jak inni. Dlaczego mieliby nie zabierać głosu?

Fisz zabrał głos i mówi "Mój kraj znika", Taco Hemingway tańczy "Polskie tango". To dobry moment?

Każdy moment jest dobry, żeby pisać ważne piosenki. Cieszę się, że muzycy to robią. Każdy, kto ma jakiekolwiek poglądy, ma prawo je reprezentować. Jeżeli muzycy poczuli, że chcą się zaangażować, to się tylko mogę cieszyć, że to nie pozostaje już domeną pojedynczego artysty. Ludzie zaczynają rozumieć, że tak powinno być, że to jest właściwe. Że należy się interesować tym, co się dzieje w Polsce i zabierać głos.

Źródło: East News

Zaangażowane teksty, zwłaszcza jeśli dotyczą konkretnego wydarzenia, szybko stają się nieaktualne.

Tak, z czasem nikt nie pamięta kontekstu i piosenka staje się nieczytelna. Dlatego kiedy pisałem "Niemiłość" czy "Pogo", starałem się, żeby to były bardziej uniwersalne teksty. Chociaż zdarzają się teksty dotyczące "tu i teraz", jak choćby "Twój ból jest lepszy niż mój" Kazika.

Wywołała medialno-polityczną dyskusję i lawinę zmian w Trójce. A ty zawiesiłeś współpracę z PR3. Impuls czy efekt obserwacji?

Z dużym bólem obserwowałem przez lata rozkład Trójki. Z bólem, bo to jest nasz dom. To jest nasze główne radio, od początku traktowaliśmy je jako nasze miejsce. Obserwowałem, jak odchodzą kolejni dziennikarze, jaka jest atmosfera. W końcu doszło do kompletnego przekroczenia norm i standardów etycznych.

To, co się wydarzyło wokół piosenki Kazika i Listy Przebojów, oskarżanie i szkalowanie Marka Niedźwieckiego, który ją stworzył, jest niemoralne. To była ważna część polskiej kultury, symbol. Został zniweczony w jeden wieczór. I jeśli do czegoś takiego doszło, to znaczy, że to już koniec. To był ten moment, kiedy zareagowaliśmy nie tylko my, ale środowisko. I moim zdaniem to było naprawdę potrzebne.

Jakie są konsekwencje rezygnacji z grania swoich piosenek w tym radiu?

Widzę, jak mi zmalały tantiemy. Po prostu. To nie były tylko puste słowa. Wziąłem za nie odpowiedzialność. To nie jest tak, że powiedziałem coś i nic mnie to nie kosztowało. Ja za to po prostu płacę. Najbardziej namacalnym skutkiem jest to, że mniej zarabiam. Ale pieniądze nie są wszystkim. Czasami trzeba zwyczajnie stanąć po właściwej stronie. I myślę, że właśnie po takiej stanęliśmy.

Przeczytaj także: Karaś/Rogucki: "W okolicy źle się dzieje"

Co dalej?

Ostatnio nawet udostępniłem list otwarty Kuby Strzyczkowskiego i wyraziłem szacunek wobec tego, co zrobił. Poprosił w nim m.in. o to, by przeprosiny Marka Niedźwieckiego znalazły się na stronie Trójki. Ale mimo wszystko niewiele się nie zmienia.

Czekamy na prawdziwe zmiany w Trójce. Na razie w Trójce nie ma ludzi Trójki, nie ma atmosfery, nie ma połowy programów. Musi się tam zmienić też zarządzanie. Musi być przejrzyste, tak by to było znowu radio niezależne.

Cała płyta będzie tak polityczna jak "Pogo"?

Nie. Będzie można wyczytać coś między wierszami, ale to nie będzie dosadne. Muzyka służy też zabawie - i samej muzyce.

Od paru miesięcy nie ma zabawy. Nie ma koncertów.

To jest najbardziej dotkliwe: z dnia na dzień skasowano cały sezon koncertowy. Zwyczajnie nie mogliśmy wykonywać swojej pracy. Oczywiście, nagrywaliśmy wtedy płytę, ale brak koncertów doskwierał.

Źródło: East News

Dlaczego nie zagrałeś, jak wielu artystów, domowego koncertu w sieci?

Nie widziałem w tym sensu. Zwłaszcza, że nie mogliśmy zaprezentować nowego materiału. Granie do kamerki internetowej mija się z celem. Nie udzielają ci się takie emocje jak na prawdziwym zdarzeniu. Bo koncert, spektakl czy jakakolwiek inna forma artystycznego wyrazu jest pełna dopiero wtedy, gdy są dwie strony – odbiorca i twórca. To takie kolektywne przeżywanie sztuki. Zdarzenie, które nas dookreśla, nadaje tożsamości grupowej. I kiedy zabiera się publiczność, kompletnie nie działa.

W końcu jednak, choć nie w pełnym wymiarze, wracacie do grania.

Dopiero zaczynamy powolutku wracać. Na razie są to małe koncerty, z publicznością ograniczoną do ok 200 osób. I to się pewnie jeszcze długo nie zmieni. Ludzie siedzą na krzesełkach, w maskach, to do naszej muzyki niespecjalnie pasuje, ale te koncerty i tak się udają. Widać, że ludziom też to się podoba, widać, jak są tego spragnieni.

A jak wy odbieracie to odmrożenie, jakie odczuwacie emocje?

Totalnie euforyczne. Czuję, jakbyśmy trochę wrócili do początku, do "Głupi Tur". Do grania malutkich koncertów. To jest super, jest orzeźwiające i uczy pokory. Pokazuje, że nie zawsze musi być 2000 osób na koncercie, a wszystko może się rozmyć w jeden dzień. Ale my czerpiemy z tego ogromną radość. Bardzo za tym tęskniliśmy.

Dużo rozmawiasz z fanami w internecie. Pomogły ci te rozmowy w przetrwaniu kwarantanny?

Lekko nie było. Oczywiście, na początku było fajnie, w końcu miałem czas dla siebie. Nadrobiłem książkowe i serialowe zaległości, biegałem. Ale po jakimś czasie to się stało uciążliwe. W momencie, kiedy naprawdę byliśmy zamknięci, zaczęło mnie uwierać to, że wielu rzeczy nie możemy robić, czułem w związku z tym dyskomfort psychiczny. Poza tym – zawsze miałem się za skończonego mizantropa i samotnika, a teraz odkryłem, że bez ludzi nie da się żyć. Nawet zwykłe spotkanie w sklepie pokazało mi, jak bardzo potrzebujemy tej wymiany energii, spotkania z drugim człowiekiem.

Social media to dobra platforma dyskusji? W końcu to tam zdarza się, że zarzucają ci zbytnie zaangażowanie albo opowiadanie po jednej stronie konfliktu w publicznych sporach.

Najlepsza. Większość z nas wsiąkła w social media i bardzo intensywnie z nich korzysta. A skoro tak jest, to umożliwia to otwartą dyskusję praktycznie ze wszystkimi. Staram się ją prowadzić spokojnie, kulturalnie, z poszanowaniem opinii innych. Nie musimy się ze wszystkimi zgadzać, chodzi o otwartość i wyrozumiałość. Nie zależy mi na klepaniu po ramieniu, zależy mi na rozmowie. Gdyby było inaczej, gdybym kłócił się z ludźmi na forach internetowych, całe to moje gadanie o "Niemiłości", pojednaniu, partnerstwie, nie miałoby sensu. To byłaby czysta hipokryzja. A ja chcę być spójny w moim przekazie.

Źródło: FORUM

A w którą muzyczną stronę idzie teraz Ørganek?

Zrezygnowaliśmy z vintage rocka, mieszamy gatunki. Jeśli chcemy mówić o bieżących sprawach i współczesnym językiem, to musimy mieć takie narzędzia. Hipisowski idiom nie nadaje się do opowiadania o dzisiejszym świecie, dzisiejszej Polsce. Dziś świat jest o wiele bardziej skomplikowany i brutalny.

Co cię teraz kręci w muzyce?

Do łask wraca post punk, muzyka, w której upatruję świeżości. Bardzo lubię post punkowe kapele, które się pojawiają, jak Idles, Viagra Boys, Fontaines D.C. Widać nową falę gitarowego grania. To jest fajne i jednocześnie polityczne. Te kapele mówią dużo o istotnych sprawach. Zresztą, punk zawsze był polityczny, to była przecież muzyka buntu. Postanowiłem skorzystać z tej schedy.

Brakowało wam tego?

Chcieliśmy mówić o czymś innym niż dotąd, stąd ta zmiana stylu. Poza tym, nie lubimy się nudzić, chcemy się rozwijać, bawić konwencjami, wciąż coś odkrywać, w tym jest najlepsza zabawa. Dla mnie gatunek muzyki nie ma większego znaczenia. Docierają do mnie głosy, że „Pogo” to już nie to, bo brakuje w tym wszystkim bluesa, ale… nigdy wszystkim nie dogodzisz. Celowo odłożyłem bluesa na bok, żeby eksplorować inne przestrzenie. Po co się ograniczać na własne życzenie? Nie chcę być niewolnikiem jednej stylistyki, bo kiedyś coś nam się udało. Muzyka jest cudowna i nieskończona. Bawmy się nią.